Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24

Dzień dobry! Mamy kolejny rozdział! Wiem, że napisałam, iż część 24 ma się pojawić w środę, ale postanowiłam wstawić szybciej i nie kazać tak długo czekać, tym którzy czekają XD
Miłego czytania :)

------------------------------------------------------------

Draco obudził się bardzo wypoczęty, pomimo tego, że była 5 rano postanowił wstać. Czuł, że nie ma potrzeby próbować ponownie zasnąć, nie bacząc na wczesną porę. Najpierw zamienił swoje łóżko z powrotem w fotel, wszystko robił najciszej, jak tylko umiał, żeby nie obudzić swojego współlokatora, który dalej smacznie spał. Następnie blondyn udał się do łazienki i zobaczył tam straszliwy bałagan. Na brzegu umywalki była plama zaschniętej krwi. Na podłodze wszędzie walało się potłuczone szkło, a cała łazienka pachniała ulubionymi perfumami Malfoya, które zbiły się i rozlały na kafelkach. Do miejsca, na posadzce, w którym Ślizgon znalazł wczoraj bruneta, prowadziły krople krwi. W umywalce leżała zakrwawiona koszulka Draco i równie czerwony ręcznik, które Malfoy sam tam umieścił, zanim zaprowadził Pottera do siebie. Ślizgon posprzątał cały bałagan za sprawą jednego zaklęcia i poszedł wziąć prysznic, po czym ubrał się i ułożył włosy. Postanowił znaleźć różdżkę Pottera, zanim rozpocznie się śniadanie. Nie musiał długo szukać,  natrafił na nią niedaleko gabinetu profesora Snape'a. Gdy wrócił do swojego dormitorium po udanych poszukiwaniach była 7 rano, Potter właśnie się obudził, siedział na łóżku, przecierając leniwie twarz dłonią.

- Mam dla ciebie prezent - oświadczył zadowolony Draco i usiadł na łóżku obok Harry'ego z wielkim uśmiechem.

- Nie wiem, co ty wyprawiasz, ale nie chce od ciebie żadnych prezentów, Malfoy. Nie pamiętasz, co ci wczoraj mówiłem? - zapytał ospale Harry.

- A ty dalej swoje, Potter. Doskonale wiem, że tak nie myślisz. Jesteś pewny, że nie chcesz prezentu? Myślę, że na pewno ci się spodoba - odpowiedział Draco z udawanym smutkiem.

- Dziękuję bardzo, ale nie chcę. Możesz go sobie zatrzymać, nie potrzebuję od ciebie niczego. Oddaje ci go, jest twój.

- Trudno, ale nie będę cię zmuszał. Jeśli nie chcesz, to zatrzymam go sobie, szkoda byłoby wyrzucać - rzekł Draco i z kieszeni swojej szaty wyjął wcześniej znaleziony przedmiot. Harry popatrzył na niego szeroko otwartymi oczami.

- Moja różdżka! - krzyknął, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- Poprawka, Potter. Moja różdżka, jeszcze przed chwilą powiedziałeś, że nic ode mnie nie chcesz - rzekł spokojnie Draco, patrząc Harry'emu w oczy. Chłopak nie mógł oderwać od nich wzroku, były naprawdę śliczne, szczególnie teraz, gdy błyszczały w nich iskierki szczęścia.

- Nie wygłupiaj się! Oddaj mi ją - powiedział Harry, ciężko było mu usiedzieć w miejscu. Najchętniej rzuciłby się na blondyna i go wyściskał w podziękowaniach, ale starał się ze wszystkich sił powstrzymywać.

- Wiesz co? Wstałem o 5 rano, a ty mi nawet nie podziękujesz. Liczyłem na, chociaż odrobinę wdzięczności - żachnął się Arystokrata i odwrócił wzrok z teatralną złością. Harry nie mógł już dłużej wytrzymać, blondyn był niezwykle uroczy, kiedy się z nim przekomarzał. Zanim Złoty Chłopiec zdążył jakkolwiek się opanować, już trzymał Draco w swoich objęciach. Ślizgon był szczerze zaskoczony. Nie spodziewał się takiego podziękowania, ale i tak od razu odwzajemnił uścisk.

- Dziękuję, że ją znalazłeś, Malfoy - wymamrotał Harry z wielkim uśmiechem na twarzy.

- Przecież obiecałem ci, że ją znajdę.

- Myślałem, że będziemy szukać jej razem.

- Wstałem wcześniej i postanowiłem poszukać jej sam. Spałeś, więc nie chciałem cię budzić.

- Jesteś wspa... - zaczął Harry, ale ugryzł się w język. Niestety zrobił to trochę za późno.

- Jaki jestem? - dociekał zadowolony Arystokrata. Brunet czuł, jak jego policzki robią się czerwone. Przecież wczoraj starał się przekonać Malfoya, że nic z tego nie będzie. Chłopak nie zamierzał tak łatwo zrezygnować ze swojego planu, który niezwykle ciężko było mu wdrożyć w życie, nie teraz kiedy już zaczął.

- Nieważne, oddasz mi moją różdżkę? - zapytał Potter i odsunął się od Draco, który uśmiechnął się jeszcze szerzej, gdy zobaczył rumieńce na policzkach Wybrańca.

- Oddam ci, jak powiesz mi, jaki jestem - powiedział pewny siebie blondyn. Harry spuścił głowę i zaczął nerwowo skubać skórki przy paznokciach. Brawo, idioto. Właśnie spierdoliłeś całą sprawę! Cały plan odsunięcia Malfoya pójdzie na marne, bo nie możesz trzymać języka za zębami - myślał Potter. Był wściekły na siebie.

- To nie jest śmieszne! Proszę, oddaj mi moją własność! - burzył się Harry i rzucił na Malfoya, ale blondyn zrobił unik, kładąc się przy tym na łóżku. Brunet nie zdążył się zatrzymać i upadł na Malfoya, lądując z twarzą tuż przy bladej twarzy Draco, który uśmiechał się triumfalnie. Potter czuł, jak jego serce zaczyna bić szybciej pod wpływem bliskiego kontaktu z blondynem. Chłopak wpatrywał się przez chwilę w niezwykle piękne, szare tęczówki Ślizgona, od których nie mógł oderwać wzroku, lecz szybko zganił siebie, gdy tylko dotarło do niego, w jakiej sytuacji się teraz znajduje. Poczuł, jak łzy napływają mu do oczu. Zły na siebie i zażenowany całą sytuacją Harry szybko zwlókł się z Draco, po czym pobiegł do łazienki i zamykając za sobą drzwi. Próbował z całych sił powstrzymać łzy i uspokoić oddech. Nie chciał by emocje wzięły nad nim górę.

- Harry, proszę cię, wyjdź - poprosił Ślizgon, który stał już pod drzwiami łazienki, ale nie dostał żadnej odpowiedzi. - Nic się nie stało, otwórz drzwi - nie poddawał się chłopak, ale gdy znów nie niczego nie usłyszał, trochę się zaniepokoił. Bał się, że Potter mógł, dostał kolejnego ataku paniki lub znowu zemdleć.

- Wszystko w porządku? - zapytał najspokojniej, jak tylko umiał, ale znów nie odpowiedział mu żaden głos. Przestraszony chłopak zaczął pukać do drzwi.

- Harry, proszę, odpowiedz mi! - Dalej cisza. Malfoy czuł, jak serce zaczyna mu szybciej bić. Teraz był już naprawę przestraszony.

- Potter! Do cholery jasnej, nie strasz mnie! Proszę, otwórz! Słyszysz?! - Arystokrata zaczął się dobijać.

- Idź sobie i zostaw mnie w końcu w spokoju! - wysapał Wybraniec i po chwili usłyszał dźwięk zamykanych drzwi. To Malfoy posłusznie wyszedł z dormitorium.

Wybraniec oparł się rękoma o umywalkę i spojrzał na swoje oblicze w lustrze. Przestał powstrzymywać łzy, które tworzyły mokre ślady na jego dalej zarumienionych policzkach. Jeszcze kilka minut temu był tak blisko Draco, tak blisko osoby, którą darzy niezwykłym uczuciem i to go denerwowało. Harry chciał zapomnieć, miał ochotę cofnąć się w czasie i zrobić wszystko byle by nie trafić do Slytheriunu albo po prostu zapomnieć... tak, zapomnieć o Draco, wymazać go ze swojej pamięci tak. Zmienić i przekształcić swoje wspomnienia, tego chciał teraz Harry, ale co stałoby się z blondynem? Przecież on dalej by wszystko pamiętał... Nie, zapomnieć to nie jest dobry pomysł, lepiej by było zmodyfikować wspomnienia Draco tak, by ten dalej mógł żyć życiem, w którym nienawidzi Pottera, życiem, w którym jest bezpieczny i szczęśliwy... Tylko co zrobić, jeśli takie rozwiązanie jest niemożliwe? Gdy Harry patrzył na swoje odbicie w lustrze, czuł, jak ogarnia go coraz większy gniew, czuł, jak wszystko zaczyna się w nim gotować.

- To przez ciebie! - krzyknął, patrząc na swoje odbicie zapłakane i żałosne. Wziął pierwszą rzecz, jaka była pod ręką, po czym rzucił nią w lustro. Trafił idealnie w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się jego własna twarz. Szkło rozbiło się, a mygło, którym rzucił chłopak, zostawiło wgniecenie, wokół którego zaczęły rozsypywać się odłamki stłuczonego przedmiotu. Ciałem Pottera wstrząsnął szloch, a chłopak zsunął się po dalej zamkniętych drzwiach na podłogę, ukrył twarz w dłoniach. Czuł, jak bandaż na jego ręce zaczyna powoli nasiąkać wodą. Dlaczego to wszystko tak strasznie boli? Dlaczego próba chronienia kogoś, kogo kochasz, jest taka ciężka? - myślał zielonooki i wtedy przypomniał sobie, co powiedział mu Dumbledore jakiś czas temu, że ból jest oznaką człowieczeństwa. Dlaczego w takim razie bycie człowiekiem tak strasznie boli? - Harry zadał sobie kolejne pytanie.

Czuł się źle. Nie, źle to za mało, czuł się koszmarnie, jakby ktoś brutalnie wyrywał z niego wszelkie dobre uczucia, pozostawiając tylko smutek i ten cholerny ból. Harry czuł się opuszczony, przez wszystko i przez wszystkich. Podciągnął kolana do klatki piersiowej, następnie położył na nich głowę, a nogi objął rękoma. Nawet Malfoy, który ostatnimi czasy ciągle był przy nim i go pocieszał, teraz zniknął. Syriusz leżał w szpitalu, a Lupin nie przysłał żadnego listu. Ron i Hermiona, jego przyjaciele, coś się między nimi zmieniło... Harry wiedział, że oddalili się od siebie. Dawno z nimi nie rozmawiał, nie spędza z nimi czasu, przez to wszystko, odsunął się od nich, czego bardzo nie chciał. Miał wrażenie, że staje się obcym dla wszystkich. Kazał Draco wyjść i zostawić go, choć bardzo nie chciał być teraz sam. Pragnął, by ktoś przyszedł i przytulił go z całej siły, by ktoś pogłaskał go po włosach i powiedział, że wszystko będzie dobrze, nawet jeśli byłoby to kłamstwem. A najbardziej chciał być przy kimś, kto złagodziłby ten okropny ból.  Niestety, prawda była taka, że tylko dwie osoby mogły to zrobić. Jedna walczyła o życie w szpitalu, przez Harry'ego, a druga nie powinna się nawet zbliżać do bruneta, gdyż stanowi to dla niej potencjalne niebezpieczeństwo. Chcąc nie chcąc Potter był sam i musiał sobie z tym poradzić.

I wtedy Harry przypomniał sobie o pewnej ważnej dla niego osobie. O kimś, kto był jego przyjacielem, o kimś od kogo wszystko się zaczęło. Cała ta wspaniała przygoda z Hogwartem i światem czarodziejów. Hagrid! - pomyślał Wybraniec. Jeszcze przez chwilę siedział na zimnej podłodze, próbując jako tako doprowadzić się do porządku. Nie mógł przejść przez cały zamek w takim stanie. Po uspokojeniu oddechu wstał i podszedł do umywalki, gdzie walały się odłamki szkła. Gdyby chłopak dysponował teraz różdżką, to bez problemu posprzątałby po sobie, ale w tym momencie, gdy jej nie miał, chciał zebrać to, co się da bez pomocy magii. Niestety jego ręce dalej się trzęsły i chłopak skaleczył się jednym z odłamków.

- Cholera - zaklął pod nosem. Odkręcił kran i przepłukał skaleczenie, ale gdy podniósł głowę, zobaczył swoje zapuchnięte, czerwone oczy w popękanych pozostałościach lustra. Chłopak nabrał wodę w dłonie, mocząc sobie do reszty opatrunek, który zrobił mu Malfoy, i ochlapał swoją twarz. Chwilę później Wybraniec wybiegł ze swojego dormitorium, zostawiając łazienkę i swój pokój w nie najlepszym stanie, choć nie obchodziło go to zbytnio. Biegł korytarzami. Chciał jak najszybciej wydostać się z zamku. Na jego szczęście żaden z uczniów go nie zaczepił. Nie spotkał również Malfoya ani swoich przyjaciół. Po kilku minutach chłopak był już na zewnątrz i mógł rozkoszować się rześkim, porannym powietrzem. Dzień nie był zbyt ciepły, pomimo że wiosna zaczęła się już dawno temu. Słońce i niebo były przysłonięte chmurami, a gałęziami drzew poruszał lekki, choć zimny wiatr. Wybraniec przebiegł przez błonia i chwilę później stał przed chatką Hagrida.

------------------------------------------------------------

Dzisiaj było ponad 1600 słów xD
Ogólnie to ja nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału, ale mam nadzieję, że chociaż wam się spodobał. Tak wiem, Harry znowu płacze, zrobiła się z niego taka beksa, co w sumie nie do końca mi się  podoba. Bądźmy szczerzy, w tych ostatnich rozdziałach ciągle ktoś płacze, a obiecałam wam, że będzie szczęście. Tak to jest z tymi moimi obietnicami XD
Mimo wszystko mam nadzieję, że nie zmarnowałam waszego czasu  ;)

Kolejny powinien pojawić się w czwartek :3 Wydaje mi się, że będzie lepszy od tego, ale to wy bedziecie oceniać XD
Do zobaczenia <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro