Rozdział 15
W tym rozdziale zostało odświeżone to, co było w 5 części oryginalnej książki, na końcu. Przypominam tu o przepowiedni i o tym dlaczego Voldemort chciał zabić małego Harry'ego, więc nie jest to zupełnie potrzebne.
Zostawcie gwiazdkę i komentarz.
------------------------------------------------------------
- Jestem ci winny wyjaśnienia, Harry. Piętnaście lat temu, gdy zobaczyłem bliznę na twoim czole, domyślałem się, że może być to znak więzi między tobą a Voldemortem.
- Już mi pan to mówił, profesorze - przerwał szorstko Potter. Nie obchodziło go to, że jest nieuprzejmy.
- Tak mówiłem ci to, ale muszę zacząć od twojej blizny. Wkrótce po tym jak wróciłeś do świata czarodziejów, stało się jasne, że miałem rację i że ta blizna daje o sobie znać, gdy Voldemort jest w pobliżu, albo gdy przeżywa jakieś silne emocje.
- Wiem.
- A twoja zdolność wykrywania bliskiej obecności Voldemorta, choćby w jakiejś innej postaci i poznawania co on czuje, gdy wzbierają w nim silne emocje zaczęła się pogłębiać, odkąd Voldemort wrócił. Natomiast dopiero później doszedłem do wniosku, że on może zdawać sobie sprawę z tej więzi między wami. i nieuchronnie musiał nadejść taki moment, w którym wniknąłeś do jego świadomości i uczuć tak głęboko, że on to wyczuł. Mówię to o nocy ataku na pana Weasleya.
- Snape mi o tym powiedział.
- A czy zastanawiałeś się dlaczego profesor Snape ci o tym powiedział a nie ja? Dlaczego przez wiele miesięcy się z tobą nie widziałem?
- No tak-wymamrotał brunet - zastanawiałem się.
- Byłem pewny, że Voldemort wkrótce spróbuje wedrzeć się do twojej świadomości, by zacząć manipulować twoimi myślami, a ja nie chciałem go do tego zachęcać. Uważałem, że jeśli zda sobie sprawę, że nas dwóch, łączą czy łączyły, stosunki bliższe niż te, które zwykle łączą uczniów z dyrektorem, to zechce wykorzystać ciebie do szpiegowania mnie. Bałem się tego co może z tobą zrobić, bałem się że może cię opętać, posiąść twoją wolę i umysł. I wierzę, Harry, że miałem rację. W tych rzadkich chwilach, gdy byliśmy blisko siebie, wydawało mi się, że widziałem jego cień czający się w twoich oczach.
Harry przypomniał sobie te wszystkie chwile kiedy miał dziwną ochotę zaatakować Dumbledore'a.
- Jak się okazało tej nocy celem Voldemorta, gdy zamierzał cię opętać nie było zmieszczenie mnie. On chciał zniszczyć ciebie. Myślał, że poświęcę ciebie, żeby zabić jego. Jak widzisz odsuwając się od ciebie chciałem cię chronić. Błąd starego człowieka - powiedział profesor i westchnął głęboko.
- Odkąd Voldemortowi udało się osiągnąć ciało był owładnięty obsesją wysłuchania przepowiedni. Ciągle o nie myślał i marzył, więc ty o śniłeś o Departamencie Tajemnic. Później Voldemort dowiedział się o tym co my już od dawna wiedzieliśmy, że przepowiedni strzegą bardzo potężne zaklęcia i że tylko osoba, której dotyczy przepowiednia może ją zdjąć z półki nie popadając w obłęd. Miał więc dwa wyjścia: mógł sam wejść do Ministerstwa Magii, narażając się na ujawnienie lub skłonić ciebie, byś to uczynił i wziął przepowiednię dla niego.
- Ale Stworek! On mi powiedział, że Syriusza nie ma, że wyszedł!
- Stworek kłamał - powiedział Dumbledore. - Nie jesteś jego panem, więc nie musiał mówić ci prawdy. Stworek chciał byś poszedł do Ministerstwa Magii.
- Wysłał mnie tam...celowo?
- Tak. Obawiam się, że Stworek od miesięcy służył nie tylko jednemu panu.
- Ale jak?! Przecież nie opuszczał Grimmauld Place!
- Kiedy Syriusz kazał się stworkowi wynosić, skrzat potraktował ten rozkaz dosłownie i udał się do jedynego członka rodziny Blacków, którego jako tako szanował... do kuzynki Blacka, Narcycy, siostry Bellatriks i żony Lucjusza Malfoy'a.
Harry poczuł jak wnętrzności mu się wywracają.
- Skąd pan o tym wszystkim wie? - zapytał brunet.
- Stworek sam mi to powiedział, opanowałem legilimecję na tyle, żeby zmusić go do powiedzenia prawdy. Mówiąc to wszystko śmiał się do rozpuku. Bo widzisz, gdy Snape dostał twoją zaszyfrowaną wiadomość, natychmiast skontaktował się z członkami Zakonu, który jak się dowiedzieli poszli do Ministerstwa. To Profesor Snape wydedukował, gdzie się znajdujesz i wysłała pomoc. Stworek miał mi przekazać najnowsze informacje, bo lada chwila miałem się pojawić na Grimmauld Place.
- Stworek śmiał się? - zapytał Wybraniec nie wierząc w to co słyszy.
- Och, tak. Widzisz, Stworek nie był w stanie zdradzić nas całkowicie. Jest związany czarem, któremu podlega jego gatunek, co oznaczało że musiał być posłuszny bezpośredniemu rozkazowi swojego pana, Syriusza. Przekazał jednak bardzo cenne informacje Voldemortowi, które dla Syriusz wydały się banalne i nie zakazał mu ich ujawnić. Takiej jak to, że Syriusz jest dla ciebie ojcem i bratem i że na tobie zależy mu najbardziej.
- Więc kiedy pytałem Stworka...
- Malfoyowie zgodnie z instrukcjami Voldemorta, polecili mu usunąć gdzieś Syriusz, żebyś nie mógł się z nim porozumieć. Skrzat zranił Hardodzioba, więc gdy pojawiłeś się w kominku Syriusz był na górze i opatrywał go.
- A Hermiona... ciągle powtarzała, że mamy być dla niego mili - wyszeptał Złoty Chłopiec.
- I miała rację, Harry. Kiedy wybraliśmy Grimmauld Palce 12 na naszą kwaterę główną ostrzegłem Syriusza, że musimy traktować Stworka uprzejmie i z szacunkiem. Nie sądzę by potraktował moje słowa poważnie, ani by zauważył kiedykolwiek, że Stworek ma uczucia podobne do ludzkich.
- Niech pan nie obwinia... Niech pan nie mówi tak o Syriuszu... - wymamrotał Harry z trudem łapiąc powietrze. Znów ogarnęła go fala wściekłości.
Dumbledore spojrzał na bruneta znad swoich okularów-połówek.
- Już czas - powiedział - abym ci powiedział to, co powinienem ci powiedzieć pięć lat temu, Harry. Będziesz mógł się na mnie wściekać, będziesz mógł zrobić ze mną co zechcesz, kiedy skończę. Nie będę ci przeszkadzał.
Harry spojrzał na niego ze złością, ale postanowił wysłuchać dyrektora.
- Pięć lat temu, Harry, przybyłeś do Hogwartu, cały i zdrowy jak to zaplanowałem. No może nie w najlepszej kondycji. Wiedziałem, że tak będzie kiedy zostawiałem cię na progu domu twojego wujostwa. Wiedziałem, że czeka cię ciężkich 10 lat - zamilkł na chwilę, ale Wybraniec się nie odzywał.
- Możesz zapytać, dlaczego tak musiało być. Odpowiedź brzmi: przede wszystkim chciałem, żebyś żył, a twoje życie było dalej w wielkim niebezpieczeństwie i chyba tylko ja zdawałem sobie z tego sprawę. Voldemort zniknął, ale jego poplecznicy wciąż byli wolni i silni. Musiałem podjąć decyzję biorąc pod uwagę twoją przyszłość. Czy wierzyłem, że Voldemort już nigdy nie powróci? Nie. Wiedziałem, że wróci. Może za 10 lat może za 20, a może za 50, ale na pewno wróci, a byłem również pewny, że na pewno nie spocznie póki cię nie zabije. Wiedziałem, że nawet moje najbardziej skomplikowane zaklęcia obronne mogą nie wystarczyć, gdy on odzyska pełną moc. Ale wiedziałem też, gdzie jest jego słaby punkt. Miałeś być chroniony mocą starożytnej magii, którą on dobrze zna, ale jej nie docenia. Mówię oczywiście o tym, że twoja matka oddała za ciebie życie. Zapewniła ci przez to trwałą ochronę, której on nigdy się nie spodziewał, ochronę, która płynie w twoich żyłach do dziś. Zawierzyłem, więc krwi twojej matki. Powierzyłem ciebie jej siostrze, jej jedynej żyjącej krewnej...
- Która mnie nie kochała...
- Ale cię przygarnęła i w ten sposób przypieczętowała zaklęcie, które na ciebie rzuciłem. Ofiara twojej matki uczyniła z więzi krwi najmocniejszą ochronę jaką mogłem ci zapewnić.
- Nadal nie...
- Dopóki możesz nazywać swym domem miejsce zamieszkanie człowieka, w którego żyłach płynie krew twojej matki, dopóty Voldemort nie może zrobić ci tam krzywdy. Twoja ciotka o tym wie. Wyjaśniłem jej to w liście, który zostawiłem przy tobie na progu jej domu. Wie, że pozwalając ci tam mieszkać utrzymuje cię przy życiu już przez 15 lat.
- Ale co to ma wspólnego z Syriuszem...
- A więc przybyłeś do Hogwartu może nie tak szczęśliwy jakby tego chciał, ale byłeś cały i zdrowy. Tak więc , na razie, mój plan działał bez zarzutu. A potem na pewno pamiętasz lepiej ode mnie wydarzenia mające miejsce na pierwszy roku twojej nauki w Hogwarcie. Wspaniale poradziłeś sobie z wyzwaniem, któremu musiałeś stawić czoło i wkrótce, o wiele wcześniej niż się podziewałem, musiałeś się mierzyć z samym Lordem Voldemortem. Przeżyłeś to spotkanie i opóźniłeś jego powrót do ciała i pełnej mocy. Byłem z ciebie dumy bardziej niż mogę to wyrazić. Lecz niestety mój plan miał pewien słaby punkt. Pewną rysę, o której już wtedy wiedziałem, a która mogła zniszczyć wszystko. Powiedziałem sobie, że nie dopuszczę, żeby ta rysa zniszczyła wszystko. I oto pierwszy raz leżałeś w skrzydle szpitalnym osłabiony po walce z Voldemortem. Pamiętasz jak wtedy mnie zapytałeś, dlaczego Voldemort chciał cię zabić jak byłeś niemowlęciem? - zapytał Dumbledore.
- Tak - odpowiedział niepewnie Harry.
- A czy myślisz, że powinienem był ci to wtedy wyjawić?
Harry spojrzał w jasne niebieskie oczy dyrektora, ale nic nie odpowiedział.
- Jeszcze nie dostrzegłeś rysy w moim planie? Nie.... No więc, jak wiesz postanowiłem to przed tobą zataić. Pomyślałem sobie, że jesteś jeszcze za młody. Zamierzałem ci to powiedzieć, kiedy będziesz starszy. Uważałem, że ta wiedza będzie dla ciebie zbyt dużym ciężarem. Ale mogłem już wtedy dostrzec oznaki zagrożenia. Zadałeś mi pytanie, na które i tak będę musiał kiedyś odpowiedzieć. I wtedy nadszedł drugi rok nauki w Hogwarcie. I znowu stanąłeś przed wyzwaniem, przed którym nie stawali nawet dorośli czarodzieje. I ponownie sprostałeś temu zadaniu doskonale. Jednak tym razem nie zapytałeś mnie dlaczego Voldemort pozostawił ci na czole ten znak. Byliśmy tak blisko tego tematu, więc dlaczego ci wówczas wszystkiego nie powiedziałem. Otóż uznałem, że 12 lat to wcale nie wiele więcej niż 11. I pozwoliłem ci wtedy odejść. Byłeś zakrwawiony, wyczerpany ale uradowany swoim zwycięstwem. Nie potrafiłem ci zepsuć nocy twojego triumfu i radości... Rozumiesz już, Harry? Widzisz rysę w moim wspaniałym planie. Wpadłem w pułapkę, którą sam przewidziałem, której mogłem uniknąć. A przecież od samego początku powtarzałem sobie, że muszę jej uniknąć.
- Nie.... - odpowiedział Harry.
- Za bardzo mi na tobie zależało. Bardziej mi zależało na twoim szczęściu, niż na tym byś poznał prawdę, bardziej na twoim spokoju niż na moim planie, bardziej na twoim życiu niż na życiu innych osób, które mogły je stracić, gdyby cały plan zawiódł. Innymi słowy zachowałem się tak jak to przewidział Voldemort po nas głupcach, którzy kochamy. Co mnie mogło obchodzić, że w jakiejś mglistej przyszłości zginie nieokreślona liczba bezimiennych ludzi i stworzeń, skoro ty bałeś szczęśliwy tu i teraz? Nigdy nie marzyłem, że los kogoś takiego jak ty będzie spoczywać w moich rękach. No i nadszedł trzeci rok nauki w Hogwarcie. Obserwowałem z daleka jak walczysz z dementorami i jak poznajesz prawdę o Syriuszu i jak go ocaliłeś z paszczy ministerstwa. I co, miałeś wtedy c powiedzieć, wtedy kiedy odniosłeś kolejny triumf? Tylko, że wtedy miałeś już 13 lat i coraz trudniej było mi się zasłaniać twoim młodym wiekiem. Zaczęło mnie męczyć sumienie. Wiedziałem, że wkrótce nadejdzie czas...No i w zeszłym roku wyszedłeś z labiryntu, byłeś świadkiem śmierci Cedrika Diggory'ego, sam ledwo uniknąłeś śmierci i znowu ci nie powiedziałem, choć widziałem, że teraz kiedy Voldemort powrócił będę musiał to zrobić. Lecz dopiero tej nocy w Departamencie Tajemnic zrozumiałem, że ty już dawno byłeś gotowy przyjąć ten ciężar na swoje ramiona, największy ze wszystkich.
- Nadał nie rozumiem - powiedział Harry.
- Voldemort próbował cię zabić, gdy byłeś niemowlęciem z powodu przepowiedni, wygłoszonej na krótko przed twoimi narodzinami. Wiedział o niej, ale nie znał jej pełnej treści. Chciał cię zabić gdy byłeś niemowlęciem, wierząc, że w ten sposób spełni warunki przepowiedni. Odkrył, na swoją zgubę, że się pomylił, gdy zaklęcie, które miało zabić, odbiło się od ciebie i trafiło w niego. I dlatego odkąd odzyskał ciało postanowił zrobić wszystko, by usłyszeć całą przepowiednię. To właśnie była ta wspaniała broń: wiedza o tym jak cię zniszczyć.
- Ale przepowiednia się roztrzaskała. W tej sali z kamiennym łukiem...
- To co się wtedy roztrzaskało było tylko zapisem przepowiedni, ale została ona wygłoszona przed kimś i ta osoba wciąż ma sposób, by ją sobie dokładnie przypomnieć.
- Kto ją usłyszał? - zapytał Harry, choć czuł, że już zna odpowiedź.
- Ja. Pewnej deszczowej nocy umówiłem się na spotkanie z kandydatem na nauczyciela wróżbiarstwa w gospodzie Pod Świńskim Łbem. Tym kandydatem była wnuczka bardzo słynnej i utalentowanej wieszczki, nie chciałem by nauczano tego przedmiotu w Hogwarcie, ale postanowiłem się z nią spotkać z czystej uprzejmości. Byłam bardzo rozczarowany. Wydawało mi się, że ta osoba w ogóle nie ma daru przepowiadania przyszłości. Powiedziałem jej, mam nadzieję, że grzecznie, że nie nadaje się na to stanowisko i już miałem wyjść.
Dumbledore wstał i podszedł do szuflady, z której wyjął kamienne naczynie o brzegach pokrytymi runami. Postawił je na swoim biurku i przyłożył różdżkę do skroni. Wydobył pajęcze włókna myśli w trącił je do naczynia. Usiadł za biurkiem, a następnie uniósł różdżkę i dźgnął jej końcem srebrzysta substancję w naczyniu. Wyrosła z niej postać, którą Harry bez trudu rozpoznał, była to Sybilia Trelawney, przemówiła głosem ochrypłym i twardym zupełnie innym niż ten, który brunet znał.
- OTO NADCHODZI TEN, KTÓRY MA MOC POKONANIA CZARNEGO PANA... ZRODZONY Z TYCH, KTÓRZY TRZYKROTNIE MU SIĘ OPARLI, A NARODZI SIĘ, GDY SIÓDMY MIESIĄC DOBIEGNIE KOŃCA... A CHOĆ CZARNY PAN NAZNACZY GO JAKO RÓWNEGO SOBIE, BĘDZIE ON MIAŁ MOC, JAKIEJ CZARNY PAN NIE ZNA... I JEDEN Z NICH MUSI ZGINĄĆ Z RĘKI DRUGIEGO, BO ŻADEN NIE MOŻE ŻYĆ, GDY DRUGI PRZEŻYJE... TEN, KTÓRY MA MOC POKONANIA CZARNEGO PANA, NARODZI SIĘ, GDY SIÓDMY MIESIĄC DOBIEGNIE KOŃCA...
Postać profesor Trelawney nikła, a w pokoju zapadła głucha cisza.
- Panie profesorze - powiedział w końcu Harry.- To... Czy to... Co to znaczy?
- To znaczy - rzekł Dumbledore-że jedyną osobą, która może pokonać Voldemorta urodziła się w końcu lipca, prawie 16 lat temu. Rodzice tego chłopca już trzykrotnie oparli się Voldemortowi.
- To znaczy... ja?
Dumbledore wziął głęboki oddech.
- To dziwne, Harry - powiedział łagodnie - ale to wcale nie musiałeś być ty. Przepowiednia Sybilli mogła mieć zastosowanie do dwóch chłopców, urodzonych w końcu lipca, tego samego roku. Obaj mieli rodziców w Zakonie Feniksa, a rodzice ci trzykrotnie cudem uniknęli śmierci z rąk Voldemorta. Jednym z nich jesteś oczywiście ty. A drugim jest Neville Longbottom.
- Ale dlaczego w takim razie pod tą przepowiednią było moje imię i nazwisko, a nie Neville'a?
- Oficjalny zapis został przemianowany po ataku Voldemorta na ciebie, gdy byłeś dzieckiem. Strażnikowi Sali Przepowiedni wydało się oczywiste, że Voldemort próbował zabić ciebie, ponieważ wiedział, że to ciebie dotyczy przepowiednia Sybilli.
- Ale... może nie chodzi o mnie?
- Obawiam się, że jednak o ciebie - odpowiedział powoli Dumbledore.
- Ale... pan powiedział, że Neville też się urodził w końcu lipca, jego rodzice...
- Zapominasz o następnej części przepowiedni, o ostatecznej identyfikacji tego chłopca, który może pokonać Voldemorta. Sam Voldemort "naznaczy go jako równego sobie". I uczynił to, Harry. Wybrał ciebie, a nie Neville'a. Pozostawił ci tę bliznę, która okazała się i błogosławieństwem, i przekleństwem.
- Ale przecież mógł się pomylić! Mógł wybrać niewłaściwą osobę!
- Wybrał chłopca, którego uznał za najbardziej możliwe dla siebie zagrożenie. I zauważ, Harry, nie wybrał małego czarodzieja czystej krwi, a więc kogoś kto jego zdaniem był godny istnienia i zauważenia, ale mieszańca, kogoś takiego jak on. Ujrzał w tobie samego siebie, zanim cię zobaczył, a naznaczając cię tą blizną, nie zabił cię, jak zamierzał, ale dał ci wielką moc, a także przyszłość, w której umknąłeś mu jak dotąd 4 razy, a nie raz. Tego nie dokonali ani twoi rodzice, ani rodzice Neville'a.
- Więc dlaczego to zrobił? Dlaczego chciał mnie zabić, gdy byłem dzieckiem. Mógł poczekać i zobaczyć, który z nas jest dla niego większym zagrożeniem i wtedy zabić właśnie tego...
- To by było rzeczywiście mądre, Harry, ale musisz pamiętać , że Voldemort nie znał całej przepowiedni. Gospoda Pod Świńskim Łbem, przyciąga ciekawą klienterię. W tym miejscu nigdy nie można być pewnym, czy ktoś kogoś nie podsłuchuje. Oczywiście, kiedy wybierałem się tam na spotkanie z Sybillią Trelawney, nawet przez głowę mi nie przeszło, że usłyszę od niej coś ważnego. Mieliśmy szczęście, bo szpicla Voldemorta odkryto i wyrzucony z gospody tuż po tym jak Sybillia zaczęła wygłaszać swą przepowiednię.
- Wiec usłyszał tylko...
- Usłyszał tylko pierwszą część, tę zapowiadającą narodziny w lipcu chłopca, którego rodzice trzykrotnie oparli się Voldemortowi. Nie mógł on więc ostrzec swojego pana, że zaatakowanie ciebie wiąże się z pewnym ryzykiem przekazania ci jego mocy, a więc naznaczenia ciebie jako równego jemu. Tak więc Voldemort nie wiedział, jakie grozi mu niebezpieczeństwo, gdy ciebie zaatakuje, nie wiedział, że mądrze byłoby poczekać. Nie wiedział, że masz "moc jakiej Czarny Pan nie zna"...
- Ale ja jej nie mam! Nie mam żadnej mocy, której on nie ma. Nie potrafię walczyć jak on, nie jestem w stanie nikogo opętać, aby opanować jego umysł... albo zabić.
- W Departamencie Tajemnic jest zawsze zamknięta sala. Kryje w sobie siłę, która jest zarazem wspanialsza i straszniejsza od śmierci. Jest ona również, być może, najbardziej tajemniczym obiektem badań w całym departamencie. Tę właśnie moc ty posiadasz w wielki obfitości, a Voldemort jej nie ma wcale. To ta siła zaprowadziła cię w tamtą noc do Syriusza. To ona nie pozwoliła Voldemortowi opętać cię całkowicie, bo nie mógł znieść przebywania w ciele tak pełnym mocy, której on nie cierpi. Ocaliło cię twoje serce, Harry.
- A koniec tej przepowiedni... tam było coś takiego... "żaden nie może żyć..."
- "... gdy drugi przeżyje".
- Więc co to znaczy? - zapytał Wybraniec - że jeden z nas musi... musi w końcu zabić drugiego?
- Tak.
Przez długi czas obaj milczeli. Harry zauważył łzę spływającą po policzku Dumbledore'a i znikającą w gęstej, siwej brodzie.
- Co z oklumencją? - zapytał w końcu Złoty Chłopiec.
- Myślę, że mogłaby przydać ci się w przyszłości, słyszałem również, że poczyniłeś spore postępy, ale nie będę cię do niczego zmuszał. Ostateczna decyzja należy do ciebie.
- Ja... ja chcę dokończyć to co zacząłem... chce się nauczyć oklumencji, panie profesorze - powiedział Harry. Na te słowa dyrektor uśmiechnął się ponuro i powiedział:
- W takim razie nie będę cię zatrzymywał. Powinieneś odpocząć. Do zobaczenia Harry - pożegnał się Dumbledore.
- Do widzenia-odpowiedział Harry i wszedł z gabinetu.
------------------------------------------------------------
Wiem, że to jest beznadzieja, że okropnie się to czyta i że jest strasznie długie. Jeśli przeczytałeś/łaś ten szłam to jestem pod wielkim wrażeniem.
Zostaw gwiazdkę, jeśli udało ci się dotrwać do końca i napisz coś w komentarzu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro