Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18 - Ciemność nie przyjmuje dziś więźniów

Cała sytuacja z Deanem Winchesterem wciąż siedziała mi w głowie i dosłownie znęcała się nade mną. Nie pamiętałem całej sytuacji dokładnie, za co właściwie byłem wdzięczny alkoholowi. Mimo to sińców na szyi i bolącego tyłka nie umiałem ukrywać. Czułem jego usta na sobie. Jego silne ręce, a potem sobie przypominałem dlaczego do tego w ogóle doszło. Noele nie odezwała się, zresztą ja również nie miałem odwagi. Zrobiłem coś znacznie gorszego niż ona. Ale to ona zaczęła.

 Rozmowa z bratem również mi nie pomogła, właściwie wszystko pogorszyła. Czułem się źle, miałem chęć sięgnąć po narkotyki, choćby po MDMA, czyli ecstasy, bądź cokolwiek. Nawet się ubrałem, byłem gotowy do wyjścia. Doszedłem do wniosku, że inaczej sobie z tym wszystkim nie poradzę. Zszedłem po schodach, wcisnąłem buty i dostałem sms-a. Serce mi się zacisnęło, czyżby to Noele? Niestety nie. Mój brat. "Mark". Ale Mark co? Zmarszczyłem brwi.

- Mamo, gdzie jest Gabriel? - wszedłem do salonu, zerkając na kobietę. Bawiła się z córką. Tym obrzydliwym bachorem. Czasem śmiesznym, ale głównie obrzydliwym.

- Ah... Wyszedł z jakimś kolegą.

- Jakimś? To był Rob? A może ten drugi... na nazwisko ma Leto - z trudem sobie przypomniałem.

- Nie. Jakiś blondyn, właściwie wcześniej go nie widziałam - przyznała i wzruszyła ramionami. Lodowaty dreszcz przeszedł wzdłuż mojego kręgosłupa. Wybrałem numer Gabe'a. Przyłożyłem słuchawkę do ucha, liczyłem na to, że odbierze. Usłyszałem jednak urwanie sygnału. Zaczynałem sobie to układać. Co jeśli ten kretyn postanowił zemścić się na Gabrielu? To było chore, mam na myśli jego zachowanie. Mój brat nic mu nigdy tak naprawdę nie zrobił, a on się uwziął. Obawiałem się, że znów może mu zrobić krzywdę.

- Trzeba zadzwonić na policję - panicznie próbowałem wystukać numer. Zaskoczona mama podniosła się i złapała mnie za ręce.

- Cas, co się dzieje? - moje zachowanie ją zaskoczyło.

- B-bo...- wziąłem głęboki oddech. Ona nie wiedziała, że Mark się znęcał nad Gabrielem, tak samo jak nie powiedział jej o tym, iż stracił stypendium. - Gabe... On... Czepia się go taki chłopak, Mark. Nie raz w szkole go pobił, dogryzał... jeśli tu przyszedł po niego to boję się, że coś mogli mu zrobić. Ten dureń został zawieszony przez Gabe'a. Może chcieć się zemścić i...

- Kochanie, co próbujesz mi powiedzieć? - kobieta zaczynała się coraz bardziej martwić.

-...że chyba go gdzieś porwali, Mark ma grupę swoich goryli - wyjaśniłem.

Mama zaraz wzięła mój telefon w rękę i zaczęła dzwonić na policję. Wyjaśniła sytuację, poprosiła mnie o nazwisko tego skurwysyna. Nie mogli jednak odnotować zgłoszenia. Czemu? Bo Gabriel jest pełnoletni. Bo minęła godzina od jego wyjścia, a nie co najmniej czterdzieści osiem. Bo mają setki takich zgłoszeń. Bo co chwilę ktoś wychodzi i nie wraca. 

-...proszę się odezwać po upływie czterdziestu ośmiu godzin - słyszałem jak gorzko rzuca słowa policjant do mamy. Rzuciłem wazonem z kwiatami na podłogę, stał na komodzie i cały się potłukł .

- CO ZA KURWY! - wrzasnąłem. Mama się mnie trochę wystraszyła, wzięła na ręce tego bachora, zaczął płakać.

- Castiel! Zachowuj się - rzuciła ostrzegawczym tonem - Nie możesz się... n-nie wiem... zapytać kogoś, kto zna tego chłopaka... gdzie jest? Z-żeby sprawdzili czy z Gabrysiem wszystko dobrze? - powstrzymywała łzy. Zacisnąłem usta. Nie znałem zbyt wielu ludzi, którzy zadawali się z Markiem. To był jeden wielki podziemny krąg. Jednak do głowy wpadła mi pewna ruda suka.

- Chyba mam pomysł, poczekaj - poszukałem na facebooku profilu Roweny, bądź Rose jak każdemu kazała się nazywać. Wystukałem do niej wiadomość, zapytałem czy wie gdzie jest Mark.

"No proszę, kolejny Novak czegoś ode mnie oczekuje"

"To nie są żarty, wiesz gdzie jest Mark czy nie, do cholery? Gabe zniknął po jego wizycie"

Długo nie odpisywała. Mama włożyła Hope do kojca i zaczęła sprzątać wazon, który zbiłem. Dobrze. Zajęła się czymś przynajmniej i może nie będzie się aż tak martwić...

"Jak to zniknął?"

- Co za kurwa - zakląłem, odpisując, że po prostu zniknął.

- Język, Castiel - mama ostrzegła mnie ponownie. Bardzo nie lubiła, gdy się tak wyrażałem.

"Mark z kolegami ukradli jakiś samochód i naćpali się. Powiedział mi, że jedzie do lasu, ale nie wiem po co..."

- Mogli go zabrać do lasu - odezwałem  się do mamy. - Dziewczyna tego chuja napisała, że tam mieli zamiar jechać.

- Dzwonię na policję - z trudem przełknęła łzy.

Usiadła na kanapie i wybrała numer alarmowy. Zająłem miejsce obok niej, mama na spokojnie opowiedziała jeszcze raz całą historię i chyba nie mogliśmy usłyszeć lepszych wieści. Okazało się, że Gabriel SAM skontaktował się z policją, wysłano do niego karetkę, już po niego jechano. Łzy cisnęły mi się do oczy, uścisnąłem mocno matkę. Cholera wie, co Ci durnie mu zrobili... Ale co innego było ważniejsze - Gabe żył. Zamówiliśmy taksówkę i pojechaliśmy w trójkę do szpitala. Na korytarzu spostrzegliśmy dwóch policjantów, którzy rozmawiali z jakimś lekarzem. Moja mama pomyślała, że to pewnie Ci od brata. Podbiegła do nich, przedstawiła się i zapytała czy wiedzą coś o Gabrielu Novaku.

- Tak, pani jest matka? Chłopak właśnie ma operację.

- J-jaka operacje? - złapała mocniej Hope przerażona. Znalazłem się tuż za nią. Jeden z policjantów zerkał na mnie w dziwny sposób. To, że wyglądałem jak ćpun nie znaczy, że nim jestem... Prawda?

- Musiał dostać czymś twardym w głowę, bardzo, bardzo mocno. Ma złamaną kość twarzoczaszki, utworzył się krwiak, uciskał mózg. Bez operacji nie przeżyje.

- Jak długo tu jest? - starałem się brzmieć poważnie.

- Z piętnaście minut - odparł drugi policjant.

- Czy Mark Pellegrino został już aresztowany? - zapytałem przez zęby.

- Nie. Nie mamy podstaw, by twierdzić, iż to on był sprawcą.

- Sam nie, ale jestem w stanie wymienić każdego jego przydupasa. I jego durną dziewczynę, która potwierdzi kradzież auta i przejażdżkę do lasu. Poza tym Gabriel jak się wzbudzi również to potwierdzi.

- Jego stan jest poważny. Chłopak oprócz tego jest nieco odwodniony i ma sporą niedowagę - odezwał się lekarz. - Operacja to wyzwanie, zwłaszcza, że krwiak jest niezwykle rozległy...

Zrozumiałem, co próbował powiedzieć. Że Gabe jest tak słaby, że może nawet nie przeżyć operacji. Ale to nie była prawda. Gabriel jest silny. Mamie ugięły się kolana i usiadła na pobliskich krzesłach. Rozpłakała się znów i to niesamowicie. Usiadłem obok niej i przyciągnąłem ją do siebie mocno.

- Mamusiu... będzie dobrze - szepnąłem.

Bo... będzie, prawda?

Operacja trwała pięć godzin, mama zawiozła Hope do naszej sąsiadki, wzięła wolne w pracy i siedziała że mną w szpitalu, czekając na wieści.

- Nie mogę go stracić - odezwała się do mnie w okolicach trzeciej nad ranem. - On zasługuje na wszystko. Wszystko co najlepsze, a tak bardzo cierpi... myśli, że nie widzę... - smutno się uśmiechnęła.

- Mamo, będzie dobrze, jest silny...

Lekarz chirurg opuścił salę operacyjną i podszedł do nas. Jego kroki odbijały się echem po pustym korytarzu.

- Jest pięknie - oznajmił  z uśmiechem. - Mieliśmy mała komplikacje, straciliśmy go na chwile, ale koniec końców... jest pięknie.

-Bogu niech będą dzięki! - mama rozpłynęła się w tej chwili, kamień spadł z jej serca.

- Na razie wprowadziliśmy go w śpiączkę, rana musi się zagoić, przez jakiś czas nie będziemy go wybudzać. Za jakiś tydzień będzie jak nowy - ten żart akurat mu się nie udał, Ale mimo to z naszym maluchem wszystko będzie dobrze. To był cud. A na ustach mamy znów zagościł uśmiech. 

~○~

Po śnie z tą przeraźliwą pielęgniarką w końcu się wybudziłem. Przy moim łóżku siedział Sam. Zetknąłem na niego. Wyglądał na zmartwionego, patrzył akurat na coś w komórce.

- Może poświęcisz mi trochę uwagi? - zapytałem zachrypniętym głosem. Szybki spojrzał na mnie, uśmiechnął się szeroko.

- Boże Gabe! - rzucił mi się na szyję i obcałował cała twarz. - Tak się bałem! Tak bardzo! Tęskniłem... Moja księżniczko...

Zachichotałem. Odsunął się nieco i ucałował mnie mocno, namiętnie w usta.

- Sam. Nie myłem zębów od.... od kiedy? - parsknąłem. Nie wiedziałem ile czasu minęło. - chwila... Dlaczego jestem w szpitalu?

- Mark...- zaczął niepewnie. - A potem... potem miałeś operację. Uderzyli Cię mocno w głowę i miałeś złamaną kość czaszki i...

- Okej. Chyba nie chcę na razie wiedzieć więcej... - zacmokałem ustami. Wciąż bardzo chciało mi się pić. A te informacje... Za dużo ich. - Z moja mama wszystko dobrze?

- Tak Gabe. Z Castielem też. Mordercą twojego ojca.

- Co? - chwila, co on właśnie powiedział?

- Mordercą Twojego ojca - powtórzył. - Nie pamiętasz już swojego ojca?

- S-Sammy o czym Ty mówisz? - wsparłem się na łokcie, patrząc na chłopaka w przerażeniu.

- Nie chciałeś, żeby demony się nad nim znęcał?  - jego głos nabrał zupełnie innego wymiaru, zmienił się, na twardy, na... demoniczny.

- J-ja...

- Co? Zapomniałeś jak o to błagałeś nocami? - oczy zalśniły czernią. Bałem się.

- Zostaw mnie!...Zostaw...

- Dlaczego? - wyciągnął nóż z kieszeni. Związał mnie pasami do łóżka i przyłożył go do mojego policzka. Płakałem. Byłem przerażony. Przycisnął ostrze, czułem jak piecze mnie z bólu. - Zabiję Cię. Tak dla własnej przyjemności.

- Gdzie jest Sammy? - zapytałem zrozpaczony. - Kim Ty jesteś?!

- Ja jestem Sammy, nie widzisz? - zaśmiał się. - A ty nieudaczniku, zaraz umrzesz.

Nóż przebił się przez mój policzek, czułem tak silny ból, że nie byłem w stanie nad sobą panować. Wrzeszczałem, płakałem... Ciął nożem dalej, wszędzie była krew, aż w końcu trzymał przed moimi oczami żuchwę. MOJĄ żuchwę, ociekającą krwią. Nie zniosłem tego widoku i bólu jaki mnie ogarnął, straciłem przytomność...


______________________________________________________________________


Hola amigos!

Jak wam się podobało? Czekam na Wasze opinie i komentarze i gwiazdki <3


Dziękuję za 1k wyświetleń i dobicie do 300 gwiazdek!!!


krushnicbae





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro