10 - Małe pogawędki
Nie wiem co się ze mną działo po utracie przytomności. Nie ukrywam, iż miałem cichą nadzieję, że może jednak nie przeżyję tego. Chciałem otworzyć oczy, coś powiedzieć do tego dupka, ale nie mogłem. Była tylko cisza, a ból rozlewał się po całym moim ciele. Ból, który zadajesz sobie samemu jest zupełnie inny, niż ten, gdy jakiś chory człowiek kopie Cię z całej siły w ledwo co zrośnięte żebra. Ostatkiem sił zajęczałem, a chwilę potem usłyszałem jakieś krzyki. Czy one należały do mnie?
~○~
- Gabe? - usłyszałem. - Nie wiem, czy mnie słyszysz, ale Ci coś opowiem... Przygotuj się. Teraz ja będę dużo mówił - zaśmiał się. Castiel miał bardzo cudowny śmiech. Gdy byliśmy dziećmi bardzo rzadko to robił, cóż się dziwić, nie miał ku temu powodów. - Zacznę od początku, po tym, co Ci się stało, Dean jak bohater wpadł na parking i powstrzymał tych chłopaków. Jak ja ich nie znoszę. Wezwał karetkę. W aktach szkoły szukał numery do rodziców, ale nic nie zostawiłeś, więc...
Więc znalazł mnie.
- Ty jesteś Castiel Novak? - zapytał, zatrzymując się przede mną, używał bardzo dobrych i bardzo drogich perfum, aż zakręciło mi się w głowie.
- To ja - wyszczerzyłem się trochę przesadnie, ale lubiłem ten typ płci męskiej. Ostre rysy, pełne usta, silne kości policzkowe. Bardzo przystojny mężczyzna w średnim wieku.
- Nie mam raczej dobrych wiadomości. Twój brat został napadnięty przez Marka Pellegrino. Zabrano go do pobliskiego szpitala. Czy mogę otrzymać numer do Twoich rodziców?
- C-co? - poczułem lodowaty dreszcz - Dlaczego go zaatakował?! Gdzie on jest? Wybiję mu wszystkie zęby! - próbowałem wyminąć nauczyciela, czując niesamowitą wściekłość. Przytrzymał moje ramię, przewrócił oczami. Jak śmiał być takim ignorantem?
- Stój, kowboju, potrzebuję numeru do rodziców - powtórzył dość sucho. Popatrzyłem na niego.
- Mój brat jest chudy i mały, na pewno na to nie zasłużył, zatem mam pełne prawo przypierdolić temu kretynowi! - krzyknąłem.
- Idziesz do mojego gabinetu - szarpnął mną i wcisnął do pobliskiego pomieszczenia. Targnął mnie na krzesło i zakluczył drzwi. - Przede wszystkim, zwracaj się do mnie z szacunkiem, proponuję "Panie Winchester", a poza tym nie klnij, gdy do mnie mówisz - odparł stanowczo. Ojej. Nauczyciel debil. Cholernie pociągający.
- Oczywiście, Panie Winchester, ale proszę o zrozumienie, jesteśmy z bratem blisko i...
- Też mam brata, Novak, ale to nie zmienia faktu, iż nie możesz pobić Pellegrino, bo wtedy i Ciebie będę musiał podać na policję - oznajmił.
- Dobrze mnie znają, ucieszą się na mój widok - parsknąłem.
- Od razu wiadomo, że jesteście braćmi. Zacięty język.
- Od razu wiadomo, że jest Pan bardzo spostrzegawczy. Sokole oko - zagryzłem mocno wargę. Ależ zrobiło mi się gorąco. Parsknął pod nosem i pokręcił głową.
- Słuchaj, rozumiem, jesteś zabawny, ale potrzebuję numeru do Twoich...
- Mamy tylko mamę - ukróciłem. Skrzyżowałem ręce na piersi.
- W takim razie poproszę. Castiel i nie bądź taki wredny. Mnie nie imponujesz.
- Mógłbym, proszę Pana - puściłem mu oczko.
- Co Ty wyprawiasz? - zapytał rozbawiony.
- Nic takiego - wzruszyłem ramionami trochę zmieszany, to było nie na miejscu. Pokręcił głową i podałem mu wtedy numer mamy.
- Mówię Ci, Gabriel. Dawno się tak dziwnie nie czułem. Jest bardzo przystojny i chętnie bym go... No, ale nie mogę. Ta dziewczyna, która u nas była. Chyba się zakochałem. Jest urocza. Inteligentna. W każdym razie, później...
Wystawił mi zwolnienie, mogłem pojechać do szpitala, sprawdzić jak ma się mój brat. Nie wyglądał dobrze, choć na twarzy miał tylko jeden siniak, tuż pod okiem. Powiedziano mi, że miał połamane żebra, znów. Pewnie już się do tego przyzwyczaił... Kątem oka zauważyłem wiele blizn na jego nadgarstkach. Nie spodziewałem się, że jest tego tak wiele. Większość z nich już praktycznie zagoiła się, zatem musiał się ranić gdzie indziej. Całe szczęście mama tego nie zauważyła. Poczułem ukłucie w sercu, pamiętałem jak błagał mnie, bym sam tego nie robił, a okazał się tak kruchy, nie radził sobie sam ze sobą. Wiedziałem, że potrzebował pomocy, ale o dziwo nie skierowano go do psychiatry. Albo nie było miejsca, albo po prostu mieli go w dupie. Nie rozumiałem również dlaczego Mark to zrobił. Wystarczyło spojrzeć na Gabriela, by wiedzieć, że jest delikatny. Starał się tylko grać twardziela. Czasem czułem się, jakbym to ja był starszym bratem własnego starszego brata. Nie przeszkadzało mi to, dzięki temu zyskałem wiarę w siebie. Wiele wiary, której nigdy wcześniej nie miałem. To co zrobiłem wciąż mi dokuczało, prawda, uwolniło mnie od największego potwora, ale problem nie zniknął całkowicie. Widywałem go. W snach, czasem i w lustrze, albo w kącie pokoju, bądź gdy zamykałem oczy. Nie jeden raz wystraszyłem się własnej psychiki. Zabójstwo zmienia człowieka.
Dotknąłem jego czoła i odgarnąłem mu włosy. Niedługo potem wpadła mama, załamana, zalana łzami. Nie twierdziłem, że traktuje Gabe'a lepiej, po prostu on wymagał większej uwagi. Zawsze coś złamane, wybite, posiniaczone. Kruchy. Jak diament. Martwiliśmy się. Spał całe dwa dni. Nawet Sam go odwiedził. Chłopak rozbeczał się na jego widok, chciał wejść do środka, ale nie mógł się przemóc. Wstałem z krzesełka i wyszedłem do niego.
- Cześć. Jestem Cas - odezwałem się. Wiedziałem, że zna moje imię, ale tak na wszelki wypadek powiedziałem to.
- W-wiem. Jak on się ma? Budził się? Mówił coś o mnie? - zapytał przejęty.
- Przykro mi, ale on nawet się nie obudził... Lekarze podejrzewają mocny uraz głowy - skrzywiłem się. - Miał Cię tamtego dnia zaprosić na randkę - próbowałem go pocieszyć.
- Bardzo bym tego chciał. - uśmiechnął się i podekscytował.
- Tylko Twój brat... - zacząłem.
- Może się walić - oświadczył .- Nie lubi Gabriela, zwłaszcza, że teraz będzie zajmował się sprawami zespołu. Nie akceptuje też tego, że jest starszy - wyjaśnił trochę zażenowany. - Dean taki jest, sam nie ma nikogo na dłuższy czas, po prostu...
- Jest smutny i samotny - dokończyłem za niego. - Rozumiem.
- Pójdę już. Tylko jak się obudzi, to proszę, powiedz Gabe'owi, że byłem.
- Na pewno to zrobię.
Później postanowiłem się spotkać z Noele. Tak miała na imię. Nie wiedziała co zrobiłem, ale samo patrzenie w jej oczy, sprawiało, iż o tym zapomniałem, czułem się lepszym człowiekiem. Fakt, nie był to jeszcze choćby związek, ale nie czułem się tak nigdy. Wyszliśmy na spacer.
- Wiesz, Cas, powiedziałam Ci już tak wiele o mnie, a wciąż nic nie wiem o Tobie.
- Nie musisz. Jestem po prostu nudny - skrzywiłem się na to, co rzekła. Gdyby wiedziała, po prostu by uciekła, a sam już prawdopodobnie nigdy nie dopuściłbym kogokolwiek do siebie.
~○~
Zamrugałem kilka razy. Świat przede mną był niesamowicie zamazany i jasny. Skrzywiłem się i poczułem silny ból w klatce piersiowej. Znów miałem połamane żebra. Cudownie. Rozejrzałem się i zacząłem widzieć pojedynczo. Nikogo nie było w sali. Drżącą ręką odnalazłem przycisk wzywający pielęgniarkę. Szybko się pojawiła. Nie rozumiałem co mówiła, czułem się otępiały, chyba coś mi podali przeciwbólowego, może coś silnego.
- Mama...- wyszeptałem jedynie. Chciałem zobaczyć ją, brata też, ale przede wszystkim ją, pewnie bardzo się martwiła. Poczułem się nieco słaby i przymknąłem oczy. Rodzicielka pojawiła się szybciej niż się spodziewałem.
- Gabbie - odetchnęła od razu i ucałowała moje czoło. - Jak dobrze, że wróciłeś do nas. Cas jest teraz w szkole, ja dopiero za kilka godzin idę do pracy...
- Cieszę się, że jesteś - powiedziałem i słabo się uśmiecham. - Cas ma dziewczynę...
- Skąd wiesz? - trochę się zdziwiła.
- Był u mnie. Ja... Słyszałem go - zmarszczyłem brwi. - Dziwne - skomentowałem.
- Słyszałam, że to się zdarza. Jak się czujesz, słoneczko?
- Dobrze, choć... choć trochę otępiały - przyznałem. Zastanawiałem się, czy odwiedził mnie Sam... I dlaczego Dean mnie uratował? A może mi się przyśniło? Czy jednak Castiel mi to wszystko opowiedział?
Przez najbliższe godziny mama nie opuszczała mnie na krok. Dopiero gdy wyszła, poprosiłem o pozbycie się cewnika. Nie znosiłem uczucia pieczenia po jego likwidacji. Zostałem w szpitalu na obserwację jeszcze jeden dzień, a po powrocie do domu, z ulgą mogłem przytulić młodsza siostrę. Całe szczęście nie miałem żadnych urazów wewnętrznych. Tylko te głupie żebra.
- Hope, daj mu spokój, on musi odpoczywać - rzucił Cas, odsuwając ode mnie dziewczynkę. Wziął ją nawet na ręce, trochę się pesząc. Mama poszła na nocną zmianę do pracy. - Ja się nią zajmę - zapewnił, a ja nie mogłem wyjść z podziwu.
- Dobrze...- powiedziałem i westchnąłem z szerokim uśmiechem. Położyłem się na materacu i odetchnąłem tuż po tym. Byłem tylko ciekawy co działo się z Markiem. Dostał za to jakąś karę? Może go w końcu wyrzucili ze szkoły? Usłyszałem pukanie do swojego pokoju jakieś dwadzieścia minut później. Wszedł Cassie.
- Hope śpi z uchylonymi ustami, zupełnie jak Ty - powiedział. Uśmiechnąłem się, długo czekałem, aż zobaczę TO na jego twarzy. Zaczynał ją akceptować. Zastanawiałem się, czy... Czy to zaczęło się, gdy trafiłem do szpitala. Miałem nadzieję, że w końcu będzie traktował ją jak swoją siostrę.
- Nie wiedziałem, że śpię z otwartymi ustami - przyznałem. Położył się obok mnie na łóżku.
- Czasem nawet cicho chrapiesz, chyba przez to, że kiedyś miałeś złamany nos - zaśmiał się. - Wiesz... muszę Ci coś powiedzieć.
- Wiesz, że słyszałem co do mnie mówiłeś? - przerwałem mu.
- Żartujesz - spojrzał na mnie dużymi oczami.
- Nie - zmarszczyłem nos - Dobra. Co chcesz powiedzieć? O tej dziewczynie? - pokręcił głową.
- Zanim do tego przejdę, obiecaj mi, że za każdym razem, gdy będziesz chciał znów się skrzywdzić, to przyjdziesz do mnie - patrzył mi głęboko w oczy. Słabo pokiwałem głową i westchnąłem, obawiałem się, że nie łatwo będzie mi dotrzymać tej obietnicy...
- Dobrze Castiel. Powiedz, o co chodziło?
- Sam. Odwiedził Cię.
- Tak... O tym również mówiłeś mi. Nie mogę się doczekać, aż go zobaczę i... - urwałem, nie chciałem mu opowiadać o tym, co bym zrobił, gdybym go teraz miał przed sobą. Właściwie, sam nie wiedziałem, ale na pewno z całej siły bym go przytulił, ponieważ... Sammy ładnie pachniał -Dean naprawdę mnie uratował? - zapytałem niepewnie, próbując wybić sobie z głowy młodszego Winchestera.
- Tak. Chodzą plotki po szkole, że nawet przylał mu - westchnął.
- Będę musiał mu podziękować - niechętnie przyznałem.
- Oj tak, będziesz musiał.
__________________________________________________________
MAMY 10 ROZDZIAŁ MOI DRODZY!
sama się dziwię, że jeszcze to piszę oraz że komuś się to rzeczywiście podoba. Proszę Was o komentarze z opinią i o POZOSTAWIENIE gwiazdki, jeśli już się przeczytało - chyba, że się nie podoba, wtedy daj znać w komentarzu co, chciałabym wiedzieć co robię dobrze a co źle:) Do kolejnego, kochani
krushnicbae
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro