trzy: goniąc ciche wiersze
lana del rey - chemtrails over the country club
– No więc?
Sehun był chmurą.
Obłokiem.
– No więc co?
Jongin wypuścił spomiędzy pełnych ust głębokie westchnienie. Sehun jedynie uniósł brwi ku górze. Pomiędzy dwójką przyjaciół zatańczyła taka sama ilość cichej irytacji, jak szczerego zaciekawienia.
– Zostawiłeś swój numer?
– Gdzie?
– W pralni.
– Yeah.
– I kiedy się do ciebie odezwą?
Oh pozwolił pojedynczej zmarszczce wkraść się na jasne czoło, zupełnie jakby podjęty uprzednio przez Jongina temat nie był tym, który otulał samego Sehuna. Jakby każdy z nich mówił o czymś innym, unosząc się na tafli wzajemnego niezrozumienia. Nie sprawiło to jednak, że wyższy brunet odczuł jakąkolwiek formę zdenerwowania, a zamiast tego zaśmiał się cicho pod nosem, a później pokręcił przecząco głową. Gdzieś na ciemnych kosmykach jego włosów zabłysło niedowierzanie, pobudzone do życia podmuchem zimnego powietrza.
– Nie powiedzieli – odparł po chwili, zmuszając towarzyszącego mu mężczyznę do wystosowania niegłośnego "okej". A później "i tak dobrze, że coś w tym kierunku zrobiłeś". I w końcu "odezwą się, zobaczysz".
Sehun odkleił wzrok od Kim, kierując go na wymalowany przed samym sobą krajobraz. Pośród mimiki jego twarzy majaczyło blade szczęście, które wymieszane z istnie dziecięcym rozbawieniem unosiły kąciki ust mężczyzny do formy delikatnych uśmiechów, rozświetlających nań bladą twarz. Również ciemne oczy, teraz studiujące spowite w jesiennych kolorach drzewa oraz ulice zdawały się iskrzeć na ciepłych promieniach listopadowego słońca. I gdyby nie fakt, iż otoczenie Oh cuchnęło olejem silnikowym oraz nagrzanymi oponami samochodów, to najprawdopodobniej przypisałby ten jeden moment do kanonu wyjątkowo przyjemnych. Stoicko spokojnych.
Jongin za to zdawał się nie zauważać ani jednej kropli szczęścia, jaka wypełniała stojącego obok przyjaciela. Sam zwyczajnie unosił trzymanego pomiędzy palcami papierosa, raz po raz przykładając go do ust oraz zaciągając się szorstkością wytworzonego tym samym dymu. Silne plecy dwójki przyjaciół opierały się o twardą powierzchnię wiekowej ściany, a dochodzące zza ich ramion dźwięki wskazywały na fakt, że niewielki warsztat samochodowy pracował w pocie czoła.
– Ta pralnia wydaje się spoko fuchą. Mógłbyś coś pisać na zmianach – odezwał się po paru krótkich minutach ciszy Kai, strzepując z peta skrawki nadpalonego tytoniu. Gdzieniegdzie na miodowej skórze mężczyzny przebijał się czarny odcień smaru, kontrastując tym samym z jarząco pomarańczowym kolorem, jaki wypełniał ubiór przyjaciela. Oprócz tego jasne włosy zostały zaczesane ku tyłowi za pomocą widocznych wciąż śladów żelu, a ostre rysy twarzy spowijały blaknące koraliki potu. – No wiesz, to miejsce nie wygląda na zbyt ruchliwe.
– Mhm – potwierdził Oh, chowając zmarznięte dłonie do kieszeni kurtki. – Wczoraj mieli awarię dwóch pralek. Tych największych.
– I pewnie nie było z tego powodu tragedii, nie?
– Nie było.
Kai zaśmiał się pod nosem, a Sehun wreszcie poczuł ciężar wzroku przyjaciela, kiedy ten faktycznie zawiesił na nim brąz swoich tęczówek.
– No widzisz. Idealna robota dla ciebie. Szkoda tylko, że to całodobówka. Pewnie nieco ciężej będzie się spotykać, wiesz, poza domem.
– Masz na myśli Merkurego? – Oh oderwał spojrzenie od blednących liści, które spowijały otaczające warsztat samochodowy drzewa, a później spojrzał na Jongina, dojrzewając w mimice jego twarzy nieme potwierdzenie. – Przecież nie będę codziennie pracował do późna. O ile w ogóle będę pracował.
– Mam nadzieję, że będziesz. Dobrze ci to zrobi. – Niegłośny komentarz mężczyzny osiadł się na kolejnym podmuchu zimnego wiatru, jaki zmieszany z wonią dochodzącą ze środka lokalu wytworzył metaliczny posmak spalin. – Może nawet uda ci się odłożyć nieco pieniędzy na jakiegoś składaka za śmieszną kwotę. Mógłbym ci go poskładać po znajomości. Tylko nie bierz tej nieszczęsnej Nubiry. Szlag mnie jasny trafi, jak będę musiał przy niej cokolwiek robić.
Brunet zaśmiał się w odwecie na usłyszane stwierdzenie, aczkolwiek na twarzy towarzyszącego mu mężczyzny malowało się raczej szczere zdegustowanie, a nie podłapane przez Sehuna rozbawienie. Kai westchnął jedynie w pełni swego niezadowolenia, praktycznie teatralnie zaciągając się papierosowym dymem.
– Póki co i tak nie musisz się o to martwić. Samochód to ostatnie, co zaprząta teraz moją głowę.
– A co jest pierwszym?
Sehun zwilżył wargi czubkiem języka. Ostatnimi czasy niewielkie kłamstwa oraz niedopowiedzenia sunęły torem jego decyzji, bo tak jak ani przez chwilę nie zamierzał rozpocząć pracy w niewielkiej pralni, tak podium jego głowy zajmowały rzeczy niesamowicie odległe od tych, które powinny. Fakt faktem, czuł się dość paskudnie ze świadomością zwodzenia nawet Jongina, aczkolwiek oczami wyobraźni widział jego pełen żalu wzrok, studiujący jego twarz z taką samą intensywnością, z jaką robił to parę nocy wstecz, siedząc na krawężniku przed neonowym szyldem klubu.
Odepchnąwszy się więc nogą od ściany, o którą do tej pory się opierał, wyciągnął dłoń w stronę swego przyjaciela, a gdy ten położył na niej ostatniego ze swoich petów, Sehun wsunął go sobie za ucho, przez krótki ułamek chwili zastanawiając się nad nadciągającą odpowiedzią.
– Muszę dokończyć przeprowadzkę. Za długo to wszystko się już ciągnie – odpowiedział finalnie, na co Kai skinął głową w niemym zrozumieniu.
– Jeśli potrzebowałbyś pomocy, to wiesz, gdzie mnie szukać. Akurat mam cały weekend wolny.
– To wpadnij. Kupię parę piw.
– Na stare mieszkanie?
– Ta. Będę tam jakoś od dziewiętnastej – dodał jeszcze w towarzystwie nikłego uśmiechu. Następnie parokrotnie poklepał kompana po ramieniu i, rzuciwszy mu spokojne "do zobaczenia", oddalił się w stronę jesiennych drzew oraz liści, pomału spadających z wysuszonych temperaturą gałęzi.
*
Kolejne dni mijały w wyjątkowo spokojnym trybie. Jongin wciąż pracował w warsztacie, codziennie przyozdabiając mocne ramiona plamami sadzy oraz potu, Sehun zajmował znajome miejsce na twardej posadzce podłogi, szkicując ćmy oraz odnogi nowych poematów, a Luhan zdawał się istnieć gdzieś poza jego zasięgiem. Głęboko skrywany żal Oh uwydatniał się za każdym razem, gdy należący do niego telefon rozświetlała jedna z wiadomości, ani razu jednak nie należąca do wspomnianego nieznajomego. Stary wyświetlacz plamiły jedynie teksty od Jongina, sporadyczne powiadomienia o przeróżnych wiadomościach oraz zmiany jesiennej pogody, tak często następujące w chłodnych sekwencjach. Być może też dlatego Oh wbrew swej woli zmienił miejsce robienia zakupów, dotychczas znajdujące się zaraz obok jego mieszkania. Za pomocą wykonania parunastu kroków więcej podróżował do sklepów oddalonych o kilka ulic, za każdym maleńkim razem spoglądając za szklane witryny pralni.
Właśnie dzięki tej jednej zmianie mógł ją obserwować.
Ukradkiem studiować skrytą w otchłani lokalu ladę, szukając niewielkiej sylwetki mężczyzny oraz zastanawiając się, dlaczego kolejny raz z rzędu dostrzegł kogoś innego. Myśląc, gdzie on mógł uciec. I czy kiedykolwiek wróci.
Ciche wyprawy Sehuna stały się więc dla niego swoistym remedium na zagubienie, które czuł wewnątrz duszy. Nie wiedział, dlaczego postać Luhana utkwiła mu w pamięci oraz czy był jakikolwiek powód do tego, by tak często do niego wracał. Dlaczego pokonywał ten niemoralny dystans do sklepu spożywczego, nawet w momentach, w których z nieba lał się zimny deszcz, a spowite w ciepło policzki kąsał nieprzyjemny wiatr.
Kiedy więc tak przemierzał swoją małą ścieżkę w pewien pochmurny wieczór, jego oczy od razu spoczęły na jednej zmianie, jaka musiała dojść do skutku podczas jego nieobecności. W sekundzie zauważył wywieszone na szybie pralni ogłoszenie oraz zatrzymał kroku, przybliżając się nieco do zimnej powierzchni.
"Poszukiwany pracownik".
Sehun poczuł, jakby ktoś zdzielił go soczystym uderzeniem, a później znowu zmusił go uklęknięcia na mokrym chodniku. Przecież nie mógł zniknąć. Nie zrobiłby tego Sehunowi.
Tym samym mężczyzna skierował spojrzenie ponad szorstką fakturę kartki i spojrzał na nieznajomego sobie osobnika, jaki aktualnie zajmował miejsce za ladą. Z pewnością nie był to Luhan. Jak każdego innego wieczoru nie był to Luhan. I choć Oh doskonale zdawał sobie sprawę, że obserwował niewielką pralnię dopiero od trzech deszczowych dni, to wbrew swojej woli poczuł pewne nieproszone uczucie, wypalające bolesną dziurę gdzieś w okolicach jego klatki piersiowej. Zacisnął tylko jednak wargi w cienką kreskę, a później wyciągnął schowany w kurtce telefon i wystukał na zimnym wyświetlaczu numer do Jongina.
Dopiero wtedy odsunął się od szklanej witryny i w towarzystwie zdecydowanego "przynieś jutro też whisky, dobra? Będę wolny od osiemnastej", które zostało wypowiedziane na łamach połączenia telefonicznego, powędrował w stronę taniego sklepu spożywczego.
*
Sehun nigdy nie był osobą, dla której odzyskiwanie kontroli przychodziło równie łatwo, co jej tracenie. O wiele lepiej odnajdywał się w sytuacjach, w jakich mentalny grunt pod jego nogami powoli formował się na nowo, a stres ustępował miejsca spokojowi. Nie należał więc do jednostek pełnych odpowiedzialności czy też tych, których wypełniało silne opanowanie, dlatego więc w sytuacjach takich, jak ta wyrwana z kartek wczorajszego wieczoru, po prostu wydawał się zamykać. Dlaczego jednak zamykał się teraz?
Siedząc na kanapie opustoszałego mieszkania, w którym spędził ostatnie pięć lat swojego życia, wbijał spojrzenie w bladą skórę swych dłoni, pochylając się nieco do przodu oraz opierając łokcie na silnych udach nóg. Po cichu analizował każdą jedną rzecz, jaka wydarzyła się w przeciągu ostatnich paru tygodni: kolacja z rodzicami, wypad do Merkurego, Luhan, tworzenie poezji, przeprowadzka, pralnia, Luhan, rozmowa z Jonginem, kolejna poezja i Luhan. Brak Luhana. Dlaczego w ogóle go odczuł?
Dlaczego nigdy nie przyszło mu zderzyć się z tak ciężką gamą uczuć w odniesieniu do Sooyoung? I dlaczego jedynym, co czuł względem jej uśmiechu, była wdzięczność za pewien ciepły sweter, który w mniemaniu Sehuna skrywał w sobie cichy skarb? Dotychczas nieodnaleziony, acz na pewno obecny.
Biorąc jeden głębszy wdech, Oh w końcu oderwał spojrzenie od punktu, na jakim dotychczas zawiesił ciemne tęczówki, a później wstał z niewygodnej kanapy. Następnie podszedł do niewielkiej kuchni, skrytej zaraz za cienką ścianą salonu, i wziął do ręki jedno z pozostawionych nań piw. Głuchy odgłos otwierania butelki rozniósł się po małym apartamencie, a iskra zadowolenia rozbłysła na męskiej twarzy, kiedy Sehun upił parę łyków trunku.
Właśnie wtedy w objęciach mieszkania pojawił się jeszcze jeden dźwięk. Surowy oraz donośny, pochodzący z drewnianej powierzchni drzwi wejściowych. Nie odkładając na blat trzymanego w dłoniach przedmiotu, Sehun jedynie złapał jego szyjkę w dwa palce, a później wyszedł z kuchni. Gdzieś w zawieszonym w korytarzu lustrze zamigotało męskie odbicie, skupiające się na moment na dżinsowych spodniach, czarnej koszulce oraz poukładanych w nieładzie włosach. Sehun jednak nie spojrzał na samego siebie celem poprawienia ów widoku. Po prostu sięgnął wolną dłonią do chłodnej klamki, aby wraz z przekręceniem klucza w zamku zaprosić do środka swego nowego gościa.
Jongin posłał mu szeroki uśmiech.
– Skąd ta nagła zmiana pory? Nie, żebym narzekał... – zaczął, jednak Oh pokazał mu jednym skinieniem głowy wieszak na kurtki, a później oparł się bokiem o platformę ściany. Raz jeszcze pociągnął z butelki parę sporych łyków piwa. – Ale trochę mnie to zdziwiło. Uratowała cię ta jedna godzina?
– Mhm – odparł brunet, obserwując, jak Kai ściąga z szerokich barków ciepłą kurtkę, a później zsuwa z nóg ciężkie buty. Gdzieś zaraz obok zatańczyło przyjemne brzęknięcie szkła, którego źródło Sehun dojrzał w wysokiej butelce whisky, jaką przyniósł ze sobą Jongin. – Nie byłem w humorze na siedzenie w domu.
– Coś się stało?
Przeszywające spojrzenie Kim zadomowiło się na rysach twarzy Sehuna. Ten tylko pokręcił głową i odepchnąwszy się od dotychczas zajmowanej ściany, poprowadził przyjaciela do pozbawionego praktycznie wszystkich mebli salonu. Kai odłożył na podłogę butelkę drogiego alkoholu, a następnie rzucił się w wypłowiałe ramiona kanapy.
– Nie chciałem spędzać czasu z Sooyoung.
– Och, a to ci nowość.
Jongin uniósł brwi ku górze, zupełnie jakby oczekiwał od Oh rozwinięcia tematu, jednak on tylko usiadł zaraz obok niego, opierając się szerokimi plecami o oparcie mebla oraz leniwie rozstawiając nogi na podłodze.
– Poza tym ostatnio nie mogę się na niczym skupić. Jakbym miał stado owadów w głowie i nie mógł ich stamtąd wygonić. Niemożliwie mnie to wkurwia – wyjaśnił pokrótce, a zimno gwintu butelki spotkało się z ciepłem męskich ust. Sehun w kolejnych paru łykach pozbył się resztek gorzkiego piwa. – No i nie dostałem żadnej informacji z pralni, a całkowicie szczerze byłem pewien, że tym razem się uda.
Kai zmarszczył czoło pod wpływem zastanowienia. Spomiędzy jego warg uciekło ciche przekleństwo.
– Byłem pewien, że cię przyjmą – odparł, sięgając dłonią po pozostawioną niedaleko butelkę alkoholu. – Pamiętasz jak wspominałem, że rozmawiałem z paroma osobami na ten temat? Szepnąłem o tobie dobre słówko, stwierdzili, że nie wymagają niesamowitych rzeczy i tak naprawdę przyjmą kogokolwiek. Może zostawiłeś im zły numer?
Oh zwilżył usta językiem. Dał również swojej głowie odpocząć poprzez położenie karku na oparciu kanapy. W takiej pozycji ciemne tęczówki były do połowy przykryte przez platformę powiek, a sam Sehun wbijał leniwe spojrzenie w szary sufit salonu. Nie przyznał jednak blondynowi, że numer pozostawiony w pralni nie był przeznaczony dla rekruterów, którzy najpewniej o samym Sehunie nie mieli bladego pojęcia.
– Może – odparł po chwili. Poczuł, jak Jongin podaje mu kolejne piwo, a później niedbale pozbywa się kapsla oraz odrzuca go gdzieś w bliżej nieokreślone miejsce. – Nie byłem tam drugi raz sprawdzić.
– Dlaczego?
– Nie miałem czasu – skłamał, wlewając w siebie siarczyste fale trunku.
– Odnoszę wrażenie, że ostatnio w ogóle go nie masz.
Sehun prychnął w akcie cichego rozbawienia. Prędkość, z jaką opróżniał zawartość zimnej butelki była jednocześnie niepokojąca, jak i zbawienna, aczkolwiek Oh doskonale zdawał sobie sprawę, że do stanu błogiego upojenia było mu jeszcze daleko. Podświadomie wrócił myślami do ostrego smaku whisky, jakiego dopiero miał spróbować, i uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
Wtedy też w jego głowie zamigotało coś jeszcze.
Pewna stara wiadomość, jaką otrzymał od siedzącego obok mężczyzny, a jaka aż do tej pory nie doczekała się nawet najmniejszych okruchów odpowiedzi.
Oh przymknął więc na chwilę oczy, zbierając w sobie armię tak potrzebnej do zadania tego pytania odwagi, a później cicho odchrząknął, siląc się na obojętny ton głosu.
– Pamiętasz, jak wspominałeś, że zagadałeś do tego chłopaka w klubie? – zagadnął, a kątem oka zanotował malujące się na twarzy przyjaciela zaciekawienie. – Tego w Merkurym. Napisałeś mi później, że z nim rozmawiałeś.
– A, tak. Luhan.
Wypowiedziane imię praktycznie przybrało formę ciężkiego powietrza oraz zawisło nad głową Sehuna. Ten w towarzystwie przyspieszonego bicia serca pociągnął kolejny łyk alkoholu.
– Mhm. Luhan – powtórzył. Kai jednak nie dojrzał ani spiętych mięśni Oh, ani w sposobu, w jaki zadrżał mu głos. – Widziałem go nie tak dawno w pralni. Chyba tam pracuje. Może on coś będzie wiedział?
Kai wzruszył nieznacznie ramionami.
– Być może. Chcesz, to mogę go podpytać.
Sehun wstrzymał na ułamek sekundy oddech. Następnie już na dobre przymknął oczy i pozwoliwszy niemej modlitwie wkraść się na odnogi swych najskrytszych myśli, nieznacznie zacisnął palce na zimnej szyjce butelki.
– Możesz go podpytać?
– Jasne. Wziąłem od niego numer na wszelki wypadek. No wiesz, gdyby się jednak okazało, że to faktycznie jakiś twój znajomy, a już później nie pojawiłby się w Merkurym. Nie mówiłem ci o tym?
W towarzystwie latającej pomiędzy męskimi żebrami watahy ciem, Sehun zacisnął usta w cienką kreskę, czując, jak obezwładniająca ekstaza wylewa się na koniuszki jego palców. Wędruje ścięgnami, mięśniami oraz ulatnia się z każdym jednym oddechem, utwierdzając Oh w przekonaniu, że ten jeden raz jego prośby zostały wysłuchane. Sam Sehun zdobył się jednak jedynie na niegłośne "nie, nie mówiłeś", jakie uleciawszy spomiędzy rozchylonych warg, zatańczyło na grubym woalu ciepłego powietrza, wypełniającym niewielkie lokum.
I gdyby Jongin zwrócił choć trochę więcej uwagi na siedzącego obok przyjaciela, dostrzegłby sposób, w jakim kąciki bladych warg uniosły się ku górze, formując wyjątkowo leniwy i spokojny uśmiech. Zauważyłby przymknięte powieki, jakie powoli kreowały wyraz głębokiego szczęścia na męskiej twarzy. Zwróciłby również uwagę na fakt, że kolejne łyki alkoholu, które wziął Sehun, nie były już tak łapczywe, a raczej słodkie oraz powolne. Zupełnie jakby skąpany w ciemności osobnik w jednej chwili opadł na miękką platformę kanapy, niknąc pośród jej ciepła w pełni niewinnej ulgi.
– To w takim wypadku nie wspominałem ci też o karaoke – odezwał się po dłuższej chwili Jongin, w końcu zmuszając Sehuna do uchylenia powiek oraz skierowania na niego oczu. – Parę osób ode mnie z warsztatu wybiera się jutro do Yubari. Zaprosiłem też trochę tych z Merkurego. No i jesteśmy umówieni na dwudziestą.
Oh nie musiał nic mówić.
Kai wystosował w jego stronę szeroki uśmiech, a następnie w towarzystwie stuknięcia swoją butelką o tę trzymaną przez przyjaciela, zarzucił mu na barki swoje ramię, przekazując mu niesamowicie ciepłe uczucie radości.
Takie, które pojawiło się wcześniej wraz z wypowiedzeniem pewnego feralnego imienia i postanowiło zostać z Sehunem już do końca.
*
Kolejne godziny obfitowały w oczekiwanie.
W nieme wpatrywanie się w wymalowane na ekranie telefonu litery, powiązane ze sobą intensywnym wzrokiem Sehuna, jego przepełnionym alkoholem oddechem oraz rysunkami owadów, pozostawionymi na szorstkich kartkach notatnika.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro