Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[13,0] - Sekrety

Po powrocie do bezpiecznej strefy nie zmrużyłem oka ani na chwilę, nawet gdy Jeon nie oponował przed ponownym przytuleniem mnie podczas snu. Wciąż widziałem puste spojrzenie mężczyzny z osobliwą rękawicą. Wiedziałem, że nie mógł nas widzieć - siedzieliśmy w ciemności pod murkiem i nie odbijaliśmy się w sklepowej szybie, w przeciwieństwie do niego, ale moje serce wciąż nie chciało się uspokoić. Brak wyjaśnień ze strony Jungkooka również mi nie pomagał, bo chłopak przez całą drogę powrotną milczał, kompletnie zlewając kolejne z moich pytań, dlatego też zrezygnowany czekałem na nadejście świtu.

Kiedy zegarek na nadgarstku Jeona zaczął pikać gdzieś za moimi plecami, oznajmiając, iż wybiła szósta trzydzieści, czułem się kompletnie wyzuty z jakichkolwiek sił witalnych. Najchętniej położyłbym się na wznak i zaczekał, aż bokser postanowi przełożyć mnie do jakiejś naprędce skombinowanej trumny i pozwoli odpocząć od ciągłego pośpiechu, który był niezbędny, jeśli faktycznie chciało się przetrwać w Harranie. Cóż, musiałem przyznać, że biegacze nazwali się bardzo prosto, ale trafnie.

Wyszliśmy z klitki nad warzywniakiem kilka minut później. Musieliśmy wracać do Wieży z lekami, które udało nam się zdobyć u Gaziego, więc nie było sensu zwlekać. Poranne słońce raziło nas prosto w oczy, gdy ruszyliśmy w odpowiednim kierunku, ale poza tym było bardzo cicho i spokojnie. Zarażeni nie kręcili się jeszcze po ulicach w dużej ilości, a przemieńcy już dawno schowali się w swoich gniazdach, uciekając przed światłem słonecznym. Chłód poranka przyjemnie smagał moją twarz, nieco mnie rozbudzając i skupiając moje rozbiegane myśli.

Z uwagi na pustki wokół nas pozwoliłem sobie zabrać głos, mając szczerą nadzieję, że Jeon w końcu się do mnie odezwie. Mimo że cisza wokół napawała mnie swojego rodzaju spokojem, to ta między nami zdecydowanie mnie irytowała.

- Nie mówiłeś, że jesteś bokserem - zacząłem trochę niezręcznie, kątem oka śledząc reakcję bruneta.

Chłopak zmarszczył brwi, obracając głowę w moją stronę.

- Skąd wiesz? - spytał lekko pretensjonalnym tonem. Widocznie wybrałem drażliwy temat. - Taehyung ci powiedział?

- Widziałem plakat w wypożyczalni - wyjaśniłem szybko, unosząc ręce w obronnym geście. - To chyba nic złego, co? Nie jesteś przestępcą tylko sportowcem.

- Byłem - burknął, poprawiając mnie. - Teraz jestem biegaczem i mocno wątpię, żeby udało mi się wrócić do sportu. Szanse na to, że w ogóle ktoś przeżyje epidemię są znikome, nie oszukujmy się. GRE ma nas serdecznie w dupie, a sami sobie z tym nie poradzimy od wewnątrz.

- Wow, miałem cię za wiecznego entuzjastę tego, że musimy sobie pomagać i jakoś nam się uda. Kim jesteś i co zrobiłeś z irytującym Jeonem? - zażartowałem, żeby trochę rozluźnić atmosferę.

Jungkook parsknął cicho, kręcąc głową na boki, a na jego usta wkradł się nikły uśmiech. Sam również się uśmiechnąłem, zbliżając do chłopaka, by szturchnąć go łokciem w żebra.

- Nie pozwalaj sobie, księżniczko - mruknął rozbawiony, łapiąc mnie za rękę i odciągając ją od swojego boku. - Po prostu nie lubię o tym wspominać. Nie miałem jakiejś wielkiej kariery, ale lubiłem to, co robiłem. Boks mnie ukształtował, a przynajmniej wydaje mi się, że można tak powiedzieć. Gdyby nie treningi i zawody, nie poznałbym Yoongiego i Seokjina.

- Też byli bokserami? - zdziwiłem się.

- Yoongi kiedyś był jednym z najlepszych koreańskich bokserów, ale szybko zrezygnował na rzecz zostania trenerem. Tak na niego trafiłem. Seokjin był jego kumplem z liceum, czy coś, więc Yoongi skombinował go jako mojego lekarza, fizjoterapeutę i psychologa jednocześnie. Zawsze jeździł z nami na gale, dlatego też w trójkę znaleźliśmy się tutaj - wyjaśnił Jeon wzdychając cicho.

- A Taehyung? - spytałem, mając wrażenie, że chłopak o nim zapomniał. W końcu byli przyjaciółmi, więc wywnioskowałem, że też przyjechali do Harranu razem. To by wyjaśniało natłok Koreańczyków w Wieży.

- Taehyunga poznałem dopiero w Harranie. Natknąłem się na niego w mieście. Pomógł mi rozbroić kilku ludzi Raisa i zwinąć im zapasy medyczne, więc zaproponowałem mu, żeby poszedł ze mną do Wieży i tak już został - Jungkook potarł brodę, na chwilę przestając mówić. Zastanawiał się nad czymś, a ja nie miałem zamiaru mu przerywać. - W sumie nie wiem, skąd się tutaj wziął. Pewnie przyjechał na wakacje albo był wojskowym. Nie mam pojęcia.

- Ah, okej - mruknąłem tylko. - Po prostu myślałem, że znaliście się wcześniej. Tym bardziej, że on chyba wie, że jesteś... byłeś bokserem, tak?

- Domyślił się, bo kiedyś przyłapał mnie na trenowaniu, jeszcze na samym początku epidemii. Wtedy jeszcze miałem nadzieję, że uda nam się ewakuować, dlatego skombinowałem sobie worek treningowy i używałem rękawic. Potem dałem sobie spokój, skupiłem się na parkourze. Bardziej mi się przydaje - chłopak tylko wzruszył ramionami.

Wydawało mi się, że próbował grać niewzruszonego, ale cień smutku i tęsknoty za dawną codziennością w jego oczach szybko go zdradził. Nie mogłem mu się dziwić - sam pragnąłem wrócić do spędzania czasu w sali treningowej przed wielkim lustrem i studiowania historii tańca, która nie była mi do niczego potrzebna. Zresztą, kto wolałby zostać w tym piekle, gdzie na każdym kroku można było stracić życie?

- Dobra, teraz twoja kolej - powiedział nagle Jeon.

- Co? Na co?

- Poznałeś mój sekret. Sam pewnie też jakieś masz, więc jesteś mi to winien. Chyba nie chcesz mieć u mnie długu, księżniczko? - chłopak poruszył sugestywnie brwiami, na co się zaśmiałem.

Co mógłbym mu powiedzieć?

- W sumie to jestem gejem - palnąłem beztrosko, dopiero po chwili orientując się, co tak właściwie powiedziałem. Serio, Jimin?

Bokser parsknął śmiechem, ale kiedy nie odezwałem się ani słowem, ani nie zaśmiałem się razem z nim, szybko ucichł. Zatrzymał się w miejscu i spojrzał na mnie dziwnie.

- Serio? - zapytał z niedowierzaniem, a ja czułem, jak moje policzki robiły się z każdą chwilą coraz bardziej czerwone.

- Ta... sorry, jeśli ci to przeszkadza - mruknąłem, rozglądając się po okolicy. Patrzyłem na ubogie kamienice, brudne drogi, wgniecenia w karoserii aut, czy nawet na kilku zarażonych, plączących się w oddali. Byle żeby nie musieć spojrzeć chłopakowi w oczy.

- Nie, luz. Po prostu powiedziałeś to w taki sposób, że wziąłem to za żart - odparł szybko, znowu ruszając do przodu. - Nic mi do tego, gdzie wolisz wkładać.

- Właściwie, to wolę w ogóle nie wkładać - odezwałem się, zanim zdążyłem ugryźć się w język.

Jimin, czy ty mógłbyś się czasem zamknąć?

- Też można - Jeon znowu wzruszył ramionami, jakbym powiedział mu, że mamy dzisiaj ładną pogodę. Cóż, nie żeby mi nie ulżyło, bo nie chciałbym, żeby chłopak okazał się homofobem, ale z drugiej strony na pewno nie spodziewałem się, że taka informacja spłynie po nim, jak po kaczce. Szczególnie, że jeszcze kilkanaście minut temu leżeliśmy obok siebie, a wieczorem Jungkook kazał mi nie wyobrażać sobie nie wiadomo czego.

W samą porę niezręczną ciszę przerwał szum w naszych komunikatorach, a zaraz niewyraźny bełkot przekształcić się w głos Jina.

- Kookie? Jimon? Gdzie jesteście? - lekarz brzmiał na lekko zmartwionego i zirytowanego. Jungkook chyba też to wyczuł, bo nawet nie poprawił go, gdy przekręcił moje imię.

- Jesteśmy w drodze do Wieży, hyung. Co się stało? - odpowiedział szybko Jeon, zanim ja w ogóle zdążyłem dosięgnąć mojej słuchawki, by przełączyć odpowiedni przycisk.

- To pośpieszcie się, ale uważacie na siebie. Nie możemy sobie pozwolić na straty w ludziach - odparł Kim, starając się zachować spokój.

- Co się stało - powtórzył Jungkook, od razu przyspieszając kroku.

- Nocna misja się nie powiodła. Nie mamy antyzyny, zapasy się kończą, a wrócili tylko Suga i Taehyung. Yoongi-ah zamknął się w biurze zaraz po tym, jak go opatrzyłem, dlatego chciałbym, żebyście wrócili jak najszybciej. Musimy wymyślić, co robić dalej - wyjaśnił Jin, chyba postukując paznokciami o blat stołu, bo jakieś nieprzyjemne dźwięki trochę zagłuszyły jego słowa.

- Będziemy jak najszybciej, hyung - odparł Jungkook, rozłączając się z Seokjiniem i ruszając biegiem, a ja zaraz za nim.

***

Kiedy tylko weszliśmy do Wieży, dało się wyczuć jak ciężka atmosfera panowała w całym budynku. Wieść o straceniu ponad połowy biegaczy musiała wstrząsnąć wszystkimi, nawet małymi dziećmi, które zazwyczaj biegały po wyższych piętrach, bawiąc się między sobą i plącząc innym pod nogami.

W biurze Sugi, do którego Jeon wparował jak burza, siedzieli już Seokjin, Taehyung i Spike. Yoongi krzyczał coś, chyba próbując uderzyć w śnieżący telewizor, od którego odciągał go lekarz.

- Yoongi, przestań! Nie możesz tak ryzykować! - warknął Jin, próbując unieruchomić wciąż szamoczącego się mężczyznę. 

- Znowu podjąłem złą decyzję i znowu straciliśmy tak wiele! Nie nadaję się na lidera! Powinienem już dawno oddać ci tę robotę i pójść płaszczyć się przed Raisem! Może w końcu bym się na coś przydał! - krzyczał dalej Min. Bandaż na jego głowie zjechał niemal na oczy, ale w furii absolutnie mu to nie przeszkadzało. Jego koszulka była brudna od krwi, a spodnie miały na sobie błotne plamy, w niektórych miejscach wytarte do tego stopnia, że ukazywały zaognioną skórę mężczyzny.

- Antyzyna nam się kończy, ale układanie się z Raisem to czyste szaleństwo. On nigdy nie gra czysto - mruknął Spike, marszcząc nos.

- Hyung, o czym wy mówicie? - spytał roztrzęsiony Jeon. Nawet nie zauważyłem, kiedy zrobił się tak zdenerwowany, a przecież stałem obok niego. Zaciskał ręce w pięści, a oczy błyszczały mu bardziej niż zwykle, jakby miał się zaraz rozpłakać. - Dlaczego mamy się układać z Raisem?

Wszystkie głowy w pomieszczeniu zwróciły się nareszcie ku nam, jakby wcześniej nie zauważyli naszego przybycia, mimo że Jeon z hukiem uderzył drzwiami w ścianę, gdy wchodziliśmy.

- Kookie, wróciliście. Macie leki? - odezwał się Seokjin, odwracając swoją uwagę od zacietrzewionego Sugi, dzięki czemu niższemu w końcu udało mu się wyszarpnąć i stanąć prosto.

- Tak. Ktoś mi wytłumaczy w końcu, co się stało w nocy? - sapnął zirytowany Jungkook, podchodząc bliżej reszty.

- Dopadli nas przemieńcy. Udało nam się we dwóch schować w jednym z domów, ale Yoongi uderzył głową w strop. Krwawił tak, że zalał pół pokoju i już myślałem, że umrze, tak jak reszta na zewnątrz. Wyszedłem sam do zrzutu, ale... nie było tam ani jednej fiolki z antyzyną. Nad ranem wróciliśmy do Wieży - powiedział ponuro jak dotąd milczący Taehyung. Wpatrywał się tępo w jeden punkt gdzieś na brudnej firance, nawet zbytnio nie skupiając się, by wyraźnie wypowiadać poszczególne słowa, przez co ledwo go rozumiałem. - Zostało nam raptem kilka dawek, a GRE przerwało nadawanie informacji - wskazał na śnieżący telewizor. - Tylko Rais ma antyzynę. Dużo antyzyny. Dlatego Suga chce tam pójść i spróbować się z nim dogadać, co będzie pewnie graniczyło z cudem.

- I co jest kompletnie idiotycznym pomysłem w jego stanie - dodał Spike. - Ale muszę się zgodzić, że lepsze to, niż ponowne pakowanie się do któregoś z jego magazynów, by ledwo ujść z życiem i znowu niczego nie znaleźć. 

Wziąłem głębszy oddech, powoli oswajając się z powagą sytuacji, a nieprzyjemny dreszcz na wspomnienie wizyty w magazynach przebiegł mi po kręgosłupie. Faktycznie byliśmy w kropce, a rozmowa z Raisem wydawała się jedynym słusznym rozwiązaniem, nawet jeśli mogła się skończyć mało pomyślnie.

- W takim razie ja pójdę - odezwałem się, szokując wszystkich dookoła. Samego siebie również. - Jestem najmniej wartościowym biegaczem, mogę spróbować. 

- Wybacz, ale wątpię, żeby Rais wziął cię na poważnie. Nie wyglądasz zbyt... męsko - odparował Spike.

- A jakie to ma znaczenie? Dam radę - zaparłem się.

- Nie dasz rady, księżniczko - mruknął Jeon, kładąc mi rękę na ramieniu. - Szczególnie, jeśli będzie chciał, żebyś coś dla niego zrobił.

- Dlatego pójdę z nim. - Po słowach Taehyunga zapadła głucha cisza, która przerwał dopiero on sam, gdy nikt nie zakwestionował jego deklaracji. - Już raz udało nam się z Jiminem zrobić coś, co uważaliście za niemożliwe do wykonania. Tym razem też sobie poradzimy. Poza tym, ja też zawaliłem na wczorajszej misji nie mniej niż Yoongi, a na dodatek wyszedłem z tego wszystkiego cało.

Jungkook zacisnął usta w wąską linię, ale nie zaprotestował, czym znowu mnie zdziwił. Byłem pewien, że chłopak będzie chciał pójść osobiście stanąć z Raisem oko w oko, tymczasem on nawet nie rzucił tego pomysłu. Stał tylko obok mnie, prawie wrząc ze złości, ale nie odezwał się ani słowem.

- Zostawcie mnie samego z Taehyungem i Jiminem - mruknął w końcu Yoongi, który zdążył się już trochę się uspokoić. Posłał Jinowi jakieś bliżej nieokreślone spojrzenie, gdy na chwilę nawiązali kontakt wzrokowy, ale ostateczne lekarz odpuścił i wyszedł, zabierając ze sobą Spike'a i Jungkooka.

Mężczyzna westchnął głośno, podchodząc do okna i w końcu poprawiając bandaż na głowie. Nie patrzył na nas, gdy zaczął mówić, zupełnie jakby bał się, że kontakt wzrokowy wpłynie na nasze zdanie w tej sprawie.

- Jesteście pewni, że chcecie to zrobić? - spytał cicho.

- Ty jesteś ranny, a Jeon musi zostać w Wieży, na wszelki wypadek. Mamy jeszcze tylko kilku biegaczy, którzy nie poszli z nami w nocy. Albo pójdziemy my, albo nie pójdzie nikt, Yoongi - mruknął posępnie Taehyung.

- Jimin, zgadzasz się? - w końcu mężczyzna zwrócił się do mnie.

- Tak - odparłem bez zawahania, na co Taehyung uśmiechnął się kącikiem ust, a Suga wypuścił głośno powietrze z płuc.

- Tylko wróćcie w jednym kawałku - powiedział, by zaraz machnąć na nas ręką.

Odwróciłem się do wyjścia w tym samym momencie, co Kim, ostatecznie opuszczając biuro Mina bez pożegnania. Drzwi trzasnęły za nami cicho, a Taehyung objął mnie koleżeńsko ramieniem.

- To co? Znowu razem w akcji? - zapytał, zupełnie nie przypominając zmartwionego i ponurego siebie sprzed kilku minut.

- Na to wygląda - uśmiechnąłem się niezręcznie, próbując wyplątać z jego uścisku, gdy ciągnął mnie w stronę windy, śmiejąc się beztrosko z moich słów.

I wtedy naszła mnie nieprzyjemna myśl, która nie chciała mi dać spokoju przez kilka kolejnych godzin:

Co, jeśli Kim Taehyung również skrywał jakiś sekret? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro