Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[10,0] - Dirty Dancing


Przeskoczyłem przez płot z drobnej siatki, tym samym dostając się na teren małej elektrowni, której szukałem dobrą godzinę. Miała może z dwadzieścia metrów długości i szerokości, a oprócz kilku transmiterów stojących w jednym rzędzie i niemal krzyczących "Uwaga! Nie dotykać! Grozi śmiercią!", znajdował się tutaj tylko niewielki budyneczek z drzwiami garażowymi i bocznym wejściem zastawionym pudłami. Intuicja skierowała moje kroki do ogromnych drzwi, nieco wyszczerbionych od dołu, które nie zostały do końca opuszczone. W razie gdyby nie udało mi się ich trochę szerzej otworzyć, na pewno będę w stanie przecisnąć się pod spodem.

Rozejrzałem się tylko szybko, a nie widząc żadnych zarażonych w pobliżu, złapałem za drzwi, chcąc podciągnąć je do góry. Stawiały spory opór i już miałem się poddać, gdy nagle drzwi dosłownie wyleciały w powietrze, ciągnąc mnie za sobą.

Upadłem na plecy kilkanaście metrów dalej, a moja głowa niemal dotknęła jednego z transmiterów. Czułem, jak moje włosy stanęły dęba, gdy napięcie delikatnie je liznęło. Szybko podniosłem się do siadu, gdy doszedł mnie bardzo niepokojący, niski ryk z wnętrza budynku elektrowni, a ból w lędźwiach znów dał o sobie znać.

Nie spodziewałem się zobaczyć ogromnego zarażonego w roboczym stroju, dzierżącego dwumetrowy pręt zbrojeniowy z kawałkiem betonu na końcu. Jednak zombie z osobliwym młotem faktycznie właśnie wyszedł z budynku i zaczął się ociężale wlec w moją stronę, ciągnąc za sobą ciężką broń. Na tak małej przestrzeni jego wolne ruchy nie dawały mi jednakże żadnych forów, bo bardzo szybko do mnie dotarł. Zdążyłem się przeturlać na bok i podnieść z ziemi dokładnie w momencie, w którym zarażony zamachnął się prętem, a broń opadła z hukiem w miejsce, w którym przed chwilą leżałem, żłobiąc tam głęboką dziurę. Uciekłem w stronę pudełek, mając nadzieję, że uda mi się za nimi schować albo chociaż wspiąć na płaski dach niskiego budyneczku, by mieć chwilę do namysłu. Na szczęście były na tyle sztywne, że bez problemu mogłem na nie wskoczyć i wdrapać się na płaski, betonowy strop.

Kiedy znalazłem się już na budynku, w ostatniej chwili uciekając przed "młotem", który zmiażdżył kartony, odszedłem jak najdalej od krawędzi dachu, żeby zniknąć z pola widzenia ogromnego przeciwnika. Miał na pewno ponad trzy metry wzrostu, jak nic.

Gorączkowo zastanawiałem się, co zrobić. Zerknąłem odruchowo na zegarek, który jasno wskazywał, że zdecydowanie zbyt długo zeszło mi na szukaniu tej cholernej elektrowni. Było już grubo po szesnastej, a jeśli chciałem jeszcze znaleźć Dirty Dancing i Jeona przed zmierzchem, musiałem się pospieszyć.

Wymacałem w kieszeni pozostałości petard i ostrożnie wyjrzałem zza krawędzi dachu. Potwór wciąż stał w jednym miejscu, patrząc w punkt, gdzie wcześniej mu zniknąłem. Kiedy tylko mnie dojrzał, ryknął głośno i podszedł jeszcze bliżej budynku, a ja zacząłem wątpić w to, czy w tym przypadku fajerwerki również mogły mi pomóc. Postanowiłem jednak zaryzykować, rzucając petardy daleko za potwora. Monstrum podążyło wzrokiem za przelatującymi nad nim fajerwerkami, a migoczące wybuchy na krótką chwilę odwróciły jego uwagę. Skorzystałem z okazji i przebiegłem na drugą stronę dachu, by zeskoczyć tuż przy wejściu do budynku, które teraz stało dla mnie otworem za sprawą zarażonego konserwatora.

Pomieszczenie było najzwyczajniejszym w świecie warsztatem, ale wewnętrzna ściana kryła jeszcze jedne drzwi, które ku mojej uciesze okazały się być otwarte. Wszedłem do środka w akompaniamencie ryku zombie-powolniaka, który najwidoczniej dopiero teraz zorientował się, że go wykiwałem.

Drugi pokój był mniejszy i pełen metalowych szaf, z których każda migotała jak choinka. Każda, oprócz jednej, która najwyraźniej była moim celem. Podszedłem bliżej, dziękując w duchu tej jednej, chyboczącej się na boki żarówce, która oświetlała pomieszczenie. Gdyby nie ona, to w mroku nawet nie miałbym szansy zauważyć na podłodze korków, które musiały zostać wyrzucone przez skoki napięcia. Szybko je podniosłem i włożyłem na miejsce, przełączając na czuja kilka pstryczków.

Diody na szafie zapaliły się, a ja z uśmiechem już miałem skierować się do drzwi, w ostatnim momencie przypominając sobie, że wyminięcie wściekłego zarażonego, kręcącego się teraz po warsztacie, wcale nie będzie takie proste. Walczyć z nim też nie mogłem, bo... niby jak? Rozgniótłby mnie jak mrówkę, gdybym tylko spróbował do niego podejść.

- Masz już Dirty Dancing? - usłyszałem nagle głos Jeona w słuchawce, przez co podskoczyłem w miejscu ze strachu. Przetarłem twarz dłonią w akcie zażenowania, zaraz przyciskając komunikator. Dobrze, że Jungkook nie mógł tego zobaczyć. Już i tak miał wystarczająco dużo powodów do śmieszkowania z mojej osoby.

- Jedyne, co na razie mam, to wielki zarażony za ścianą, który tylko cudem jeszcze nie zrobił ze mnie krwawego placka. Daj mi jakieś dwie godziny i będę - westchnąłem ciężko, kucając przy drzwiach, które skrzętnie za sobą zamknąłem. Wyjrzałem szybko przez dziurkę od klucza, łudząc się, że zobaczę, jak zombiak odchodzi, dając mi czas na ucieczkę. Zarażony konserwator stał jednak uparcie tuż pod drzwiami, hacząc głową o sufit. Jego strój majaczył mi przed oczami, a jego głośne sapanie jednocześnie mnie stresowało i irytowało.

Miałem nadzieję, że Jungkook, po usłyszeniu mojej odpowiedzi, rzuci jakimś kąśliwym komentarzem i się rozłączy, jednak zaskoczył mnie, odzywając się ponownie i to nie złośliwym tonem.

- Wolny czy szybki?

- Co?

Jeon westchnął głośno, zapewne z irytacji.

- Zarażony. Jest wolny czy szybki? - doprecyzował.

- Raczej wolny? - odparłem niepewnie.

- Czyli zbój. Nie tak źle. Jeśli nie ma jakiejś broni, to bez problemu mu spieprzysz. Mają słabą koordynację oko-ręka, nie da rady cię złapać ani gonić na dłuższą metę - wyjaśnił rzeczowo, za co byłby mu nawet wdzięczny, ale akurat ten zombie-powolniak był uzbrojony.

- Macha ogromnym prętem, który chyba wyrwał z jakiejś ściany i ma nawet niezłego cela. Siedzę w pokoju z bezpiecznikami, a on w głównym, tuż za drzwiami.

- A masz jakiś szyb wentylacyjny? W Harranie są na tyle duże, że bez problemu się przeciśniesz, a w budynkach gospodarczych często robią je przy ziemi, bo tutaj rzadko pada. Jak dobrze jebniesz kratce z kopa, to sama odleci.

Kiedy Jungkook wciąż mówił, ja szybko rozejrzałem się po pomieszczeniu, z radością dostrzegając jakąś kratkę w kącie między szafkami. Była lekko przerdzewiała, a gdy tylko za nią chwyciłem, wysunęła się z głośnym zgrzytem.

- Jesteś geniuszem, Jungkook - powiedziałem zachwycony, zaglądając do wnętrza szybu.

- Ratuję księżniczki z opresji nawet na odległość - wyznał dumnie, na co prychnąłem głośno. - Pośpiesz się, bo zaczynam się wkurwiać. Byłem już w pięciu sklepach i w żadnym nie było ani jednej, pierdolonej bombonierki. Chuj mnie strzeli za chwilę. Jak znajdziesz jakiś po drodze, to go przeszukaj.

- Pewnie, może jeszcze frytki do tego? - spytałem, wywracając oczami.

- Dobry fast-food zawsze spoko - odpowiedział tylko, zapewne wzruszając ramionami, a zaraz potem szumy w słuchawce ustały, gdy Jeon postanowił zakończyć naszą rozmowę.

Kiedy udało mi się dosłownie wykopać drugą kratkę na zewnątrz, przeczołgałem się przez krótki szyb, wychodząc poza terenem elektrowni. Zarażony, którego Jeon nazwał zbójem, wciąż kręcił się po budynku, przez co poczułem się bezpieczniej. Najwyraźniej nie chciał opuścić swojego dawnego miejsca pracy, by mnie gonić, co trochę mnie uspokoiło. Przynajmniej nie będzie się za mną ciągnął przez całe miasto.

Po szybkim określeniu swojego położenia i względnym domyśleniu się, gdzie mogła być wypożyczalnia kaset, ruszyłem lekkim truchtem w stronę jednej z kolejowych stacji pośrednich Harranu. Było ją widać z daleka, bo o ile tory dla pociągów towarowych ginęły między budynkami, tak osobna linia dla osobowych górowała na wiadukcie, rozmijając się z resztą. Stamtąd już łatwo było mi wypatrzeć kafejkę internetową i wypożyczalnię, które stały między niskimi kamienicami w dole. Do tego zarażonych było tutaj zdecydowanie mniej albo tak mi się wydawało, gdy miałem wokół siebie trochę więcej wolnej przestrzeni. Jeszcze zanim wybiła siedemnasta, dotarłem przed drzwi raju dla nerdów, który wyglądał tak jakoś melancholijnie, jak na mój gust.

W Korei taki biznes kręcił się jakieś trzydzieści, czterdzieści lat temu, a tutaj ludzie przed epidemią faktycznie wciąż oglądali filmy na kineskopowych telewizorach z podłączonym odtwarzaczem wideo. Różnica w postępie technologicznym była ogromna, bo osobiście jak przez mgłę pamiętałem moją kolekcję kaset z nagranymi bajkami, pomiędzy którymi ojciec chował spiracone filmy dla dorosłych. Raz nawet udało mi się właśnie taką projekcję włączyć, gdy postanowiłem być nieco bardziej samodzielny i nie polegać na rodzicach, kiedy chciałem sobie coś obejrzeć. Nie za bardzo rozumiałem złość mamy, która wyłączyła telewizor niemal od razu, kiedy tylko usłyszała podejrzany dialog. Mężczyzna na ekranie (przebrany za hydraulika) nawet nie zdążył wziąć się za naprawę zepsutego kranu, ale za to mój tata zdążył dostać najgorszą reprymendę wszechczasów. Oczywiście mi też się nieco oberwało, jednak dlaczego mama tak się wściekła, zrozumiałem dopiero dużo, dużo później. (dop. aut. historia prawdziwa, w wykonaniu mojej mamy, która kiedyś, jako małe dziecko, odkryła, że na kasacie, zaraz po jej bajce, mój dziadek i wujek mieli nagrane filmy 18+, które przywieźli z Czechosłowacji xD Ponoć moja babcia wygoniła męża z domu na dwa dni po tym incydencie i musiał nocować u kolegi... o czym to ja... ? Ach, apokalipsa zombie, no tak!)

Pewnie złapałem za klamkę i nacisnąłem ją, pchając drzwi. Ustąpiły bez mniejszego problemu, a ja zamknąłem je za sobą, żeby przypadkiem żaden zarażony nie postanowił wewlec się do środka zaraz za mną. W wypożyczalni stało kilka obszernych regałów, w pełni załadowanych przeróżnymi kasetami. Gdzieś z tyłu wypatrzyłem również ubogi dział płyt DVD i gier komputerowych. Ruszyłem na poszukiwania odpowiedniego filmu, co ostatecznie okazało się dość trudnym zadaniem, bo nie udało mi się znaleźć Dirty Dancing pod "d". Dopiero chwilę później uświadomiłem sobie, że film mógł mieć zupełnie inny tytuł w języku tureckim, dlatego zrezygnowany zacząłem od góry do dołu przeglądać regały przy ścianie, które obfitowały w kasety z opakowaniami filmów romantycznych.

Po przeszukaniu pierwszego regału przesunąłem się w bok, aby wziąć się za przetrzepywanie zawartości kolejnego. Kiedy robiłem te kilka kroków, w oczy rzucił mi się plakat, przywieszony koślawo na ścianie w przerwie między półkami. Wyglądał na zdobyczny, bo lekko potargana struktura wciąż się nie rozprostowała, najwidoczniej mając zamiar pozostać lekko pozginaną już na wielki. Jednak nie to przykuło moją uwagę.

Główną postacią na plakacie był młody chłopak, który do złudzenia mi kogoś przypominał. Stał bokiem, w odpowiedniej pozycji do zadania ciosu jedną z pięści, a lekko zsunięte, sportowe spodenki ukazywały idealny sześciopak i v-line. Czerwone rękawice bokserskie i krople potu, które rosiły jego wysportowane ciało, nie pozostawiały wątpliwości, co do tego, że brunet ze zdjęcia był w trakcie walki. Loga mistrzostw lekkoatletycznych i Harran Boxing Night nad jego głową odbijały się na ciemnym tle, ale małe znaki traciły na ważności, gdy zza pleców chłopaka bił po oczach ogromny, biały napis:

- Jeon Jungkook. The Scorpio - przeczytałem na głos, nie mogąc się powstrzymać, by nie przesunąć palcami po zmaltretowanym plakacie.

Według daty pod spodem, walka, w której powinien uczestniczyć Jeon, miała się odbyć w kilka dni po wybuchu epidemii. Słyszałem coś o tym, że przez wirusa nie odbyły się mistrzostwa i ważna gala bokserska, ale naprawdę nie spodziewałem się, że Jeon faktycznie mógłby znaleźć się w Harranie właśnie z takiego powodu.

Potrząsnąłem głową na boki, chcąc w ten sposób na powrót skupić się na szukaniu odpowiedniej kasety. Na rozmyślania o brunecie absolutnie nie miałem czasu.

Dopiero po niemal piętnastu minutach wyszedłem z wypożyczalni z potrzebnym filmem, przy okazji wstępując do pobliskiego sklepu. Udało mi się tam odnaleźć kilka ozdobnych pudełek z czekoladkami. Może i były lekko przeterminowane, ale lepszy rydz niż nic.

Teraz pozostało mi tylko znaleźć Jeona.

I nie dać się zabić po drodze. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro