Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Minęły trzy dni odkąd przyjechaliśmy do Wodogrzmotów. Mieszkamy naturalnie w Tajemniczej Chacie jednak tym razem nie śpie na poddaszu, które teraz w całości okupuje Meabel, a w pokoju w którym niegdyś Stan przetrzymywał woskowe figury. Tak te co chciały nas załatwić ale byliśmy szybsi. 

Nie miałem nic przeciwko takiemu układowi, nawet się cieszyłem że Meabel nie będzie grzebać mi w rzeczach. Stan pomógł mi umeblować pomieszczenie w czym ochoczo pomagali mi moi chłopcy a w szczególności Phil. 

Przez ten czas niewiele się działo po za nagminnym naruszaniem naszej przestrzeni osobistej przez Forda który co róż próbował nasz szpiegować. Raz nawet próbował zwabić chłopców do swojej pracowni ale ci go olali. Zawczasu ostrzegałem ich by nie słuchali Forda i mówili mi o wszystkim jeśli chciałby im coś zrobić. 

Oczywiście dotyczyło to też Meabel jednak ta była zajęta spotkaniami "towarzyskimi" więc na jakiś czas miałem ją z głowy. 

Dowiedziałem się też że Wendy jest od roku zaręczona z Robbim i już nie pracuje u Wujka Stanka. Mieszka teraz z Robbim w jego rodzinnym domu gdzie rodzice chłopaka ją do bulu rozpieszczają. Ojciec Pacyfiki został (Bóg jeden wie jakim cudem) Burmistrzem Wodogrzmotów a sama Pacyfika planuje w przyszłym roku rozpocząć studia a na razie pomaga ojcu w Ratuszu. Gideon wraz ze zbirami których poznał w więzieniu prowadzi serwis samochodowy z dość dużymi sukcesami. Słyszałem też że wydał sporą część kasy na pomoc swojej matce. Stary McGucket pracuje teraz dla jakiejś międzynarodowej Agencji. Stan najwyraźniej wraz z Soosem dalej prowadzą Tajemniczą Chatę a Ford nadal poluje na magiczne stworzenia i Anomalie.

W skrócie normalne życie w Wodogrzmotach.

Czas by się zaczęło chylić ku końcowi.

Postanowiłem że nadszedł czas by wyjść z tej Chaty i pokazać chłopcom ich ojca. Zaklimatyzowaliśmy się już z chłopcami, którzy pokochali to miejsce  i nie ma lepszej okazji by zacząć działać. Stan pojechał do miasta a Ford przesiaduje w pracowni. Co do Meabel to zniknęła z samego rana ale i tak profit. Nic tylko działać. Tylko najpierw trzeba znaleźć miejsce pobytu jego posągu.

Przechodziliśmy przez sklep gdzie spotkaliśmy Soosa naprawiającego szafkę.

- Cześć stary - Przywitał się radośnie jak zawsze - Siema chłopaki

- Cześć wujku Soosie - Przywitali się obaj 

- Hej Soos - Jest to jedna z nielicznych osób które się ode mnie nie odwróciły i które traktóją moje dzieci jak ludzi a nie zwierzęta lub coś gorszego - Idę się przejść z dzieciakami jakby ktoś pytał 

- Jasne stary, tylko uwarzajcię na statułę Bill znajdującą się trzy kilometry na północ na niewielkiej polanie na prawo od starego dębu, jeszcze go uwolnicie przypadkiem czy coś - Powiedział po czym wepchnął sobie tabliczkę czekolady do ust i wrócił do pracy

- Ok, postaramy się - Odparłem tajemniczo wychodząc z Chaty ciesząc się z ciapowatości umysłowej Soosa 


Ford

Przez kamere monitoringu widziałem jak Dipper i te benkarty opuszczają Dom i kierują się zapewne do Lasu w poszukiwaniu Billa o co byłem spokojny, minie wiele dni nim zdołają go znaleźć w tych zaroślach. 

To był nadmiar czasu. Po wielu analizach podjąłem decyzję że tym razem trzeba to załatwić raz a dobrze. Pozbędę się bachorów i posągu Billa za jednym zamachem.

W tym celu postanowiłem się skontaktować z Agencją z którą od kilku lat utrzymuje stały kontakt w celach badawczych dzięki pomocy McGucketa. Wykręciłem numer w telefonie i czekałem aż ktoś odbierze.

- Witam, tu kwatera główna Agencji UNIT w Genewie, proszę się przedstawić i podać powód kontaktu - Powiedział damski głos 

- Tu Ford Pines z Wodogrzmotów Małych, potrzebóje pilnej pomocy ze strony waszej Agencji


Dipper - Godzinę później

- Phil! Zobacz! Kwiatki! - Krzyczał podekscytowany Bill wskakując do leśniej polany pełnej kwiatów

- Bill! Czekaj! - Krzyczał równie podekscytowany  Phil - Bo znowu nabijesz sobie siniaki! 

Z bananem na ustach wszedłem na polanę której dość długo szukaliśmy. Chłopcy tryskali energią. W moim "rodzinnym" mieście nie mieli takiej swobody. Plotki o nas szybko się rozchodziły i żatko mogliśmy wychodzić na zewnątrz bez uniknięcia krzywych spojrzeń czy wyzwisk. Widziałem jak było im smutno że nie mogą się bawić na zewnątrz. Teraz jednak dzieci w końcu mogły się wyszumić i to w nie tak zwykłym miejscu. Wziąłem głęboki oddech chcąc poczuć głębie tego miejsca. Las trochę się zmienił odkąd tu ostatni raz byłem. Mimo to dalej było to bajeczne miejsce. Cieszę się że i moje dzieci zaczynają coraz bardziej lubić to miejsce. Jak by nie patrzeć to ich prawdziwy dom. 

Odganiając jednak niepotrzebne myśli rozejrzałem się w około w poszukiwaniu posągu Billa. Nic jednak nie widziałem. Zdziwiony zrobiłem kilka kroków w głąb polany i dopiero w tedy zmaterializował się on przede mną. No tak, cwany Ford zapewne postarał się zamaskować go by nikt go nie znalazł. Był głupi jeśli myślał że by mnie to powstrzymało. 

Dzieci również zauważyły posąg. Przerwały zabawne podbiegając do mnie oglądając go z ciekawością.

- Co to? - Spytał Phil

Uklęknąłem między nimi obejmując ich obu ramionami.

- To jest - Ucałowałem ich obu w czułka - Wasz tata

- Tata Bill? - Spytał zdziwiony Bill junior

- Tak, opowiadałem wam o nim - Spojrzałem na Phila - Co się z nim stało?

- Źli ludzie zamienili go w kamień - Powiedział 

- Brawo - Zwróciłem się do Billa - I co musimy zrobić? 

- Uwolnić go - Odpowiedział uśmiechając się niewinnie

- Doskonale - Pogłaskałem ich obu po czym wstałem 

- Ale jak to zrobimy, tatusiu? - Spytał mnie Phil

- Hm, on nam to powie - Odpowiedziałem po czym uścisnąłem rękę kamiennego posągu - Prawda? Kochanie?

Nastąpiła głucha cisza. Owady, natura, zwierzęta zamilkły. Puściłem posąg czejakąc na jakąkolwiek reakcję. Chłopcy spojrzeli po sobie zdziwieni. Po kilku chwilach głuchej ciszy, zerwał się silny, porywisty wiatr wypełniony namacalną silną energią. Obtoczył się wokół nas i skierował tuż nad posąg.  Nad posągiem błysnął smóg światła który po mniej niż sekundzie eksplodował wywołując chaos na polanie i w okolicznym lesie jednak nie robiąc nam krzywdy. Chłopcy przestraszeni schowali się za mną jednak wiedziałem że nic im nie grozi. Przed nami uformowało się płonące oko przypominające to Saurona z Władcy Pierścieni. Ogień nie parzył lecz promieniował przyjemne ciepło. Po środku czarnej źrenicy rysowała się czarna sylwetka mężczyzny w eleganckim fraku meloniku którego oczy lśniły błękitnym ogniem.

Przyznam że nie tego się spodziewałem, zamiast tego oczekiwałem zobaczyć jego demoniczną roześmianą formę, jednak nie narzekałem. Bill na przekór wszystkiego musiał być orginalny heh. Nawet w obliczu Nicości.

- Lies garant - Przemówił  swoim demonicznym językiem a znaczyło to "Przybyłeś"

- Tak Bill - Odpowiedziałem niekryjąc szczęścia i dumy

Tylko ja, jedyny z ludzi byłem w stanie słuchać jego rodzimej mowy. Każdy inny w najlepszym razie by oszalał. Ale nie ja. To dzięki szkoleniu jakiemu poddał mnie Bill. Wzmocnił moje ciało na poziomie komórkowym a także i duchowym. Nie byłem już zwykłym człowiekiem, przewyższam ich pod każdym względem. I choć dalej jestem słabszy od Billa to mi to nie przeszkadza, wystarczy że jestem silniejszy od karżdej innej... przeciętnej istoty. 

- Buga nall (Tyle czasu) - Sylwetka zbliżyła się - Dasz band, du gurwal (Soseneczko, moja piękna) - Nie mógł mnie jednak dotknąć, nie teraz i nie w tej formie inaczej by mnie skrzywdził 

- Niedługo oddamy ci ciało, odzyskasz je i będziemy razem - Powiedziałem tłumiąc palącą chęć dotknięcia go

- Dargo szol (Wiem to) - Uniósł dłoń i pokazała się wizja miejsca gdzie znajduje się UFO - Wei all olw (Tam czeka rozwiązanie)

- Kolejna przygoda, wspaniale - Uśmiechnąłem się promiennie na co ten zaśmiał się co z pewnością nie wyszło tak jak miało gdyż zabrzmiało mrocznie

- Borzgar! (Wspaniała!) Ambroll (I to moja)

Zaśmiałem się lekko dławiąc łzami. Szybko wziąłem się w garść i spojrzałem na niego na tyle poważnie na ile mogłem.

- Wiem że masz mało czasu w tej formię ale musisz kogoś poznać - Powiedziałem i odsunąłem się tak by odsłonić chłopców, starszy zasłaniał młodszego choć i sam był przestraszony - Phil i Bill junior - Powiedziałem spokojnie - Twoi synowie

Postać Billa zamarła na dłuższą chwilę choć ogień w oczach zamigotał kilka razy. W końcu schylił się lekko w ich stronę a ci sparaliżowani stali w miejscu.

- Skie szkol (Moi chłopcy) - Powiedział niemal szeptem bacznie przyglądając się im a ci przestali się trząść i uspokoili się teraz patrząc na tatę z zaciekawieniem a nie ze strachem - Maganazul ta (Są tacy piękni), Garuszul (Tacy potężni), Arszullta ka na (Jak moja Królowa) - Patrzył jeszcze nas nas chwilę w milczeniu po czym jego sylwetka wyprostowała się i cofnęła w głąb pionowej źrenicy ognistego oka - Olge szchool (Musicie iść), Maganszu i jaa (Dużo pracy przed nami) - Niechętnie przytaknąłem 

- Zobaczymy się wkrótcę, obiecuję - Prawie wyszeptałem

- Daru szchull du (Nie, ja obiecuję) - Odparł a oko zaczęło się zapadać - Szrei nas dalu, kilni na du, ami ku zu dur, ba gu ni szchi, ba gu! ( I pamiętaj, rzeczywistość to iluzja, wszechświat to hologram, kupuj złoto, pa!)

I zniknął. Otoczenie ożyło a my staliśmy tak chwilę w milczeniu.


Gdy wróciliśmy do Chaty chłopcy wręcz tryskali z podniecenia z powodu spotkania ze swoim ojcem żywo dyskutując o jego wyglądzie i jak czarował. Byłem szczęśliwy że zaakceptowali go a także że Bill zaakceptował swoich synów bo nie ukrywam bałem się że może jednak ich odrzuci ale najwyraźniej byłem po prostu przewrażliwiony.

Teraz jedyne co chce to odpocząć i zjeść coś dobrego. Może zamówię chłopcą Pizze? Tak to dobry pomysł. Z tym zamiarem chciałem wejść do Chaty a gdy tylko chwyciłem za drzwi usłyszałem Starego McGucket żywo dyskutującego z Fordem. Kłutnia musiała trwać od dłuższego czasu.

- Wy nic nie rozumiecie, nie rozumiecie! Nie możecie ich w to mieszać! Co żeście narobili! - Panikował i aż słychać było jak obgryza paznokcie 

- To Demony! - Odparł Ford spokojnie niemal z zadowoleniem - Jestem pewny, że ich sklasyfikują i wywiozą! 

- UNIT to nie jakaś policja tylko agencja ochrony ziemi!

- A Ziemia właśnie jest Zagrożona! - Ford zdawał się Tracić cierpliwość 

W tamtym momencie chciałem się śmiać jak opęntany ale powstrzymałem się. Zamiast tego wszedłem do środka i stanąłem w wejściu do salonu gdzie odbywała się dyskusja. Stan próbował powstrzymać Gaketa przed rzuceniem się na Forda podczas gdy ten z kamienną twarzą wpatrywał się w niego wraz z Meabale która stała obok niego z zarozumiałym uśmiechem. Kaszlnąłem by wrócić na siebie uwagę. McGucket zbladł a Mebel zaczęła złowrogo się śmiać. Uśmiechnąłem się z politowaniem.

- Słyszałem że wezwaliście UNIT - Prychnąłem i nim Meabel nim ktokolwiek zdołał cokolwiek powiedzieć wyciągnąłem srebrną plakietkę z kieszeni i pokazałem im ją przez co z twarzy Forda odpłynęły wszystkie kolory, Mebel zachłysnęła się własną śliną, Stan stał zdezorientowany a McGucket stał sparaliżowany  - Specjalny konsultant  Dipper Pines-Cipher przybył na wezwanie 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro