Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[30,0] - Żal

Noc w sektorze 0 była ciężka. Nie tylko ze względu na większą ilość przemieńców błądzących po ulicach, ale na to, co wydarzyło się, zanim zapadła.

Pewnym było, że Rais jakimś cudem znalazł i dopadł Tae, a do tego zabrał go do swojego nowego garnizonu w budynku harrańskiego muzeum. Razem z wynikami badań doktora Zere'a i próbkami, które mieliśmy przekazać Camdenowi.

Kiedy tylko powiedzieliśmy o tym Namjoonowi, kazał nam niezwłocznie wracać do siedziby Żaru. Fakt, że została nam tylko doba na powstrzymanie Ministerstwa przed zbombardowaniem miasta, a nasz protest w postaci wysadzenia budynku nie zrobił na nich najmniejszego wrażenia, wcale niczego nie ułatwiał.

- Savvy ciągle kombinuje nad tym, jak przebić się przez zagłuszanie ogólnoświatowych mediów. To jedyny sposób, żeby dać o sobie znać, wywołać medialną burzę i powstrzymać bombardowanie - mówił Joon, zerkając technikowi przez ramię. - Mamy plan, który będzie jeszcze trudniejszy do wykonania niż smutna minka, ale wszystko na nic, jeśli nie będziemy mieli się czym targować z Ministerstwem.

- Dlatego musimy odzyskać wyniki badań - zgadł Jeon, jakby od niechcenia.

- Tak, ale wpakowanie się do muzeum to czysta głupota. Zostało zbudowane jako twierdza. Studiowałem jego historię, porozmawiałem już też z ostatnim kustoszem muzeum, który wciąż żyje i on też sądzi, że wejście tam, to naprawdę zwykłe samobójstwo - odparł Kim.

Mężczyzna odwrócił wzrok do kilku planów, które miał rozłożone na biurku obok laptopa. Większość z nich miała naniesione ręcznie poprawki, strzałki i inne dziwne znaczki.

- Musi być jakiś sposób - powiedziałem w końcu. - Nie możemy zostawić Tae na pastwę Raisa. Jemu nie tyle chodzi o research Zere'a, co o jakieś chore show, które my mu zafundujemy. Ten facet jest ostro jebnięty, więc musimy go jakoś zaskoczyć. Ma małe wojsko na swoje usługi.

- Przed świtem będziecie mieli gotową mapę, wtedy przekażę wam wszystkie wskazówki. Nie zostawię was bez planu działania, ale nie mam pojęcia, co dzieje się w środku muzeum, ani czego chce Rais. Będziecie musieli wtedy dopasować się do sytuacji. No i dam wam jakąś lepszą broń, to też już załatwiłem - mruknął Namjoon.

- Dzięki - uśmiechnąłem się smutno do mężczyzny, co ten odwzajemnił.

- Michael pokaże wam jedną z naszych kwater na niższym piętrze wieży. Prześpijcie się do rana, ruszycie po wschodzie słońca - wskazał na biegacza, który od razu pokiwał głową, prowadząc nas po rusztowaniach w odpowiednie miejsce.

Klitka z dwoma materacami nie była duża, a do tego huczał w niej taki przeciąg, że byłem pewien, iż nie zasnę. Michael zostawił nas tam tak szybko, jak się tylko dało, wracając do Namjoona, by pomóc mu w przygotowaniach do naszego porannego wypadu. Widziałem, jak starał się unikać naszego wzroku, zapewne czując się nieco winnym. Zostawił Taehyunga samego zaraz przed tym, jak agent został porwany. Prawdopodobnie uratował tym własne życie, bo wątpię, żeby ludzie Raisa jakkolwiek powstrzymywaliby się od zabicia go. Sumienie jednak i tak dręczyło biednego biegacza, dlatego nawet nie próbowałem zaczynać z nim jakiejkolwiek dyskusji.

Jeon również nie był zbyt rozmowny. Nie pokłóciliśmy się ani razu od kiedy uciszyłem go na klatce schodowej bloku, a to był naprawdę spory wyczyn. Czułem jednak narastające napięcie, któremu Jungkook na pewno miał zamiar dać upust, gdy tylko Michael zostawi nas samych.

I ani trochę się nie pomyliłem.

- Mówiłem, żeby nie dawać temu kutasowi badań i próbek. Pewnie współpracuje z Raisem - rzucił nagle, siadając na swoim materacu. - Tylko narobił nam roboty.

Odetchnąłem głęboko i zacisnąłem ręce w pięści, przysięgając sobie w myślach, że tym razem nie pozwolę ponieść się emocjom. Mimo to niemal się gotowałem, gdy Jungkook mówił o Kimie w taki sposób.

Jakby kompletnie nic dla niego nie znaczył.

- Taehyung jest po naszej stronie, Jungkook. I mam nadzieję, że uda nam się odnaleźć wyniki, próbki i jego, jego w szczególności. Całego i zdrowego - powiedziałem powoli. Cichy śmiech Jeona, który nagle rozbrzmiał dziwnie złowrogo w małym pokoiku, jeszcze bardziej mnie denerwował.

- On na to nie zasługuje - odparł, a ja przez chwilę nie wiedziałem, o co mu chodziło, zanim nie doprecyzował. - Zdrajca nie zasługuje na ratunek.

- Ja pierdolę, nie wierzę, że to powiedziałeś - warknąłem, uświadamiając sobie, że Jungkook nawiązywał do krwawego napisu, który pozostawił dla nas Rais. Miałem ochotę rzucić się na niego, ale wiedziałem, że Jeon nawet nie pozwoliłby mi zadać konkretnego ciosu, od razu blokując mój marny atak. - Kurwa, Tae jest naszym przyjacielem. Nie jakimś tam zdrajcą! Co z tego, że pracował dla GRE? Próbowaliśmy odzyskać doktora Zere'a sami, żeby nie narażać ciebie, na co wręcz uparł się Taehyung! Martwił się o ciebie, bo, do cholery, jesteś jego przyjacielem!

- Jest tylko głupim śmieciem, który nas oszukiwał, a teraz przetrwanie całej tej pipidówy wisi na włosku właśnie przez niego - wysyczał przez zęby. Zmrużył dodatkowo oczy i zmarszczył brwi, napinając całe ciało, jak drapieżnik szykujący się do ataku. Nie miałem pojęcia, dlaczego był aż tak zawzięty. Dlaczego ciągle brnął w to, że nienawidził Kima i mnie, mimo że kiedyś nazywał jego przyjacielem, a mnie kimś ważnym. Nie wiedziałem, a bolało mnie to bardziej, niż mógłbym przypuszczać.

- Myślisz, że gdybyś to ty został tam sam, to by cię nie dorwali, podsumowując to wszystko kolejnym dennym tekstem typu "Co się stanie ze Skorpionem, jeśli odetniesz mu kolec jadowy"?! Myślisz, że Taehyung nie zrobiłby wszystkiego, co w jego mocy, żeby wyciągnąć cię z kłopotów, choćby sam miał zginąć?! - krzyknąłem, tracąc kontrolę nad wypowiadanymi słowami.

- Nikt by za nim nie płakał - bokser wzruszył tylko ramionami, nagle się rozluźniając i wygodnie rozsiadając się na materacu.

- Serio? Jak możesz być... tak obojętny? - patrzyłem mu uważnie w oczy, ale chłopak wciąż i wciąż po prostu uśmiechał się kpiąco, jakby faktycznie nie obchodziło go to, czy Taehyung przeżyje. Czy w ogóle jeszcze żył. - Naprawdę niczego tak bardzo nie żałuję, jak zakochania się w takim dupku jak ty!

Miałem nie dać się ponieść emocjom, kurwa mać.

Błyskawicznie odwróciłem się do niego tyłem, od razu żałując też wypowiedzianych przed chwilą słów. Jungkook przez dłuższą chwilę się nie odzywał, ale czułem, jak wpatrywał się we mnie, kiedy agresywnie rozkładałem koc na materacu. Jego spojrzenie wypalało mi dziurę w plecach, a może i w tyłku, nie obchodziło mnie to. Nie chciałem z nim rozmawiać, nie chciałem znowu usłyszeć, jak wyśmiewa te idiotyczne uczucia, które do niego żywiłem. Miałem ochotę zasnąć i już więcej się nie obudzić, na co zresztą były spore szanse, bo nie zapowiadało się na to, żebyśmy mogli jakkolwiek powstrzymać bombardowanie. Poddałbym się, gdyby nie to, że trzeba było uratować Taehyunga. Bo ja, chyba w przeciwieństwie do Jeona, nie wyobrażałem sobie sytuacji, w której miałbym zostawić agenta w łapach Raisa.

- Czego żałujesz? - dotarł do mnie cichy głos Jungkooka.

Brzmiał kompletnie inaczej niż wcześniej, ale nie miałem zamiaru się do niego obracać. Prychnąłem pod nosem, biorąc się za zdejmowanie butów i przepoconej koszulki, która teraz bardziej przypominała ser szwajcarski niż ubranie. Zarażeni nieźle mnie urządzili.

- Zakochania się w tobie - odparłem. - Bo, jakbyś nie zauważył, to cię, kurwa, kocham, z czego uwielbiasz się nabijać. A mi nigdy nie było do śmiechu. Ale teraz już jest, bo przecież to takie bez sensu. Ani Taehyung ani ja nic dla ciebie nie znaczymy. Zdrajca i dziwka, najlepiej niech zdycha-

- Ja wcale ni-

- Chuj mnie obchodzi, co ty tam "wcale nie"! I nie przerywaj mi, do cholery, a najlepiej to się do mnie nie odzywaj, tak jak prosiłem jeszcze w Wieży!

Mój oddech był ciężki z nerwów, a gardło drapało przez piskliwe krzyki, które do tej pory z siebie wydawałem. Czułem pieczenie pod powiekami, ale nie miałem zamiaru po raz kolejny pokazywać, jak słaby byłem. Chociaż beczenie przy Jungkooku nie było dla mnie niczym nowym, to miałem tego dość.

Miałem dość jego, siebie, tego wszystkiego, co działo się wokół nas. Nie miałem już siły hamować się, czy próbować go zrozumieć. Yoongi ostrzegał mnie, że bokser miał ciężki charakter i ostro namieszanie w głowie, ale ja już nie potrafiłem sobie z tym radzić. Nie, kiedy tak bardzo mnie ranił, nawet jeśli nie robił tego w pełni świadomie.

- Przepraszam - rzucił nagle, a mi aż zachciało się śmiać.

Usiadłem na swoim materacu w rozkroku, podkurczając kolana i opierając się na nich łokciami. Ręce puściłem luźno i spojrzałem na Jeona, który siedział w bardzo podobnej pozycji. Znowu wyglądał, jak mały, zagubiony chłopczyk, ale dobrze wiedziałem, że to zaraz mogło się zmienić. Wciąż nie umiałem określić, który Jungkook był tym prawdziwym, co wcale w niczym nie pomagało.

- Już nie raz mnie przepraszałeś, a potem traktowałeś jak ostatnią szmatę. Daruj sobie - powiedziałem trochę zbyt ostro. Widziałem jak chłopak spiął się, spuszczając ze mnie wzrok. Wziąłem więc kolejny głęboki oddech na uspokojenie. - Po prostu... musimy działać razem i zgodnie, żeby nasz plan miał chociaż cień szansy na zakończenie się powodzeniem. A ja nie potrafię trzeźwo myśleć, kiedy ciągle mnie obrażasz, wypominasz nasz seks albo... albo przypominasz, że jestem tutaj niepotrzebny. Wszyscy popełniamy błędy, wiesz?

- Uważasz, że seks ze mną był błędem? - spytał nagle, trochę zbijając mnie z tropu. Zaraz jednak zacisnął usta w wąską linię, jakby przypomniał sobie, że wcale nie chciał tego powiedzieć.

- Cały czas mi to udowadniasz, Jungkook - odparłem dobitnie, odzyskując rezon. Bo co innego miałem mu powiedzieć? Jak inaczej miałem to postrzegać? Byłem głupi i łatwy, dałem mu to, czego potrzebował, licząc na jakiś chory happy end. Jeon tylko pokiwał głową, jakby próbował się ze mną zgodzić. - Ty uważasz inaczej?

Czekałem długie minuty na odpowiedź, która nie nadeszła. Jeon wpatrywał się we własne stopy i wciąż zaciskał usta, dając mi jasno do zrozumienia, że już się nie odezwie. Westchnąłem więc po raz kolejny i po prostu opadłem plecami na materac.

- Skupmy się na tym, co trzeba zrobić, okej? - mruknąłem, na co bokser ponownie tylko kiwnął głową. Lustrowałem jego postać jeszcze przez jakiś czas, dopóki nie przypomniałem sobie o jego kontuzji, której nabawił się, ratując mnie przed hordą zarażonych w bloku. Brudne od krwi spodnie były rozerwane przy kostce, ale nie byłem w stanie dojrzeć za wiele. - Jak twoja noga?

Jeon spojrzał w końcu w górę, łapiąc ze mną kontakt wzrokowy. Zaraz sam również położył się na materacu i zakrył kocem.

- W porządku. Nie boli prawie w ogóle - odparł.

- Mam ci ją jakoś opatrzyć? Nie spuchła?

- Jest naprawdę w porządku. Widziałbym, gdyby coś się z nią działo.

- Okej - powiedziałem w końcu zrezygnowany. - Na pewno dasz radę jutro? Zakładam, że Rais czeka na nas z całym komitetem powitalnym.

- Damy.

Chłopak uśmiechnął się, podkreślając "my", a chwilę później zamknął oczy, dodając ciche "dobranoc". Ciepło na policzkach jeszcze długo potem dawało mi o sobie znać.

I jak niby miałem przestać go kochać? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro