Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6.

Hej, hej. Oto drugi dzień mini maratonu. Tak coś myślę, że kolejny pojawi się między 30 grudnia a 2 stycznia. Tutaj materiału mamy akurat naprawdę mnóstwo ;> 

Dzisiaj akurat krótko, bo gdybym tutaj nie urwała, to by było z kolei za długo XD

Miłego czytania!


***


Dabi wrócił do sali, w której o dziwo było głośno od rozmów. Oznajmił, że to koniec narady i są wolni, jednak tylko nieliczni ruszyli się z miejsca. Uznał, że on potrzebuje zapalić, a Mina z chęcią zaproponowała towarzystwo.

- Co z nim? - Wydawała się być zdziwiona zachowaniem Bakugo.

Czyli nie wie.

- A jak myślisz? Każdy normalny człowiek by się wkurwił - prychnął.

- A ty jak się trzymasz, Touya? - zapytała cicho.

Dabi rozluźnił się na dźwięk swojego imienia.

- Jakoś. - Jego głos był beznamiętny, jakby był myślami zupełnie gdzieś indziej.

- Dorwiemy go, a ty osobiście wyprujesz mu flaki. Obiecuję, braciszku. - Położyła głowę na ramieniu Dabiego, zastanawiając się, kiedy mały chłopiec z bliznami wyrósł na najpotężniejszego mężczyznę w tym mieście.


~


Wyciągnął telefon z kieszeni, zamierzając jeszcze bardziej się dobić. Przejrzał wiadomości z ostatniego tygodnia i poczuł obrzydzenie do samego siebie, gdy uświadomił sobie, że głupie aluzje kierowane do niego przez Shinso oznaczały, że poszedł z nim do łóżka. A tak bardzo chuja nienawidził...

- Jak się dobić w pięć minut? Wystarczy wniknąć w to, co się robiło będąc pijanym jak szczota - mruknął do siebie, mimo wszystko przewijając dalej. - Hm, dziwne. Kiedy Deku do mnie pisał? - Zmarszczył brwi, wchodząc w konwersację. Wiadomość była tylko jedna: „Rozmawiałem z mamą... Jak się czujesz?". - He? - Uniósł brew w górę, postanawiając odpisać mu teraz: „O czym niby gadałeś z matką, głupi nerdzie?".

Podniósł się z fotela, z cichym westchnieniem. Atak minął zanim się rozkręcił, pozostało po nim tylko lekkie drżenie rąk. Postanowił więc wyjść z tego cholernego gabinetu i pójść sobie zapalić. A potem może uciec z tego pojebanego miejsca, zanim ktoś jeszcze wywoła w nim niechciane emocje.

Życie w gangu? To nie dla mnie. Chcę dożyć reszty dni w spokoju, na jebanej Majorce. Na którą nie mam hajsu, ale to się wytnie.


~


Dabi zobaczył schodzącego po schodach Bakugo.

- Właśnie do ciebie szedłem. - Nie powiedział nic więcej, bo nagle wtrąciła się Mina.

- O, Bakugo. Już kogoś zatłukłeś, czy jeszcze nie? Zawsze, kiedy o to pytam, przypomina mi się twoja bójka z Kirishimą w podstawówce. - Zaśmiała się.

- Och, weź ty idź już być wkurwiająca gdzieś indziej. - Dabi przewrócił oczami. - Chciałbym zauważyć, że zaraz będzie siedemnasta, a to oznacza „szykujcie się, kurwa, bo wam łby ukręcę, jeśli spierdolicie dzisiejsze spotkanie" - wycedził przez zaciśnięte zęby, na co Mina zareagowała pokazaniem mu języka. Wyjął krawat Bakugo z kieszeni, wyciągając go w jego kierunku. - Przyda ci się. Idę się przebrać, a ty czuj się jak u siebie w domu.


~


- Jeszcze nie, ale być może niebawem się to zmieni. - Uśmiechnął się pod nosem. Często się bił z Kirim, ale tak bardziej dla żartów. Zanim zdążył jednak powiedzieć coś jeszcze, Mina już sobie poszła. Wziął więc krawat od Dabiego i założył go. Wyciągnął też okulary z kieszeni i wsunął je na nos. - Gdzie Eijiro? Chciałem z nim pogadać. Dać buzi na zgodę i takie tam. - Ostatnie zdanie wypowiedział z sarkazmem, ale mina Dabiego świadczyła o tym, że nie było mu do śmiechu. - No już, nie uruchamiaj się. Tylko żartowałem. I w sumie to... dziękuję. Już mi lepiej. - Pochylił się w jego stronę i musnął wargami jego policzek. Co prawda skłamał, że już mu lepiej, ale przecież nie mógł wiecznie robić z siebie ofiary przy tym szatanie.


~


Zamurowało go. Stał jak jebany słup soli. Nawet w najlepszych snach nie myślał, że Bakugo jest w stanie dotknąć go z własnej woli, a co dopiero to. Poczuł, że cała jego twarz płonie.

- Ekhem... Nie ma za co. - Spojrzał w jego oczy. - Chyba częściej muszę cię ratować. - Uśmiechnął się delikatnie. - A co do Kiriego, to ostatni raz widziałem go w głównej sali, gadającego z Togą i Twicem, więc może nadal tam jest. - Zmierzył Bakugo od góry do dołu, po czym zaczął wchodzić po schodach na górę, ale zatrzymał się w połowie. Odchodzący chłopak chyba to poczuł, bo przystanął i odwrócił się w jego stronę. - Nawet czując się jak gówno wyglądasz jak młody bóg, Katsuki - wychrypiał głosem pełnym fascynacji i podniecenia, co przy Bakugo było czymś normalny.


~


Nieco go rozbawiło, że jeden mały buziak był w stanie sprawić, że Dabi tak się rozpływał. Zapamięta to sobie, gdy będzie chciał go namówić na jakąś głupotę albo spełnienie jakiejś zachcianki.

- Poszukam go tam, dzięki - odpowiedział, z nutką samozadowolenia w głosie. Później faktycznie ruszył w tamtym kierunku, ale w pewnej chwili poczuł, jak Dabi wypala mu wzrokiem dziurę w plecach, odwrócił się więc w jego kierunku. - Gdy ma się jedynie urodę, trzeba o nią dbać. Nigdy nie wiadomo, kiedy może się przydać - zamruczał cicho, uśmiechając się przy tym dość drapieżnie. Później puścił mu oczko i po prostu ruszył dalej, podziwiając samego siebie za to, że nie rzucił się na Dabiego wrzeszcząc „bierz mnie".

Niesamowicie mnie kręci, gdy mówi takim głosem. Jakbym był najbardziej wyjątkową osobą, jaka chodzi po tym świecie. Jego serce szalało, tak samo jak i reszta ciała. Żałował, że sytuacja między nimi była dla niego zbyt trudna i dziwna, bo przez to nie mógł się przemóc, aby pokazać Dabiemu, że nie jest mu tak całkiem obojętny.


~


Zamknął drzwi od swojego pokoju.

- Sam. Nareszcie. Cisza, spokój i zero wiecznie uśmiechniętej Miny. Alleluja. - Zrzucił z siebie ubrania i zostawił je na fotelu.

Czas pokazać mnie, którego zna miasto. Wybrał czarną koszulę z połyskującego, satynowego materiału. Połączył to z garniturowymi spodniami, marynarką i eleganckimi butami. Idealnie. Jeszcze tylko kilka dodatków, perfumy, zaczesać włosy na tył i będzie dobrze. Dołożył kilka kolczyków, drobny łańcuch na szyi, zegarek. Och, jeszcze płaszcz. Zgarnął go z wieszaka i skierował się na dół. Czuł na swoim ramieniu ciężar skórzanego płaszcza. Jego waga niekoniecznie wynikała z materiału, a raczej z tego, co w nim przeżył i jak ważnym symbolem stał się dla wielu osób, próbujących stanąć mu na drodze.


~


Bakugo faktycznie znalazł Kirishimę w głównej sali. Poprosił go o rozmowę i wyszli na zewnątrz, gdzie Katsuki odpalił sobie papierosa.

- Słuchaj... Nie dałem ci dojść dzisiaj do słowa, bo to wszystko jest dla mnie nowe i cholernie frustrujące. Czuję się jak owieczka idącą na rzeź i zdecydowanie straciłem kontrolę nad swoim życiem. - Zaciągnął się dymem w płuca. Jakoś tak... Głupio było mu patrzeć na ucieszonego z rozmowy Kirishimę. Szczególnie po tym, co mu powiedział nie tak dawno temu.

- Nie mogę się temu dziwić, Bakubro. Sam pewnie zareagowałbym na twoim miejscu podobnie. Ale tu naprawdę chodziło tylko o twoje dobro. Nie wiem, co się stało, że tak nagle zacząłeś nas wszystkich unikać i poszedłeś w naprawdę porządny balet, ale... Możesz mi powiedzieć, jeśli coś jest nie tak. - W głosie Kiriego brzmiała szczera troska.

- Wszystko jest nie tak. - Uśmiechnął się ponuro. - Tak jak mówiłem, straciłem kontrolę. Jedno głupie wydarzenie wystarczyło, żeby mnie pogrążyć. Ale najgorsze jest to, że dopiero Dabi powiedział mi, co odwalałem po pijaku. Wcześniej to jakoś... wypierałem. Wiesz, co jest najbardziej pojebane?

- Co? - zapytał Kiri, przestępując nerwowo z nogi na nogę.

- Spałem z Shinso - wyznał, zerkając na niego. Tak jak się spodziewał, Kiri był wręcz zszokowany nabytymi wieściami. - Wiem... to jest już wyższy kaliber spierdolenia.

- Musisz zrobić badania, bo co, jeśli sprzedał ci jakiegoś syfa? - Aż zabrał mu papierosa i sam się zaciągnął, a przeważnie nie palił.

- Mam to w planach. Co prawda nie dziś, prędzej jutro... O ile w ogóle przeżyję kolację z Shigarakim. - Westchnął cicho.

- Nie martw się, Bakubro. Ogarniemy wszystko, odzyskasz kontrolę - obiecał mu. Wyrzucił papierosa na ziemię i przytulił do siebie Bakugo, którego nieco to zdziwiło. Uznał jednak, że skorzysta z tego i sam go objął.


~


Zszedł na dół i przez okno zobaczył Bakugo wtulonego w ramiona Kirishimy.

- Zabolało. - Jego głos byłby w stanie zamrozić wodę w kranie.

- Cóż takiego boli twoje skamieniałe serce, braciszku? - Odwrócił się gwałtownie w kierunku głosu należącego do Shoto.

- Oho, Szczota na salonach. Kiedy wróciłeś? - Zapytał, podchodząc do brata i ściskając go na przywitanie.

- Przed chwilą. Wszystko poszło jak powinno, spotkanie potwierdzone. Jesteś pewien, że to dobry pomysł rzucać go na głęboką wodę? - Kiwnął głową, wskazując na zajętego Bakugo.

- Jaką głęboką wodę, co ty pierdolisz? Ten skurwiel jest tym rodzajem śmiecia, którego nie chcą nawet na śmietniku, więc Bakugo świetnie sobie poradzi. - Jego humor wyraźnie się polepszył.

- Gwarantuję ci, że tak szybko jak pozna przyszłego teścia, tak szybko znienawidzi go tak bardzo jak my. - Shoto zaczął się śmiać, trącając pięścią bark Dabiego, próbując tym gestem podtrzymać go na duchu. Obaj wiedzieli, że dzisiejsze spotkanie to dla ich dwojga nie tylko biznes.


~


- Wyglądasz dzisiaj jak pieprzony bóg seksu, Bakubro. Ale nie mów szefowi, że ci to powiedziałem, bo mnie zabije - mruknął Kiri do ucha Bakugo, który parsknął na to śmiechem.

- Oi, na taką reakcję liczyłem, rekinku. Ale masz rację, lepiej nie drażnić pomiotu samego szatana. - Odsunął się nieco i posłał Kirishimie lekki uśmiech. Zrobiło mu się trochę lżej na sercu, gdy upewnił się, że chłopak nie jest na niego zły za tamtą akcję i że byli w stanie normalnie porozmawiać. - Właściwie, co to za cholerne spotkanie dzisiaj mamy odhaczyć? Wcześniej miałem to w dupie, ale w sumie wypada się przygotować.

- O... Och. Dabi ci nie powiedział? To ja lepiej... Hehe... O, ktoś mnie woła! - I uciekł, zanim Katsuki zdążył zareagować.

- Co za jebany idiota - warknął do siebie. Wrócił do budynku, zamierzając znaleźć Dabiego i od niego uzyskać wyjaśnienia. Reakcja Kirishimy go zainteresowała i coś czuł, że ten szatan znowu coś głupiego wymyślił.


~


- O wilku mowa! - krzyknął Shoto, widząc idącego w ich kierunku Bakugo. Dabi odwrócił się w stronę Katsukiego, po raz kolejny zachwycając się jego wyglądem.

Będziesz naprawdę pięknie prezentował się u mojego boku, niczym najszlachetniejszy klejnot koronny. Uśmiechnął się sam do siebie, gdy blondyn do nich podszedł.

- Shoto Todoroki. Miło poznać człowieka, którego zabawką jest mój ukochany braciszek. - Brat spojrzał na Dabiego z nieukrywaną satysfakcją.


~


Bakugo nie mógł powstrzymać wrednego uśmiechu, gdy to Dabi został nazwany jego zabawką, a nie na odwrót. Czuł już, że polubi tego całego Shoto. A więc Dabi ma na nazwisko Todoroki? W sumie wcześniej nawet nie zastanowiłem się nad tym, że znam tylko imię.

- Mi też miło. Nawet nie wiedziałem, że ten aniołek ma brata. - Zarzucił ramię przez szyję Shoto i pochylił się w jego stronę, gdy już do nich dołączył. - Liczę na jakieś kompromitujące historie z jego życia, żebym miał go czym wkurzać - wyszczerzył się. Jakże niewiele było trzeba, by poprawił mu się humor. Wystarczyło znaleźć osobę, która wiedziała bardzo dużo o jego udawanym chłopaku.


~


Dabi przewrócił tylko oczami.

- Dlaczego ja wiedziałem, że tak będzie? Dobrały się dwa smarkacze. - Westchnął z lekkim śmiechem.

- Cóż mogę poradzić. Skoro ja jestem wspaniały, to i twój chłop musi być wspaniały. Dwóch cudnych chłopców zawsze się dogada. Masz gust braciszku, oj masz gust. -Shoto zmierzył Bakugo od góry do dołu, oblizując przy tym usta.

- Nie przeginaj. Dobrze wiesz jak kończy się igranie z ogniem, Shoto. - Jego ton głosu po raz kolejny stał się jednym wielkim lodowiskiem. Shoto odsunął się od Bakugo, wykręcając się koniecznością przygotowania do spotkania, które niebawem miało się odbyć.


~


Bakugo uniósł lekko brew w górę, widząc jak Shoto lustruje go wzrokiem Kolejny, któremu podoba się to, co widzi. Cóż poradzić, jestem zbyt piękny.

- Oi, Shoto. Pamiętaj, że chcę usłyszeć później trochę kompromitujących historii! -krzyknął za nim, po czym przeniósł wzrok na Dabiego. - Jesteś zazdrosny, że twój brat też uważa mnie za ciacho? - zamruczał, poprawiając okulary, seksownym ruchem. - Swoją drogą, co to ma być za spotkanie? Mam być sobą, czy raczej udawać zapatrzoną w ciebie, pustą laleczkę?


~


Udał, że nie usłyszał tego pytania. Shoto jako jedyny wiedział, jak bardzo zależy mu na Bakugo. Może i był tym wkurwiający bratem, ale jedynym, w którym miał oparcie po tym, co ich spotkało.

- Bądź sobą, mój drogi, bądź sobą na wskroś. - Zaśmiał się gardłowo i pochylił nad uchem Bakugo. - Dzisiaj poznasz Enji'ego Todorokiego. Największą szmatę tego miasta. - Odsunął się od niego z szerokim uśmiechem. - Więc, bardzo proszę, bądź niegrzeczny - wymruczał, patrząc Bakugo w oczy.


~


Musiał przyznać, że zaintrygowała go ta wieść. Miał poznać jego ojca?

- Och, skarbie, a czy to nie za szybko, byś przedstawiał mnie tatusiowi? A co, jeśli mnie nie polubi? - Zacmokał z udawanym niezadowoleniem. Tak naprawdę podobało mu się to, że w zasadzie dostał zezwolenie na to, by być tak okropnym jak tylko on potrafił. W ostatnim czasie bardzo mu brakowało możliwości ujawnienia swojego spierdolenia umysłowego w całej okazałości.

- Zobaczę, co da się zrobić, ale... chcę coś w zamian. - Uśmiechnął się figlarnie i teraz to on zbliżył się, by mruczeć mu do ucha. - Jeśli Shiggy mnie dziś nie sprzątnie, fundujesz mi porządny masaż. - Po minie Dabiego wnioskował, że ten miał nadzieję na jakieś sprośne propozycje, ale - jak to mówią - nie można mieć wszystkiego.


~


- Jeśli cię nie polubi, to gwarantuję ci, że ja zakocham się jeszcze bardziej - szepnął w odpowiedzi na wszystkie słowa, jakie padły z ust Bakugo. Niestety, przerwał im Shoto.

- Już czas, szefie - powiedział, pełen powagi, a za jego plecami pojawili się Toga i Twice.

- Dobrze. Ruszajmy - powiedział, jak generał wydający rozkaz. Spojrzał na Bakugo. - Ty jedziesz ze mną.


~


Spojrzał na Shoto z irytacją. Dabi właśnie powiedział mu, że się zakocha jeszcze bardziej, a ten sobie wchodzi jak do siebie i przerywa!

- Oi, ale nie zapomnij później załatwić mi tego masażu. Zdecydowanie mi się przyda -mruknął, idąc za nimi wszystkimi do wyjścia.

To było dla niego nowe i kompletnie popieprzone. Nigdy by się nie spodziewał, że skończy jako „partner" szefa gangu. I jeszcze miał doprowadzić jego ojca do szału swoją cudownością. Świat oszalał. Myśląc o swej pojebanej sytuacji, wsiadł do auta wraz z Dabim, starając się przy tym nie zachwycać tym, jak ten wspaniale wyglądał. Bo oczywiście nie umknęło mu to, jak ten dobrze wyglądał - po prostu starał się nie ślinić na jego widok. Szlag. Dobrze, że wcześniej po sobie nie pokazałem, że mnie to ruszyło, ale teraz, gdy siedzimy sami, muszę ukrywać swoje rozmarzenie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro