Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[37,0] - Obietnice

Guys, to już oficjalne, zostały nam 3 rozdziały do końca, włącznie z tym (bo nie umiem się streścić no i tak jakoś wyszło)! 



- Ja pierdolę.

Jeon kopnął z całej siły w komin, o który wcześniej się opierał, próbując w ten sposób dać upust swojej wściekłości. Skrzywił się kilka sekund później, kiedy ból wdarł się do jego świadomości, na chwilę przeganiając narastającą furię. Nie dziwiłem mu się, bo sam czułem podobną frustrację, tyle że nie próbowałem przy okazji zdemolować budynku, na którym staliśmy.

- Idziemy go zajebać, Jimin. Nie widzę, kurwa, innej opcji - wywarczał, nawet na mnie nie patrząc.

- A gdzie masz zamiar iść? - spytałem.

Jungkook już otwierał usta, żeby mi odpowiedzieć, jednak głos uwiązł mu w gardle, gdy uświadomił sobie, że nawet nie wiedzieliśmy, gdzie konkretnie powinniśmy się udać. Moje słowa widocznie były jak kubeł zimnej wody, który trochę ostudził złość Jeona i pozwolił mu włączyć myślenie.

- Niech go trafi jasny szlag - burknął, zaraz sięgając dłonią do swojego komunikatora. - Yoongi-hyung? Seokjin-hyung? Jest tam kto?

- Ggukie? - głos lekarza pojawił się na kanale niemal od razu. Mężczyzna oddychał ciężko, jakby właśnie był w trakcie uciekania przed stadem wirali i wcale nie miał czasu odbierać połączenia. - Coś... hn-ah, coś się stało?

- Wiesz może... hyung, wszystko w porządku? - dopytał Jeon, kiedy ciężki oddech Kima przybrał na sile.

- Tak, tak, po prostu... przed chwilą wchodziłem po schodach, to już nie te lata, ha... czasem dostaję zadyszki - odparł prędko Kim.

- W Wieży nie ma aż tak wielu schodów, hyung, masz tylko trzydziestkę na karku. Na pewno nic się nie dzieje? Gdzie jesteś? - pytał dalej Jungkook.

- Ggukie, chciałeś o...o coś zapytać, pra-prawda? - Jin zignorował poprzednią wypowiedź Jeona, z czego ten nie był zadowolony, ale widocznie postanowił nie drążyć tematu. W końcu nie mieliśmy zbyt dużo czasu.

- Wiesz może co Rais mógł mieć na myśli, mówiąc o własnej wieży? Chodzi o jego garnizon? - zapytał w końcu bokser, kiedy lekarz uraczył nas zduszonym jękiem, którego na pewno nie powinniśmy byli usłyszeć. Poczułem gorąco w policzkach, bo dźwięk, który wydał z siebie Jin, był dla mnie aż za bardzo jednoznaczny. - Seokjin-hyung?

- Nie jestem pewien, Ggukie - sapnął Kim. - Mo-może?

- Pewnie chodziło mu o plac budowy, który ostatnio okupowali jego ludzie - w słuchawce nagle pojawił się nowy głos, należący do Yoongiego, przez co nieznacznie się wzdrygnąłem. Nie spodziewałem się, że mężczyzna włączy się do rozmowy.

- Yoongi-hyung, słyszałeś, o czym rozmawiamy? Czemu nie odezwałeś się wcześniej? - fuknął nieco obrażony Jungkook.

- Nie mogłem odebrać od razu, ale wszystko słyszałem. Byłem trochę zajęty - wyjaśnił Min, a chociaż ja domyślałem się czym (albo bardziej kim) tak zajęty był Yoongi, Jeon nie był nawet blisko połączenia odpowiednich kropek, w tym powoli normującego się oddechu Seokjina. Może to i lepiej dla niego. - Jimin i Tae będzie wiedzieli, gdzie to jest. Tam ponoć znajduje się arena, na której wylądowali wcześniej.

- Hyung - zaczął Jungkook, ale nie był w stanie dokończyć. Wiedziałem, co chciał powiedzieć, dlatego postanowiłem go odciążyć, samemu się odzywając.

- Taehyunga... Nie ma już z nami - powiedziałem, starając się dobrać słowa dość delikatnie, ale żeby przy tym nie musieć się powtarzać.

Po drugiej stronie na dłuższą chwilę zapadła cisza. Podszedłem bliżej Jungkooka, widząc jego nietęgą minę i złapałem go za rękę. Uśmiechnąłem się do niego smutno, co chłopak zaraz odwzajemnił, ściskając wdzięcznie moją dłoń.

- Wybaczcie, Namjoon nam nie powiedział, a nie chcieliśmy zawracać wam głowy. Wiemy tylko, że udało wam się powstrzymać bombardowanie - odparł już zupełnie normalnym głosem Seokjin. - Poza tym, czemu szukacie Raisa? Chyba powinniście go raczej unikać, nie mam racji?

- To długa historia. Badania doktora Zere'a wpadły w jego ręce, a on chce uciec razem z nimi z Harranu. Musimy go powstrzymać - odparłem.

- W takim razie musicie wrócić do slumsów. Jeśli wybierzecie odpowiednie przejście kanałami, to wyjdziecie niedaleko tego nowego garnizonu Raisa. Wybrał to miejsce nie bez powodu, ciągle stoją tam dźwigi, dzięki czemu może rozbudowywać bloki. Wydaje mi się, że zgarnął tam niemal wszystkich swoich ludzi, bo coraz rzadziej widujemy patrole. Uważajcie na siebie - powiedział Yoongi, na co z Jungkookiem zgodnie skinęliśmy głowami, mimo że mężczyzna nie mógł tego widzieć.

- Może wyślemy wam kogoś do pomocy? Nawet sami możemy przyjść, będziemy mieć większe szanse - zaoferował Seokjin.

- Nie, nie będziemy nikogo narażać, hyung - odparł niemal od razu Jeon. - Wy też na siebie uważajcie, dobrze?

- Nie musisz się o nas martwić, Kook. Po prostu wróćcie do nas w jednym kawałku. To rozkaz - dodał żartobliwie Yoongi.

Kiedy tylko zakończyliśmy połączenie, obaj z Jungkookiem westchnęliśmy ciężko. Spojrzałem na chłopaka, który mocniej ścisnął moją dłoń, jakby chciał zwrócić na siebie moją uwagę.

- Musimy się pospieszyć - powiedział, na co wywróciłem oczami.

- Chodźmy, im szybciej zanurkujemy w ściekach, tym szybciej się wynurzymy - odburknąłem z przekąsem, rozśmieszając boksera.

- Jimin?

- Hm? - zerknąłem na niego, ale brunet skrzywił się tylko, jakby był z czegoś niezadowolony.

- Nie, nic - mruknął, zaraz zaczynając iść przed siebie. - Masz rację, chodźmy.

***

Powrót do slumsów nie należał do najprzyjemniejszych - dopiero teraz uderzyło mnie to, jak brzydka i zapuszczona była ta część Harranu, w porównaniu do sektora 0. Na szczęście obyło się bez konfrontacji z ludźmi Raisa, czy kimkolwiek innym, bo przez całą drogę w kanałach nie spotkaliśmy ani żywej (czy prawie martwej) duszy. Obraliśmy trasę na północy Starego Miasta, którą zasugerował nam Yoongi. Kilka razy byliśmy jednak zmuszeni zanurkować, więc, kiedy faktycznie udało nam się wyjść pod wiaduktem tuż obok nowej bazy Raisa, znowu byliśmy cali mokrzy i zwyczajnie śmierdzieliśmy na kilometr. W jakiś sposób działało to jednak na naszą korzyść, bo zarażeni na powierzchni nie reagowali aż tak bardzo na naszą obecność, zapewne mając nas za równych sobie.

Jungkook, nawet jeśli wciąż był wściekły, czego akurat byłem pewien, to wyglądał na nieco ostudzonego przez kąpiel w ściekach. Mimo to nie odezwał się do mnie przez całą drogę, co trochę mnie niepokoiło, bo tak naprawdę nie mieliśmy żadnego planu działania, a na pewno jakiś by nam się przydał.

Kiedy tylko wyszliśmy spod wiaduktu, uderzyło w nas nagrzane słońcem powietrze. Wiał lekki wiatr, ale wcale nie sprawiał, że było chłodniej, co w tamtym momencie absolutnie mi nie przeszkadzało - im szybciej mogłem wyschnąć, tym bardziej zadowolony byłem.

Jak się okazało, byliśmy na autostradzie przebiegającej przez Harran, a gdy spojrzałem w prawo, od razu zobaczyłem znajomy plac budowy z kilkoma niedokończonymi blokami i dwoma ogromnymi dźwigami. Budynki wyglądały jednak na wyższe, niż je zapamiętałem, a to mogło świadczyć tylko o tym, że Rais faktycznie zdążył rozbudować trochę swoją bazę, kiedy my przez kilka dni błąkaliśmy się po Starym Mieście.

Jak wielu ludzi musiał mieć zatem na swoje rozkazy, skoro budowa musiała toczyć się tutaj bez przerwy, a przecież w międzyczasie w muzeum stoczyliśmy z Jeonem walkę z niemałą armią? Czy naprawdę byli tak zaślepieni albo tak zepsuci, żeby służyć psychopacie i pozwalać mu wciąż i wciąż zwiększać swoją potęgę? Co takiego musiał im obiecać, żeby się od niego nie odwrócili, kiedy on próbował zwyczajnie uciec z Harranu? Czy w ogóle o tym wiedzieli?

- Jimin? - Jungkook wyrwał mnie z zamyślenia, łapiąc mnie za ramię. Spojrzałem na niego nieco zbity z tropu. - Pytałem, czy to tam.

Chłopak wskazał palcem plac budowy, w który się wpatrywałem, więc skinąłem głową. Bokser rozejrzał się chyba tylko po to, żeby zaraz się skrzywić, bo wokół nie było ani jednych schodów awaryjnych, którymi moglibyśmy zejść z autostrady i dostać się do garnizonu, od którego dzieliła nas kilkumetrowa przepaść.

- Możemy wspiąć się na skały ponad wiaduktem i przejść tamtędy na płaską część wzniesienia - zaproponował Jeon, wskazując na skalne półki tuż nad nami. Obok tunelu było sporo miejsca, po którym dałoby się wejść na górę, mimo że kamienie wyglądały na raczej śliskie.

- Zwariowałeś? Jak spadniemy, to zostanie z nas tylko mokra plama na betonie - powiedziałem, niezbyt przekonany do wspinaczki.

- Daj spokój, księżniczko, to tylko kilka metrów. To pikuś przy antenach przekaźnikowych.

Westchnąłem ciężko, wiedząc, że prawdopodobnie i tak nie mieliśmy innego wyjścia. Droga, którą zaproponował Jungkook, była bez wątpienia najszybsza, a to właśnie na czasie zależało nam najbardziej - w końcu nie mogliśmy pozwolić na to, żeby Rais uciekł z Harranu, szczególnie gdy miał przy sobie wyniki badań doktora Zere'a.

- Dobra, tylko mnie podsadź - mruknąłem ostatecznie, na co chłopak uśmiechnął się szeroko, od razu stając przede mną i oferując koszyczek z dłoni.

Nagrzane skały nie stanowiły mojej wymarzonej ścianki wspinaczkowej, ale przynajmniej okazały się mniej śliskie, niż przypuszczałem. Po kilku minutach miałem wrażenie, że na moich palcach zaczęły się tworzyć pęcherze, ale mimo bólu nie mogłem się puścić - spadłbym wtedy na dół, prawdopodobnie ciągnąć Jeona za sobą, bo ten, jak ostatni idiota, zaczął się wspinać tuż za mną, zamiast obok.

Odetchnąłem z ulgą, gdy w końcu stanąłem na samej górze, gdzie rosło kilka małych drzew, a na piachu pomiędzy skałami dało się zauważyć osobliwe porosty. Wiatr przybrał na sile, podrywając moje przydługie, mokrawe włosy z czoła, a ja zmrużyłem oczy, by nie dostał się do nich niesiony przez podmuchy pył. Jungkook wdrapał się na skały chwilę później i, nie tracąc czasu na zbędne gadanie, ruszył od razu w stronę placu budowy.

Znowu poczułem dziwny dreszcz niepokoju, przebiegający po wystawionym na słońce karku. Już z daleka budynki zdawały się kompletnie opuszczone - żaden z żurawi nie poruszał się, nigdzie nie było widać strażników, a dookoła było stanowczo za cicho. Szliśmy więc dość żwawo, ale wciąż po cichu, żeby przypadkiem nie przyciągnąć czyjejś uwagi. Jednak nawet gdy byliśmy już przy samym płocie otoczonym u góry drutem kolczastym, nie zauważyliśmy absolutnie nikogo.

Chwilę później okazało się, że płot również nie stanowił dla nas wyzwania, bo kilka metrów dalej znajdowała się otwarta na oścież brama, tylko od zewnątrz zabezpieczona kilkoma ostrymi zaporami, na których ranili się najbardziej bezmyślni z zarażonych. Pokonaliśmy blokady bez problemu, wchodząc na teren placu, na którym było równie cicho i podejrzanie, co wokół. Jungkook bez słowa ruszył w stronę najwyższego z budynków, bo, jak podejrzewaliśmy, to właśnie on był wieżą Raisa.

Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, kiedy wyszliśmy zza rogu i w końcu mogliśmy podziwiać wieżowiec w pełnej okazałości, były awaryjne drzwi wejściowe, które pozostawiono lekko uchylone, jakby w zapraszającym geście. Zerknąłem na Jeona, chcąc powiedzieć mu, że prawdopodobnie była to jakaś pułapka, bo, nie oszukujmy się, nie mogło nam iść tak łatwo. Nie zdążyłem się jednak odezwać, bo właśnie w tym momencie Jungkook wszedł mi w słowo.

- To teraz już tylko na samą górę - powiedział uśmiechnięty, na co przewróciłem oczami.

- Kook, coś jest w cholerę nie tak - mruknąłem, łapiąc go za nadgarstek. Chłopak jednak wyślizgnął się z mojego uścisku tak, żeby złapać dłonią za moją rękę i ponownie się uśmiechnął.

- Nie pękaj, księżniczko. Załatwię to szybko - obiecał, już mając mi uciec w głąb budynku, ale na szczęście zdążyłem go zatrzymać.

- "Załatwisz"? Chyba "załatwimy" - fuknąłem urażony, kładąc nacisk na ostatnią sylabę.

- Mówiłem, że nie będziemy nikogo narażać. Dlatego ja pójdę, a ty tutaj zaczekasz - wyjaśnił spokojnie, tak jakby wcale nie widział mojego rosnącego zdenerwowania.

- Wybacz, ale tak łatwo się mnie nie pozbędziesz - burknąłem, co spotkało się z bezsilnym westchnieniem ze strony boksera.

- Jimin...

- Nie, Jeon. Siedzimy w tym gównie razem, więc idziemy na górę też razem. Odzyskać wyniki badań i pomścić Taehyunga. I jestem pewien, że jeśli przyjdzie mi poderżnąć gardło Raisowi, to będzie to pierwsze morderstwo, którego dokonam z przyjemnością - powiedziałem stanowczo, ostatnim zapewnieniem rozbawiając bruneta.

- Nigdy nie przypuszczałem, że będziesz taki żądny krwi - zaśmiał się krótko, jednak zaraz spoważniał. - Ale obiecaj mi, że nie dasz się zabić, okej?

- Tylko jeśli ty obiecasz mi to samo.

Bokser bez słowa wyciągnął w moją stronę wolną dłoń, wystawiając mały palec. Uśmiechnąłem się, zaraz oplatając jego paliczek własnym, o wiele mniejszym i ściskając lekko.

Miałem naprawdę ogromną nadzieję, że obaj dotrzymamy złożonej sobie obietnicy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro