Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3.

Hej. Dzisiaj krócej. Dopadł mnie covid, dlatego dopiero dzisiaj wrzucam rozdział ;-;


***


Dym wdzierający się do jego płuc dawał ukojenie, a złość powoli odpuszczała.

- Czemu ten dzieciak nie potrafi trzymać języka za zębami? Tak bardzo muszę się hamować, żeby go nie zabić albo, co gorsza, nie pocałować. Kurwa - mruknął sam do siebie. Zgasił peta i wrócił do mieszkania. Bakugo nie było w salonie, więc pewnie wrócił do sypialni.

- Wróciłem. Żyję i ty też będziesz żyć! - krzyknął, zdjął kurtkę i wrócił na kanapę. Naprawdę chciałbym z nim po prostu posiedzieć.


~


Drgnął lekko, gdy usłyszał trzaśniecie drzwi wejściowych, ale nie zamierzał sprawdzać, czy to ludzie Tomury czy też Dabi. Zresztą nie musiał się długo nad tym zastanawiać, bo zaraz potem usłyszał głos tego idioty. Nie mam zamiaru wstawać ani mu odpowiadać. Niech myśli, że śpię.

Zacisnął powieki, próbując nie dopuszczać do siebie złych myśli. Nie miał dobrych przeczuć co do sytuacji z Tomurą, mimo tego, co mówili jego pachołkowie przed odejściem. A w dodatku nie wiedział, czy nie odwalił jeszcze czegoś wobec innych szych w mieście. Skoro nie pamiętał, do kogo startował po alkoholu, to mogło być różnie.

- Kurwa. Powinienem stąd wyjechać - szepnął do siebie, zwijając się w kulkę. Smutnymumin.jpg


~


Dabi leżał dłuższy czas, nie wiedząc, co zrobić z dupą. Nie chciało mu się spać. Może to wina tej kawy albo Bakugo, chuj wie. Wstał i poszedł do kuchni, żeby faktycznie się czegoś napić.

- Ych, gdzie ten parów ma szklanki - mruknął pod nosem. Nie chciał go budzić, a przecież gdzieś muszą być.


~


Oczywiście jak zaczęło mu się dobrze przysypiać, to Dabi musiał zacząć się tłuc. Słyszał, że ten grzebie mu w szafkach, a lepiej, żeby tego jednak nie robił.

- Skaranie boskie z nim - warknął, wstając z łóżka. Z rozmachem otworzył drzwi i poszturmował do kuchni, z wkurzoną miną i oczywiście cały potargany od tego przewracania się z boku na bok. - Musisz się tak tłuc? - warknął na niego, w bojowym nastroju. Już zdążył zapomnieć, że się go wcześniej wystraszył.


~


Dabi odwrócił się gwałtownie.

- Och. - Ciche jęknięcie samo jakoś wyszło z jego ust. Bakugo wyglądał, jakby właśnie skończył dobry seks z kimś w sypialni. Był zbyt hot, nawet jak na niego. Dabi spuścił wzrok. - Szukałem szklanki. Nie moja wina, że prędzej znajdę u ciebie kilo koksu niż głupią szklankę - burknął, oburzony.


~


- Szklanki masz w szafce zaraz nad czajnikiem, kretynie. - Przewrócił oczami, podchodząc do wspomnianej szafki i wyciągając z niej dwa naczynia. Skoro już tu był, sam też mógł się czegoś napić. - I akurat koksu u mnie nie znajdziesz. Alkohol to co innego. W zasadzie, możesz sobie cały zabrać. Mi się już nie przyda. - Sięgnął do lodówki po sok pomarańczowy, który ostatnio pił wręcz hektolitrami i dalej nie było mu mało.


~


- Dobry pomysł - skwitował, biorąc szklankę. Znalazł też whisky. - Skoro nie wypiłem tej w domu, to wypiję tu. - Nalał pół szklanki, a zaraz potem przechylił ją i całą zawartość wlał w siebie. - Dziwię się, że jeszcze nie zadałeś pytania, dlaczego jesteś nietykalny, będąc przy moim boku. Nawet nie interesuje cię to, jakie to ma konsekwencje - powiedział, nalewając sobie kolejną szklankę, którą tak jak poprzednią, wypił na raz. Taka rozmowa wymagała pomocy alkoholu. Był chujowy w rozmawianiu uczuciach, związkach, emocjach i innych jednorożcach srających tęczą.


~


- Domyślam się, że jesteś jedną z półświatkowych szych. Ale nie jestem do końca pewien, czy ktoś taki jak Tomura faktycznie się odczepi tylko dlatego, że niby jestem twój. - Przewrócił oczami, upijając łyk soku. - Poza tym, patrząc na to jak wielu rzeczy nie pamiętam i na moją zapewne świetną opinię barowej kurwy... Podjąłem decyzję, że lepiej będzie się wynieść z tego cholernego miasta. I tak go nie lubię. - Westchnął cicho, wbijając spojrzenie w szklankę. Co miał na myśli, mówiąc o konsekwencjach? Mam nadzieję, że nie uważa się teraz za pana i władcę, bo jeśli tak, to mu przyłożę.


~


Zaśmiał się.

- Jedna z półświatkowych szych. Dobre. - Nalał sobie kolejną szklankę, ale tym razem wziął tylko łyk. - Jestem na tej samej pozycji co Tomura. Kiedyś pracowaliśmy razem, ale jemu to nie wystarczyło. Kutas zawsze chce mieć wszystko na własność. Więc załatwiłem to po swojemu. - Uśmiechnął się na samo wspomnienie. - Więc jestem kimś więcej, niż szychą. Jestem półświatkiem, Katsuki. - Spojrzał mu prosto w oczy. - A ty od dzisiaj jesteś kimś na kształt pierwszej damy. - Upił łyk. Na twarzy Bakugo pojawiło się zaskoczenie, którego nawet nie próbował ukryć. - Twoja ucieczka z miasta nic nie da, Shigaraki cię znajdzie. Sam nie dasz rady, choćbyś wypruł sobie flaki. Dlatego lepiej będzie, jeśli zostaniesz i zgodzisz się na to, co za chwilę zaproponuję. - Dabi przełknął ślinę. Musiał zaproponować taki układ, żeby Bakugo nie uciekł. Jedyną rzeczą, której teraz chciał, to jego bezpieczeństwo, a nie martwe ciało w rowie.


~


Był w czystym szoku po tym, co właśnie usłyszał. Szklanka wypadła mu z ręki i rozbiła się na małe kawałeczki tuż pod jego nogami. Nie dość, że zachlapał się sokiem, to jeszcze odłamki szkła odrobinę go poraniły. Od razu schylił się, by pozbierać co większe kawałki i był to jednocześnie pretekst, by nie patrzeć na Dabiego. Teraz był nie tylko zdenerwowany, ale i wystraszony. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego.

- Ostatnie, czego chciałem, to pakowanie się w takie chore gówno. N... Nie chcę mieć z tym nic wspólnego - wydusił z siebie. Ani trochę nie obchodziło go to, że drżał mu głos. I co niby mam teraz zrobić? Zgodzić się na jakiś popieprzony układ czy zdechnąć? To żaden wybór!


~


Schylił się i zaczął pomagać mu zbierać resztki szkła.

- Możesz być przy moim boku. I tyle. Kilka razy pojedziesz ze mną na drobne spotkania biznesowe z osobami, które nie będą mieć odwagi na ciebie spojrzeć. Nie będę wymagał niczego innego. Tylko w ten sposób jestem w stanie zagwarantować ci bezpieczeństwo. Dostaniesz też ochronę, jeśli będziesz chciał. Albo moją albo Togi. Na pewno się zgodzi. Ta mała pchła będzie miłym dodatkiem do życia. - Uśmiechnął się, przypominając sobie, jak działa na ludzi jej ogromny entuzjazm skrywający najlepszego mordercę, jakiego miał w swoim zespole. - Moje kontakty są dość szerokie, ale poza tym miastem sam będziesz niczym sarna na polu. Jeden wielki cel. - Widział, że Bakugo chce zacząć swój monolog o tym, że nie i chuj, woli zginąć, więc przyłożył mu palec do ust, żeby milczał. - Shigaraki cię nie zabije. Będziesz żyć aż za długo, patrząc na atrakcje, jakie z pewnością szykuje, jeśli uda mu się ciebie dorwać. Zastanów się, czy lepiej będzie nienawidzić mnie za to, że chcę cię chronić, czy za to, że nie udało mi się ciebie uratować - powiedział cicho, ścierając z jego ust kroplę krwi, która wypłynęła z małej ranki.


~


Jego zdenerwowanie rosło z każdą chwilą. Czuł się jak owca prowadzona na rzeź. Owca, która mogła po prostu wybrać formę swojej śmierci. Może i słowa Dabiego wskazywały na to, że nie będzie go zmuszał do dzikiego seksu w zamian za ochronę, ale kto wie, czy mu się nie odmieni? Patrząc jednak na to wszystko, Tomura był sto razy gorszym wyborem. Nawet nie chciał myśleć o tym, co ten chory pojeb by z nim zrobił. W końcu krążyły o nim legendy.

- W całym swoim życiu nie czułem się tak podle, jak w tej chwili. Jak długo miałbym udawać twoją zabaweczkę, co? Czy ludzie tacy jak Shigaraki szybko tracą zainteresowanie zwierzyną? Kurwa jebana w dupę mać. - Uderzył pięścią w podłogę, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, że poranił sobie dłoń o pomniejsze odłamki szkła. Miał ochotę wrzeszczeć. Dlaczego zawsze pakował się w taki popieprzone sytuacje?


~


Wstał, wyrzucił resztki szkła do zlewu i podszedł do okna. Ta noc jest naprawdę piękna.

- Nie będziesz moją zabawką, Katsuki. Nie chcę cię do niczego zmuszać. Jesteś zbyt ważny, żeby cię tracić przez twój upór - powiedział patrząc na pustą ulicę. - Potraktuj to jako zakład. Jeśli któreś z nas będzie chciało, żeby to nie była gra, to pozwolę ci odejść. Wtedy będziesz wiedział, czy bycie przy moim boku to kara czy nagroda. - Jego ton głosu był łagodny, w przeciwieństwie do Bakugo był spokojny. Dał radę, nie podniósł głosu, a propozycja, którą złożył, była łagodna, zaś jego twarz zrelaksowana. Pierwszy raz tego wieczora czuł się spokojny. Cokolwiek wybierze wiem, że nie zmusiłem go siłą, żeby dostać coś, czego ja chcę.


~


Podniósł się powoli z podłogi, modląc się tylko o to, żeby nie okazać słabości. Nie mógł teraz wpaść w histerię, to w niczym nie pomoże.

- Nie rozumiem, dlaczego w ogóle chcesz mi pomóc. Dobrze wiesz, że teraz nie mam wyboru, a ten układ wydaje się być jakiś zbyt... zbyt łagodny jak na kogoś, kto trzęsie półświatkiem. Gdzie jest haczyk? - Był wdzięczny głosowi za to, że go nie zawiódł.


~


- Haczykiem jest to, że mi się podobasz - westchnął. - Tak po prostu. Dawno o nikogo nie walczyłem. Zazwyczaj biorę to, co chcę i nawet nie pytam, ale ty jak widać jesteś wyjątkiem. Nawet wtedy się zawahałem. - Spojrzał na Bakugo. Stał jak bezbronne dziecko, nie wiedzące co ma zrobić ze swoją bezradnością i gniewem, jaki go przepełnia. Podszedł do niego i złapał za policzek. - Pozwól o siebie zawalczyć, Katsuki.


~


Zaniemówił, po raz kolejny tego wieczora zapominając języka w gębie, Że niby podobam się samemu księciu piekieł? To jakaś ukryta kamera? Przymknął oczy, nie bardzo wiedząc, co ma zrobić z nowo nabytą wiedzą. Niewątpliwym plusem było to, że skoro mu się podobał, to może faktycznie go nie skrzywdzi... Może warto było pójść na ten cholerny układ?

- Dobra... Zgadzam się.


~


Odetchnął z ulgą.

- Cieszę się. - Fala radości chyba za bardzo uderzyła mu do głowy, bo pocałował go w czoło, jakby chciał przypieczętować deklarację troski. - Idź spać, jest już czwarta, a ty pewnie nie spałeś. Jutro zaczniemy twój program ochrony świadków - powiedział, odzyskując swój normalny głos. Wiedział, jak skomplikowana będzie cała akcja. Jeśli ktoś w tym wszystkim zginie, to będę to ja. Tym razem Tomura nie odpuści. Chyba za bardzo go ostatnio poharatałem.


~


- I tak nie ma szans, żebym zasnął - mruknął, obejmując się ramionami. Czuł się jak małe dziecko, a nie dorosły facet. - Dlaczego nikt mi wcześniej nie powiedział, co wyprawiam po alkoholu? Nie ściągnąłbym sobie na głowę najgroźniejszego faceta w tym parszywym mieście.


~


- Pewnie dlatego, że nikt, kto siedzi w tym barze po nocach, nie ma kręgosłupa moralnego - mruknął. - Och no już, stało się i mówi się trudno. Najważniejsze to coś z tym zrobić. - Złapał Bakugo w pasie i przerzucił przez swoje ramię. Blondyn krzyczał, bił, kopał i szarpał się jak jakiś zając w sidłach. Dabi reagował na to śmiechem. Zaniósł go do sypialni i rzucił na łóżko.

- Do spania. Nie każ mi tego powtarzać.


~


- Ty pieprzony debilu, puszczaj mnie! - krzyknął, gdy ten sobie go nagle przerzucił przez ramię. Oczywiście, że się szarpał i klął, bo nie miał pojęcia, gdzie ten idiota go niesie. Szybko się jednak okazało, że nie miał o co robić rabanu. Nie byłby jednak sobą, gdyby zrobił to, czego chce Dabi. - Mówiłem, że nie zasnę, kretynie! Nie będę się do tego zmuszał - fuknął, unosząc się do siadu. Patrzył przy tym na niego wojowniczo.


~


- Och, przestań już i się przesuń - powiedział rozbawiony, na siłę wpychając się na łóżko Bakugo. - Skoro nie chcesz spać, to nie będziemy spać. - Ułożył głowę na poduszce.


~


- O i jeszcze się wepchnąłeś tu na chama! - zawołał z oburzeniem, gdyż cielsko Dabiego zajmowało sporo miejsca. - Zaburzasz mi czasoprzestrzeń - poskarżył się.


~


- Na tej kanapie nie da się nawet leżeć - burknął z niezadowoleniem. Nastała chwila ciszy, która dla Dabiego wydawała się być wiecznością. Zamknął oczy. - Jaki kolor lubisz? - rzucił pytanie mając nadzieję, że pchnie to jakkolwiek rozmowę naprzód.


~


Prychnął tylko coś pod nosem, nieszczególnie zadowolony. Postanowił już jednak być miły i się podzielić z nim łóżkiem.

- Kolor? - Spojrzał na niego z zaskoczeniem, nie spodziewając się takiego pytania. -E... Czarny. Pomarańczowy też jest całkiem spoko. A ty? - Przekręcił się w jego stronę i przykrył kołdrą czując, że jednak bierze go znużenie.


~


- Czarny i niebieski - odpowiedział automatycznie. - Czyli coś nas łączy. - Zaśmiał się. Oczekiwał ciętej riposty, ale kiedy odwrócił głowę zobaczył, że Bakugo śpi. - Bla, bla, bla, nie zasnę. Chyba jednak wiem lepiej, czego potrzebujesz - powiedział cicho. Ponownie zamknął oczy i wsłuchując się w powolny oddech śpiącego chłopaka, sam poczuł senność.


~


Nie można go winić, że po tak emocjonującym wieczorze i nocy jednak zasnął. Śniły mu się jakieś głupoty, że jego przyjaciel - Kirishima - zamienia się w wielką truskawkę i gania go po mieście krzycząc „i tak cię wyrucham". Uciekając wpadł na Tomurę, który uwięził go w wieży niczym Roszpunkę, a kwintesencją snu był Dabi. Podjechał pod ową wieżę na białym rumaku, który szybko zamienił się w latający motocykl. Uśmiechnął się przez sen, gdy mężczyzna go uratował i odlecieli prosto w kosmos.

- Mmm... Słodko - wymruczał sennie i odruchowo wtulił się w ciało śpiącego obok Dabiego. Na swoją obronę miał tylko tyle, że ciągle spał.


~


Obudził go ciężar jaki poczuł na swoim ciele. Co jest kur...?

Zobaczył Bakugo, który wtulony jak małe dziecko, mamrotał coś pod nosem przez sen.

- Och, no tego się nie spodziewałem - mruknął. Pochylił się nad jego uchem i szepnął zaspanym głosem, który dziwnym trafem zniżył się maksymalnie: - Śpij słońce, jestem tu.


~


Mocniej się w niego wtulił, tak zupełnie odruchowo. We śnie przemierzali kosmos w poszukiwaniu nowej planety do życia, bo Ziemia była zbyt pojebana, by na niej żyć.

- Mój rycerz - wymamrotał prosto w jego tors i westchnął cicho. Było mu ciepło i miło, idealne warunki do spania.


~


Kiedy usłyszał słowa Bakugo jego serce się zatrzymało, oddech też. Wszystko jakby stanęło w miejscu. Zginę przez ciebie, a raczej dla ciebie. Przytulił go delikatnie, żeby przypadkiem się nie obudził i zasnął, nie wiedząc czy nie przypieczętował właśnie swojej zguby.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro