jeden: wielki gatsby
arcade fire - my body is a cage
– Sehun? Dostałam właśnie telefon, że rodzice niedługo będą. Mógłbyś przenieść te kartki w nieco inne miejsce? Tylko tyle od ciebie teraz wymagam. – Kobiecy głos dotarł gdzieś zza pleców mężczyzny, wtulając się w ciepłe kosmyki jego włosów. Początkowo wysłana w jego stronę prośba spotkała się z głębokim westchnieniem, kiedy Oh przymknął oczy na ułamek sekundy. Zbliżała się późna jesień. Powolnymi, ospałymi krokami podchodziła do chłodnych okien, pukając nań delikatnym odgłosem skrzypiącego śniegu. I choć Sehun nigdy nie zwykł żywić jakiejkolwiek urazy do swych głęboko skrywanych wspomnień oraz ich bezpiecznie śpiących głównych bohaterów, tak wspomniany dźwięk nie należał do kanonu jego faworytów. – I ubierz sweter. Ten, który tak lubię. Powinien wisieć na szafie.
– Jasne. Dzięki – odparł po krótkiej chwili, finalnie podnosząc się z miękkiej kanapy.
Ciepło wypełniające niewielkie lokum ustąpiło miejsca spokojnym krokom, jakie wykonane w towarzystwie delikatnego szelestu, zaprowadziły Sehuna do drewnianego stolika. Dopiero wtedy mężczyzna dojrzał nieład, który zostawił zeszłej nocy. Cała sterta długopisów, praktycznie tak ciemnych jak pozostawione na pergaminie plamy, postrzępione kartki, urywki zdań, wyrwane z cichych odmętów poezji słowa oraz rysunki owadów. Przytłaczające mnóstwo owadów. Z tyloma skrzydłami, ile tylko był w stanie sobie wyobrazić oraz z tak różnorodnym sposobem pociągnięć długopisu. Zupełnie jakby to nie na twórczości spędził minioną noc, a raczej na przywoływaniu dziecięcych wspomnień, szczelnie zamkniętych w niewyraźnym obrazie Wielkiego Gatsby'ego.
Wśród męskich rysów twarzy zagościł nieznaczny uśmiech. Ostre cechy aparycji Sehuna umknęły pod delikatność, a wytworzone za pomocą tego jednego gestu ciepło zadomowiło się na dobre wśród brązowych oczu, kreując w ich kącikach słodkie iskierki szczęścia. Wtedy też brunet pochylił się w spokojnej manierze, aby wraz z wrodzoną niedbałością pozbierać porozrzucane kartki, pozostawione samym sobie długopisy oraz każdy jeden urywek papieru, jaki najpewniej powinien wylądować w koszu, acz coś podpowiadało Sehunowi, że przecież nie może tego zrobić.
Nigdy nie mógł.
– Jak już wrócisz, to proszę spróbuj puścić na telewizorze jakieś piosenki. Musimy w końcu wymienić tego starocia. – Dobiegło go zza szerokich pleców. Tym razem rzucił w stronę dziewczyny urwane "mhm", aby wraz z następnym ułamkiem sekundy zniknąć za skrzypiącym progiem sypialni. I choć zazwyczaj naciskał na zostawianie ciężkich pokojowych drzwi otwartych, to tym razem uwolnił jedną z dłoni spod zabranej ze stołu sterty poezji oraz nacisnął na drewnianą powierzchnię, pozostając dzięki temu zupełnie sam. Jedynie na chwilę jego wzrok padł na ciemny wełniany sweter, pozostawiony tam przez jego partnerkę. Fakt faktem, ostatnim, co żywił w stronę tego jednego przedmiotu mogła być sympatia, jednak nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że Sooyoung ukryła pomiędzy jego splotami coś jeszcze. Wielokrotnie wpatrywał się w niego w nieprzespane noce, szukając nań wyimaginowanego przez siebie samego skarbu, i chociaż za każdym razem jego ciche wyprawy kończyły się fiaskiem, to Sehun znajdował ukojenie w zapadaniu w spokojny oraz jakże upragniony sen. Być może właśnie to było legendarną nagrodą, a Oh nie potrzebował żadnej mapy. Może jego eldorado spało wtedy zaraz obok.
Dlaczego więc nadal tak usilnie starał się coś dojrzeć? Nie śpiąc, tworzył w myślach zaspane poematy na temat pochowanych pośród wełnianych splotów skarbów, bo był pewien, że coś jest tam ukryte. Że coś przeoczył.
Tym samym odłożywszy na tanie biurko szkic najnowszego tomiku poezji oraz chłodną armię długopisów, przybliżył się do powieszonego na szafie swetra, a następnie ściągnął go z bezpiecznych ramion wieszaka. Jednym zwinnym ruchem pozbył się własnej koszulki, jaka dotychczas otulała jego klatkę piersiową, oraz wsunął miękki materiał przez głowę. Z zimnym podmuchem wieczornego powietrza podwinął rękawy o parę cali ku górze, a zmęczone pisaniem dłonie ulokował z powrotem w okolicach biurka. Wtedy też wyciągnął z szuflady mebla przezroczyste okulary korygujące w ciemnej oprawie i założywszy je na krzywiznę prostego nosa, opuścił sypialnię, pozostawiając w niej wszelkie myśli o owadach, drewnianym pudełku oraz mitycznych skarbach, jakie ponoć miały zostać tam ukryte.
– Zapomniałam dać ci znać, że jednak nie będą w stanie zostać dzisiaj na noc. Próbowałam przekonać ich jak mogłam, ale jak widać nie ma to jak w domu.
– Nie wiedziałem, że chciałaś, żeby zostali. Nawet nie przygotowałem im kanapy.
– Miałam nadzieję, że zrobisz to później.
– Pewnie zrobiłbym.
Sooyoung zaśmiała się pod nosem. Sehun natomiast uniósł nieznacznie brwi i podszedł do starego odbiornika telewizyjnego.
– Tak czy inaczej, nie masz się czym niepokoić. Nie zostaną.
– Szkoda.
Kolejny kobiecy śmiech, tonący w donośnym pobrzękiwaniu telewizora. Na tym skończyła się ich krótka, acz w mniemaniu mężczyzny ważna konwersacja. W towarzystwie baśniowego zapachu kolacji, szorstkim dźwięku cichej muzyki oraz ciepłym doznaniu, pochodzącym gdzieś ze skrywającego męski tors swetra, Sehun usiadł na uprzednio zajmowanej kanapie i dopiero wtedy dostrzegł, że od zamrożonych już w przeszłości paru minut ktoś inny domaga się jego uwagi. Lekkie wibracje telefonu raz po raz rozświetlały wygaszony wyświetlacz, aż do tej pory pozostawiony bez większego zainteresowania na gładkiej platformie poduszki.
Jednym spokojnym ruchem brunet odblokował aparat, komentując pozostawioną nań zawartość kolejnym uśmiechem. Prezentujące się przed ciemnymi tęczówkami wiadomości tekstowe opatrzone były jednym, niesamowicie znajomym oraz praktycznie rodzinnym imieniem: Jongin. Zamglone niewinnym szczęściem oczy opadły następnie na wirtualnie wymalowaną treść, jaka z początku zmusiła aparycję mężczyzny do wytworzenia pojedynczej zmarszczki na czole, a następnie głębszego oddechu. Merkury, dzisiaj o 22:00.
Nawet jeśli Sehun w pierwotnym zamiarze nigdy nie zakładał opuszczenia ich bezpiecznego lokum, a schowany za oknem świat nigdy nie miał zobaczyć jego skąpanych w płatkach chłodnego śniegu włosów, to decyzja została podjęta już w chwili, w której zamknął za sobą drzwi do sypialni, a następnie skierował spojrzenie na jeszcze wtedy wiszący na wieszaku sweter.
Chwytając więc telefon w uścisk długich palców, wystosował jedną, acz zdecydowaną wiadomość, jaka już po chwili miała trafić do wyczekującego po drugiej stronie przyjaciela.
Wtedy też rozległ się dzwonek do drzwi.
*
Merkury było głośnym klubem pełnym przepychu, w którym Sehun zazwyczaj zostawiał odłamki pokruszonego alkoholem serca. W większości przypadków osobą, która zbierała ów iskrzące kawałki był sam Jongin, jaki niczym w pełnej radości ekstazie łapał przyjaciela za szerokie ramiona, a następnie porywał go w stronę mieniącego się brokatem parkietu. Dla Oh Merkury było zbawieniem. Jego małym sekretem, który krzyczał oraz połyskiwał w nocnym świetle księżyca, abstrakcyjnie prosząc o atencję każdego, kto tylko miał choć moment, aby na niego zerknąć. Kai oraz Sehun mieli tych momentów o wiele więcej, niż powinni. Sehun ze względu na fakt, iż strzępki wspomnianego serca powinny za każdym razem zostawać w ciepłym uścisku Sooyoung. Kai natomiast z zupełnie innego powodu. Z takiego, którego desperacko próbował uciszyć, schować oraz mentalnie zadeptać, pozostawiając swe myśli w błogiej nieświadomości.
Być może też dlatego za każdym jednym maleńkim razem, kiedy dwójka przyjaciół wychodziła spośród donośnych objęć Merkurego, Jongin czuł wyrzuty sumienia, a Sehun pełną goryczy miłość, wylewającą się z jego myśli jak wszystkie ulotne marzenia o ćmach, jakie miewał. Nigdy jednak nie żałował tych nocy. Nie odczuwał związanego ze swoim małym sekretem strachu oraz nie było też przy nim jakiejkolwiek formy pożałowania, kiedy zaraz po wróceniu do czterech ścian swego lokum wyrywał parę przypadkowych kartek z jednego ze swoich notatników, a potem łączył ze sobą słowa i wersy, tworząc najróżniejsze zlepki pijackiej poezji. Dla niego ten klub był okrutnym skarbem i gdyby doskonale nie wiedział, że przecież nie mógłby się zmieścić w sploty swetra od Sooyoung, to byłby pewien, że to właśnie on jest legendarną nagrodą oraz spełnieniem jego najszczerszych marzeń.
Bo w Merkurym rezydowało szczęście.
Siedziało przy jednym ze stolików i popijało ostry w smaku drink, czasami wybiegając na parkiet i tańcząc z innymi zagubionymi duszami. Spoglądało na Sehuna, na Jongina oraz na każdego jednego mężczyznę, który przechodził wśród pochłoniętych w zabawie sylwetek. A pomimo to Oh nigdy nie dostrzegł jego osoby.
– Wydaje mi się, czy jesteś dzisiaj jakiś niemrawy? Kolacja z teściami nie przypadła ci do gustu?
Głuchy rechot przyjaciela połaskotał ramiona Sehuna w jeden z bardziej nieprzyjemnych sposobów. Ciche prychnięcie wydostało się spomiędzy bladych warg, gdy ten pokręcił przecząco głową, odkładając butelkę gorzkiego piwa na krawężnik.
– Było miło. Zawsze jest miło.
– Och, to wiem. Ale czy przypadło ci do gustu?
Oh pozwolił uśmiechowi na ukradkowe zajrzenie na ostre rysy jego twarzy, kiedy ciemne tęczówki oczu przeskoczyły ku aparycji siedzącego obok przyjaciela. Gdzieś nad jego głową połyskiwał neonowy szyld Merkurego, który poprzez rzucanie światła na jasne włosy Kim, wytworzył całe armie wyjątkowych kombinacji kolorów. Połyskiwał i znikał, żarząc się ostrym blaskiem technologii.
– Sooyoung zrobiła dobrą kolację. Porozmawialiśmy nieco o kupnie samochodu, jej ojciec zaproponował Nubirę, stwierdziłem, że to dość fajny pomysł, a później zapytałem, czy nie chcą zostać na noc.
– No i? - Kai uniósł brwi ku górze, na co brunet jedynie się zaśmiał. W następnej chwili podniósł pozostawiony wcześniej na twardej posadzce przedmiot i wziął jeden spory łyk piwa. Chwilowa nuta zadowolenia zatańczyła na mimice jego twarzy. – Zostali?
– Nie. Poza tym, zapytałem o to tylko dlatego, że czułem, że Sooyoung tego oczekuje. Wspomniała mi wcześniej, że sama ich o to pytała, ale odmówili. Ostatnio niesamowicie dużo rzeczy dzieje się tylko dlatego, że ona chciałaby, aby się działy. Osobiście wolałbym siedzieć tutaj co wieczór.
Jongin wypuścił spomiędzy ust salwę niegłośnego śmiechu. Minęła sekunda, zanim odchylił się nieco ku tyłowi, wyciągając z postrzępionych spodni paczkę papierosów.
– Nie sądzę, aby siedzenie tutaj co wieczór było dobre dla waszego związku.
– Nic nie jest dobre dla naszego związku.
Sehun pochwycił jednego z proponowanych mu przez przyjaciela petów.
– Więc dlaczego dalej w to brniesz?
– Być może przez ten zasrany sweter.
– Sweter?
Oh raz jeszcze odstawił szklaną butelkę na wybrukowaną fakturę ulicy, aby już po chwili podnieść się na prostych nogach i z wymalowaną wśród oczu dumą odchylić skrzydła grubego płaszcza, jaki otulał zmarznięte powietrzem ramiona. Oczom Koreańczyka ukazało się przepełnione rozbawieniem dzieło, splatające w swym jestestwie ciemny kolor ciepłej wełny oraz jaśniejszy odcień tego samego materiału, tworząc tym samym przeróżne wzory. Bez wątpienia okazany ubiór miał tylko i wyłącznie jedno zastosowanie: utrzymywanie wyższej temperatury ciała. I być może paradowanie w nim w okresie świątecznym. Bo oprócz tego Kai nie dostrzegł w nim nic wyjątkowego, nawet jeśli spojrzenie, jakim był raczony przez swojego przyjaciela, należało do kanonu pełnych radości.
– Matko, Sehun. Boję się zapytać, co jest takiego w tym swetrze, że udaje mu się ratować twój związek.
Oh jedynie się zaśmiał. Stojąc tak nad blondynem, umieścił pomiędzy wargami uprzednio otrzymanego papierosa, aby wraz z podmuchem kolejnego momentu niedbale go zapalić. Następnie zawiesił rozbawione spojrzenie na towarzyszącym mu mężczyźnie i tak naprawdę już wtedy miał mu odpowiedzieć, jednak jego wzrok powędrował gdzieś wyżej, nieco nad głowę Jongina. Nieznajoma sylwetka zamigotała pośród ciężkiej ciemności zupełnie na ułamek gorzkiej sekundy, co by później utonąć w neonowym świetle tego samego szyldu, który tańczył na jasnych kosmykach włosów Kim. Teraz jednak Sehun nie widział palety przeróżnych barw i odcieni; zamiast tego jego oczom ukazał się długi, czarny płaszcz i równie ciemne włosy. Nieznajomy tym samym nie odbijał żadnego z dotychczasowych świateł: zdawał się je chłonąć, a później nimi emitować, bo tak jak Kai dostrzegał osobę Sehuna oraz dzielił z nim kolejne kruche podmuchy dymu, tak tamten zdawał się go nawet nie zauważać. Zwyczajnie schował do kieszeni odzienia wierzchniego dłonie, a później, nie rzuciwszy w stronę Oh nawet jednego spojrzenia, zniknął za drzwiami klubu, pozostawiając po sobie jedynie siarczysty zapach swych perfum.
– Sehun?
Kikut podpalonego papierosa wciąż zwisał spomiędzy pełnych ust, co jakiś czas zasłaniając pole widzenia swego właściciela woalem ostrego podmuchu.
– Sehun...? – Parę pospiesznych mrugnięć. – Mam nadzieję, że właśnie widziałeś Sooyoung, bo w innym wypadku nie wiem, jak wytłumaczysz tę sytuację.
Dokładnie tyle było trzeba, aby Oh zmrużył nieznacznie oczy, zupełnie jakby usilnie próbował sobie coś przypomnieć, a później skierował pełne zastanowienia spojrzenie na siedzącego poniżej chłopaka. Wreszcie uniósł jedną ze swoich dłoni i złapawszy pomiędzy zgrabne palce żarzącego się wciąż peta, usunął go spomiędzy zębów, zaciągając się żrącym dymem.
– Chyba właśnie zobaczyłem dawnego znajomego – odparł, uginając jedną z nóg na tyle, aby się na niej podeprzeć oraz osiągnąć nieco wygodniejszą pozycję. Jongin zaledwie zmarszczył czoło w akcie niemego zapytania.
– Tutaj? W Merkurym?
– Tak sądzę – odrzekł, wciąż jeszcze wpatrując się w wymalowane przed nim wejście do tak znajomego sobie klubu. – Choć najpewniej mi się wydawało. Zbyt wiele tu osób, które mogłyby wyglądać jak on.
– Zapewne masz rację. Nie zmienia to faktu, że chyba powinniśmy się przedstawić.
– Przedstawić? – Widmo spotkania wraz z właścicielem ostrych perfum zmusiło Sehuna do zaciśnięcia ust w cienką kreskę, a wpatrujący się w niego Jongin wzruszył łagodnie ramionami.
– Skoro to twój znajomy, to chyba dobrze byłoby się do niego odezwać, prawda? Ja bym tak zrobił.
Oh pokręcił przecząco głową, dopiero wtedy zdając sobie sprawę, że choć chwilę temu widział nieznajomego zaledwie ukradkiem, to był w stanie z całkowitą pewnością stwierdzić, że na dobrą sprawę nie przypominał nikogo, z kim do tej pory miałby do czynienia. Między innymi dlatego tak niesamowicie mocno przyciągał zmęczone wieczorem oczy Sehuna, tak elektryzująco je przy sobie zatrzymywał, tak mocno wgryzł się w słodkie stronice jego pamięci. Dlaczego więc okłamał Jongina?
Nie był w stanie odpowiedzieć.
Po prostu westchnął spokojnie, raz jeszcze rzucił spojrzenie w stronę roziskrzonego wejścia do klubu, w którego objęciach parę sekund wcześniej zniknęła niewysoka postura nieznajomego mężczyzny, a później przeczesał włosy palcami jednej dłoni. Wśród armii jego wyobrażeń zatańczyło gorejące uczucie fascynacji.
– Chyba powinniśmy niedługo wracać. – Sehun odrzucił od siebie niedopałek dotychczas spalanego papierosa, a następnie przygniótł go ciężką podeszwą swych butów. W wieczornym powietrzu zamigotał ostry zapach siarczystego dymu, acz w tamtej chwili Oh nie był pewien, czy należał on do tego jednego przedmiotu, czy może do wspomnienia wcześniejszej sylwetki, której ruchy wydały mu się przerażająco słodkie. Zupełnie jak zlepki jego wakacyjnych marzeń, kiedy spędzał długie, młodzieńcze noce, wyszukując na platformie wieczornego sklepienia jakichkolwiek śladów Gatsby'ego. – Odezwę się do ciebie jutro. Mam parę rzeczy do zrobienia w związku z przeprowadzką i chciałbym, żebyś mi pomógł. Odwdzięczę się.
W towarzystwie nikłego pożegnania Sehun odepchnął się nogą od skroplonego deszczem krawężnika, a następnie ulotnił się wśród seulskiej nocy, zostawiając po sobie jedynie skrawek iskrzącego się papierosa oraz widmo wypowiadanych pod nosem poematów, które dopiero miał napisać.
*
Mieszkanie pod numerem sto czterdzieści cztery było dość przyjemnym, acz wyjątkowo niewielkim lokum. Oprócz powieszonych na ścianach obrazów, przedstawiających przeróżne widowiska, jakich Oh nigdy nie był w stanie rozszyfrować, miejsce zajmowała nieduża kuchnia, niewiele większy salon oraz sypialnia, w myślach mężczyzny określana mianem swoistego schronu. Co noc czekała na jego ciepłe objęcia, co by wraz z jego powrotem z Merkurego zamknąć go w niewielkiej ekstazie ciepła, podsuwając pod nos owocowy zapach kobiecego szamponu oraz delikatne dłonie, chłonące zimno skóry jego torsu.
Sypialnia była jedynym jestestwem tego mieszkania, które kwestionowało nocne wyprawy Sehuna.
Sooyoung nigdy tego nie robiła.
Swego czasu brunet podejrzewał, że to właśnie dlatego pewnego dnia zwyczajnie przestał ją kochać, aczkolwiek wraz z mijanymi latami doszedł do wniosku, że jej bezinteresowność nie miała żadnego związku z natężeniem miłości, które mu dawała. Pojawiło się to nagle i bez zapowiedzi. Sooyoung pewnego dnia przygotowywała jedno z jego ulubionych dań, stojąc tyłem do połączonego z kuchnią salonu. Sehun siedział na kanapie, szkicując Gatsby'ego i zastanawiając się, czy po ucieczce z jego drewnianego pudełka udało mu się odnaleźć szczęście oraz wolność, jakie zostały mu odebrane w pewną letnią noc przed przyczepą kempingową. I gdy tak szkicował przyozdobione pyłkiem skrzydła niewielkiej ćmy dotarło do niego, że uczucie, które czuł w towarzystwie Sooyoung, było po prostu uczuciem. Niczym więcej. Nigdy nie sprawiało, że pisał poematy, a miłość, jaką niegdyś udało mu się poczuć, pojawiła się dopiero z momentem otrzymania tego jednego swetra. Tego feralnego, ciepłego swetra, w którego odmętach musiała coś ukryć.
Bo gdyby tak nie było, to dlaczego nadal by z nią był?
Myśląc więc po raz kolejny o abstrakcji sytuacji, w jakiej się znalazł, Oh przekręcił klucz w zamku i wszedł w spowitą w ciemności przestrzeń. Nieokreślony powiew musnął męskie dłonie, gdy zamykały za sobą drzwi, a całe litanie wersów tworzyły wyimaginowane zamki w omamionym alkoholem umyśle. Gdyby nie fakt, że była wyjątkowo późna noc, Sehun musiałby spowiadać się nie tylko przed swoją kobietą, ale też przed samym sobą, bo stan, w jakim pojawił się w mieszkaniu, pozostawiał wyjątkowo wiele do życzenia.
Stawiał pytania, na które mężczyzna wtedy nie chciał odpowiedzieć, ponieważ ilekroć przymykał oczy, gdzieś w najskrytszych zakątkach jego umysłu pojawiał się ciemny płaszcz, czarne włosy oraz ten zapach. Ten siarczysty zapach, przywołany pod jego nos na podmuchu zimnego wiatru, jaki akurat w tamtym momencie postanowił zawitać na seulskie ulice.
Mężczyzna więc zdjął ciężkie buty, zsunął z ramion dżinsową kurtkę, a następnie odwiesił ją na prawowite miejsce i sięgnął po butelkę nowego piwa. Gdzieś wśród majaczących w jego głowie myśli pojawiła się zupełnie nowa: nowy wers, nowy rym, nowe połączenie ze sobą nowych słów. Nowe uczucia, których nie czuł do tej pory, a które pojawiły się niczym dawno zapomniane wspomnienia. Jakby gdzieś wśród smaku gorzkiego piwa wyczuł słodkość brokatowego Merkurego, jakiej dzisiaj nawet nie zaznał, a pomimo to, siedząc na krawężniku zaraz przed wejściem do klubu, był pewien piosenek, które wypełniały gorącą przestrzeń. Melodie, których Sehun nie znosił, ponieważ zagłuszały jego myśli, a jednak wciąż do nich wracał. Bez przerwy. Za każdym razem.
Otwierając szklaną butelkę alkoholu, zajrzał ukradkiem do sypialni, notując gdzieś w myślach widok śpiącej dziewczyny. Następnie ściągnął z ramion ciepły sweter i wziął do rąk wyrwaną z notatnika stronę oraz czarny długopis. Dopiero wtedy na powrót opuścił pokój, aby wraz ze znalezieniem miejsca w salonie, spocząć na miękkiej kanapie jedynie w ciemnych spodniach, które wciąż okalały długie nogi.
I zaczynał pisać.
Pisał zazwyczaj po powrotach z Merkurego.
Uważał, że tylko wtedy jego twórczość była słodko błyszcząca.
A taką uwielbiał ją najbardziej.
"Luhan. Zagadałem do niego i powiedział mi, że nazywa się Luhan. O dziwo był tu pierwszy raz. Jesteś pewien, że to jego znasz?"
Ciemne tęczówki powędrowały do podpalonego wiadomością wyświetlacza telefonu. Wbrew swojej woli Sehun przygryzł wnętrze policzka, acz nie zmusił swojej dłoni do sięgnięcia po aparat oraz odpisania Jonginowi. Zamiast tego pozwolił elektronicznym pikselom zamilknąć, chowając gdzieś w odmętach podświadomości wypisane nań litery oraz szkicując następnego ze swoich owadów, niknącego w gęstej ciemności nocy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro