Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[36,0] - Doktor Camden

Północna część sektora 0 była jeszcze bardziej malownicza niż jego reszta. Urokliwe gzymsy i piękny mur oddzielający kamienne miasto od rzeki nadawały temu miejscu niebywałego klimatu. Pełno tu było ryneczków, fontann i pomników, którymi najpewniej zachwycałbym się w nieskończoność, gdyby nie to, że byliśmy w środku strefy kwarantanny. 

Z dachów, po których się przemieszczaliśmy, by nie użerać się z zarażonymi na dole, doskonale było widać wieżowce i inne części Harranu oraz, przygotowany specjalnie pod mistrzostwa lekkoatletyczne, harrański stadion. To właśnie było miejsce, w którym ponoć wszystko się zaczęło. 

Nie pamiętałem już dokładnie kiedy usłyszałem o początkach epidemii, ale wiedziałem, że wirus dał o sobie znać po raz pierwszy właśnie wśród kibiców zgromadzonych pod stadionem. Niektórzy zaczęli przejawiać niekontrolowaną agresję, atakować innych, a ostatecznie gryźć i zabijać. Wybuchła panika, wielu zapewne straciło życie stratowanych przez tłum. Przed chorobą jednak nie było ucieczki, bo każdy, kto został ugryziony, prędzej czy później zmieniał się w zombie. Zanim wynaleziono środek o składzie spowalniającym postęp zarazy, w Harranie było więcej zarażonych niż zdrowych. Wojskowi, medycy i naukowcy również padli ofiarą wirusa - albo byli martwi, albo zawieszeni pomiędzy życiem a śmiercią, tudzież odcięci od świata i skazani na pozostanie w Harranie. Podobnie jak doktor Camden. 

Klinika, w której stacjonował mieściła się przy samej rzece. Było ją widać już z daleka, jednak wcale nie wyglądała z zewnątrz na obstawioną ludźmi Raisa, jak jeszcze niedawno utrzymywał lekarz. Ogromny napis "Forever" i logo GRE tuż nad wejściem do budynku przypomniały mi, dla kogo mógł pracować wcześniej doktor Camden. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie, aż wzdrygnąłem się, mimo że było tak samo gorąco, jak zwykle. Jungkook musiał to zauważyć, bo nieznacznie przybliżył się do mnie, niby przypadkiem odnajdując ręką moją talię. 

- Gdzie ci strażnicy, którzy otoczyli laboratorium? - wypowiedziałem swoje obawy na głos. 

- Mogli dać sobie spokój albo wejść do środka - mruknął Jeon, delikatnie przyciągając mnie do swojego boku. Zaraz wskazał wolną ręką na główne drzwi od budynku. - Roleta antywłamaniowa jest spuszczona na tyle, żeby dało się przejść, ale żeby większość zarażonych tego nie zauważyła i nie wlazła do holu. Mogą tam czatować, a przynajmniej któryś patrol. Od wczoraj ponoć ludzie Raisa zaczęli wynosić się z sektora 0.

Westchnąłem ciężko, przyznając tym samym rację bokserowi. To faktycznie był dość prawdopodobny scenariusz. 

- Masz jakieś złe przeczucia? - dopytał Jeon, widząc, że jego słowa wcale mnie nie uspokoiły. 

- Chyba zaczynam mieć paranoję - odparłem tylko, na co chłopak parsknął śmiechem. 

- Pakujemy się do budynku pełnego zombie, obstawionego przez ludzi Raisa. Co może pójść nie tak? - sarknął. 

- Pełnego zombie? - wyłapałem, a Jeon tylko skinął głową. - Skąd wiesz? 

- Namjoon mi mówił, że doktor Camden odciął się od reszty budynku, kiedy pracownicy zaczęli się zmieniać. Ktoś nie upilnował drzwi, więc zarażeni z zewnątrz skorzystali z okazji. Dopiero ludzie Raisa trochę wyplenili to cholerstwo z parteru, ale nie wchodzili głębiej. 

- Wspaniale. 

- Wiem. Dlatego trzymaj się blisko i rób użytek z maczety. Doktor obiecał, że postara się zdalnie ułatwić nam dotarcie do niego, bo ma dostęp do jakiejś sterowni czy czegoś, ale jego możliwości są ograniczone - wytłumaczył, a ja tylko przytaknąłem, przygotowując się mentalnie na kolejny maraton walki z zarażonymi i z żołnierzami tego cholernego psychopaty. 

Zeszliśmy ostrożnie na plac przed kliniką, starając się nie zwracać na siebie uwagi zarażonych. Wokół było stosunkowo cicho, co tylko bardziej mnie niepokoiło. Dopiero gdy podeszliśmy bliżej głównego wejścia, usłyszeliśmy kroki przechadzających się w środku strażników. Odgłosy były równe, a do tego towarzyszyły im krótkie wymiany zdań, więc nie mogły być to zombie. 

Spojrzeliśmy po sobie porozumiewawczo, a chwilę później Jeon uśmiechnął się cwaniacko, wsuwając się do środka pod roletą. Znalazłem się tam zaraz po nim, napotykając bezgranicznie zdziwione spojrzenia dwóch ludzi w czarno-pomarańczowych strojach. Jungkook nie czekał, aż zorientują się w sytuacji, tylko sprawnie powalił obu, by potem poderżnąć im po kolei gardła. 

Ja w tym czasie postanowiłem upewnić się, że nie było ich więcej, więc zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu spowitym w półmroku. Recepcja wyglądała jak każda inna, pomijając zasłonięte okna i zwiędłą, doniczkową roślinę przy wejściu. Pod ścianą stało kilka krzesełek, a przy wysokiej ladzie w cieniu dało się zauważyć dwoje drzwi - jedne do toalety, a drugie zapewne na zaplecze. Dalej była tylko winda, przy której paliły się dwie lampy. 

- Pan Jeon i pan Park? Widzę panów na monitoringu - doktor Camden odezwał się do nas przez komunikator, a ja miałem wrażenie, że był bardzo uradowany naszym przyjściem. - Namjoon mówił mi wczoraj, że powinienem się panów spodziewać. 

- Tak, to my - odparł Jungkook, prostując się i rozglądając wokół. Kiedy zauważył kamerę, pomachał do niej, uśmiechając się kącikiem ust.

- Proszę zjechać windą na najniższe piętro. Jesteśmy na rezerwie zasilania, ale to nie powinno akurat stanowić problemu w tym przypadku - powiedział naukowiec, zaraz kontynuując, gdy tylko weszliśmy do kabiny. - Potrzebowałem trochę energii do mojego ostatniego eksperymentu, generatory przegrzały się i wyłączyły. Dlatego cieszę się, że w końcu do mnie panowie dotarli, bo jestem niejako uwięziony w laboratorium. 

- Uwięziony? Coś się stało? - spytałem, zanim zdążyłem ugryźć się w język.

- Żeby wejść lub wyjść z tej części budynku, w której jestem, trzeba przejść procedurę odkażania, a do tego potrzeba pełnego zasilania - wyjaśnił doktor Camden, kiedy winda ruszyła, zabierając nas w dół. - Generatory są niestety w innym sektorze, dlatego będą się musieli panowie do nich dostać, zanim przyjdą panowie do mnie. W tamtej części kliniki może być sporo zarażonych, bo nie miałem wcześniej powodu, by się ich pozbywać. Jednakże, o ile pamięć mnie nie myli, można się tam dostać kanałami wentylacyjnymi. 

Pokiwałem głową, chociaż mężczyzna, z którym rozmawialiśmy, i tak nie mógł tego zobaczyć. Dojechaliśmy na odpowiednie piętro akurat, gdy doktor zaczął udzielać nam kolejnych wskazówek.

- Muszą panowie otworzyć i oczyścić sobie drogę do biur. Stamtąd wentylacja prowadzi prosto do generatorów, nad głównym korytarzem. Na planie budynku wygląda to dość intuicyjnie, wierzę, że sobie panowie poradzą. 

- Będziemy w stałym kontakcie w razie potrzeby, doktorze - zapewnił Jeon.

Drzwi windy otworzyły się na oścież, ukazując nam kompletnie zmasakrowany korytarz. Uszkodzony zraszacz przeciwpożarowy zdążył praktycznie zalać podłogę w tej części holu. Bramki do odbijania kart identyfikacyjnych nie działały, podobnie jak większość świateł, a trupy w białych fartuchach leżały pod przeszkloną ścianą w równym rzędzie. Po jej drugiej stronie znajdowało się coś na wzór stróżówki czy też biura ochrony, gdzie najpewniej był panel sterowania. 

Jungkook wybił szybę nad drzwiami, wkładając przez nią rękę do środka, by sięgnąć klucza w zamku. Kiedy udało mu się go przekręcić, weszliśmy do stróżówki, powitani przez martwego ochroniarza, siedzącego z rozdziawioną buzią na fotelu przy ekranach monitoringu. Czekałem na moment, w którym okaże się być tylko zarażonym pogrążonym w letargu i w końcu rzuci się na nas, ale on pozostał w bezruchu, nie przejmując się ani naszą obecnością ani tym, że Jeon zaczął majstrować przełącznikami. 

- Ten chyba otwiera drzwi do głównego korytarza na tym piętrze - mruknął bardziej sam do siebie, przesuwając palcami po kolorowych guzikach. - A ten powinien otwierać przejście do biur, ale jest wyłamany. 

Jeon spojrzał na mnie porozumiewawczo, a ja tylko parsknąłem pod nosem. Zaraz jednak odchylił się i postanowił skontaktować z naukowcem. 

- Doktorze Camden? - zagaił, a kiedy lekarz niezwłocznie odezwał się po drugiej stronie, od razu kontynuował. - Czy do samych biur też da się dostać jakoś inaczej niż głównym przejściem? Nie uda nam się go otworzyć. 

- Hm... Na planach budynku wygląda to tak, jakby również dało się tam dotrzeć kanałem wentylacyjnym. Ten, który wychodzi z szatni pracowniczej, biegnie nad korytarzem i biurami, jednak nie łączy się z tym idącym do generatorów. 

- Okej, tyle nam wystarczy - odparł Jungkook, ostatecznie otwierając przejście do głównego korytarza. Głośne szuranie drzwi tylko upewniło nas, że faktycznie mieliśmy teraz wolną drogę do szukania dalszych przejść. 

Kilku zarażonych zaatakowało nas, kiedy tylko wyszliśmy z biura ochrony. Gryzoni nie było jednak dużo, unieszkodliwiliśmy je bez problemu, by zaraz wejść w korytarz prowadzący do toalet i szatni. Szafki w pierwszym z pomieszczeń były w większości pootwierane na oścież, jakby ewakuujący się pracownicy nie zdążyli ich pozamykać, zabierając tylko najważniejsze rzeczy. Szyb wentylacyjny od razu rzucił nam się w oczy. Jeon wszedł na ławkę, by zdjąć kratkę, a kiedy tylko udało mu się wykręcić zardzewiałe wkręty, zacmokał z irytacji. 

- Hm? - mruknąłem, zauważając jego zdegustowaną minę.

- Musisz iść sam, ja się nie przecisnę - wyjaśnił. Rzucił kratkę na ziemię, czego zaraz pożałował, bo ta upadła z takim hukiem, że zadźwięczało nam w uszach. - Mogę cię za to podsadzić.

- Nie jesteś dużo większy ode mnie, nie przesadzaj - zaprotestowałem. Nie, żebym migał się od chodzenia szybami wentylacyjnymi, ale zdecydowanie wolałem to zrobić z kimś niż samemu. - Też mogę się nie zmieścić.

- Księżniczko, jedyne, co masz większe ode mnie, to tyłek, chociaż nie byłbym taki pewien - skwitował bez wahania. - Wskakuj tam, nie zaklinujesz się przecież, jesteś malutki.

- Nienawidzę cię - odburknąłem, na co chłopak roześmiał się cicho.

Mimo wszystko posłusznie dałem się podsadzić do szybu, który faktycznie był tak wąski, że ledwo się w nim mieściłem. Moje barki cały czas ocierały się o blaszane ściany, co w znacznym stopniu utrudniało mi czołganie się. Na samym początku Jungkook zdążył jeszcze życzyć mi powodzenia, najpewniej wpatrując się w moją pupę, znikającą w głębi szybu. Potem zostałem już sam, hałasując w wentylacji i najpewniej zdradzając wszystkim zarażonym wokół swoją pozycję, próbując nieudolnie przeć do przodu w wąskim tunelu. 

W wentylacji śmierdziało stęchlizną, ale nie było to nic, do czego nie zdążyłbym się już przyzwyczaić w Harranie. Nie wiedziałem, jak długo ślizgałem się w ciemności, brnąc cały czas przed siebie, by dotrzeć do biur. Minąłem kilka odnóg szybu, zanim zauważyłem majaczące przede mną światło, wpadające do wentylacji przez jedną z kratek zamontowanych od dołu. Kiedy się do niej doczołgałem, okazało się, że trafiłem idealnie, bo pode mną widniało kilkanascie równo ustawionych biurek z pełnym wyposażeniem i kupami papierów. 

Uderzyłem kratkę kilka razy, a gdy ta wpadła na ziemię, uświadomiłem sobie, że nie do końca przemyślałem tę decyzję, bo od razu straciłem "grunt" pod rękoma, wypadając przodem ciała z szybu. W ostatniej chwili udało mi się przekręcić tak, żeby nie wylądować głową na podłodze, ale przy tym dość mocno uderzyłem się w bark. Przekląłem głośno, szybko rozglądając się dookoła. Na szczęście w biurze nie było nikogo poza mną.

- Jestem w biurach - sapnąłem, łącząc się z doktorem Camdenem.

- Wyśmienicie, panie Park. Widzę pana na kamerach, nic panu nie jest? - spytał naukowiec, a ja nie byłem pewien, czy pytał z czystej ciekawości, czy widział, jak wypadałem z szybu, prawie łamiąc sobie kark.

- Wszystko w porządku - odparłem, czując gorące wypieki na policzkach. - Którędy teraz? 

- Musi pan przejść do pomieszczenia biurowego na samym końcu korytarza. Po prawej stronie od drzwi znajdzie pan kolejny szyb. Nim dotrze pan nad kotłownię, a później do generatorów. Proszę jednak uważać, po drodze są magazyny, a tam, z tego co widzę, rozlały się żrące substancje z beczek, które były tam składowane. Zalecam, by zasłonił pan drogi oddechowe jakimś grubszym materiałem, na wypadek gdyby opary przedostały się i pozostały w kanale wentylacyjnym.  

- Dobrze, zaraz coś wykombinuję - mruknąłem, przy okazji kiwając głową. Kiedy doktor jeszcze mówił, zdążyłem dojść do wspomnianego przez niego ostatniego biura, przy okazji nie napotykając żadnego zarażonego na swojej drodze. 

Pomieszczenie wyglądało praktycznie tak samo, jak to, w którym wyszedłem z poprzedniego szybu. Kratka była nawet w podobnym miejscu, a zanim udało mi się ustawić krzesło na jednym ze stołów na tyle stabilnie, żebym mógł po nim wejść do wentylacji, doktor Camden powiedział mi jeszcze, żebym uważał na zarażonych, którzy mogli zmutować na skutek kąpieli w toksycznych płynach z beczek. 

Jeśli wyglądali tak, jak mutant z areny albo ten, którego spotkałem pod anteną przekaźnikową z Jeonem, to naprawdę wolałem uniknąć stawania z nimi twarzą w twarz.

Kanał zaprowadził mnie jednak prosto do celu - kiedy tylko przechodziłem nad kolejną kratką, od początku mając twarz przewiązaną kawałkiem mojej koszulki, którą postanowiłem oberwać, zauważyłem pode mną kilka dużych maszyn, które nie mogły być niczym innym jak generatorami. Po drodze faktycznie minąłem korytarz pełen zarażonych, ale na szczęście byłem kilka metrów ponad nimi, więc nie mieli możliwości, by mnie dosięgnąć. 

Nauczony nieprzyjemnym doświadczeniem z wychodzenia z poprzedniego szybu, tym razem wykopałem kratkę nogą, a dopiero potem zeskoczyłem na jeden z generatorów, lądując na ugiętych nogach. Kiedy w końcu stanąłem na ziemi, uprzednio rozglądając się, czy przypadkiem nie miałem jakichś mutantów na karku, szybko zauważyłem dość czytelne panele sterowania na każdej z maszyn. Faktycznie wyłączyły się automatycznie, zapobiegając samozniszczeniu, które mogło spowodować przegrzanie, a przełączenie odpowiednich dźwigni zajęło mi tylko kilka chwil. 

- Jimin, jak ci idzie? - Jungkook odezwał się do mnie dokładnie w momencie, w którym próbowałem doskoczyć do szybu. - Odpaliłeś generatory, co nie?

- Tak, huh, skąd... wiesz? - wydusiłem z siebie, podskakując po raz kolejny do szybu i łapiąc się jego krawędzi, by spróbować wciągnąć się do środka.

- Oczyściłem drogę do miejsca, w którym trzeba przejść procedurę odkażania i stwierdziłem, że tu poczekam. Nagle wszystkie zgaszone kontrolki zaczęły migotać jak na choince, więc domyśliłem się, że pełne zasilanie wróciło - wyjaśnił, a ja wydałem z siebie głośne stęknięcie, kiedy w końcu udało mi się wślizgnąć z powrotem do wentylacji. - Wszystko okej? 

- Tak, po prostu próbuję do ciebie wrócić. Będę jak najszybciej się da - odparłem, a chłopak widocznie postanowił nie pytać o nic więcej, bo zaraz połączenie się urwało.

Teraz tylko się nie zgub, Jimin - pomyślałem, zaczynając mozolnie pokonywać drogę powrotną przez szyby. 

***

Kiedy wróciło pełne oświetlenie, klinika od razu przestała wyglądać aż tak upiornie, a korytarze, które musiałem pokonać, by z szatni pracowniczej dotrzeć do miejsca, w którym czekał Jungkook, okazały się być doskonale oznakowane ledowymi drogowskazami. 

Kiedy tylko wszedłem do małego pomieszczenia, z obu stron zamykanego na śluzy, Jeon stojący w rogu uśmiechnął się szeroko i podszedł do mnie. 

Spodziewałem się absolutnie wszystkiego, ale nie tego, że bokser przyciągnie mnie do siebie, żeby przytulić mnie i spróbować pocałować na powitanie. Nasze usta spotkały się tylko na chwilę, bo byłem zbyt zszokowany, żeby odepchnąć go od razu. 

- Zwariowałeś? Doktor Camden pewnie cały czas patrzy na nas przez kamery - warknąłem konspiracyjnym tonem, mimo że w pobliżu nie było absolutnie nikogo, kto mógłby nas usłyszeć.

- Chciałem dać ci nagrodę za to, jak świetnie się spisałeś, ale jak nie chcesz, to nie - fuknął, wzruszając ramionami, jednak zaraz uśmiechnął się zadziornie. - Wstydliwa księżniczko.

Wywróciłem oczami, postanawiając zignorować dziwne zachowanie i docinki chłopaka. Zamknąłem za nami śluzę, gdy on podszedł do panelu, by uruchomić procedurę. Kilka sekund później bez ostrzeżenia zostaliśmy uderzeni nieprzyjemnie pachnącym dymem, który prawdopodobnie nie powinien mieć kontaktu z nagą skórą, a tym bardziej oczami, ale jedyne, co mogliśmy w tamtym momencie zrobić, to zamknąć powieki i ewentualnie osłonić twarz rękoma. Zapach dymu nie był jednak aż tak duszący, a mgiełka, która osiadła na naszych ciałach nie powodowała szczypania, czy innych niepożądanych efektów ubocznych. Kiedy syczenie pomp tryskających dymem prosto w nas ustało, a resztki preparatu odkażającego ulotniły się, drzwi zarówno z jednej strony pomieszczenia, jak i z drugiej, otworzyły się, dając nam dostęp do części laboratorium, w której był doktor Camden.

Lekarz przywitał nas, gdy tylko weszliśmy do następnego pomieszczenia. Wyglądał na mężczyznę około pięćdziesiątki, młodszego od doktora Zere'a, ale też znacznie starszego od nas. Ciemny zarost kontrastował z jasną cerą i zielonymi oczami, ale poza tym Camden nie wydawał się podejrzany, a raczej ucieszony tym, że nas widział.

- Witam panów serdecznie - uśmiechnął się, zaraz odwracając się do nas plecami i zaczynając iść w głąb laboratorium. - Minęło sporo czasu odkąd miałem okazję porozmawiać z żywym człowiekiem twarzą w twarz, dlatego cieszą mnie te odwiedziny. Nie mamy jednak czasu na pogaduszki, póki nie przeprowadziliśmy testów fiolek, dlatego proszę za mną.

Posłusznie ruszyliśmy za naukowcem, który w międzyczasie odebrał próbki tkanek od Jeona. Przemierzał kolejne pomieszczenia laboratorium, jakby znał je jak własną kieszeń, choć zapewne właśnie tak było. Nie miałem pojęcia nawet, jak powinienem nazwać sprzęty i aparaturę, jakie mijaliśmy, bo nigdy wcześniej chyba nikt nie dał mi choćby potrzymać probówki na lekcji chemii. Niektóre urządzenia działały, pikały, inne wyglądały z kolei na nieużywane od dłuższego czasu. Z zaciekawieniem przypatrywałem się wyposażeniu laboratorium, kompletnie zapominając, dlaczego tak właściwie się w nim znajdowaliśmy. Gdyby nie to, że Jungkook złapał mnie za ramię, gdy dotarliśmy do odpowiedniego pomieszczenia, najpewniej szedłbym dalej, ostatecznie wpadając na doktora, który właśnie oglądał i opukiwał próbki tkanek. 

- Szkoda mi doktora Zere'a. Obaj byliśmy strasznie podekscytowani możliwością zbadania wirusa Harran w początkowej fazie epidemii, nie mówiąc już o tym, że dostawaliśmy za to niezłe pieniądze. Potem sprawy przybrały zupełnie inny obrót, niż się spodziewaliśmy. Żałuję, że się rozdzieliliśmy - zaczął naukowiec, nawet na nas nie patrząc. Ostrożnie, niemal z namaszczeniem wsunął probówki do urządzenia, które do złudzenia przypominało od wierzchu mikrofalówkę. - Próbki tkanek są w dobrym stanie. Może przy odrobinie szczęścia pańska wyprawa nie okaże się bezcelowa - wtrącił, w końcu spoglądając na nas. - Muszą mi również panowie wybaczyć te wspominki, ale nie umiem się powstrzymać, kiedy w końcu mogę porozmawiać z kimś twarzą w twarz. Ah, właśnie, mają panowie pakunek z wynikami? Zere mówił mi, że przygotował również to. 

- To... sprawa nieco się skomplikowała, panie doktorze - mruknął Jeon, nie za bardzo wiedząc, co powiedzieć. - Czy możemy to odłożyć na później? 

- Oczywiście. Cóż, tak czy siak próbki tkanek były ważniejsze. Tylko one dają nam szansę na ruszenie do przodu - naukowiec wzruszył ramionami, przenosząc spojrzenie na ścianę laboratorium. Na podłużnej tablicy i kolejnych listwach było mnóstwo wyników i innych takich rzeczy, których nie potrafiłbym zinterpretować w żaden sposób. - Czyli mam rozumieć, że już mnie panowie zostawiają? 

- Niestety, panie doktorze. Mamy do pogadania z kilkoma dupkami z GRE - fuknął z przekąsem Jungkook, krzyżując ręce na piersi. 

- GRE? Niech się panowie przy nich pilnują. To banda wynaturzonych kłamców łasych tylko i wyłącznie na zysk materialny. Rozumieją panowie, że to oni wyznaczyli Kadira Suleimana jako osobę, która miała nas ochraniać? Samego Raisa? To im się udało, nie ma co. Już wtedy było widać, że coś jest z nim nie tak, a po śmierci brata odbiło mu do reszty - naukowiec przeszedł się w tę i z powrotem wzdłuż stołu, przeżywając wypowiadane słowa. Poczułem dziwny ucisk w żołądku na myśl o tym, że musieliśmy jakoś wykiwać organizację, która miała nad nami miażdżącą przewagę, o czym każdy wiedział. 

- Będziemy uważać, doktorze. I dziękujemy - Jeon skinął głową, mając zamiar najwyraźniej pożegnać się z mężczyzną, więc zrobiłem to samo. Camden odwzajemnił gest, uśmiechając się przy tym lekko. 

-  Miło było panów poznać. Dam znać, kiedy przeprowadzę wszystkie niezbędne badania na próbkach. 

Wyszliśmy z laboratorium o wiele szybciej, niż do niego weszliśmy. Co prawda podróż windą na parter ponownie przyprawiła mnie o niewyjaśnione ciarki, ale przebiegła bezproblemowo. Jungkook bez słowa zaczął wspinać się na pierwszy lepszy budynek na ryneczku, kiedy tylko opuściliśmy klinikę. Nie zdążyłem nawet spytać, co zamierzał, bo gdy on stał już na dachu, ja wciąż próbowałem podciągnąć się na przedostatnie piętro kondygnacji. Słyszałem natomiast, jak połączył się z kimś, używając któregoś ze wspólnych kanałów, żebym również mógł uczestniczyć w rozmowie. 

- Namjoon, jesteś tam? Przekazaliśmy próbki doktorowi Camdenowi - powiedział bokser. 

- To świetnie. Wracacie do nas? - pogodny ton Kima sprawił, że, paradoksalnie, dziwny niepokój, który odczuwałem cały dzień, zamiast odpuścić, jeszcze bardziej się nasilił. 

- Najpierw... Pogadam z GRE. 

Otworzyłem szeroko oczy, z wrażenia prawie puszczając się krawędzi dachu, do której zdążyłem już dotrzeć. Spodziewałem się, że Jeon będzie chciał załatwić kolejną sprawę jak najszybciej, ale nie myślałem, że aż tak. 

- I co chcesz im powiedzieć, Jungkook? - dopytał Namjoon, najwyraźniej nie będąc bardziej zdziwionym ode mnie. 

- Wszystko - odparł tylko chłopak. - Do usłyszenia. 

Bokser nie dał Namjoonowi szansy na odpowiedź, kończąc połączenie od razu, gdy stanąłem prosto naprzeciwko niego. Patrzył mi w oczy, jakby szukał pokrzepienia albo jakiegoś zapewnienia, że dobrze postępował. Chciałem mu jakoś ulżyć, powiedzieć coś, ale sam nie wiedziałem, czy to, co zamierzał zrobić, było słuszne. Tym bardziej, że nie byłem pewien, co tak właściwie Jeon rozumiał poprzez powiedzenie GRE "wszystkiego". 

- I tak nie mamy innego wyjścia - odezwałem się w końcu. - Skontaktujmy się z nimi, a potem pomyślimy, co dalej. I tak są zależni od nas i naszych wyników, więc chyba mamy asa w rękawie, tak? 

Jungkook skinął głową, przez chwilę jeszcze po prostu wpatrując się we mnie. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie zamknął je i zmarszczył nos, jakby sam zezłościł się tym, że się rozmyślił. Już chciałem pociągnąć go za język, ale wtedy chłopak sięgnął do słuchawki, rozpoczynając połączenie na kanale, na którym ostatnio połączyło się z nim GRE. 

-  Tu Jeon Jungkook, odbiór - powiedział stanowczo. 

Przez jakiś czas po drugiej stronie panowała cisza, ale gdy Jeon już miał ponowić próbę połączenia, obaj usłyszeliśmy w swoich komunikatorach głos, którego na pewno nie chcieliśmy usłyszeć. 

-  No, no, Skorpion! Miło cię słyszeć. 

- Rais - syknął Jungkook, marszcząc gniewnie brwi. - Gdzie jesteś, skurwysynu? Zabiję cię za to, co zrobiłeś Taehyungowi! Zajebię cię, słyszysz?! 

Turek roześmiał się po drugiej stronie, przez co sam miałem ochotę zwyczajnie w coś przywalić. Jak uzyskał dostęp do połączenia się z nami? Szczególnie, że był to kanał do kontaktu z GRE. Czego znowu od nas chciał? Kolejnej potyczki, tym razem o wyniki badań? Czy zwykłej zemsty? 

-  Jestem tam, gdzie powinienem być, Skorpion - odezwał się ponownie Suleiman. - Na szczycie mojej własnej wieży. Co prawda nie jest jeszcze skończona, ale już stanowi monument chaosu, entropii... tego, że człowiek jest swoim własnym panem. Przyjdź do mnie, Skorpion. Spróbuj mnie zabić, skoro tak bardzo chcesz. W końcu toczymy wojnę, czyż nie? 

- Zapomnij - warknąłem, wcinając się w ich konwersację. - Nie będzie żadnego zabijania, żadnej wojny. Są tylko twoje popieprzone ideologie, przez które i tak zbyt wielu straciło już życie! Po prostu idź do diabła. 

- Ah, Park Jimin, uroczy, ale kompletnie bezużyteczny - zauważył mężczyzna. Zacisnąłem pięści ze złości, starając się nie dać sprowokować. W końcu właśnie tego na pewno chciał Rais. - Widzisz, niestety nie pójdę do diabła. Niedługo natomiast opuszczę Harran. 

- O czym tym znowu pierdolisz? - westchnął zrezygnowany bokser. 

- Otóż, dogadałem się z moimi braćmi z GRE, używając osobistego komunikatora agenta V, który szczęśliwym trafem wpadł mi w ręce. Wiedzą, że mam wyniki badań. Nazwali je "kluczem". Kluczem do lepszego świata, Skorpion. Oddam im plik, a oni w zamian przyślą po mnie helikopter, którym wylecę z tego paskudnego miasta - wytłumaczył zadowolony Turek. - Pomyślcie tylko o tym, jakie szkody będę mógł wyrządzić tam, na zewnątrz. Rozpętam istne piekło. Chyba że wydaje wam się, że możecie mnie powstrzymać. 

-  Ty chory gnoju - warknął Jungkook, wywołując tym kolejną salwę śmiechu ze strony Raisa. 

- Właśnie to chciałem usłyszeć. Przyjdźcie i znajdźcie mnie, jeśli potraficie. Skończmy to, co zaczęliśmy. 

Po tych słowach mężczyzna rozłączył się, a nieprzyjemne ciarki powróciły, przypominając mi o tym, że moje złe przeczucia faktycznie się ziściły. 

Teraz już nie mieliśmy wyboru. Musieliśmy pokonać Raisa i zabrać wyniki badań, by nie trafiły w ręce GRE. 

Zabić lub zostać zabitymi. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro