Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wobec Galaktyki

- Ta szarfa to symbol przymierza, oddania i wierności. Jej zadaniem jest łączenie, a wy musicie strzec, aby nigdy nie została rozerwana. To viola - wziął do ręki kwiat. - Na Arkanis nazywamy go królewskim kwiatem. Symbolizuje władze i potęgę, które podobnie jak małżeństwo wiążą się z bezgraniczną odpowiedzialnością i wielką odwagą. - wziął do drugiej ręki wstęgę. - To symbol poddaństwa i uległości. - Umieścił kwiat pod wstążką i zawiązał na szafie. - Niech wszystko razem stanie się symbolem waszej jedności. Od dzisiejszej nocy aż po kres waszych dni tym właśnie będziecie, a między wami powinna panować równowaga i harmonia.

Hux usłyszał ciche prychnięcie Kylo i uśmiechnął się pod nosem.

- Jakiś problem? Wszyscy wiedzą, że jesteś chodzącą harmonią. - szepnął mu do ucha. Ren zaśmiał się.

- Nie prowokuj mnie. Chyba, że chcesz, żeby zdarł z ciebie ubrania na oczach tych wszystkich ludzi. - Zolan westchnął cicho.

- Proszę. Oszczędźcie moje uszy i zamknijcie się, to Ceremonia Ślubna. Wymaga chociaż odrobiny powagi. - warknął cicho.
- Uważaj Zolan. Gdybym wiedział, że wyjedziesz z poddaństwem i harmonią. Postarałbym się, żeby znaleźć kogoś na Twoje miejsce.
- Arkanijczycy i zgromadzeni goście. Wszystkich was biorę na świadków przysięgi, która zostanie zaraz wypowiedziana. Wobec potęgi Księżyca, który wytrwale goni Słońce po nieboskłonie, wobec gwiazd i wobec galaktyki, wypowiedzcie przysięgi.
- Jakie przysięgi?
- Wiedziałbyś gdybyś przeczytał scenariusz... Wobec potęgi Księżyca i gwiazd, wobec nieustającego deszczu i słonecznych dni. Wobec Galaktyki przysięgam, że od tej nocy aż po kres moich dni - spojrzał na bruneta - nie spróbuję cię zabić ani ci zaszkodzić, bo z jakichś idiotycznych powodów głęboko wierzę, że najwięcej uda nam się osiągnąć w jedności. - przysięgę arkanijskim zwyczajem Hux wypowiadał do Kylo i jedynym oprócz nich, który był w stanie ją usłyszeć był Zolan. Rudowłosy przyglądał się teraz badawczo rycerzowi. Dobrze pamiętał jego obietnice z Exegolu. Niespodziewana szczerość była czymś co przypiera ludzi do ściany o wiele lepiej niż manipulacja. Cała przysięga Huxa była szczera jego kariera, jego przyszłość, a być może jego życie zależało teraz od paru zdań, które postanowi wypowiedzieć Ren. I Armitage musiał przyznać, że było w tej wizji coś niezwykle pociągającego.
-Wobec Mocy - rudowłosy poczuł dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Moc. Przysięga wobec Galaktyki wydawała się imponująca, ale nie do porównania z Mocą. Czy przysięganie na nią było bezpieczne? Po wizycie na Exegolu Hux z rezerwą odnosił się do wszystkiego co miało z nią związek. - Wobec Mocy przysięgam, że od tej nocy aż po kres moich dni, jesteś przy mnie bezpieczny. Każdy kto będzie pragną ci zagrozić zmierzy się najpierw ze mną.
- Nigdy nie byłem na tak romantycznym politycznym ślubie.
- Jeszcze słowo, a wobec galaktyki zostaniesz wgnieciony w dywan. - syknął Hux.
- A wobec Mocny przebity mieczem. - dokończył Kylo niemal usłużnie. Zolan uniósł ręce w obronnym geście.
- Niech Księżyc, gwiazdy, Galaktyka i Moc przyjmą wasze przysięgi, strzegą ich i zagwarantują wam powodzenie i bezpieczeństwo. Od dziś możecie nazwać się małżeństwem.
Po krótkiej owacji Ceremonia została zakończona. Sala Solarna szybko przemieniła się w sale bankietową.
- Gratulacje. - Zolan stanął obok nich z kieliszkiem szampana. - To była udana uroczystość.
- Niewątpliwie.
- Jak długo musimy to nosić?...
Zolan uśmiechał się rozbawiony
- Tradycja nakazuje przynajmniej cały bankiet. Co wytrwalszym udaje się to zachować nawet w łóżku...
- Na przyszłość powinniście pomyśleć o czymś bardziej praktycznym. Kajdanki na przykład.
- Lord Ren ma wybujałą wyobraźnię.
- Faktycznie. Ciężko to przeoczyć Imperatorze...
- Spodziewałem się... Czego innego niż bycia związanym z nim przez cały wieczór. Na przykład obrączek.
- Obrączki to zwyczaj Światów Jądra. Lordzie Ren związałeś się z nim nie tylko na wieczór, ale na całe życie... Może powinieneś zacząć się przyzwyczajać. Szarfa to dobry wstęp. Wybaczcie. - odszedł.
- Robi się bezczelny.
Hux zaśmiał się cicho.
- Możesz go postraszyć, jeśli poprawi ci to humor - upił łyk szampana - ale jutro.
-No proszę. Dziś nie wylewasz alkoholu do doniczek, Hux. - rudowłosy uśmiechnął się lekko.
- Mam wyjątkowo dobre samopoczucie. - Ren uniósł jego podbródek rozbawiony.
- Zauważyłem. Zabawne co strach robi z ludźmi. Kiedy już się go pozbędą są w stanie zapomnieć o wszystkim. Kompletnie stracić czujność, jednocześnie sądząc, że mają kontrolę.
Hux znieruchomiał przyciągną Rena wolną rękę bliżej.
- Przestań pogrywać. - warknął - To już nie ma znaczenia. Nie psuj mi wieczoru. Rzeczy się zmieniły. Jesteś głupcem, jeśli sądzisz inaczej.
- Tak... Rzeczy się zmieniły. Mogę się na przykład chwalić, że Imperator jest moim mężem.
- Ha! Paradne, Ren. To ty jesteś mężem Imperatora. - dopił szampana odstawiając kieliszek. Sięgnął po trzeci. Ren zamknął mu usta pocałunkiem.
- Kiedy tradycja nakazuje oddalić się nam od gości.? - zamruczał
-Pieprzyć tradycje, Ren. Jestem Imperatorem Galaktyki. Tradycja to ja.
- Spiłeś się dwoma kieliszkami szampana? - Hux musiał ratować reputację. Jednym haustem wychylił kieliszek trzymany w ręku.
- Trzema. - Ren prychnął rozbawiony.
- Cóż... W takim razie muszę cię stąd zabrać i spełnić Twoje rozkazy.
-Rozkazy?
- Imperator rozkazał mi pieprzyć tradycje... Skoro sam jest tradycją. - pokręcił głową zrezygnowany - cóż mi pozostaje... - Rudowłosy zaśmiał się opierając na nim.
- Nie wiem jak to się stało, ale jestem niesamowicie pijany i mam męża...
- Zaufaj mi. Twój mąż też nie wie jak to się stało...
Hux nie kojarzył więcej. Co działo się dalej?... Zdaje się, że Ren faktycznie zabrał go z sali i wypełnił rozkazy swojego Imperatora. Ranek nie należał jednak do najprzyjemniejszych.
- Obrączek nie ma, ale zdaje się noc poślubną jest jak najbardziej znana, hm?
Hux skrzywił się ziewając i kładąc głowę na poduszkę.
- Na Arkanis nikt nie ogranicza się tylko do nocy poślubnej, Ren.
- Dobrze wiedzieć. - pocałował go w ramię. Hux jęknął.
-Zostaw. Zaraz umrę... Nienawidzę alkoholu.
- Idź spać Armitage. - rudowłosy zamknął oczy. Kiedy obudził się po raz drugi nie czuł się wspaniale, ale lepiej. Wziął coś na głowę i usiadł przenosząc wzrok na śpiącego Rena. Szarfa leżała złożona na szafce nocnej. Okręcił się powoli na krześle i spojrzał przez okno. Deszcz spływał po szybie. Rudowłosy westchnął podpierając brodę rękami. Usłyszał sygnał od strony drzwi.
-Wejść. - Jego nowy adiutant wszedł do środka ze śniadaniem.
- Dzień dobry, Imperatorze. Zolan kazał przekazać, że chciałby omówić szczegóły koronacji, kiedy tylko dojdziesz do siebie.
Hux prychnął cicho sięgając po kawę.
- Przekaż mu, żeby przyszedł tutaj.

- Tutaj? - adiutant spojrzał na Rena w łóżku. Hux uniósł brew śledząc jego spojrzenie.

- Tak. Uważasz, że jest niezbyt wyjściowy? - Ren uniósł się zirytowany na łokciach.

- Ja?...

- Rozmawiamy o wystroju, Kylo. Leż dalej. Więc jak podporuczniku? - zerknął na niego nadal nie spuszczając wzroku z Rena. Chłopak zawahał się patrząc na rycerza.

- Cóż... prawdę mówiąc Imperatorze... Jest... Bardzo wyjściowy... - wydukał. Hux niemal wypluł kawę, a Ren zaniósł się śmiechem opadając na łóżko. Rudowłosy zacisnął usta.

- Hux nie gotuj się tak. Podporucznikowi podoba się "wystrój". To chyba dobrze świadczy o twoim guście.

- Zejść mi z oczu, podporuczniku. - wycedził.

- Tak, sir! - wrzasnął zestresowany chłopak i prawie wybiegł z pokoju.

- Rozmowa chyba nie przebiegła po twojej myśli. - wyszczerzył się rycerz rozbawiony, narzucając coś na siebie. Hux upił łyk kawy przyglądając się mu. - Hux. - uniósł jego podbródek dwoma palcami.

- Mm?

- Mówiłem do ciebie.

- Wiem. - podał mu kubek. Kylo prze lewitował przedmiot na biurko. Hux przewrócił oczami. - Czasem mógłbyś się nie popisywać, tak dla odmiany. - Ren uśmiechnął się lekko siadając mu na kolanach.

- Nie lubisz zmian. - Ren obserwował zaskoczony jak Hux opiera głowę o jego ramię. Armitage zamknął oczy czując jak rycerz wsuwa mu rękę we włosy.

- Bądź grzecznym mężem i zachowuj się należycie na koronacji. - wymruczał. Ręka Rena zatrzymała się.

- To znaczy?

- Uklęknij.

- Nie ma mowy. - odsunął się. Hux prychnął. - I lepienie się do mnie nie pomoże.

- Idź do diabła. - warknął rudowłosy poirytowany odsuwając się od niego, wziął swoją kawę i zapalił papierosa, brunet objął go rękami za szyję przyglądając się mu. Hux odwrócił wzrok.

- Dopiąłeś swego, Armitage. Jesteśmy równi, bo w końcu tego chciałeś, czyż nie?

- Chciałem cię widzieć w piachu. - dmuchnął w niego dymem z satysfakcją obserwując jak Ren kaszle. - I kiedyś zobaczę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro