Rozdział 4.
Tak jak już wspominałam, covid rozłożył mnie na tyle, że dopiero wracam do żywych. Wybaczcie za tak długą obsuwę z rozdziałem.
***
Minęło kilka ładnych godzin, w trakcie których sny Bakugo przebiły skalę spierdolenia. Na domiar złego, obudził się przytulony do Dabiego co sprawiło, że jego serce wykonało salto w piersi, a twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora. Tym bardziej, że twarz Dabiego była tak spokojna, gdy spał. Miał lekko uchylone usta, co dziwnym trafem sprawiło, że Katsuki zapragnął go pocałować. Zamiast tego jednak wyplątał się z jego objęć, z zamiarem wzięcia prysznica. Koniecznie zimnego.
- Dlaczego przy nim tracę zdrowy rozum? To pieprzony kryminalista, nie powinienem na niego tak reagować! - prychnął pod nosem, zrzucając z siebie ubrania. Wlazł do kabiny i puścił zimną wodę, mamrocząc pod nosem przekleństwa. Byle ten szatan spał, bo przez to wszystko nie wziąłem ubrań i będę musiał paradować w samym ręczniku.
~
Dabi otworzył oczy i od razu dostrzegł, że Bakugo nie ma obok, ale usłyszał w tle odgłos lejącej się wody. Och, czyli poszedł pod prysznic. Dobra myśl, sam musiałbym się wykąpać. Ugotował mnie przez to przytulanie. Wstał i po prostu poszedł do łazienki, kiedy zaś otworzył drzwi, usłyszał najpiękniejszą wiązankę przekleństw w swoim życiu.
~
- No pierdolony, kurwa. Ja nie wiem, co on sobie wyobraża. Mógłby chociaż być brzydki, ale po co? Ja pierdolę, kurwa mać, jebać życie - warczał pod nosem. Nie zauważył nawet, że Dabi wszedł do łazienki. Gdyby tak było, to pewnie od razu posmakowałby mocy jego wkurwu. - Życie mnie nienawidzi. Co ja takiego zrobiłem temu na górze?! - Pacnął się otwartą dłonią w czoło.
~
Zaczął się śmiać tak bardzo, jak nigdy wcześniej.
- Miło, że uważasz mnie za przystojnego. - Zamknął drzwi, wchodząc do łazienki. Zdjął bokserki i koszulkę, którą zapomniał ściągnąć przed zaśnięciem, po tym jak wyszedł na fajkę w nocy. Stanął przed lustrem. - Faktycznie nie jest źle, jak na tak poharataną mordę. - Zaśmiał się gorzko, a w odpowiedzi usłyszał „wypierdalaj stąd w podsko...". Chyba zauważył, że zdążyłem się rozebrać podczas jego litanii.
~
Ależ mu się ciśnienie podniosło, gdy usłyszał głos tego idioty za sobą.
- Wypierdalaj stąd w podsko... - zaczął, odwracając się w jego stronę z niemałym wkurwem. Wtedy jednak dostrzegł, że kretyn jest całkiem NAGI. A ten widok był zdecydowanie bardzo przyjazny dla oka. Blizny w ogóle nie szpeciły Dabiego, a mogłyby, cholera. Gorąco mi. Ten zimny prysznic nic nie daje.
- WYPAD STĄD! - wrzasnął, gdy już doszedł do siebie. - Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! - Aż z tego wszystkiego zapomniał, że sam stoi całkiem nagi pod strumieniem wody.
~
- Nie. - Uśmiechnął się zadziornie. - Wezmę tylko szybki prysznic, ty sobie popatrzysz i każdy będzie szczęśliwy - powiedział, z nieskrywanym entuzjazmem. - A, i nie zaprzeczaj, bo ci ślinka cieknie, o tu. - Wszedł pod prysznic i kciukiem starł kroplę z jego wargi, z uśmiechem godnym samego Szatana.
~
- Ty pieprzony... - wywarczał, odtrącając jego rękę. - To woda, a nie ślinka, ty idioto!-Rzucił gąbką prosto w jego twarz, dając tym wyraz swojemu wkurwowi. Najgorsze było jednak to, że kabina nie była wcale duża, więc wyraźnie czuł przy sobie ciało Dabiego. Lodowata woda nie była w stanie ostudzić jego rozpalonego ciała. Przynajmniej mi nie stoi, wtedy to dopiero by się uśmiał...
~
- Po co te nerwy? Woda zaraz się zacznie gotować przez tą złość - zarzucił żartem, próbując nie pokazywać, jak bardzo i jemu jest gorąco. Odwrócił się plecami do Bakugo i starał się umyć w tej ciasnej kabinie, co chwila dotykając różnych części ciała mokrego blondyna.
To chyba nie był dobry pomysł, pomyślał, spoglądając w dół. Liczył przy tym na to, że zobaczy tylko swoje stopy. No tak, przecież nie mogło być inaczej. Zaśmiał się pod nosem.
~
- I... Idiota! Wyłaź mi stąd! - Przywalił mu z pięści w plecy, wciskając się jak najbardziej mógł w ścianę kabiny. Wcale mu się nie podobało, że Dabi podczas mycia i tak go dotykał. Dlaczego musi być taki hot?! Prościej by było, gdyby był brzydki! -Serio, wypad - warknął czując, że na jego twarz powoli wypełza rumieniec. Jeszcze chwila i się na niego rzuci... Albo wywali go z tej kabiny na kopach. Jedno z dwojga.
~
- Przestań się tak wściekać, to nie pomaga. - Odwrócił się twarzą do Bakugo, czekając na jego reakcję. Był ciekaw, bo sam w duchu miał niezły ubaw, wyobrażając sobie jego zdziwienie.
~
Chciał już powiedzieć coś wrednego, ale na widok „małego" problemu Dabiego aż parsknął śmiechem, nagle rozbawiony. Zakrył usta dłonią, próbując nieco zahamować swój rechot, ale niewiele mu to dało. Przynajmniej to ja mogę się pośmiać.
- Niewiele trzeba, żeby powstał - wydusił z siebie, pomiędzy salwami szaleńczego śmiechu. Cóż, takiej reakcji się raczej biedak nie spodziewał, sądząc po jego minie.
~
- Jak wydać wystarczy, że się denerwujesz. - Zaśmiał się. - Przynajmniej nie oszukuję własnego chuja, tak jak ty. - Uśmiech, jaki posłał Bakugo, zasługiwał na liścia w ryj, ale Dabi był szybszy. Złapał chłopaka za nadgarstki, podniósł jego ręce do góry i przygwoździł je do ściany. - Od razu lepiej - powiedział, patrząc na ich będące od siebie zaledwie kilka milimetrów przyrodzenia.
~
- Ty pieprzony smrodzie! - wykrzyknął wojowniczo i faktycznie chciał mu przyłożyć, ale Dabi wykazał się większym refleksem. Warknął na niego, szarpiąc się mocno w uścisku.
On zawsze był taki silny, czy przypakował przez noc?!
- Puszczaj - syknął, mrużąc gniewnie oczy. Przestał się jednak szarpać, bo to sprawiało, że ich penisy się o siebie ocierały, a jeszcze tego brakowało, żeby jemu też stanął.
~
Pochylił się tak, że ich nosy i wiele innych rzeczy zaczęło się stykać. Poczuł wstrzymany oddech Bakugo, słyszał jak jego serce odpierdala jebaną Belgijkę, a ciało zdaje się lekko drżeć.
- Ja się wykąpałem, a ty? - wypowiedział te słowa, muskając oddechem jego usta. Ile bym dał, żeby sam z siebie mnie pocałował.
~
Nie mógł nic poradzić na to, że jego ciało aż za bardzo reagowało na bliskość Dabiego. Smród specjalnie go tak prowokował, żeby sam zainicjował coś więcej, był tego pewien. Coś za piękny wydawał mu się ten cholerny układ, więc to tu był haczyk: wystawianie Bakugo na pokuszenie. Lucyfer pieprzony...
- Jak się umyłeś, to możesz wyjść... - wykrztusił z trudem. Nie chciał, żeby się odsuwał, ale z drugiej strony chciał. W końcu... dalej nie pamiętał ich wspólnej nocy, już i tak wyszedł na dziwkę. Gdyby teraz go pocałował, pewnie miałby o nim jeszcze gorsze zdanie, prawda...? Mam problemy jak napalona, zakochana nastolatka.
~
Nie odsunął się nawet na centymetr.
- Wiesz co - zawahał się chwilę. Będę tego żałować, na bank, ale co mi tam. - Skoro słowa pomogły ci przypomnieć sobie cokolwiek, to może czyny też mają tę magiczną moc - wyszeptał i po prostu go pocałował. Nie mocno, nie zaborczo jak tamtej nocy, kiedy Bakugo wpijał się w jego wargi do krwi. Zrobił to najdelikatniej jak potrafił, próbując pokazać, że nie próbuje tym dominować.
~
Otworzył szeroko oczy z zaskoczenia, gdy poczuł jego wargi na swoich. Jego serce od razu dostało świra, a mózg zastąpiła wata. Przez głowę przebiegło mu okropnie dużo myśli, wszystkie za i przeciw skumulowane w jedno wielkie „cholerny diabeł". Trwało to ledwo kilka sekund, a dłużyło się niczym wieczność. Po chwili złapał się na tym, że oddaje ten pocałunek, wbrew temu, o czym myślał, zanim ich usta się połączyły. Chce mnie po prostu wyruchać, czy to przejaw tego, że mu się podobam...? Ta myśl sprawiła, że odwrócił lekko głowę w bok, zrywając ten pocałunek. Oddychał ciężko, nie bardzo wiedząc, co mógłby teraz powiedzieć. Dabi zbyt mocno na niego działał i miał ochotę po prostu dać się ponieść, ale... trochę się bał, że wtedy stanie się zabawką, a nie obiektem ochrony.
~
Poczuł lekkie ukłucie w sercu, kiedy Bakugo zerwał pocałunek.
- Ekhem, masz rację. Pojebało mnie - powiedział, zachrypniętym od emocji głosem. Puścił ręce chłopaka i wyszedł spod prysznica. Złapał ręcznik i, wychodząc z łazienki, przepasał go sobie na biodrach. Coś ty sobie myślał, kretynie?! Gdzieś w głowie jego wewnętrzny krytyk próbował wyprowadzić mu prawego sierpowego.
- Nie wiem stary, nie wiem - mruknął, odpowiadając sam sobie.
~
Nie odpowiedział mu nawet. Stał jak kołek jeszcze jakieś dziesięć minut, zanim wyszedł spod prysznica. Wytarł się i owinął ręcznik wokół bioder. Przemknął się do sypialni i ubrał, czując się mocno niezręcznie. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że go zraniłem. Nie rozumie, że czuję się jak gówno z tym, że tak wielu rzeczy nie pamiętam? Nie rozumie, jakie to dla mnie trudne?
Potarł ramiona dłońmi. Teraz było mu okropnie zimno, gdy obok nie było Dabiego.
- Chuj z tym wszystkim - mruknął do siebie, wychodząc z pokoju. Skierował się do kuchni, by zrobić sobie tosty i kawę. Zrobi też brunetowi... na osłodę odrzucenia czy coś.
~
- Dzięki - rzucił w stronę Bakugo, widząc przygotowane śniadanie. Postanowił zająć się kawą, bo z twarzy blondyna nie mógł wyczytać dosłownie niczego. - Zjebałem, prawda? - zapytał, szydząc sam z siebie. - No jasne, że zjebałem. Patrząc na twoją twarz, chyba nie potrzebuję odpowiedzi. - Westchnął cicho i zamknął się w swoim świecie, w którym ten gorszy on spuszcza obecnemu porządny wpierdol. Emocje są do dupy.
~
- To nie tak - mruknął, przez chwilę walcząc ze sobą. Wreszcie jednak uznał, że podzieli się z nim swoimi przemyśleniami. - Ja nie pamiętam ani tego seksu, ani innych stosunków, które odbyłem po pijaku. Nie wiem, z kim spałem, ile razy, czy zapraszałem kochanków do domu. Czuję się tak, jakbym nagle obudził się z koszmaru, który jednak okazał się być prawdą. Wypierałem to... Nie wierzyłem, że mógłbym tak stracić nad sobą kontrolę, żeby pójść do łóżka z kimś, kto się nawinie. Nie wiem, czy... czy nie jestem na coś chory. - Postukał nerwowo palcami o kubek pełny parującej kawy. - Nie robiłem tego wszystkiego świadomie, ale czuję się jak zwykła dziwka. Pewnie też uważasz, że jestem łatwy i chcesz po prostu poruchać.
~
Fuknął, rozwścieczony ostatnimi słowami Bakugo.
- Milcz. - Odłożył kubek na blat i podszedł do blondyna. Złapał go za rękę, ale ten chciał ją wyrwać. - Przestań, przez chwilę, kurwa, walczyć i pozwól sobie coś wyjaśnić. - Mięśnie Katsukiego delikatnie się rozluźniły. Przyłożył jego dłoń do swojej piersi. - Czujesz? - Patrzył jak oczy chłopaka robią się coraz większe. - Zapytałem, kurwa, czy czujesz?! - ryknął. To wszystko tak bolało, bolało to co mówił, bolało jakim go widział. Bolało też to, czego nie widział. Czuł jak dźwięk jego własnego serca odbija się w czasie, jak pulsują jego skronie, a serce chce uciec jak koliber z klatki. Bakugo nie odpowiedział, więc puścił jego dłoń i się odsunął. - Nigdy więcej nie mów o sobie w ten sposób. Nigdy, kurwa, nie mów, że chcę cię tylko wykorzystać! - Jego furia sięgnęła zenitu, całe ciało się napięło, a oczy płonęły żywym ogniem.
~
Bakugo naprawdę nie miał pojęcia, jak ma reagować, gdy Dabi nagle wybucha taką złością. Czuł, jak mocno bije jego serce, słyszał je i gdzieś w zakątku jego umysłu pojawiła się myśl, że źle go ocenił. Przecież gdyby mężczyzna chciał go wykorzystać, nawet nie pytałby o zdanie, tylko go sobie wziął.
- Prze... Przepraszam - szepnął, spuszczając głowę. Zadrżał lekko, sam nie wiedząc, co dokładnie teraz czuje. Z jednej strony ulgę, że Dabi nie miał go za zwykłą kurewkę, z drugiej trochę się bał jego furii, a z trzeciej pojawiało się coś innego, coś nowego, czego nie umiał jeszcze w tej chwili zidentyfikować. Skulił się i objął ramiona dłońmi, chcąc ochronić się jakoś przed tą unoszącą się w powietrzu atmosferą wielkiego wkurwu.
~
Cały drżał, nie był w stanie powstrzymać ogromu furii, jaka nagromadziła się w jego głowie i całym ciele. Patrzył na Bakugo, na małego chłopca, który się go boi. Włożył ogrom wysiłku, żeby podejść do niego i go przytulić. Chciał go ukryć w swoich ramionach. Otoczyć gniewem, jakby to była szklana bańka, w której nic mu się nie stanie.
- Ech... Już dobrze. Nie bój się, nic ci nie zrobię. - Starał się jak mógł wydobyć resztki spokoju, jakie w sobie miał. Zamknął oczy i starał się oddychać powoli.
~
Cały się spiął, gdy Dabi zamknął go w uścisku. Nie ruszył się, bo co jeśli ten kretyn odebrałby to jako walkę? Oddychał urywanie, po prostu dając się przytulać. Nie wiem, czego mam się po nim spodziewać. Nie mam pojęcia, co mogę mówić bez obaw, że uruchomię w nim demona. Zamknął oczy, próbując opanować swoje emocje. Już wystarczyło, że Dabi świrował, nie potrzebował tu jeszcze rozhisteryzowanego bachora.
~
Poczuł, że złość ustępuje. Puścił Bakugo.
- Dziękuję, pomogłeś mi się uspokoić - powiedział, beznamiętnym głosem. - Pójdę się ubrać i wracam do siebie, nie będę cię już męczyć. Przyjadę po ciebie o dziewiętnastej. Proszę, żebyś nie zakładał dresów, ok? Mamy spotkanie z jednym dostawcą i chciałbym, żebyś na nim był. To będzie dobrze wyglądać i da jasny znak całemu miastu. - W jego głosie nie było żadnej emocji. Po prostu go poinformował, jak przystało na ochroniarza.
~
Pokiwał jedynie głową, nie ufając w tej chwili swojemu głosowi. Tym bardziej, że Dabi teraz zachowywał się, jakby nie miał w sobie żadnych emocji, a to jeszcze bardziej go zaniepokoiło niż ta złość.
- Nie zrobię ci wiochy - wykrztusił wreszcie. Z tego wszystkiego całkiem zapomniał o tostach, które zdążyły zrobić się zimne.
~
Kiwnął głową. Poszedł po swojej rzeczy, ubrał się, złapał kluczyki od motocykla i kask.
- Do wieczora mło... - przerwał - Katsuki. - I wyszedł.
Droga do domu trwała w nieskończoność a dzwoniący telefon w kurtce niemiłosiernie go irytował.
~
Odetchnął z ulgą, gdy Dabi wyszedł. Wreszcie mógł zachowywać się normalnie, bo przy nim często robił rzeczy, które były nielogiczne albo zupełnie do niego niepodobne.
- I co ja będę robił do tej cholernej dziewiętnastej? - zastanowił się, nie mając kompletnie pomysłu na spędzenie dnia. Wystarczająco rozbity się czuł, nie chciało mu się wymyślać żadnej rozrywki. Ledwo zdążył to pomyśleć, zauważył, że coś wsuwa się w szparę między drzwiami wejściowymi a podłogą. Zamrugał, nie bardzo wiedząc, czy powinien jakkolwiek reagować. Dopiero po kilku minutach wstał, by podnieść leżącą na ziemi kopertę. Otworzył ją, dostrzegając w niej zaproszenie.
- Zielony Zakątek o dwudziestej? Czyżby Dabi chciał mnie przeprosić? - Uniósł brew w górę, od razu wybierając jego numer. Niestety, po kilku bezskutecznych próbach nawiązania połączenia, zmuszony był się poddać. Zamiast tego napisał wiadomość: „Czyżbyś chciał mnie później zabrać na kolację? Ale żeby od razu Zielony Zakątek? Tam żrą tylko snoby i mnie nie stać. Pamiętasz może jeszcze, że nie zarabiam milionów?". Prychnął pod nosem, odkładając zaproszenie na blat stołu. Od razu mu się humor jakoś poprawił.
~
Wreszcie sięgnął po telefon.
- Co jest kurwa? Jaki Zielony Zakątek? - prychnął, wkurwiony, ale po chwili dotarło do niego, co się stało. Szybko wybrał numer Bakugo, mając nadzieję, że odbierze. Raz. Drugi. Trzeci. Dziesiąty.
- Kurwa jego mać! - Szybko założył z powrotem kask i z piskiem opon ruszył tam, skąd przed chwilą uciekł.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro