Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

Hey! Cieszę się, że tu jesteś!
Jeśli spodoba Ci się ten rozdział zostaw po sobie gwiazdkę i komentarz UwU
Miłego czytania <3

-----------------------------------------------------------

Gdy Harry zamknął drzwi gabinetu, natychmiast odsunął się od nich na bezpieczną odległość i oparł plecami o ścianę. Czuł, że oczy nabiegają mu łzami, więc je zamknął. Starał się je ze wszystkich sił powstrzymać, do czasu puki nie będzie sam, bezpieczny od wścibskich spojrzeń i pytań, w swoim pokoju. Kłębiło się bardzo wiele uczuć. Strach, złość, smutek, miłość, panika i żal. Snape ma rację. Dlaczego jestem aż tak głupi?! Dlaczego nie zauważam tego, co mam przed nosem?! Przecież obiecałem sobie, że będę chronić Malfoya, a tymczasem szkodzę mu jeszcze bardziej! - myślał chłopak.

Był zły na siebie, zły za to, że nawet nie zauważył momentu, w którym jego stosunek do blondyna zaczął ulegać zmianie, zły za to, że nie dał rady tego powstrzymać, zły za to, że złamał obietnicę daną samemu sobie.

- Idiota, kretyn, palant - powiedział do siebie i uderzył z całej siły pięścią w ścianę, co nie okazało się dobrym pomysłem na odreagowanie. Gdy tylko jego ręką zetknęła się z kamiennymi murami, chłopak poczuł straszliwy ból. Spojrzał na swoją dłoń, która nie wyglądała najlepiej. Harry zdarł sobie, skórę na kościach, co strasznie bolało. Krew leniwie sączyła się z ran, Wybraniec był pewny, że obudzi się następnego dnia z wielkim, fioletowym siniakiem wokół rozcięcia.

Jeszcze bardziej zły i ranny chłopak udał się w kierunku swojego dormitorium. Ręce trzęsły mu się, jedna ze strachu, a druga z bólu. Chorą dłoń schował do kieszeni szaty, zamierzał opatrzyć ją sam, kiedy będzie u siebie. Szedł szybkim krokiem, mijając pozostałych uczniów Hogwartu. Nadal usiłował z całych sił powstrzymywać łzy. Gdy wbiegł do pokoju wspólnego Ślizgonów, po 5 minutach szybkiego marszu, od razu dostrzegł blondyna siedzącego na kanapie. Na nieszczęście Harry'ego Malfoy również go zobaczył. Brunet starał się ze wszystkich sił zachowywać normalnie i spokojnie wejść do siebie, ale krwawiąca i bolącą ręką, mieszanina wielu sprzecznych ze sobą uczuć i szklące się, na widok Draco, oczy bardzo utrudniały sprawę. Ostatecznie skończyło się na tym, że Wybraniec postanowił wbiec jak najszybciej do swojego pokoju i się w nim zamknąć. Tak jak pomyślał, tak zrobił. Pierwsza część planu przebiegła pomyślnie. Udało mu się dostać do dormitorium, wbiegł do swojej sypialni i gdy już chciał wyciągnąć różdżkę, żeby zablokować wejście, okazało się, że nie ma jej w kieszeni. Spanikowany Harry usłyszał zamykające się drzwi. Kurwa! To Malfoy - pomyślał. Tak jak się spodziewał, chwilę później blondyn zaczął spokojnie pukać w drewno, dzielące ich pokoje. Wszystkie emocje, które Harry starał się tłumić, powoli wyswobadzały się z jego kontroli. Brunet nie zamierzał rozmawiać z blondynem. Wiedział, że jeśli coś teraz odpowie, to najprawdopodobniej załamie mu się głos albo nie powstrzyma szlochu.

- Mogę wejść, Harry? - zapytał Draco.

Co kurwa! Harry?! - mówił do siebie w myślach Złoty Chłopiec. Potter doskonale wiedział, że musi odsunąć blondyna od siebie za wszelką cenę, a czuł, że to będzie cholernie trudne zadanie. Musisz dać radę! To dla jego dobra! Najpierw schrzaniłeś sprawę, to teraz musisz wszystko odkręcić - zganił siebie.

- Harry? - Draco nie dawał za wygraną. Wybraniec starał się panować nad sobą ze wszystkich sił, ale gdy usłyszał spokojny, choć pełen zmartwienia głos Ślizgona, pękł. Łzy zaczęły spływać mu po policzkach, panika wzięła górę nad chłopakiem i skutecznie uniemożliwiała oddychanie. Ręce zaczęły mu się strasznie trząść, a on nie mógł nawet nad nimi zapanować. Jak mogłem zgubić różdżkę?! Jak mogłem nie dotrzymać obietnicy?! To wszystko moja wina! Zasłużyłem na to, jestem idiotą - gorączkował się Harry. Myśl, że musi odsunąć od siebie Arystokratę, bolała dużo bardziej niż skaleczona ręka. Bolała w pewien dziwny, lecz znajomy sposób. Bolała tak samo, jak myśl o utracie Syriusza. Chłopak zaczął głośno dyszeć, rozpaczliwie próbując złapać oddech. Zaczęło mu kręcić w głowie. Spanikowany, zaczął płakać. Czuł dziwny ucisk w klatce piersiowej, promieniujący do gardła. Osunął się po ścianie, przy której stał. Brakowało mu tlenu, serce biło jak oszalałe. Zaczął się dusić. Obraz przed oczami Pottera ustępował miejsca dziwnym, kolorowym plamom, a szloch wstrząsający ciałem chłopaka wcale nie pomagał.

Gdy Malfoy usłyszał głośne dyszenie i szloch współlokatora, bezzwłocznie otworzył drzwi i wszedł do pokoju bruneta. Zastał go na podłodze. Wyglądało na to, że chłopak nie mógł oddychać i do tego był zalany łzami. Atak paniki - pomyślał Arystokrata. Natychmiast podbiegł do Wybrańca i mocno go przytulił. Harry na początku próbował się wyswobodzić z jego uścisku, ale nie dał rady. Poddał się i już chciał wtulić głowę w ramie Draco, pozwalając sobie pomóc, gdy usłyszał głosy w swojej głowie: „Jesteś beznadziejny, nic nie potrafisz zrobić sam. Miałeś go od siebie odsunąć. Co robisz, idioto?! Jak mogłeś zgubić różdżkę, kretynie?! Łamaga! Wpędzasz wszystkich w kłopoty! Kula u nogi! Patrz jak on się o ciebie martwi, niedojdo. Jesteś dla niego zagrożeniem! Zabijesz go".

- Przestańcie, zostawcie mnie! - krzyknął Harry i złapał gwałtownie swoją za głowę, wyrywając się w uścisku Malfoya.

„Nieznośny! Problem! Przez ciebie zginie Syriusz i Draco! Nie jesteś nikomu potrzebny! Zabijasz Malfoya!" ciągnęły głosy. Harry zaniósł się jeszcze większym szlochem i złapał za swoją szyję, zdrową ręką, próbując desperacko schwytać, choć odrobinę tlenu.

- Nieprawda... Błagam, odejdźcie... Kłamiecie... Zostawcie mnie, proszę...- łkał Potter.

- Harry, spójrz na mnie - powiedział blondyn. Złoty Chłopiec tylko pokręcił przecząco głową. Arystokrata chwycił zdrową rękę bruneta, która dalej spoczywała na jego gardle, i odciągnął ją od szyi współlokatora. Następnie złapał za podbródek chłopaka, podnosząc jego głowę tak, aby ten spojrzał mu w oczy. Blondyn starał się być opanowany i spokojny. Wiedział, że okazywanie swojego strachu nie pomoże Potterowi.

- N-n-nie m-m-mogę od-d-dychać... - wysapał Harry. Ucisk w klatce piersiowej z każdą chwilą wzrastał na sile. Potter zaczynał odczuwać dziwny niepokój, wydawało mu się, że zaraz umrze. Malfoy przysunął się jeszcze bliżej do swojego współlokatora i znów go przytulił, tym razem z większą czułością. Brunet nie protestował, tylko położył swoją głowę na torsie Draco, cały się trząsł.

- Spokojnie, Harry. To tylko atak paniki, zaraz minie. Oddychaj ze mną. Wdech... Wydech... - głos Malfoya był spokojny. Chłopak mówił z ogromną czułością. Prawa dłoń Arystokraty delikatnie głaskała włosy bruneta. Harry czuł jak spokój, który bił od blondyna, powoli przechodzi również na niego. Wybraniec oddychał razem z Malfoyem, co bardzo pomogło. Po kilku minutach Złoty Chłopiec przestał się trząść, a wszystkie pozostałe dolegliwości również ustąpiły.

- Już w porządku? - zapytał cicho Malfoy, na co Harry tylko przytaknął głową, po czym powoli wyswobodził się z uścisku Ślizgona i usiadł po turecku przy ścianie. Draco zrobił to samo naprzeciwko Wybrańca, był tak blisko chłopaka, że stykali się kolanami. Brunet zaczął szybko ocierać ślady po łzach, zdrową ręką.

- Co się stało? - głos Arystokraty był spokojny, ale Potter bez problemu wyczuł w nim nutę zmartwienia.

- Nic - wybełkotał cicho brunet.

- Nie denerwuj mnie, Potter. O ile dobrze pamiętam, to miałeś lekcję oklumencji ze Snape'em, było aż tak źle?

- Nie było źle, było dużo gorzej niż tragicznie. Nie chcę o tym rozmawiać, poza tym zgubiłem różdżkę - powiedział Harry i poczuł, jak oczy znów nabiegają mu łzami. Wpatrywał się w zaniepokojoną twarz Ślizgona. Wiedział, że zostało postawione przed nim zadanie, które zdecydowanie przerastało jego siły. Kochał Draco i nie zamierzał go ranić, ale chciał również, by chłopak był bezpieczny. Gdy Malfoy zobaczył zaszklone oczy Pottera, przysunął się do niego i lekko objął go ramieniem.

- Rozumiem, nie musisz nic mówić. Nie martw się tą różdżką. Jutro jest sobota, więc mamy cały dzień na szukanie jej. Obiecuję, że się znajdzie, tylko nie płacz już, proszę - wyszeptał Malfoy do ucha Harry'ego. Następnie odsunął się od Wybrańca i już miał zamiar się uśmiechnąć, gdy coś przykuło jego uwagę. Materiał wokół jednej z kieszeni Bruneta przybrał podejrzaną, ciemniejszą barwę. Blondyn bez zastanowienia złapał za rękę, która była ukryta w szacie i szybko ją wyjął, na co Potter gwałtownie wciągnął powietrze. Malfoy wziął pięść Wybrańca w swoje dłonie i zaczął ją oglądać.

- Na Merlina! Co ci się stało?! Możesz w ogóle ruszać tą ręką? - zapytał mocno zaniepokojony Arystokrata. Dłoń wyglądała naprawdę fatalnie.

- Mogę - odpowiedział Złoty Chłopiec na drugie z zadanych pytań. Malfoy głośno westchnął.

- To dobrze, bałem się, że może być złamana, ale skoro możesz nią ruszać, to nie jest tak źle, jak wygląda. Wstawaj, Harry. Muszę ci to opatrzyć, bo inaczej wda się jakieś zakażenie - polecił Draco i pomógł wstać rannemu.

------------------------------------------------------------

No i jest! Mam nadzieję, że spodobał wam się ten rozdział.
Tak wiem, znowu jakaś drama, przepraszam za to. Widzę, że to opowiadanie jest trochę "pozbawione" szczęścia. Gdy tylko coś się ułoży, to i tak od razu wali się bohaterom na głowę. Muszę coś z tym zrobić, ale ten rozdział był napisany już jakiś czas temu, zanim zauważyłam (nie tylko ja, dziękuję  osobom, które mi w tym pomogły), że coś tu jest nie tak, jak powinno xD

W każdym razie będzie coraz lepiej, obiecuję. Zachęcam do zostawienia czegoś po sobie UwU
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro