5 - To jest wojna
Bycie z Roweną zmieniło moje życie praktycznie nie do poznania. Prawie w ogóle nie bywałem w domu, spędzałem za to dużo czasu z ludźmi. Stałem się niesamowicie towarzyską osobą, a przede wszystkim prowadziłem bardzo aktywne życie seksualne. Mama z jednej strony cieszyła się, ale potrzebowała pomocy z Hope i z Casem. Chyba znów było z nim gorzej. Próbowałem go zabrać gdzieś, ale przestał się odzywać i do mnie. Poddałem się, w pewnym momencie stwierdziłem, że za bardzo przeżywa. Powinien wziąć się w garść, zacząć życie od nowa. Tak jak zrobiłem to ja. Doszedłem do wniosku, że mu to wszystko powiem.
- Cześć Cassie. Pogadamy? - wszedłem do jego pokoju. Podciągnąłem rękawy koszuli, którą miałem na sobie. W jego pokoju zawsze panowała wyższa temperatura. Spojrzał na mnie, wychylając się spod kołdry. - To znaczy ja pogadam - poprawiłem się. - Wiesz co? Powiem to raz. Ostatni raz próbuję jakkolwiek Ci pomóc.
Widziałem jak marszczy brwi, usiadł jakbym go naprawdę zainteresował tymi słowami.
- Uważam, że powinieneś ruszyć naprzód. Koniec tego wszystkiego. Cas, marnujesz sobie życie. Chcesz już zawsze leżeć na tym łóżku? Jesteś młodym chłopakiem, pięknie rysujesz, a teraz nawet tego nie robisz... Nie chcę byś...
- Przestań, Gabriel. Mówisz tak, bo jesteś zakochany, wszystko zyskało dla Ciebie lepsze barwy. A ja...? Wiem, że był potworem, ale ja go zabiłem. Tymi rękoma - schował twarz w dłoniach i westchnął ciężko, powstrzymywał się od łez.
- Obroniłeś mnie i mamę - powiedziałem stanowczo. - Właściwie, gdybyś wyszedł w końcu z domu, to może sam też byś się zakochał i odzyskał uśmiech i chęci do życia.
- Nikt nigdy nie pokocha mordercy - warknął. - Nikt, nie rozumiesz?
- To nieprawda. Każdy zasługuje na miłość - oświadczyłem zirytowany i podniosłem się. - A Ty zachowujesz się jak...
- Co, dzieciak? - przerwał mi. - Zgadnij co, jestem jeszcze dzieckiem, a właściwie nigdy nie przestałem, bo nie miałem dzieciństwa!
Prychnąłem i po prostu wyszedłem. Nie potrafiłem mu pomóc, brakowało mi na to pomysłów. Zdawałem sobie sprawę, że ma depresję, sam miałem ją przez większość swojego życia, ale teraz, gdy było dobrze nie wiedziałem jak rozmawiać z nim. Nauczyłem się za to rozmawiać z ludźmi, okazało się, że jestem bardzo zabawną osoba, na dodatek mój związek z Rose... Dziewczyna miała dość spore problemy z nauką, a ja bardzo chciałem jej pomóc. Wynagradzała mi wszystko seksem. Dobrym seksem. Niesamowitym seksem. Wszystko nie trwało niestety zbyt długo. Po kilku miesiącach okazało się, że mnie zdradza. To był niesamowity cios, który przyszedł do mnie w najmniej oczekiwanym momencie, nie spodziewałem się tego po kimś takim jak ona. Nie wiedziałem jak z tym wszystkim się czuć, pokochałem ją, a ona bezczelnie to wszystko wykorzystywała, zraniła mnie. Kolejna osoba w moim życiu odjebała coś niewybaczalnego! Zrobiła to tuż przed końcem roku szkolnego, to znaczy, ja dowiedziałem się o tym właśnie wtedy. Podobno już od dłuższego czasu miała kogoś na boku. Nie jednego. Kilku. Zdradzała mnie z kilkoma facetami naraz, a ja naiwnie łaziłem za nią i adorowałem, kochałem... Niewiele pamiętałem co było potem, na pewno unikałem wychodzenia z domu. Możliwe, iż zamknąłem się w pokoju na dobre kilka dni, płakałem, ciąłem się jak idiota i waliłem pięściami w ścianę. Koniec końców doszedłem do wniosku, że ona raczej nie była tą jedyną. Nie mogła być. Przez myśl nawet przeszło mi, iż dotychczas myślałem, że nikt mnie nie pokocha, a to nieprawda. Ona do mnie po prostu nic nie czuła, a miłość da mi ktoś inny. Tak by mnie nie potraktowała osoba, która miałaby spędzić ze mną całe życie.
Najwidoczniej szczęście jakie otrzymałem okazało się chwilowe, a cierpienie nigdy mnie nie opuściło. Nie wiedziałem już co robić z tymi wszystkimi złymi myślami, nie potrzebowałem kolejnych blizn na ciele, postanowiłem, że zacznę pisać. Tym sposobem w ciągu kilku dni miałem materiał na album muzyczny. Nie wspomniałem, że zakupiłem gitarę za zarobione pieniądze. Zatem tak, napisałem kilka piosenek wraz z zapisem nutowym i zrobiłem kolejny odważny krok w swoim życiu. Wraz z końcem roku z zespołu odchodziły dwie osoby ze szkolnego zespołu, a ja postanowiłem do niego dołączyć. W życiu bym nie powiedział, że to sprawi, iż znów poczuje się szczęśliwy. Tym o to sposobem odreagowałem na zerwanie z tą suką.
~○~
Nie miałem pojęcia jak to się stało, ale pierwsze dwa lata w szkole średniej minęły mi niesamowicie szybko, otrzymałem częściowe stypendium na drugim roku, a należąc do zespołu radziłem sobie całkiem nieźle, żeby nie powiedzieć świetnie. Było nas trzech - ja na gitarze i czasem na wokalu, Jared na perkusji oraz Rob, który grał na basie, nasz główny wokalista.
Castiel w końcu pozbierał się. Co jakiś czas dorabiał weekendowo, narobił sobie pełno tatuaży, głównie związanych z tym co przeszedł w życiu, jakieś symbole odrodzenia, drobne rzeczy związane ze mną, z mamą, do Hope nadal nie był przekonany. Oprócz tego rozjaśniał końcówki swoich czarnych włosów tylko po to, by farbować je na granatowo, zmienił styl na nieco bardziej podobny do mojego - czyli koszule w kratę, bądź t-shirty, skóra, dość ciasne portki - i spędzał czas z ludźmi. To znaczy ze mną i mamą. Nie miał przyjaciół, drugiej połówki. Stał się bardzo introwertyczną osoba i niesamowitym kujonem, nie rzucił rysowania i dalej się rozwijał. W całym domu mama porozwieszała jego prace. Wiedziałem, że jest z niego dumna, mnie również rozpierało to uczucie od środka. I zazdrość, bo skurczybyk urósł jeszcze kilka centymetrów, przez co osiągnął metr osiemdziesiąt, a ja żyłem w stresie, że będzie jeszcze większy. Od tego roku zaczął chodzić do tej samej szkoły co ja.
Pierwszego dnia wpadłem na jakiegoś gościa, który jak debil stał na środku. Wytrąciłem mu z rąk jakieś dokumenty, oczywiście niecelowo.
- Eh, wybacz stary- od razu powiedziałem, schyliłem się, by podnieść te papierki.
- Wolałbym, gdybyś zwracał się do mnie "Pan Winchester" - usłyszałem szorstki głos. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na gościa. Chwila. Ja go znam.
- Proszę o wybaczenie, Panie Winchester - parsknąłem, nie mogąc się od tego powstrzymać.
- Ej, to Ty pracujesz w tym spożywczaku. Jak Tobie... Gabriel? - zapytał, odbierając ode mnie dokumenty.
- Jak widać. A Ty... A Pan, Panie Winchester jest nauczycielem? Czego uczymy? - gość generalnie zawsze kupował u mnie gumki. Czasem bywał z bratem, czasem sam. Nie przepadałem za nim i zawsze się zastanawiałem z kim on tyle sypia.
- Od teraz już tak, choć jak na razie tylko na zastępstwo - wyglądał jakby się skrzywił.
- Okej - skinąłem głową. Obróciłem się na pięcie i odszedłem od typa. Musiał świeżo co skończyć studia, nie wydawał się stary, pewnie nawet nie miał trzydziestu lat. Podejrzewałem, że nie jedna dziewczyna będzie na niego lecieć, bowiem, cóż, nie jestem gejem, ale jest bardzo atrakcyjnym mężczyzną. Przynajmniej żadna nie zaciąży, w razie co, ma gumki. Zajęcia tego dnia nie były zbyt wymagające, właściwie zaczęli tylko wstępnie przypominać, iż niedługo czekają nas egzaminy końcowe, zatem pełen energii wróciłem do domu.
Przekraczając próg, porwałem Hope w ramiona.
- Witaj moja księżniczko! - zawołałem i uśmiechnąłem się szeroko na widok maleńkiej blondyneczki z bursztynowymi oczami. Miała urocze dołeczki, a jej uśmiech za każdym razem topił moje serce.
- Gabe! - pisnęła radośnie. Niedługo kończyła dwa latka, ale potrafiła już wypowiedzieć kilka prostszych zdań, nasze imiona... Uważałem, że to najmądrzejsze dziecko na całym świecie i tak.
- To ja, maleństwo - odpowiedziałem. - Zaraz powiemy pani Malory, że może już wracać do domu i się będziemy bawić! - ta kobieta, dokładniej nasza sąsiadka, starsza pani bez rodziny, pomagała nam przy opiece nad maleństwem. Mama pracowała od kilku miesięcy, mieliśmy wciąż zasiłek od państwa i trochę pieniędzy z moich wypłat, jak i ze stypendium, ale nie mieliśmy wciąż z czego opłacić żłobka. Jak się okazało takie placówki były zbyt wielkimi wydatkami jak na naszą kieszeń, a jeśli coś się znalazło w miarę okazyjnej cenie - brak miejsc.
Zjadłem z Hope obiad, pomogłem jej trochę z łyżeczką, w kwestii samodzielnego jedzenia jeszcze nie stała się mistrzem, wymyłem później jej buźkę, pobawiłem się, a pod wieczór wykąpałem. Czytałem jej do snu różne bajki, a ona zasypiała. Czułem się za nią bardzo odpowiedzialny. Jakiś czas temu udało mi się zakupić starszy laptop w miarę promocyjnej cenie, znalazłem ogłoszenie w bibliotece, z którego właściwie tylko ja korzystałem, mama nie za bardzo znała się na sprzęcie, poza tym wolała książki, a Castiel oddawał się rysowaniu.
Od niedawna korzystałem z czatu dla samotnych ludzi. Nie ukrywam, że po rozstaniu z Roweną przez moje łóżko przewinęło się kilka dziewczyn, natomiast ja potrzebowałem czegoś więcej. W prawdziwym świecie flirt średnio mi wychodził, należałem raczej do śmieszków, przez co wiele dziewczyn myślało, że się nabijam i po jednej nocy spędzonej ze mną już więcej się nie odzywały. Właściwie mogło to też oznaczać, iż jestem słaby w łóżku...
Nie, nie. Na pewno nie jestem słaby w łóżku.
Tego wieczoru napisała do mnie jakaś Samantha, która jak się okazało, dziś miała swój pierwszy dzień w szkole średniej, na dodatek w tej samej co ja. Ucieszyłem się, miałem szansę na bliższe poznanie z nią. Dziewczyna była niesamowicie inteligentna, sympatyczna, zabawna i... trochę młoda. Skończyłem niedawno dwadzieścia jeden lat, a ona tylko szesnaście. Mimo to czułem się niesamowicie. Bawiły ją nawet moje żarty. Na ikonce miała małego szczeniaczka, fakt, nie wiedziałem jak wygląda, ale w pewnym sensie uznałem to za urocze. Od tamtego wieczoru pisaliśmy codziennie. Ona doskonale wiedziała kim jestem. Pisała, że często widuje mnie na przerwach, że nie może się doczekać, aż na halloween odbędzie się koncert mojego zespołu... A ja nie miałem pojęcia kim ona jest. Jej tajemniczość niesamowicie mnie kręciła lecz uczucia, które zacząłem do niej żywić zaczynały mnie przerażać. W pewnym momencie próbowałem już odpychać od siebie myśli, wiążące się z nią, ale nie potrafiłem. W połowie października napisałem do niej:
" Hej Sammy, spotkajmy się wreszcie, dobrze? Chcę w końcu Cię poznać, zabrać na kawę..."
Czekałem jak czubek, aż w końcu mi odpisze. Często odmawiała spotkania, zastanawiałem się dlaczego, może uważała się za nieatrakcyjną? Mogłem podziękować mojej mamie za wychowanie mnie ze świadomością, że to nie szata zdobi człowieka i że nie warto oceniać książki po okładce. Nie mogła poza tym być brzydsza niż ja, liczył się jej cudowny charakter i fakt, że nawet jej nie znając czułem się zakochany. Cholera, to brzmi idiotycznie, ale jest prawdą.
" Dobrze. Spotkajmy się. "
Gdy otrzymałem tę wiadomość, nie mogłem bardziej się ucieszyć. W moim żołądku motyle poruszały się jak stado, nie panowałem nad sobą, nad swoim uśmiechem. Uzgodniłem z nią, że zobaczymy się jutro po szkole na starym mieście, w kawiarence niedaleko mojej pracy. Można się domyśleć, że następnego dnia siedziałem jak na szpilkach, ledwo co dając sobie radę na zajęciach. Emocje za bardzo mnie opanowały. Cudem przetrwałem, nim jednak opuściłem szkołę, poszedłem do szkolnej łazienki, zajrzeć, czy na pewno wyglądam dobrze.
Dotarłem na miejsce dość szybko, usiadłem bardziej w rogu i nerwowo podnosiłem wzrok na drzwi, za każdym razem, gdy dzwoneczek umieszczony tuż nad nimi został trącony, przez osobę, która wchodziła. W pewnym momencie zakazałem sobie patrzenia i skupiłem się na studiowaniu menu.
- Cześć, Gabriel - usłyszałem męski głos nad sobą i spojrzałem zdezorientowany. Stał przede mną młody, bardzo wysoki chłopak, ubrany w bardzo luźną koszulę w kratę i podstarzałe jeansy. Trzymał się nerwowo za ramię i uśmiechał się, patrząc na mnie. Przypominał mi trochę brata tego, no, Winchestera, ale gdy go ostatnio widziałem... Minęły chyba dwa lata. Tak mi się wydawało.
- Uhm, cześć, potrzebujesz czegoś? - zapytałem, Samantha mogła pojawić się w każdej chwili, a on mi zawraca...
- Nie, to znaczy, eh... To ja. Sam - powiedział niepewnie, nawet nie siadając. Poczułem jakby ktoś mi z całej siły przywalił krzesłem w głowę, a już raz tak dostałem i wiem jak bardzo to boli. Zacząłem sobie wszystko w głowie łączyć, wszystko co mi ona... on pisał, że widziała, że widział mnie na stołówce, bibliotece, on wszędzie tam był, cholera jasna!
- Że co, proszę? - zapytałem, czując narastającą wściekłość. - TY?! Jesteś pieprzonym zbokiem! Kłamcą i oszustem! Bawiło Cię wykorzystywanie moich uczuć?! - oburzenie mną miotało. - Ty cholerny zboczeńcu, rzygać mi się chcę jak na Ciebie patrzę! - wrzasnąłem, oczywiście przykuwając nie małą uwagę. Widziałem, jak po jego policzkach spływają łzy, ale miałem je głęboko w dupie. Jak ktoś śmiał w ogóle zrobić coś takiego drugiej osobie?! Ja do cholery... Naprawdę się zakochałem i to złamało moje serce, zostało z niego jeszcze mniej niż wtedy, gdy przyłapałem tę rudą sukę w łóżku z tym Joey'em.
Nie mogłem uwierzyć, że znów zostałem zdradzony.
___________________________________________________________
Witam w PIĄTYM rozdziale!
W końcu się pojawił, mam nadzieję, że czekaliście oraz, że się nie zawiedliście ^^
Dziękuję za odbiór, za gwiazdki oraz za przyjemne komentarze, oczywiście czekam na więcej,
krushnicbae
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro