14 - Tak poza tym
Przywiązywanie się nie jest dobre. Nie dla mnie. Zawsze kończyło się źle, a gdy Sam wymówił te dwa słowa przeszył mnie dreszcz. Lodowaty, okrutny i tak silny, iż włosy stanęły mi dęba. Spojrzałem na niego, wręcz wściekły.
- Ja ciebie nie kocham - oznajmiłem i zacisnąłem zęby.
- Wiem - zmieszał się i westchnął. Obejmował dalej moje policzki. Uśmiechnął się mimo wszystko. - Nie proszę cię żebyś zaczął, a-ale mi sprawia przyjemność to, że jesteś, wiesz? Chyba jestem... nachalny.
- Już nic nie mów, dobra?
- Przepraszam...
Pokręciłem głową. Nie miałem pojęcia, co mógłbym mu powiedzieć. Pochylił się i zaczął całować mnie po szyi. Na tak wiele jeszcze nigdy mu nie pozwoliłem, ale... To było zbyt dobre. Odchyliłem głowę nieco do tyłu, by dać lepszy dostęp do takowych pocałunków. Przeniósł dłonie z policzków na moją talię i przycisnął do siebie.
- Sammy - rzuciłem ostrzegawczo, by przestał, jednak chłopak w zamian zatkał mi usta językiem. Wydałem z siebie ciche sapnięcie, nie byłem w stanie nie oddać takiego pocałunku, jednak myśl do czego mogło to poprowadzić, przerastała mnie, a na dodatek był pijany. - Proszę... - szepnąłem błagalnie. Szatyn odsunął się i westchnął.
- Zabierzesz mnie do siebie po imprezie? - zapytał.
- Nie powinniśmy się...
- Chcę się sprzeciwić Deanowi, nie ma nade mną władzy - patrzył na mnie, myślałem, że nie można zobaczyć wściekłości w oczach, tego jak one wręcz ciemnieją, ale jest to jednak możliwe. - Zrobiłbym wszystko co zechcesz...
Znów mnie do siebie przycisnął, czułem jego biodra, jego erekcję i to nie było w porządku. Był pijany i zachowywał się bardzo... łatwo.
- Samuel! - podniosłem głos. - Przestań się tak zachowywać to... To okropne, okej? Nie wymagam niczego od Ciebie, po prostu już nie pij. Nienawidzę, kurwa alkoholu.
- Dobrze... Wybacz. Ale i tak zabierzesz mnie do siebie? - upewnił się. Nikt nie miał tak proszących oczu jak on. Nie byłem w stanie mu odmówić, miał dar, skurczybyk.
- Cholera, Sammy, niech Ci będzie. Zabiorę Cię - przewróciłem oczami i stanąłem na palcach, składając mu krótki pocałunek na ustach. - Wracam na scenę. Ostatni występ.
Odwróciłem się od niego. Na odchodnym poprosiłem, by się nie ruszał, bo nadal nie było z nim najlepiej. Nie opuszczało mnie to uczucie lekkości, znałem je, podobnie czułem się przy... Rose, o zgrozo. Próbowałem sobie wmówić, że to nie jest to samo, ale to jakby wmawiać osiołkowi, że jest koniem wyścigowym. Po ostatnich trzech piosenkach spakowałem gitarę do futerału i ruszyłem za scenę. Chyba nie muszę już wspominać jak dobrze nam poszło, prawda? Jeśli mam być szczery, to uważam, że powinniśmy rozważyć granie dla szerszej publiczności, Rob powinien zapuścić włosy i pofarbować na czerwono. Moment, taki zespół już był... Może jednak nie powinien ich farbować, ale zapuścić nieco, czemu nie?
W każdym razie, dostałem zawału, gdy dzieciaka tam nie było - dosłownie czułem jak krew odpływa mi z twarzy. Zacząłem kręcić się, rozglądać po sali i go szukać. Wypytywałem co niektórych czy widzieli kogoś jak on, ale każdy zaprzeczał. No tak, ludzie zawsze mają wszystko w dupie. Wyszedłem z sali gimnastycznej i postanowiłem zajrzeć do toalety. Jak zostawiałem Sama rzeczywiście wyglądał nieco niewyraźnie, musiał naprawdę sporo wypić, poza tym podejrzewam, iż to pierwszy raz, gdy się upił tak bardzo. Przy pisuarze stał jakiś chłopak, też nieco podpity, przeszedłem w głębszą część toalety i zobaczyłem, że jedna kabina jest zajęta.
- Sam? - zastukałem niepewnie ręką.
- G-Gabe... - wykrztusił, a tuż po moim imieniu usłyszałem oddech wymiotowania, świetnie. Skrzywiłem się mocno.
- Otwórz mi - powiedziałem stanowczo, gdy przestał haftować. Słyszałem jak powoli się podnosi i przekręca gałkę. Spojrzałem na niego, krzyżując ręce na piersi. - Nigdy więcej nie pijesz, Sam.
- Tak, Gabe, z-zabierz mnie stąd proszę - głos bardzo mu drżał, nie był w stanie spojrzeć w moje oczy. Pokręciłem trochę zażenowany głową, ale złapałem go za ramię.
- Najpierw umyj twarz i ręce, bo śmierdzisz niemiłosiernie - zaciągnąłem go do zlewu. - Mam w domu kilka zapasowych szczoteczek to wymyjesz koniecznie zęby, inaczej nie ma mowy o całowaniu - powiedziałem, upewniając się wcześniej, że nikogo nie ma. Chwila, dlaczego ja myślę o całowaniu z nim? Cholera jasna, ja naprawdę się w nim...
- O-oczywiście - wykonał moje polecenie i odkleił sztuczne kły. Wyrzucił je do śmietnika. - Możemy już iść.
Wyszliśmy z łazienki i przeszliśmy kilka kroków. Gdy przechodziliśmy obok gabinetu Winchestera, słyszało się tam dziwne, bardzo dziwne dźwięki. Zmarszczyłem brwi i zatrzymałem się przed drzwiami. Podniosłem palec do ust, dając znak Sammy'emu, by milczał. Seks. Ktoś wewnątrz uprawiał seks. Zrobiłem duże oczy. Szatyn pochylił się nad moim uchem.
- Tam jest Dean - szepnął niekoniecznie ucieszony. Albo Winchester pierdolił uczennicę, albo oglądał tak dobrego pornola, że aż sam z siebie dźwięki wydawał. Choć ta uczennica brzmiała trochę jak... - Chodźmy stąd.
Opuściliśmy szkołę. Na zewnątrz panował mrok, bowiem dochodziła dwudziesta trzecia. Dłuższą chwilę szliśmy w ogóle nic nie mówiąc, ja cały czas miałem w głowie jęki z gabinetu Deana.
- A co jeśli Dean po Ciebie przyjedzie i nie wiem, pobije mnie?
- Nie zrobi tego, poza tym napisałem mu sms'a, że wrócę rano. Jak będzie się denerwował to zapytam go o to, kto z nim był... - zagryzł wargę. Objął mnie w pasie, co niekoniecznie mi się podobało. A jeśli zobaczy nas jakaś banda homofobów, zaatakują nas, albo jakiś morderca... Chwila, Gabriel, o czym Ty pieprzysz? Ulice są puste, nie ma żywego ducha, nawet samochody już nie jeździły. Dureń.
- Ta laska brzmiała trochę jak mój młodszy brat - parsknąłem, próbując dać sobie odetchnąć. - A tak na serio, czy Dean zdaje sobie sprawę co go może spotkać, jeśli to uczennica?
- Wiesz, wydaje mi się, że to ta ładna wuefistka - przyznał, pocierając mój bok. - Dean wspominał, że bardzo mu się podoba i często go zaczepia na szkolnym korytarzu.
- Hm... - zastanowiłem się. - Pewnie masz rację, ale powiem Ci szczerze, że wygląda na takiego, który lubi małolaty - zaśmiałem się, a chłopak trochę zmizerniał.
- Jest seksoholikiem, ma masę fetyszy, kręci go sado maso. Bardzo - rzucił niechętnie. - Seks towarzyszy mi odkąd pamiętam w życiu, właśnie przez niego.
- Chwila, to brzmi jakby on... Czy on Cię skrzywdził? - zatrzymałem się aż z wrażenia.
- Co? - zaśmiał się. - Nie, głupku, chodzi o to, że... Hm, wielokrotnie widziałem co robi tym kobietom. Nie podoba mi się to, nie potrafiłbym być ani masterem ani uległym. Nie kręcą mnie takie klimaty.
- Wow... Więc Dean jest jakimś pieprzonym Grey'em?
- Nie, właściwie pomyliłem się, to bardziej z BDSM - przyznał. - Ale próbował tego również, ale miał pecha, bo raz trafił na dominę, wyrzucił ją nagą za drzwi, a ubrania wyleciały przez okno - zaśmiał się.
- Co to znaczy? - nie obracałem się przecież w takich towarzystwach, skąd mogłem wiedzieć?
- Ach, to jest taka dominująca kobieta. Poniża, nie wiem, dusi... Jest jakby facetem, taka rządząca - objaśnił mi. Rzeczywiście dużo wiedział o seksie. Skinąłem głową i znów ruszyliśmy. Sam opowiadał mi o kolejnej wpadce seksualnej brata. Dochodziliśmy do mojego domu, a mnie do głowy wpadło pytanie.
- Sammy, jesteś prawiczkiem?
Zerknął na mnie, wiedziałem, że moje oczy pewnie aż błyszczą z ciekawości, bowiem lubiłem wiedzieć wszystko o wszystkich. Rob czasem nazywał mnie plotkarą, bo całymi dniami potrafiłem mu mówić o tym, co ktoś odpieprzył.
- Nie jestem. Miałem chłopaka, którego bardzo kochałem, ale już go nie ma w moim życiu - przyznał niechętnie. - Zatem uważaj, bo mam doświadczenie z chłopakami.
- Myślisz, że będę chciał kiedykolwiek to z Tobą zrobić? Wysoko się cenisz! - zaśmiałem się, zresztą on również. - Bardzo młodo straciłeś. Ja dopiero gdy miałem dziewiętnaście lat... A wcześniej nawet nie masturbowałem się - dodałem niechętnie.
- Wow, to dlatego masz taki spięty tyłek i jesteś nerwowy - zażartował.
- Raczej... Ma to związek z tym, że nie miałem jak. Zasypiałem w strachu, ze łzami w oczach, albo, cóż, w ogóle nie spałem - przyznałem niepewnie, unikając jego wzroku.
- ...co?
Wziąłem głęboki oddech, nie byłem jeszcze gotowy na to, nie chciałem do tego wracać, nie tej nocy.
- Jeszcze nie jestem gotowy Sam, to właściwie wciąż dość świeża sytuacja, to życie jest... Nowe i nie do końca sobie z nim radzę, co doskonale widać poprzez choćby te wszystkie blizny na moich rękach - parsknąłem. - Jestem straszną pizdą i ciągle beczę, a czasem nawet nie wiem dlaczego tak jest i... - urwałem, gdyż mój głos zaczął za bardzo drżeć. Spojrzałem w górę, by nie płakać.
- Masz depresję, Gabriel - skomentował od razu, jakby to oczywiste, choć ja nie byłem tego pewien, może po prostu jestem zepsuty i nie można mnie naprawić? - Chodźmy, robi się chłodno.
Lubiłem w Samie to, że nie wymagał ode mnie monologów, pomimo tego, że rozmawianie nie sprawiało mi problemów, wręcz przeciwnie, bywały takie dni, podczas których jadaczka się nie zamykała. Nie naciskał, a ja potrzebowałem kogoś takiego. Weszliśmy do domu bardzo cicho, bowiem mama i Hope na pewno spały już od dawna. Skrzypiące schody niekoniecznie z nami współpracowały, lecz koniec końców trafiliśmy do mojego pokoju. Zdjąłem z siebie kurtkę i rzuciłem na podłogę.
- Przygotuję Ci ręcznik i szczoteczkę w łazience... Problem będzie z piżamą - zerknąłem na jego wysokie cielsko.
- Będę spał w bokserkach, jeśli się nie boisz - wyszczerzył się, kretyn, przecież nie boję się chłopców w bokserkach... Zrobiłem to co mu powiedziałem, kładąc na pralkę świeży ręcznik i jeszcze zapakowaną szczoteczkę do zębów. Zaprowadziłem go tam, a sam poszedłem do kuchni i zacząłem przygotowywać jakąś kolację. Fakt, nie wiedziałem, czy... mój chłopak jest głodny, ale ja byłem. Wspominałem wcześniej, że Sam nie jadał mięsa? Nie dość, że gej, to jeszcze wegetarianin. Zrobiłem mu zatem kanapki z serem i pomidorem, a sobie dałem do tego szynki. Oprócz tego ugotowałem pyszne kakao i żeby było mi łatwiej, zaniosłem wszystko na tacy. Położyłem ją tuż przy łóżku i czekałem aż wróci. Wkrótce stanął w drzwiach z nieco wilgotnymi od pary włosami w samych bokserkach. Nie sądziłem, że szesnastolatek może mieć tak fajne, całkiem umięśnione i zdrowe ciało... Ja mam dwadzieścia jeden a wyglądam jak blada anorektyczka.
- Okej, siadaj, ale nie jedz beze mnie! Ja też się wymyję - oznajmiłem, na co ten się tylko zaśmiał. Wróciłem kilka minut później, kredka, którą wcześniej wymalowałem sobie oczy, nie zmyła się zbyt dobrze, więc wciąż miałem lekko podkreślone oczy.
- Wyglądasz śmiesznie w takich luźnych dresowych ubraniach i takim groźnym makijażem - zachichotał, wywróciłem oczami i usiadłem obok niego, od razu przykrywając się kocem.
- Z-zimno - szepnąłem, objął mnie i pocałował czule w czoło. Pachniał jak mój żel pod prysznic i pasta do zębów. Sięgnąłem po tackę i zaczęliśmy jeść. W mgnieniu oka miałem pusty talerz, Sammy jeszcze przeżuwał. Wypiłem kakao i uruchomiłem swój ulubiony serial na netflixie, kładąc laptop na niewielkiej szafce nocnej, którą zrobił Cas z desek, które znalazł na śmietniku. Położyłem się nieco bokiem. Szatyn objął mnie znów i delikatnie pocałował w policzek. Jego dłoń gładziła mnie po biodrze. Czułem się dziwnie, ale dobrze. W pewnym momencie wsunął lekko palce pod gumkę dresów, na co podskoczyłem jak poparzony i zerknąłem na niego.
- Nie zrobię Ci krzywdy, Gabe - zmarszczył lekko brwi, mimo to zabrał rękę. Umiejscowił ją na moim policzku i przyciągnął mnie do pocałunku. Pewnie chciał mnie uspokoić. Nie pomyliłem się, bowiem tuż po chwili jego druga dłoń powoli wsunęła się pod moją bluzę, gładząc moje plecy. Dostałem gęsiej skórki. Muskał palcami moją skórę, momentami prawie niewyczuwalnie. Pogłębił nieznacznie pocałunek, przejeżdżając niezmiernie językiem po mojej dolnej wardze. Nie mogłem się powstrzymać i rozchyliłem delikatnie usta, by móc dotknąć go i swoim językiem. Przerodziło się to w lekką namiętność, wplotłem dłoń w jego włosy, chciałem czuć tę miękkość znów pomiędzy palcami. Nieświadomie wydałem z siebie ciche sapnięcie, na które Sammy szybko zareagował. Przełożył mnie tuż pod siebie i złapał obie ręce. Ułożył je gdzieś nad moją głową i przytrzymywał. Jego policzki miały różowawy odcień. Pochylił się i ponownie złączył nasze usta. Nie miałem pojęcia ile trwała ta chwila, ale nie miałbym nic przeciwko, gdyby zajęła nam wieczność.
Podniosłem się do siadu, co spowodowało uwolnienie moich rąk. Objąłem jego kark i wręcz zaborczo pocałowałem. Kolejne westchnięcie opuściło moje usta, lecz Sam od razu je wyłapał, zagryzając lekko mą wargę. Przeszły mnie dreszcze. Otwarłem na chwilę oczy, jego błyszczały miliardem iskierek, dawałem mu szczęście. Chwycił mnie za biodra i niewiele myśląc zdjął ze mnie bluzę - sprawiając też, że moje włosy trochę się naelektryzowały. Zaśmiał się i pogładził je, by wróciły na swoje miejsce. Ucałował mój nos i lekko pchnął, bym się położył. Wstydziłem się i od razu zakryłem swoje nędzne, chude ciało. Nie spodobała się mu ta reakcja, odparł moje ręce i pocałował dumnie w sam środek klatki piersiowej. Przysięgam, że wycałował ją chyba całą. Następnie chwycił oba nadgarstki i uniósł nieco ku górze. Obcałował każdą możliwą bliznę. Przełknąłem gorzko, nie potrafiłem nic z siebie wydusić, ale on wiedział. Skinął porozumiewawczo do mnie i czule cmoknął w usta. Odłożył moje dłonie na miejsce i pochylił się, gilgotając mnie włosami po nosie, zassał mój sutek. Jęknąłem cicho, zaskoczony tym co zrobił i od razu zakryłem usta. Cholera. Podoba mi się. Powrócił znów do mych warg, pieścił je swoimi oraz językiem, dłońmi wciąż gładząc moją klatkę piersiową.
- Jesteś piękny - szepnął pomiędzy pocałunkami, a mi po prostu zawirowało w głowie. Zsunął dłoń nieco niżej i przesunął ją centralnie po moim kroczu. Ku mojemu pierdolonemu zaskoczeniu, byłem już nieco sztywny. Spojrzałem mu w oczy bardzo zawstydzony. - Ej, tylko mi się tu nie wstydź - zaśmiał się.
- Ja...
- Co mi powiesz? "Nie jestem gejem", czy może "on zawsze tak stoi, już sobie nie dodawaj"? - zażartował, podchodził do tego bardzo na luzie, choć wiedziałem, że znaczy to dla niego bardzo dużo. Złapał moją dłoń i położył ją na swoim kroczu, cicho sapnął - Widzisz? To nic takiego. Ja mam to samo, ale uwierz, że... Żadna kobieta Ci tego nie da, co ja mam do zaoferowania - to mogła być prawda, ponieważ to, co czułem pod dłonią, było ogromne. Co jak co, ale pewny Sam Winchester brzmi naprawdę... Hm, pociągająco? Seksownie? Tak.
Pewny siebie Sam Winchester brzmi naprawdę, cholernie seksownie.
- Sam, ja po prostu... Moja mama, Cas... - wszyscy byli w domu, a on chciał... Bo chciał, tak?
- Shhh, nie myśl - uciął i nieco zacisnął swoją dłoń, a ja już po prostu odpłynąłem.
Masował mnie lekko, całując dalej. Podobało mi się. Leżałem wsparty na łokciu i wciąż miałem dłoń na jego kroczu, która była tak sparaliżowana, że nie potrafiła się ruszyć. Posapywałem cicho, pomiędzy pocałunkami, lecz wciąż starałem się nie być zbyt głośno. W pewnej chwili chłopak ułożył się pomiędzy moimi nogami i wsparł się na rękach, tuż przy mojej głowie. Zabrałem swoją z jego bokserek i zerknąłem na niego, byłem ciekawy co zrobi. Z podniecenia czułem jak całe moje ciało płonie. Wtedy on otarł się o moje krocze. Nieraz. Wielokrotnie. Ciągle, a ja zacząłem szaleć. Cały mój penis po prostu drżał, gdy jego na mnie napierał. Zakryłem sobie usta dłonią, by powstrzymać jękniecie. Sam pochylił głowę i sapał głośno tuż przy moim uchu, ocierając się coraz szybciej, coraz mocniej, intensywniej. Zaczynałem widzieć już gwiazdki przed oczami, gdy znów mnie pocałował, a ja w bardzo niechlujny sposób oddałem pocałunek. Nawet nie wiedziałem, w którym momencie dostałem orgazmu, pamiętałem jedynie jak nagle ogarnęło mnie ogromne uczucie ciepła, moje biodra wypchnęły się mocno do góry, jednocześnie spięły mi się mięśnie w okolicy podbrzusza, a potem... Po prostu wytrysnąłem, ale co lepsze, Sam nie został w tyle i tuż po chwili również doszedł. Obaj w ubraniach. Mokrzy. Jak małe dzieci. Zerknął na mnie badawczo, jakby chciał się upewnić, czy nie udawałem wytrysku... A ja? Co mogłem zrobić, niż przyciągnięcie tego czubka do pocałunku?
____________________________________________________________________________
Dobra,,, no to piszcie jak się podobałoXD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro