Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Cisza przed burzą

Hux przymknął oczy wyłączając tablet. Po chwili spojrzał na stojącego przed biurkiem Mitakę.

- To już ostatnia sprawa. - rudowłosy posłał mu mordercze spojrzenie.

- Siadaj, Mitaka.

- Postoje Imperatorze, zaraz muszę.

- Dopheld. Siadaj. - warknął Hux głosem, nieznoszącym sprzeciwu. Brunet usiał zdzwiony. Armitege westchnął. - Zajmij się tym ślubem. W całości, mam nawał pracy i jeszcze Rena. Nie możesz zawracać mi głowy kolorem kokardek czy czymkolwiek. - Mitaka spojrzał na niego urażony.

- A moje obowiązki? Jestem pańskim adiutantem, jeśli całkiem zajmę się uroczystością to...

- Kapitanowi nie wypada być adiutantem. - Mitka wyprostował się patrząc na niego zdziwiony. Hux nie zwykł mylić się co do stopnia.

- Jestem porucznikiem. - rudowłosy podał mu bez słowa tablet. Mitka spojrzał na ekran.

- Gratuluje awansu, Kapitanie Mitaka.

- Ja... Dziękuję, Sir! Dopilnuje, żeby wszystko było perfekcyjnie! - z takim postanowieniem wymaszerował z kwater Huxa. Armitage wyciągnął się na krześle. Ren staną w drzwiach do gabinetu i oparł się o framugę. 

- Hux, Hux... Masz wyjątkową umiejętność pozbywania się ludzi.

- Nie pozbyłem się go. Awans był w pełni zasłużony. Polubiłem go... Jest kompetentny.

- A mimo to wypuściłeś go z rąk. - Hux otworzył oczy i wywrócił nimi patrząc na Rena.

- Załóż coś. Idziemy odwiedzić kadetów... Potrzebuję nowego adiutanta.

- Zabierasz mnie, bo boisz się swoich starych znajomych, których obsadziłeś tam z instruktorów? - stanął za nim. - Hux...

- Zamknij się. Po prostu wyglądaj groźnie i się nie odzywaj. Jasne?

**********

Huxowi zrobiło się gorzej od razu, kiedy weszli do części przeznaczonej do szkolenia kadetów. Wspomnienia uderzyły w niego niespodziewanie. Czuł się jakby dostał po twarzy. 

- Nie przewróć się, Hux. Chyba nie chcesz paść na twarz przed swoimi generałami.

- W razie czego... - wydusił przez ściśnięte gardło.

- W razie czego będę cię łapać. - Hux zacisnął zęby.

- Bawi cię to.

- Owszem. Generale! Imperator chciałby poznać najlepszych kadetów. - powiedział Ren, kiedy dotarli do jednej z sal. Generał obrzucił ich krytycznych spojrzeniem. Hux wiedział, że wśród starych przyjaciół swojego ojca nie ma co liczyć na szacunek. Szczególnie po tym jak pijany zabił im towarzysza. Nie wiedział jak teraz wygląda, ale z pewnością niezbyt imponująco ani niezbyt groźnie. Cóż, Ren musiał wystarczyć.

- Oczywiście. - satysfakcja w oczach Generała podpowiadała Huxowi, że wygląda raczej żałośnie. Wyprostował się i zacisnął usta. Poszli za nim do sali. Ucisk w jego klatce piersiowej zaczął narastać. Nie. Teraz. Zacisnął ręce. Ren szybko zorientował się, że coś jest nie tak. Generał zaczął przedstawiać im kadetów. Staną bliżej za rudowłosym łapiąc go dyskretnie za pasek od munduru. Usłyszał ciężki, świszczący oddech Huxa. Przerwał po chwili Generałowi.

- Wrócimy do tego. Muszę coś pilnie omówić z Imperatorem.

- Naturalnie. - Renowi udało się pokierować Hux na zewnątrz. Kiedy wyszli z budynku rudowłosy nie mógł już złapać oddechu.

- Hux...

- Zaraz... Przejdzie - wydusił ledwo. Po paru minutach faktycznie było lepiej. Rudowłosy otarł łzy, które napłynęły mu do oczu i wstał chwiejnie.

- Co to było?

- Nie twoja sprawa. - syknął. Poczuł rękę Rena na karku spojrzał na niego wściekle i zamarł zdziwiony. Czy dostrzegł w jego oczach troskę? - Lekki atak astmy. Dawno się nie zdarzały. - poprawił mundur i odchrząknął. - Wracam do kwater. Każ przysłać do mnie tych dwóch kadetów. Pierwszych od prawej. - odszedł szybko. Doprowadził się do porządku i opadł na fotel w salonie. Pierwszy przyszedł Ren. Hux westchnął zirytowany.

- Już ci lepiej czy potrzebujesz pomocy medycznej, Imperatorze. - Ren nachylił się nad nim. Hux skrzywił się.

- Jeśli się nie odsuniesz sam będziesz jej potrzebował. - Kylo usiadł na nim rozbawiony.

- Zdaje się, że nic ci nie jest.

- Rozmawialiśmy o spoufalaniu się w godzinach pracy.

- Owszem, powiedziałeś swoje i poszliśmy do łóżka. Chcesz to powtórzyć? - usłyszeli sygnał ze strony drzwi.

- To kadeci. - Hux odsunął go od siebie wymownie.

- No i? Wejść! - pocałował go przerywając dopiero w momencie, w którym był pewien, że nowoprzybyli to zobaczyli. Podniósł się i stanął z boku. Hux wstał.

- Imperatorze, meldujemy się na rozkaz.

- Przejdźmy do rzeczy. Szukam adiutanta. - usiadł za biurkiem. - Jeden z was nim zostanie. Za godzinę widzę was na lądowisku. Polecicie ze mną na Finalizera i przejdziecie symulacje ataku.

- Będziemy... dowodzić Niszczycielem?

- Tak. Podczas symulacji. Ten, który według mnie poradzi sobie lepiej otrzyma stopień podporucznika i zostanie moim adiutantem. Czy ro zrozumiałe?...

- Tak jest, Sir!

- Świetnie możecie odejść. - kadeci wymaszerowali z pomieszczenia. Hux poczuł ręce Rena na szyi. - Ren?... - wciągnął szybko powietrze, kiedy Kylo zacisnął mocniej rękę. - co ty wyprawiasz...? - warknął.

- Zastanawiam się czy nie skręcić ci karku. - Hux szarpnął się, ale Ren przytrzymał go na fotelu. - Nie uciekaj, Hux. - rozluźnił trochę uścisk na szyi. Rudowłosy wziął oddech.

- Masz mnie natychmiast puścić.

- Podaj mi jeden powód, dla którego miałbym cię nie zabijać. - stanął przed nim i uniósł mocno jego podbródek. - Jesteś słaby. - Rudowłosy zacisnął mocno zęby.

- Nie jestem słaby. - wysyczał.

- Czyżby?...

- Gdybym był nie byłoby mnie tutaj. Już dawno bym zdechł, Ren. Już dawno. Tymczasem to ciebie ciągle trzeba ratować! To ty wiecznie zabijasz naszych własnych ludzi! To ty niszczysz sprzęt i ...

- I to ja wyciągam cię z sali żebyś nie padł na twarz przed swoim startym wrogiem. To ja daję się traktować jak twój...

- Utrzymanek to słowo, którego szukasz Lordzie Ren. - Hux nie mógł powstrzymać bezczelnego uśmiechu.

- Właśnie. - Ren oparł się o fotel i przycisnął mu rękę do krtani. - Doceń to Imperatorze. - warknął mu do ucha - Inaczej może być z tobą źle. 

Parę godzin później Hux leżał na łóżku przyglądając się śpiącemu Renowi. Czy mógłby go teraz zabić? Nie miał pewności. Rycerz mógłby się obudzić. Mógłby coś wyczuć. Czy powinien go teraz zabić? Nie ulegało to żadnym wątpliwością. Czy chciał go teraz zabić? Chciałby powiedzieć, że tak, ale nie byłaby to prawda. Oparł głowę o ramię Kylo przymykając oczy. Następnego dnia czekała go przymiarka ślubnego stroju. Patrzył na swój hologram. Na Arkanis ceremonie ślubne były bardzo poważanymi uroczystościami. Gdyby nie to Hux bez wahania wybrałby swój galowy mundur. Jednak postanowił iść na kompromis wplatając w krój munduru elementy tradycyjnego stroju. Był zadowolony z efektu.

- Jak wygląda strój, Rena?... - Mitaka wyświetlił mu drugi hologram. Hux skrzywił się. - Czerwony?

- Lord Ren nalegał.

- Oczywiście...

- Prezentują się imponująco. - Zolan stanął za nim - Podjąłeś już decyzje co do ewentualnej koronacji?...

- Nie. Kiedy zdecyduje otrzymasz wszystkie szczegóły. Nie chce łączyć jej ze ślubem. - usiadł zakładając nogę na nogę. - Zmień kolor obić na złoty. - Spędził tam dobre dwie godziny.

Parę dni później rudowłosy stał w sali Solarnej patrząc na Rena przed sobą. Zolan spojrzał na nich.

- Imperatorze. Możemy zaczynać? - Hux skinął głową.

- Tak. Zaczynajmy. - Podniósł głowę. Zwyczajem na Arkanis było pobieranie się kiedy słońce lub księżyc były w zenicie. Światło zalewało wtedy salę przez otwór w dachu. Nie budowano już w tych czasach takich konstrukcji. Jakkolwiek Hux próbował zdystansować się do wszystkiego sceneria była oszałamiająca. Wziął oddech i wypuścił powoli powietrze. - Postarałeś się Mitaka. - powiedział do siebie. Zorientował się, że Zolan mówi coś do niego. Zreflektował się kładąc rękę na ręce Rena. Zolan owiną je złotą szarfą. 

- Dość ciasno. 

- Będziemy ją nosić przez resztę Ceremonii, nie może spaść.  

- Co?.... 

- Przysłałem ci szczegóły. - Zolan odchrząknął patrząc na nich wymownie. 

-Mogę kontynuować? 

- Tak. - powiedzieli jednocześnie i spojrzeli na siebie wściekle. Zolan westchnął. To będzie najtrudniejsza ceremonia jaką przyszło mu prowadzić. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro