Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9 - Złapałbym dla Ciebie granat

W życiu spotykają nas różne sytuacje. Większość z nich tak naprawdę nic w nim nie zmienia, ale zdarzają się i takie, które zmieniają nas raz na zawsze. Miałem problem z klasyfikacją takich rzeczy. Nie do końca wiedziałem, czy jakaś sytuacja w ogóle będzie miała wpływ na moje życie. Nigdy. Pocałunek z osobą tej samej płci teoretycznie nic ze mną nie zrobił, pewnie dlatego, iż byłem pod wpływem trawy. Mimo to, nie czułem się tak  nawet podczas pocałunku z Roweną. Było mi gorąco, przeszyły mnie dreszcze, a co gorsza, wirowało mi od tego wszystkiego w głowie. Nie mogłem jednak zaakceptować tego, że zwyczajnie mi się to podobało. Wyprosiłem go, tuż po tym, gdy się od niego odsunąłem. Chwilę później opychałem się sernikiem, godząc się z faktem, iż efekt marihuany zaraz przejdzie. Gapiłem się w przestrzeń pomiędzy lodówką, a oknem. Cas  wszedł do kuchni. Na pewno jak zawsze przeszły go ciarki, nie lubił tu siedzieć. Jeszcze niedawno powiedział mi, że wciąż widzi tu krew.

- Gdzie Sam? - zapytał.

- Wyprosiłem go - kolejny kawałek sernika wylądował w moich ustach, brew drgnęła mi lekko do góry. - Zaraz po tym jak go pocałowałem.

- Wow. To czemu go wyprosiłeś? Słuchaj, według mnie jesteś głupi. Uwierz mi, że nic nie zbluźni Twojej dumy, jeśli będziesz z facetem - przyznał dość ostro.

- Najwidoczniej jestem głupi - prychnąłem.

- Ja też przez to przechodziłem - wywrócił oczami i zabrał mi widelec z ręki, sam zaczął jeść sernik. - Czujesz się zagubiony, bo nagle zaczął Ci się podobać chłopak. To nic takiego. Będziesz wpierw czuł się tym zmieszany, minie trochę czasu nim publicznie okażesz mu uczucia, ale to nic złego! Cholera, ten sernik jest taki dobry...

- ...Ojciec miał rację - szepnąłem nagle, słowa te wręcz odbijały mi się echem w uszach.

- Co Ty pieprzysz? On w niczym nie miał racji.

- Miał. Jestem p-pedałem - chciało mi się beczeć. Ojciec całe życie mnie tak wyzywał, więc może dlatego nie chciałem Sama. Nie potrafiłem zaakceptować samego siebie, prawdopodobnie to powodowało u mnie depresję.

- Żartujesz sobie? - pokręcił głową z niedowierzaniem. - Twierdził, że nasza mama jest dziwką, bił ją, bo myślał, że się puszcza, mnie potrafił najebać bo za głośno oddychałem, a Ty boisz się dopuścić do siebie Sama, żeby ojciec nie miał racji? Słyszysz jak idiotycznie to brzmi, czy mam powtórzyć? - mówił dość kpiącym tonem głosu, ale do jasnej cholery miał rację.

- Nie bądź taki - przetarłem łzy z policzków i pociągnąłem nosem. - Co mam Ci powiedzieć?

- Mi? Ja nie mam na imię Sam. To do niego powinieneś się zwrócić. Może się wtrącam, ale widzę, że Ci zależy, zbyt długo oglądam jak mój starszy brat cierpi. Zasługujesz na szczęście, Gabe.

- Pieprz się. Nie lubię, gdy masz rację - westchnąłem ciężko.

- Zaproś go na randkę. Kup mu kwiaty, jakieś tulipany, albo coś, róże są trochę oklepane. Chyba, że je lubi. Powinieneś wiedzieć jakie lubi. Zrób coś miłego dla siebie. Widzę co się z Tobą dzieje - uśmiechnął się łagodnie.

- Nie wiem czy to dobry pomysł - przyznałem, wciąż byłem pełen obaw.

- Lepszych nie ma. Zaproś go i w końcu się normalnie ubierz - oddał mi widelec i poklepał po ramieniu.

~○~

Kolejnego dnia przygotowałem się do szkoły,  stresowałem się, wziąłem sobie do serca wczorajszą rozmowę z bratem. Mimo to, na każdej przerwie unikałem Sama. Coś mnie wewnętrznie powstrzymywało.

- Dziwny dziś jesteś - odezwał się Rob. - Trochę nieobecny i... O nie. Znów się zakochałeś.

- Wcale nie zakochałem się "znów" - prychnąłem. Mieliśmy lunch, szliśmy właśnie na stołówkę.

- Znam Cię już trochę. Może nie jesteśmy od babskich gadek, ale Ty, Gabrielu Novaku, jesteś zakochany - uśmiechnął się.

- Robbie? - zacząłem, biorąc sobie kawałek pizzy i sok jabłkowy na tacę. - Co byś zrobił... Teoretycznie, gdyby Jared okazał się gejem? - zapytałem, oczywiście chodziło o mnie, ale zawsze pytałem o takie rzeczy wymijająco. Uniósł obie brwi i zerknął na mnie.

- Cóż - zaczął nieco zmieszany. - Nie wiem. Wciąż byłby moim kumplem, nie obchodzi mnie z kim chodzi do łóżka.

- Tak myślisz? - uśmiechnąłem się - Dobra. Przekażę mu.

- Gabe. Jared od wczoraj ma dziewczynę - pokręcił głową. - Masz chłopaka? - zdziwił się.

- Oczywiście, że nie. Pytam tak... ogólnie - próbowałem się wymigać. Usiadłem przy stole i zacząłem jeść, choć nie za bardzo miałem ochotę.

- Nie będzie mi to przeszkadzać - i tak powiedział. Byłem mu za to wdzięczny, więc kumplami nie musiałem się martwić. Został tylko mój dość ograniczony umysł. Sam zauważył mnie na stołówce, pomachał mi, a ja odwróciłem wzrok. Jeszcze nie byłem gotowy. Po posiłku skierowałem się na kolejne zajęcia, wpadłem na Deana Winchestera.

- Witam, panie Winchester - powiedziałem rozbawiony. Bawił mnie tym takim... bawieniem się w złego nauczyciela.

- Gabriel. Możemy porozmawiać? - zapytał. Teraz mnie nieco zaskoczył.

- O czym? Śpieszę się na zajęcia...

- O Samie - wyjaśnił od razu. - Dowiedziałem się... Że się w Tobie... Że jest gejem.

- No to gratuluję. Co mogę zrobić?

- Najlepiej? Nie zbliżaj się. Wpierw złamałeś mu serce, a teraz znów robisz nadzieję? Jesteś bardzo niestabilny. Nie chcę, by mój brat z kimś takim...

- Sorry - przerwałem mu. - Ale po pierwsze będę się z nim zadawać, nie zabronisz mi, po drugie, chyba Ci nie powiedział, że to on wpierw złamał moje serce - zaśmiałem się dość gorzko.

- Ojej. Szesnastolatek złamał Ci serduszko - przedrzeźnił mnie w dość nieprzyjemny sposób - Trzymaj się od niego z daleka.

- Bo co? - nie wierzyłem w jego słowa.

- Bo Cię kurwa wydam policji, pedofilu.

- Pedofilu? Żartujesz sobie? On ma szesnaście lat, nie dziesięć!

- Seks w stanie Texas, w którym się znajdujemy, jest dozwolony od siedemnastego roku życia - zacisnął szczękę.

- Popaprało Cię, Winchester - pokręciłem głową. - Ledwo co się z nim widziałem trzy razy, nie sypiam z Twoim bratem! Ciekawe czy te dziewczyny, z którymi Ty sypiasz są pełnoletnie - wyminąłem go.

Nikt mnie ostatnio tak nie zdenerwował. Jak mógł mnie o coś takiego oskarżyć? Czy Sam wiedział, że jego brat to idiota? Poszedłem na kolejne zajęcia spóźniony, a następnie do domu. Nie mogłem przestać o tym myśleć, z nerwów bolała mnie cała lewa ręka. Gdy tylko przekroczyłem próg domu, pobiegłem do pokoju, zamykając się w nim. Chciałem napisać do Sama, wyjaśnić tę sprawę... Ale jego konta na Facebooku po prostu nie było. Jakby nie istniał. Nie rozumiałem co się działo. Serce waliło mi niemiłosiernie mocno. Zacząłem pukać w drzwi Casa, nie otwierał, więc sam sobie na to pozwoliłem. Cholera.

- Kurwa, Gabriel! - krzyknął. Nie spodziewałem się, że mógł kogokolwiek zaprosić...

- Przepraszam! - wręcz pisnąłem i zamknąłem drzwi z powrotem. Przeczesałem nerwowo włosy. Był z dziewczyną, fakt, że nie robili nic... To znaczy, nie miała na sobie koszulki, tak jak on, ale mimo to, coś się musiało zmienić w nim, skoro zaprosił i... Nieważne. Czekałem aż do mnie wyjdzie. Wyszedł wkrótce.

- Możesz mi wyjaśnić, dlaczego żeś tak wskoczył do mojego pokoju? - zapytał, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- Dean Winchester zabronił mi spotykać się z jego bratem. Usunął mu konto na fejsie. Nie mam z nim kontaktu. Powiedział, że... Że jak się do niego zbliżę to poda mnie na policję - powiedziałem, nerwowo spoglądając w jego oczy.

- Co? - skrzywił się. - Co za idiota. Nie przejmuj się nim. Sammy Cię kocha, nie przyzna mu racji.

- Może go zmusić... N-nie jestem zboczeńcem, Cas - zakryłem usta dłonią.

- Oczywiście, że nie jesteś. Nie przejmuj się. Idź sobie zrób dobrze, słabo wyglądasz - mrugnął do mnie i zniknął w swoim pokoju. Jak niby miałem robić sobie dobrze, skoro grożono mi policją? Wszystko się skończyło. Dlaczego akurat mi musiały przytrafiać się takie głupie rzeczy?

Podsumowałem sobie wszystko w głowie. Do niczego mnie to nie zaprowadziło. Znów zostałem sam, a ledwo co zdążyłem się otworzyć na miłość. Chciałem to zrobić, umówić się z Samem. Nie miałem tylko pojęcia, że ten dupek stanie pomiędzy nami.

Dziewczyna wyszła od Casa tuż przed powrotem mamy. Już dawno uśpiłem Hope. Siedziałem w salonie na kanapie, otulony kocem z ciepłym kubkiem kakao w rękach. Zszedł do mnie i zajął miejsce obok.

- I tak powinieneś się z nim umówić - powiedział nieco ściszonym głosem, by mama nie słyszała.

- Chciałbym.

- Więc jutro to zrobisz. Jak chcesz to zajmę jego brata, by nie widział - zaproponował.

- On się dowie, Sam nie wychodzi zbyt często, nie ma przyjaciół - parsknąłem, kręcąc głową. Zastanawiałem się, jak to jest, że on ma na wszystko odpowiedź.

- Przestań być takim pesymistą.

- Staram się - zerknąłem na brata. - Co to za dziewczyna? Mówiłeś, że nikogo nie szukasz.

- Sama się znalazła. Nie chcę na razie o tym mówić - słabo się uśmiechnął.

- Fajnie, że kogoś masz - napiłem się kakao.

- Też niedługo będziesz miał - poczochrał mi włosy. Chciałbym mieć.

~○~

Dnie po nieprzespanych nocach są po prostu do dupy. Ledwo żywy podniosłem się i widząc jak obrzydliwe mam wory pod oczami, sięgnąłem po korektor. Nienawidziłem patrzenia w lustro, ponieważ za każdym razem, gdy to robiłem, widziałem tam własne odbicie. Miałem w głowie tylko Sama. Jego usta na swoich własnych. Cholera, ja naprawdę tego chciałem, ewentualnie sobie wmówiłem. To było nowe, nie do końca wiedziałem, czy dam radę dłużej z tym walczyć. Chciałem to po prostu powtórzyć, chciałem, by patrzył na mnie jak szczeniaczek. 

Wyszedłem do szkoły znacznie szybciej, mając nadzieję, że jeszcze przed pierwszą lekcją wszystko załatwię, że go zaproszę. Doszedłem na teren szkoły, wchodząc od strony parkingu. W naszej szkole był klub motocyklistów, chodziło do niego kilku chłopaków i dwie całkiem puszczalskie dziewczyny. Większość z nich miała tyle samo lat co ja. Często mnie zaczepiali. Tak jak dziś.

- Te, Gabrysia, podejdź do nas. Zaśpiewaj nam - zawołał jeden z nich, Mark. Przewróciłem oczami. Ich król, ćpun i chyba najbrutalniejsza osoba w całej szkole. Słyszałem plotki, że należy do jakiegoś kartelu narkotykowego, ale nie chciałem w to wierzyć, słyszałem nawet, że mam tak dużego, że sięga mi do kolan. To znaczy, nie narzekałem na swój rozmiar, ale to... Była zdecydowanie przesada i duży dyskomfort. 

- Nie, dzięki - rzuciłem i starałem się iść przed siebie, ale on wstał z ławki i zbliżał się do mnie.

- Przestań taki być, chętnie posłucham - podszedł do mnie. Źrenice miał jak spodki. Zatrzymał się przede mną. Jego koledzy śmieli się.

- To zapraszam na próbę, bądź Halloween gdzie dajemy koncert, daj mi przejść - rzuciłem mu wściekłe spojrzenie.

- Nie będziesz mi mówił co mam robić - prychnął, łapiąc mnie za kurtkę. Pogarda wypisała się mu na twarzy.

- Mark, zostaw go, to zwykły leszcz - ktoś się odezwał, serce waliło mi niemiłosiernie.

- Nie tym razem - wycedził przez zęby. - Myślisz, że możesz mówić co mam robić, a czego nie?! - pchnął mnie, upadłem na siebie, krzywiąc się.

- Zostaw mnie! - krzyknąłem. Co ja takiego mu zrobiłem?

- Mark, do cholery - bodajże Tom złapał blondyna, by go odsunąć. Uderzył kolegę w twarz, a za chwilę zaczął kopać mnie po całym ciele. Skuliłem się, by chronić brzuch i głowę. Płakałem z bólu, czułem jak moje żebra pękają. Słyszałem krzyki, przekleństwa, ale tylko do momentu, gdy kopnął mnie w głowę tak mocno, że straciłem przytomność.

Znów dostałem w mordę od życia.

____________________________________________________________________

Zatem mamy 9!  Osobiście nie jestem zadowolona z rozdzialu. No. Ale. Takim sposobem, zaraz dojdziemy do 10, a to już i tak sporo! Zachęcam

 Was do pozostałych moich książek jak i do ff, które piszę wraz z kochaną @Hanchesteria

pt. "If I was your vampire" . Pozdrawiam, do kolejnego

krushnicbae

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro