6 - Piękny ból
Marzeniem chyba niejednego człowieka jest by spojrzeć w lustro i powiedzieć do siebie "wow, jestem szczęśliwy". W każdym razie ja tak bym chciał. Mówi się też, że nigdy nie wiadomo, kiedy tak się czujemy i zdaje sobie z tego sprawę dopiero po czasie. To nieprawda. Wiesz kiedy czujesz się dobrze, a kiedy źle. Logiczne. Po tym co się stało z Samanthą, cóż, Samem, załamałem się. Moje serce po prostu zostało zniszczone. Nie chciałem, by to wszystko zakończyło się w taki sposób, czułem się oszukany, poza tym, dlaczego on to zrobił? Po co? Chciał się że mnie ponabijać, a potem wszystkim rozpowiedzieć, że Gabriel kurwa z zespołu lubi ciągnąc lachę dzieciakom? Albo gorzej.
Zastanawiałem się dlaczego mnie to spotkało, a co gorsza, po co mnie w sobie, w Samancie, właściwie, rozkochał. I to kurewsko. Jestem naiwny, prawda? Jestem głupim i naiwnym idiotą, który przy pierwszej lepszej okazji obrzuca kogoś swoimi uczuciami. Poza tym, kto zakochuje się w osobach, których nigdy nie widział?
Siedziałem na podłodze i znów trzymałem w ręku maleńkie ostrze. Zaczynałem zauważać, że nie jest ze mną dobrze i to w taki świadomy sposób. Miałem okrutne myśli, bardzo złe, wręcz mroczne. Chciałem się ich pozbyć, ale znałem tylko jeden sposób na to. Przeczesałem nieco przetłuszczone włosy palcami i oparłem głowę o ścianę. To nie tak, że chciałem umrzeć. Potrzebowałem dać upust złym emocjom, uspokoić się, poczuć szczypanie i zobaczyć cieknącą krew po mojej skórze. Westchnąłem ciężko i zacisnąłem wściekle usta. Największy potwór mnie już opuścił, nie rozumiałem jednak dlaczego wciąż wszystko szło nie po mojej myśli. Nie wytrzymałem i znów przycisnąłem mocno żyletkę do uda. Na nadgarstkach nie miałem już na to miejsca, poza tym nie chciałem, by każdy widział, a blizn było już całkiem sporo. Gdyby tylko Cas to zauważył, od razu by mnie zaprowadził do psychiatry. Dlatego ukrywałem to jak tylko mogłem. Czekałem, aż krew zaschnie i starłem ją lekko wilgotną chusteczką. Wstałem i wlepiłem na swoją twarz jeden ze swoich najlepszych uśmiechów, opuszczając pokój.
- Gabe - zagadnął mnie od razu Castiel, który również wyszedł z pokoju. - Zrobiłem dla Ciebie to zadanie z fizyki. Ale to ostatni raz - oddał mi zeszyt z trochę zirytowana mina. Mówiłem już, że stał się niezłym kujonem?
- Dzięki, braciak - skinąłem wdzięcznie głową.
- Wszystko dobrze? Dalej przejmujesz się tym... chłopcem? - zaśmiał się. - Nie mów, że znowu płakałeś. Gabriel, przestań już... - wywrócił oczami.
- Co? Ja się w ogóle tym nie przejmuję. Poza tym między Wami jest tylko rok różnicy wieku. Czytałem po prostu i jedna z moich ulubionych postaci umarła.
- Mhm. Skończ kłamać, a poza tym, uwierz mi, że faceci też są fajni - puścił mi oczko.
- Nie jestem gejem, debilu- rzuciłem. Nie chciałem kontynuować tej rozmowy.
- Mówiłeś, że płakał i że do Ciebie pisał. Może faceci też uważają, że jesteś fajny, powinieneś go przeprosić za te scenę w kawiarni - czemu ja mu to wszystko opowiedziałem? Zdawało się, że próbował wykorzystać to przeciwko mnie.
- Też potrafię płakać na zawołanie i bez obrazy, ale nie jestem pieprzonym pedałem.
By uspokoić się poszedłem do Hope. Myślałem oczywiście o tym co mówił Castiel, ale to nie mogła być prawda. Na niego to wszyscy lecieli i mu to pasowało, ale ja nie potrzebowałem facetów w swoim życiu. Potrzebowałem dziewczyny. Słodkiej i kochanej. Takiej jaka... jaka miała być Samantha. Po południu miałem zmianę w sklepie. Zajęło to przynajmniej moje złe myśli. Dopóki ten idiota nie przylazł do sklepu.
- Cześć, Gabriel - przywitał się i znów wymusił nieśmiały uśmiech. Nie wyglądał najlepiej. I dobrze. Nie zasłużył.
- W czym mogę pomoc? - zapytałem. Czysty profesjonalizm. Nic poza tym. Niech się pieprzy. Nie będę na niego patrzeć więcej. Spojrzałem więc na swoją gazetę o kosmitach, której lekturą usiłowałem się zająć.
- Chciałbym z Tobą porozmawiać i... przeprosić... wyjaśnić te sytuacje. Myślałem, że może się domyślasz, że nie jestem dziewczyną. Właściwie nigdy nie powiedziałem, że nią jestem i ja... przepraszam. Może byśmy się spotkali jeszcze raz? Daj mi szansę... - słyszałem jak głos mu drży. Mogłem założyć się, że nerwowo bawi się palcami. Ludzie tak robią, gdy się denerwują.
- Ile razy mam Ci powtarzać, że nie jestem pedałem, zboczeńcu? - wycedziłem wręcz przez zęby. - Jak śmiesz jeszcze się tłumaczyć? Nie uważasz, że trochę na to za późno? - chciałem dodać, iż zranił mnie, złamał serce lecz gdybym to zrobił pewnie by to wykorzystał przeciwko mnie.
- Wiem, że Cię skrzywdziłem - odezwał się. A co on do cholery? Czyta mi w myślach. Prychnąłem na to. - Daj mi szansę, nie byłeś nigdy z chłopakiem, m-może... Może mnie polubisz i...
Dźwięk dzwoneczka przy drzwiach zaanonsował wejście drugiego Winchestera do sklepu. Jakby tego było mało.
- Dean - młodszy się zdziwił. - Umiem robić zakupy - warknął, wyglądał na bardzo zdenerwowanego, czasem miałem wrażenie, że jego brat traktuje go jak dziecko.
- Długo Cię nie było, Jezus, po prostu się śpieszę i chciałem sprawdzić co się dzieję - wywrócił oczami. Dupek. Sam skrzywił się mocno na jego słowa i odszedł od lady. Wziął kilka rzeczy z półek i wrócił po chwili. Bez słowa go obsłużyłem i czekałem aż zapłaci. Podał kilka banknotów. Wydałem resztę i wyszli.
Skłamałbym, mówiąc, że jego widok nie wzbudził we mnie uczuć. Obrzydzenie, to przede wszystkim czułem, jednak najgorsze było to, że chłopak jest cholernie inteligentny i wiedział co zrobił. Wiedział jak się czuję. Próbował zastosować na mnie sztuczki psychologiczne. Jestem hetero. To się nie zmieni.
~○~
Od pamiętnego wydarzenia w kawiarni, Sam się do mnie więcej nie odzywał. Dopiero wtedy w sklepie. Dwa dni później, w poniedziałek dokładniej, napisał. Nie wiem po co, ale to zrobił.
Samantha: " Cześć,Gabriel. Przepraszam za sytuację w sklepie. Zrozumiałem już, że nie mam szans na nic z twojej strony. Jest mi źle z tym, że Cię tak potraktowałem, ale inaczej nie zwróciłbyś na mnie uwagi. Chce tylko, żebyś wiedział, że... Zakochałem się w Tobie, jesteś wspaniałą osobą i mam nadzieję, że dziewczyna, która z Tobą będzie, doceni to. Nie będę już więcej zwracał Ci głowy."
Odczytałem i zrobiło mi się jakoś tak... przykro. Gdy chciałem coś napisać, okazało się, że usunął konto. Nie miałem zatem z nim już jak się skontaktować. Prychnąłem pod nosem, a i dobrze, że się tak stało. Niech się pierdoli. Ubrałem na siebie bluzę z kapturem i podarte na kolanach jeansy. Poszedłem do szkoły wraz z Casem. Wiedział, że coś jest że mną nie tak.
- Spotkałeś księżniczkę we śnie czy co Cię tak gryzie? - zapytał.
- Co? Ech.. Nie, Sam dziś do mnie z rana napisał, że się we mnie zakochał i że już więcej nie będzie zawracać mi głowy.
- Ooooch,jakie to słodkie - zamruczał i zaśmiał się. - Ty też się zakochałeś. Tylko Ci przeszkadza kuśka między nogami.
- Castiel, do cholery, to nie jest śmieszne! - aż się zatrzymałem. - Nie wiesz jak się czuję z tym wszystkim, to nie jest dla mnie proste. Poza tym, on jest głupi, ma szesnaście lat. Za kilka lat nie będzie tego pamiętał.
- Gabe, no weź, co Cię takiego odrzuca w facetach?
- No nie wiem, może to, że nie są kobietami? - zapytałem ironicznie. Zbliżaliśmy się już do szkoły.
- A już sądziłem, że liczy się dla Ciebie najbardziej charakter - śmiał się ze mnie. Po prostu się że mnie śmiał. Debil. Zdawałem sobie sprawę, z tego, iż robił to na złość.
- Bo liczy, ale nie faceta.
Na pierwszych zajęciach myślałem tylko o tym, by go nie spotkać. Tak było. Przez kolejne dwa tygodnie. Po prostu przestał chodzić na zajęcia. To nie tak, że się martwiłem, ale ludzie nie znikają bez powodu. A co jeśli przeze mnie coś sobie zrobił? Nie chciałem mieć go na sumieniu. Wiele myśli mną targało wtedy. Nawet takie, podczas których... chciałem spróbować, ale tylko trochę, jak to jest, gdy całuje Cię osoba tej samej płci. Czy to takie same? A może jednak inne?
Mój brat nie był jednak takim debilem. Pewnie też przez to przechodził, z tymże znacznie szybciej, natomiast... ja wciąż byłem zakochany. Tylko nie wiedziałem już w kim. Zebrałem w końcu cała swoją odwagę, pozbyłem się towarzystwa Roba oraz Jareda i podszedłem do młodego Winchestera.
- Cześć, Sam - powiedziałem i uśmiechnąłem się szeroko. Właściwie, zawsze będąc zdenerwowanym się uśmiechałem. Gdy tak przed nim stałem, czułem się niesamowicie malutki.
- G-Gabriel - odezwał się zaskoczony i mógłbym przysiąc, że w jego oczach na chwilę pojawiły się iskierki. - Przyszedłeś się znów ponabijać? Widziałem jak ostatnio robisz to z kolegami z zespołu... - Tak. To prawda, trochę nie byłem miły ostatnio.
- Nie. Zapraszam Cię na kawę - przełknąłem ciężko. - Na koleżeńską kawę - zaraz podkreśliłem. Chłopak zmarszczył brwi.
- Dlaczego to robisz?
- Możesz tego nie kwestionować? - parsknąłem. - Po prostu się zgódź na te pieprzoną kawę, okej?
Skinął głową i delikatnie się uśmiechnął.
- Dziękuję. Nie będziesz żałował. Będę... Będę na pewno - miałem wrażenie, że z całej siły powstrzymuje się od tego, by się na mnie nie rzucić. Cóż mogłem powiedzieć, niezła ze mnie dupa.
Odszedłem od niego i byłem z siebie dumny. Dałem radę, jednak zdałem sobie sprawę, że nie ustaliliśmy w której kawiarni mamy się spotkać. Jak debil cofnąłem się i odchrząknąłem, by odwrócił się do mnie. Stał bowiem twarzą do swojej szafki.
- Spotkajmy się w Diana's Cafe - dorzuciłem.
- Jasne. Będę Gabe - uśmiechał się szeroko. Wyglądał jak szczeniaczek.
Dopiero teraz odszedłem z dumą na matematykę. Te zajęcia miałem z Roweną od tego semestru. Zmieniła się, wydawała się bardziej mroczna niż zwykle. Co chwilę miała kogoś nowego, a mimo to wciąż próbowała do mnie zarywać, głównie dlatego, że dziwnym sposobem byłem jedną z najbardziej znanych osób w szkole, oczywiście przez zespół, a jej zależało na popularności.
Właściwie chyba każdy znał moje imię. Jak to jest? Cóż. Poza tym, że co chwilę słyszysz niesamowite plotki na swój temat i dziewczyny z pierwszej klasy zostawiają Ci karteczki w szafce, oferując seks to... To się tego nie zauważa. Nauczyciele wciąż traktują Cię jak kolejnego przygłupiego nastolatka. Jeden nawet się że mnie wyśmiewa, za każdym razem podkreślając, iż mam dwadzieścia jeden lat i już powinienem studiować. Nie lubiłem tego. Miałem świadomość, że wszystko zostało opóźnione w moim życiu. To również mnie dobijało, fakt, że straciłem tak wiele lat...
Doczekałem się końca lekcji, zostawiłem część niepotrzebnych podręczników w szafce. Ruszyłem do kawiarni, w której miałem spotkać się z Samem. Doszedłem do wniosku, że chcę mieć z nim chociażby minimalny kontakt. Chciałem, żeby wytłumaczył mi dlaczego to zrobił, przeprosił może... Właściwie nie byłem pewny czego oczekuję. Kierowałem się głównie ciekawością. Był pierwszy, pewnie przez te długie nogi. Usiadłem obok niego. Gapił się i szczerzył, oczy mu błyszczały, zachowywał się też jakby jego serce waliło dziesięć razy mocniej.
- Sam - zacząłem. - Chcę porozmawiać o tym wszystkim co zaszło między nami i o...
- Czekoladowe ciasto z pianką bananową razy dwa, cappuccino oraz czarna kawa - odezwał się kelner, który przerwał mi zdanie. Zmarszczyłem lekko brwi. Zdążył już zamówić?
- Tak, cappuccino dla mnie. Czarna dla tego pana - uśmiechał się dalej. Kelner pozostawił zamówienie i odszedł. - Jestem głodny, a tutaj innego jedzenie nie dostanę i... wiem, że uwielbiasz słodkości i czarną kawę, więc sobie pozwoliłem zamówić i...
- Nie musisz się tłumaczyć - uciąłem, zabierając się za jedzenie. Dopiero, gdy zjedliśmy postanowiłem zabrać jeszcze raz głos. - Chcę porozmawiać o tym co się stało. O tym co zrobiłeś... słuchaj, masz szesnaście lat, jesteś praktycznie w wieku mojego brata. Jak był młodszy odwalał różne akcje, a teraz tego żałuje. To co myślisz, że do mnie poczułeś nie jest prawda. Wydaje Ci się tak. Poza tym jestem dla Ciebie za stary.
- To nie prawda, Gabe - uśmiech zniknął z twarzy szatyna. - Nie jesteś stary, a ja wiem co czuję, nie jestem dzieckiem - trochę się oburzył. - Dlaczego nie wierzysz, że się w Tobie zakochałem? Powoduje to u Ciebie jakiś dyskomfort?
- Oczywiście, że powoduje to u mnie dyskomfort, Sam, bo jestem heteroseksualny.
- Tego nie wiesz, bo nie sprawdzałeś - upierał się.
- Duh, Oczywiście, że sprawdzałem. Miałem kilka dziewczyn, wiem, że mi się to podoba, stary, seks, piersi, długie włosy... - zmarszczyłem brwi. - Dobra, długie włosy może akurat mniej, bo to nawet Ty masz.
- Ale nigdy nie próbowałeś z chłopakiem - podkreślił po raz kolejny. - Daj mi szansę. Nie zrobię nic na co mi nie pozwolisz - aż się podekscytował, gdy o tym mówił.
Pokręciłem głową i upiłem porządny łyk kawy. Ścisnęło mnie mocno w żołądku. Ręce zaczęły mi drżeć.
- Nie zacznę nagle być dla Ciebie gejem - oświadczyłem. - To tak nie działa.
- Nie proszę Cię o to, byś był dla mnie gejem. Może okaże się, że jesteś biseksualny? Nie wiem, Gabe, ale proszę, daj mi szansę. Nie łam mi serca...- szepnął i zacisnął mocno usta. Patrzył na mnie jak szczeniaczek.
- Ty moje złamałeś, twierdząc, że jesteś kimś innym - burknąłem złowrogo. To co powiedziałem, uświadomiło mu jak się czułem wobec Samanthy. Wobec niego. Kurwa.
- Wiem, że się zakochałeś. Ja w Tobie też. Proszę... Jestem wciąż ta samą osobą - oho, rozbeczał się.
- Nie płacz, to mi nie pomaga - przetarłem twarz dłońmi. Odetchnąłem głęboko. - Dobrze. Niech Ci będzie. Ale mnie nie dotykaj.
Z tej całej radości aż klasnął w dłonie. Możliwe, że mi odwaliło, ale chciałem tego. To znaczy, potrzebowałem jego obecności. Czyjejkolwiek. Rob i Jared byli moimi kumplami, ale z nimi relacja była bardzo ogólna. Bliskości, tego pragnąłem.
- Nie masz pojęcia jak bardzo chciałbym Cię teraz poca... - zaczął, ale od razu się wtrąciłem.
- O tym też do mnie nie mów. Żadnego dotykania, żadnych tekstów o pocałunkach. Rozumiemy się?
- Tak, Gabriel. Rozumiemy się.
Obym tego nie żałował.
_____________________________________________________________
Hej, za Wami 6 rozdział, dajcie znać czy się podobał, co myślicie.
Do kolejnego, pozdrawiam
krushnicbae
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro