16 - Zabierz mnie do kościoła
Przebudziłem się z policzkiem na klatce piersiowej Sama. Podniosłem głowę. Naprawdę był w moim łóżku, a to co się działo... Przełknąłem i dotknąłem jego twarzy. Lekko szorstka. Chyba tylko ja miałem problem z zarostem na tym świecie. Nieco zazdrościłem, to tyle, a zwłaszcza Castielowi.
- Dzień dobry, księżniczko - przywitał mnie, uśmiechając się szeroko.
- Dlaczego księżniczko? - zdziwiłem się.
- Bo jesteś moją księżniczką - odpowiedział od razu i zaśmiał się. Ucałował mój policzek. - Tylko moją.
Wywróciłem teatralnie oczami. Teraz pewnie będzie miał zamiar mi to wypominać.
- Słyszałeś może czy mój brat wrócił na noc? - zapytałem nagle.
- Hm... Chyba tak, ale nad ranem. Obijał się o ściany i strasznie klął pod nosem.
Czyli wrócił pijany? Coś musiało się stać.
- Zrobię śniadanie - zaoferowałem się, przyglądając się jego naprawdę dziecięcej twarzy.
- Chciałbym zostać, ale Dean mnie zabije - posmutniał. - Obiecaj, że zobaczymy się jeszcze podczas trwania tego weekendu.
- No... Dobrze - zgodziłem się. Ubraliśmy się, odprowadziłem go do drzwi i postanowiłem sprawdzić co u brata. Zapukałem jego pokoju, natomiast nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Powoli nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Leżał na łóżku, tuż obok znajdowała się miska pełna wymiocin. Co za syf. Otwarłem od razu okno, by wywietrzyć ten smród. Usiadłem obok niego. Spał na wznak, odchylając nieco głowę na bok. Miał... dziwne sińce na szyi, które wcale nie przypominały malinek, bardziej wyglądały jakby ktoś go dusił...
- Cas? Obudź się - lekko nim potrząsnąłem. Sapnął, podniósł głowę i znów się porzygał. - Co się dzieje? Ile wczoraj wypiłeś?
- Z-zost...aw - zdołał wykrztusić.
- W życiu, dopóki mi nie powiesz co się dzieje, to nigdzie nie idę - nie patrzył na mnie przyjaźnie, wręcz przeciwnie. Zacisnął ręce w pięści.
- Noele. Mnie zdradziła. N-nie... - westchnął ciężko. - Widziałem to na własne oczy - dodał zaraz. Wyglądał jakby miał płakać, ale coś go blokowało. - Właściwie... Może po prostu pocałowała tę dziewczynę, pierwszy raz była pijana, a-a ja - przełknął. - Zrobiłem coś gorszego. Coś po prostu potwornego...
- O czym Ty pieprzysz, Cas? - byłem w szoku, ja chciałem mu się pochwalić, że odważyłem się zaakceptować Sama, ba, jesteśmy razem, a tu dowiaduję się takich rzeczy.
- Dean mnie pieprzył... - ledwo co zrozumiałem te słowa. Nie potrafił spojrzeć mi w oczy.
- Że co robił?! - podniosłem głos, zażenowany, wręcz obrzydzony. Znów wymiotował, ostro musiał się zatruć zeszłego wieczoru.
- Zostawiłem Noele samą, poszedłem się schlać, ten na mnie wrzeszczał, zabrał mnie do gabinetu, a j-ja... Mu się oddałem...
Pokręciłem głową z niedowierzaniem. To się nie stało.
- To on Ci to zrobił? - zapytałem, wskazując na szyję. Dotknął jej i jakby doznał retrospekcji.
- Potraktował mnie jak kurwę.
- A czego się spodziewałeś, że Ci się oświadczy?
Prychnął i okrył się bardziej kocem. Widać, że żałował tego wszystkiego, co wydarzyło się zeszłej nocy.
- Był bardzo brutalny i cholera, to... Okropne, ale podobało mi się i to tego najbardziej się wstydzę. Bezmyślnie się zachowałem, kocham Noele, a zrobiłem coś niewybaczalnego - schował twarz dłoniach. Naprawdę odwalił niezły Meksyk.
- Słuchaj, zawsze możesz powiedzieć, że mieliście przerwę...
- Czy ja Ci wyglądam na tego przygłupa z Przyjaciół? - warknął.
- To zależy, z której strony mam na Ciebie spojrzeć - wywróciłem oczami - Ja uważam, że Ross miał rację, a ona odwaliła pierwsza.
- Rachel?
- Nie, mówiłem już o Noele - wyjaśniłem. - Słuchaj, proszę Cię, żebyś trzymał się z daleka od Deana. Sammy mówił, że jest seksoholikiem i ma od cholery fetyszy, czy innych sado maso - powiedziałem mu, choć podejrzewam, iż już się domyślił...
- Sado maso i fetyszyzm to dwie różne rzeczy, Gabriel - parsknął.
- Ty mnie tutaj teraz nie edukuj, to nie ja puściłem się z nauczycielem!
Przesadziłem, to słowo niezwykle go zabolało i skulił się bardziej. Pożałowałem tego szybko, jednak nie widziałem sensu odwołania tych słów. Taka była prawda. Dean zachował się podle, wykorzystując pijanego Castiela do czegoś takiego, to nie było dobre.
- Nie powiem Noele - oznajmił - Kocham ją. Zbyt wiele dla mnie znaczy...
- No, dobrze - wzruszyłem ramionami - Mam nadzieję, że Dean nie będzie chciał od Ciebie więcej. W każdym razie mam Ci coś do powiedzenia. Ja i Sam jesteśmy... O zgrozo, za chwilę powiem to na głos... Parą. Ja i Sam jesteśmy parą.
- Żartujesz?
- Uwierz mi, chciałbym - uśmiechnąłem się nieśmiało, za to Cassie wyszczerzył się i mocno mnie ścisnął, śmierdział niemiłosiernie, ale również go uściskałem.
- Bardzo się cieszę, że otwarłeś się na miłość - poklepał mnie po plecach. - A teraz proszę Cię, daj mi tu zdechnąć.
Na jego prośbę opuściłem pokój, miałem zamiar spędzić cały boży dzień z moją najwspanialszą księżniczką na świecie - Hope. Każda chwila spędzona z nią dawała mi ogromny pokład szczęścia. Chciałem pomóc mamie w jej wychowaniu, by wyrosła na kobietę ambitną, inteligentną i wrażliwą, wyrozumiałą i ciepłą. Nasz świat potrzebował takich jak ona, zwłaszcza, że na pewno nie jestem jedyną osobą, która miała takiego ojca. Kto wie, może Hope da nadzieję nie tylko mnie? Może zmieni coś na planecie, co będzie miało wpływ na nasze istnienie?
Cholera, Gabe, ona nawet nie ma roku, przestań pozwalać na to, by fantazje przejmowały kontrolę...
Mój młodszy brat przespał cały dzień, nawet nic nie jadł. Nie miałem pojęcia co bym zrobił na jego miejscu, zachował się trochę... źle. Niemoralnie, zbyt wybuchowo. Pod wieczór dostałem sms'a od Sama. Napisał coś słodkiego, dodał, że Dean zachowuje się dziwnie, ale co najważniejsze, nie był zły na niego. Powrzeszczał, ale szybko mu minęło. Nie wiedziałem, czy powinienem mu napisać czego się dowiedziałem, w końcu dotyczyło to jego brata... Myślałem też nad tym, że w końcu nadejdzie czas, w którym będę musiał mu powiedzieć o ojcu. O tym co przeżyłem, lecz strach na samą myśl, jaka może być jego reakcja, sprawiały, iż cały zaczynałem drżeć. W związku z tym zaczynałem szukać informacji na temat odzyskiwania stypendium. Potrzebowałem go.
- Gabbie?! - mama krzyknęła z dołu - Ktoś do Ciebie!
Uśmiechnąłem się pod nosem. Sammy, przyszedł po mnie.
- Powiedz, żeby poczekał na zewnątrz, już idę! - odkrzyknąłem. Ubrałem na siebie swoją ulubioną skórzaną kurtkę i zmierzwiłem włosy. Cieszyłem się jak czubek, że go zobaczę. Na dole wciągnąłem na nogi glany i pocałowałem mamę w policzek. - Nie wrócę późno.
- Pisz do mnie co pół godziny, że jest dobrze - poprosiła. Strasznie nie lubiła, gdy wychodziłem późno z domu.
- Oczywiście, mamo.
Wyszedłem i zamknąłem za sobą drzwi na klucz. Schowałem go w doniczce i obejrzałem się. Sam schował się pewnie za żywopłotem, małolat. Przeszedłem chodnik prowadzący do drzwi naszego domu.
- Tęskniłem, Sam, wiesz? - odezwałem się, nim minąłem ten naturalny rodzaj ogrodzenia. Generalnie był tak wysoki, że nawet młodego Winchestera mógł zasłonić. Wyszedłem na chodnik, szczerząc się. Jednak Sammy'ego nie zastałem.
- Ojejku, naprawdę jesteś pedałem - Mark i jego koledzy zaśmiali się.
Nie zdążyłem nawet krzyknąć, ktoś od tyłu zasłonił mi usta i bardzo mocno mnie trzymał, nie miałem możliwości drgnięcia. Blondyn zbliżył się i wysunął z rękawa pałkę teleskopową. Pomacał jej wierzch, przyłożył delikatnie do mojej twarzy.
- Zabiję Cię - oświadczył bez skrupułów. Skinął do koleżków, a oni wrzucili mnie do bagażnika samochodu, stojącego tuż obok. Wcześniej zdążyli obwiązać moje nadgarstki i kostki srebrną taśmą, nim jednak Mark osobiście zamknął klapę, zadbał o to, by starannie zakleić mi usta. Nie widziałem nic przez łzy, nie wiedziałem co się dzieje, nie rozumiałem dlaczego ja znajduję się teraz w bagażniku! Przymknąłem oczy i skuliłem się jeszcze bardziej, jednocześnie szarpiąc rękoma jak tylko umiałem, musiałem poluźnić tę taśmę, nie zabrali mi telefonu, muszę napisać do mamy, Castiela, zadzwonić na policję, zrobić cokolwiek! Leżałem na czymś niesamowicie twardym, co okazało się łomem. Wiłem się jak wąż, byleby wygiąć się w taki sposób, by nakierować ręce na ten kawałek metalu, bowiem spętano mnie za plecami. Słuchali głośno muzyki, śmiejąc się, klaskając. Na pewno byli naćpani... Zacząłem pocierać ręce o łom, mając nadzieję, że jak na filmach uda mi się uwolnić. Szarpałem się bardzo długo, bez skutku. Wjechaliśmy na jakąś polną drogę, ponieważ co chwilę czułem jak rzuca autem na wybojach, lecz dzięki temu łom boleśnie wbił się w moją rękę, przejechał po taśmie, co znacznie poluźniło ścisk. Wyrwałem w końcu jedną z nich i odetchnąłem, zrywając z ust taśmę. Wyciągnąłem prędko telefon do ręki i nacisnąłem na ostatni kontakt do którego dzwoniłem, jednak... Mogli mnie usłyszeć. Przeciągnąłem palcem po ekranie. Samochód zwolnił, zatrzymał się. Serce zaczęło walić mi jak opętane, łzy przesłoniły widok. Kurwa, nie zdążę... Zacząłem stukać w ekran, wtedy wysiedli z samochodu, otworzyli bagażnik, a ja płaczliwie wrzasnąłem.
- Nie! Zostawcie mnie skurwysyny! Zostawcie, nic Wam nie zrobiłem! Błagam!... ZOSTAWCIE MNIE! POMOOOCY! POMOCY!- wierzgałem, a oni się ze mnie śmiali, łkałem, byliśmy w lesie. Pewnie i tak nikt mnie nie usłyszał... Jeden z nich, Michael, roztrzaskał mój telefon, o pobliskie drzewo, a przede mną stanął Mark. Pokręcił zażenowany głową i z całej siły uderzył mnie w głowę pałką. Dźwięk ten rozszedł się po mojej głowie echem, a ja straciłem przytomność...
Całe szczęście zdołałem wysłać cztery litery do młodszego brata, nim mnie wyciągnęli.
" Mark "
__________________________________________________________________
komentarze, gwiazdki, opinie, miło widziane
pozdrawiam Was, krushnicbae
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro