Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

cztery: gogo yubari

tove lo - suburbia

Gogo Yubari było praktycznie tak samo błyszczącym klubem, jak Merkury. Było też równie wypełnione przepychem, mieszanką przeróżnych perfum, świateł oraz dotyków, aczkolwiek zdawało się emitować kolory o wiele bardziej neonowe, niż robił to Merkury. Gogo była pełna klasy oraz wdzięku, Merkury natomiast - zakochanym w niej chłopcem. Być może też stąd wzięło się przeświadczenie, że momenty spędzone w barze Yubari były przełomowo boskie. I zawsze pachniały brokatem.

Sehun zdeptał podeszwą buta kikut palonego do tej pory papierosa. Ciemne kosmyki włosów zwisały niedbale na jasne czoło mężczyzny, nawet jeśli jeszcze parę chwil temu spowijał je gęsty żel, który Oh pożyczył od Jongina. Oprócz tego długie nogi otulały ciemne, dopasowane spodnie, podkreślone ciężkimi butami tego samego koloru, a maszty męskich ramion zdobiła koszula, jakiej najwyższe guziki zostały niedbale rozpięte. Tak samo ciemna oraz elegancka jak reszta ubioru mężczyzny. I okulary, aktualnie skraplane seulskim oraz wyjątkowo chłodnym deszczem.

Oh skłamałby mówiąc, że do tej pory nie szumiało w jego głowie wspomnienie wczorajszego alkoholu. Połyskiwało, brzęczało i chwilami wypełniało uszy mężczyzny nieprzyjemnym piskiem, którego uciszenie w tamtym momencie znajdował w szumie neonowego szyldu. Przyjemny dźwięk pełen technologii iskrzył zaraz nad głową wysokiego mężczyzny, gdy ten z zakorzenionym w oczach oczekiwaniem spoglądał na pokrytą w ciemności ulicę. Miał świadomość, że najpewniej większość zaproszonych ludzi znajdowała się w środku neonowego baru Gogo Yubari, acz osobiście odnajdywał ciche spełnienie w staniu na krawężniku chodnika oraz wyszukiwaniu wzrokiem Jongina. Głuchy odgłos padającego deszczu raz po raz stukał o markizę klubu, pod którą też schronił się Sehun, a ciepły oddech, uciekający spomiędzy męskich warg, osiadał się delikatną mgiełką na zimnym powietrzu. Oprócz tego wszystkiego Oh czuł okruszki pełnego nadziei szczęścia. Uczucie w jego klatce piersiowej raz jeszcze przypominało to tak dobrze mu znane obijanie się owadów o fakturę jego żeber, aczkolwiek teraz nie było ono irytujące. Teraz czuł, jakby w środku jego serca znajdował się tylko i wyłącznie Gatsby, trzepocząc niewielkimi skrzydełkami w rytm uderzeń jego serca. Jakby nie było nic oprócz niego.

– No witam. Gotowy na show?

Głos Jongina dobiegł go zza rogu deszczowej uliczki, a kiedy Sehun skierował wzrok na przyjaciela, pozwolił delikatnemu uśmiechowi rozświetlić też jego twarz. Jongin - jak zwykle - zaczesał włosy ku tyłowi, jednak w odróżnieniu do tych należących do Sehuna, jego dzielnie trzymały się nadanej im formy. Szerokie ramiona spowijała satynowa koszula, niesamowicie podobna do tej Oh, a nogi otulały dżinsowe spodnie. Jongin błyszczał wśród nocy. W jednej ręce trzymał paczkę Winstonów, w drugiej - podniszczony pracą w warsztacie telefon. Gdyby brunet nie wiedział, w jaki sposób Kai spędził ostatnią noc oraz jak wiele alkoholowych łyków w siebie wrzucił, pomyślałby, że stoi przed nim nowonarodzony osobnik, o twarzy pociągniętej barwami szczęścia i chęci do pewnego show, o jakim z taką namiętnością wspomniał.

– Coś późno się pojawiłeś – skomentował Sehun, zwilżając usta językiem. Kim skinął głową w akcie potwierdzenia usłyszanych słów, po czym finalnie skierował się w stronę wejścia do klubu.

– Byłem jeszcze po fajki. No i nie spodziewałem się, że będziesz na mnie czekał – odparł, wzbogacając swą wypowiedź o salwę szczerego śmiechu. Oh jedynie westchnął pod nosem.

– Nie sądzę, abym kogokolwiek w środku kojarzył. Nie chciałem, żeby było niezręcznie.

– Szkoda – skomentował Kai, schodząc parę stopni w dół po ciemnych schodach. Sehun rzadko kiedy pojawiał się w Yubari, ślubując tym samym wierność Merkuremu, dlatego też schowane pod poziomem ulicy drzwi skomentował niemym zainteresowaniem. Jongin w tym czasie nacisnął na klamkę głównego wejścia, pozwoliwszy neonowym promieniom zatańczyć na blondzie jego włosów. – Że nie wszedłeś, oczywiście. Szkoda.

– Dlaczego?

– Spodobałoby ci się.

I w towarzystwie pełnego obietnicy śmiechu, Kai pogrążył się w cieple roziskrzonego baru, prowadząc za sobą przyjaciela.

W jednej chwili w twarz bruneta uderzył przepych oraz wypełnione radością powietrze. Wokół połyskiwały kolejne neony, przedstawiające przeróżne cytaty, kształty broni, skrzydeł, gwiazd oraz ogromu retro postaci, podczas gdy z sufitu zwisały szklane kule, odbijające arie jarzących świateł oraz chłonące odbicia bawiących się pod nimi osób. I gdy tak wędrował wraz z Jonginem przez sylwetki otaczających go ludzi, kierując się w stronę schowanego na tyłach pomieszczenia, pomyślał, że jeśli miałby przypisać uczucie beztroski do jakiegokolwiek momentu w jego życiu, przypisałby je właśnie do tego. Kiedy owady w jego głowie ucichły pod dźwiękiem muzyki, a łaknące jakiejś niezidentyfikowanej rzeczy koniuszki palców w końcu dały za wygraną, pozwalając tym samym mężczyźnie na wzięcie głębokiego oddechu, przepełnionego słodkim szczęściem.

Czuł się wtedy jak Wielki Gatsby, uwięziony w uścisku jego drewnianego pudełka. Teraz tym pudełkiem była Gogo Yubari. A biciem serca, niegdyś należącym do niego samego - odgłos przepełniającej klub muzyki.

Gdzieś wśród wierszy swoich własnych myśli oraz niewypowiedzianych słów, Sehun i Kai przebrnęli przez spowity w zabawie klub, finalnie kończąc na ciemnych drzwiach, jakie Oh zauważył już wcześniej. W jednej chwili płynąca z głośników muzyka zmienił swe brzmienia, a idący przed Sehunem blondyn wydał z siebie powitalny okrzyk, już po chwili lądując w ramionach znajomych. Nowe twarze mężczyzn oraz kobiet zatańczyły pośród radosnych uczuć, podchodząc najpierw do Kim, a później do samego Oh.

Brunet mógłby poprzysiąc, że nawet otrzymał znikomy pocałunek, złożony gdzieś na jego policzku. Kai skomentował to jedynie cichym śmiechem, a nieznajoma Sehunowi kobieta, która jeszcze chwilę temu stała obok, jedynie rzuciła krótkim "cześć!", zupełnie jakby podobne powitanie było w Gogo Yubari czymś przytłaczająco normalnym.

Zapewne faktycznie tak było.

Bo kiedy Sehun omiótł spojrzeniem siedzące na długich kanapach towarzystwo zauważył, że wszyscy byli ze sobą wyjątkowo blisko, podając sobie wzajemnie ciemne mikrofony oraz przygotowując się do odśpiewania następnych wersów piosenki. Oprócz tego ogół pomieszczenia był spowity w niebieskim świetle. Na migającym wyświetlaczu pojawiały się coraz to nowsze słowa, a grająca w takt muzyka była nieco cichsza od tej wypełniającej resztę klubu.

Oh więc uśmiechnął się pod nosem.

Dotarł do niego siarczysty zapach alkoholu, ciężkiego powietrza oraz perfum. Tych ostrych.

Jednym głębokim westchnieniem pozwolił ów woni zatańczyć gdzieś z tyłu jego głowy, otulając schłodzony wieczorem kark i skrywając się pod rozpiętymi guzikami koszuli. Boże, te kurewsko cudowne perfumy.

W ułamku sekundy poczuł, jak dotychczas spokojne serce przyspieszyło nieco tempa, aby z cichą desperacją rozejrzeć się po kątach pomieszczenia, do jakich jeszcze nie zawitały okruchy jego uwagi. Ciemne tęczówki przemknęły po wyświetlaczu telewizora, zasłoniętych roletach przy oknach, raz jeszcze po platformie kanapy i w końcu po wypełnionych neonami ścianach.

Wtedy Sehun wstrzymał na moment oddech.

Był tam.

Luhan.

Stał pod jedną z ciemnych ścian, trzymając w niewielkiej dłoni butelkę tego samego gorzkiego piwa, które Oh tak okrutnie uwielbiał. Czarne włosy podskreślały bladą twarz, równie ciemna koszulka otulała męski tors, a dopasowane spodnie wędrowały swym jestestwem aż do ciężkich butów, jakie skrywały szczupłe kostki mężczyzny. Sehun dojrzał na jego nadgarstku zegarek, spod krótkiego rękawa koszulki wystawał zalążek tatuażu, a roześmiane oczy wyrażały głębię szczerego szczęścia, które zanim zdołało zostać odwzajemnione przez samego Oh, spotkało się z ukrytą w męskim umyśle zazdrością. Luhan nie uśmiechał się do niego. Stał oparty o ścianę w towarzystwie innego mężczyzny, jaki też zmusił wpatrującego się w ich parę bruneta do wyszeptania siarczystego przekleństwa.

Raz jeszcze poczuł się dokładnie jak wtedy, kiedy spotkali się w niewielkiej pralni, a jakaś niewidzialna siła ciągnęła go w dół, zupełnie jakby chciała go zmusić do uklęknięcia przed wtedy jeszcze nieznajomym sobie mężczyzną. Teraz zdawało się to dziać raz jeszcze. Tym razem jednak w towarzystwie zazdrości, abstrakcyjnie wymieszanej z niemoralnym wręcz poziomem szczęścia.

– Piwo? – Usłyszał męski głos zaraz obok siebie. Resztkami świadomości przypisał to pytanie do Jongina, więc oderwał spojrzenie od obecnego niedaleko Luhana i spojrzał na stojącego przy nim przyjaciela. – Mają tu też jakieś śmieszne drinki. Jak coś.

– Dzięki – odparł na płytkim oddechu i odebrawszy od mężczyzny butelkę alkoholu, pociągnął z niej spory łyk. Gdzieś w tle usłyszał początek kolejnej piosenki oraz nieprzyjemny odgłos przekładanego z rąk do rąk mikrofonu. – Akurat sam miałem po coś skoczyć.

– Jasne, że miałeś. – Jongin uniósł brwi ku górze, a następnie wzbogacił wyraz swej twarzy o szeroki uśmiech. – Tak czy inaczej, jeśli faktycznie będziesz po coś skakał w najbliższej przyszłości, to wiesz, gdzie jest bar.

– Mhm.

– Tym wąskim korytarzem do końca.

– Wiem.

– No to super.

Kai raz jeszcze obdarzył przyjaciela jednym z bardziej szczerych uśmiechów, a później stuknął swoim piwem o to, które wręczył brunetowi. Następnie poklepał go w przyjacielskiej manierze po plecach, dorzucił jeszcze jedno "i spróbuj się dzisiaj dobrze bawić, okej?", co by na sam koniec zniknąć wśród śpiewających na kanapie osób.

Wtedy też Sehun powrócił spojrzeniem do Luhana.

Teraz jednak różnica była taka, że Luhan zdawał się patrzeć na niego pierwszy. I to, nagle dotarło do świadomości Sehuna, robił to od jakiegoś czasu. Obecny przy nim mężczyzna nadal zajmował to samo miejsce, opierając się nonszalancko prawym ramieniem o twardą ścianę oraz jakby w zupełności nie przejmując się faktem, że oczy jego towarzysza nie były zwrócone ku niemu. Świdrowały stojącego nieopodal Sehuna, a niemy kontakt wzrokowy sprawił, że Oh mimowolnie napiął mięśnie. Następnie sam oparł się bokiem o framugę otwartych drzwi, jakie prowadziły wąskim korytarzem aż do wspomnianego przez Jongina baru, i podniósł butelkę gorzkiego piwa do warg, finalnie pociągając z niej spory łyk.

Ciemne tęczówki ani na sekundę nie uciekły spod badawczego spojrzenia Luhana, a kiedy na powrót zbiły się w intensywnym kontakcie niewypowiedzianych słów i gestów, Oh dojrzał coś jeszcze. Wśród delikatnych rysów twarzy majaczył wyjątkowo niedostrzegalny uśmiech, raz po raz niknący pod tą samą intensywną powagą, jaka spowijała blade usta aż do tej pory.

Sehun więc również nie wystosował żadnej jakkolwiek pozytywnej reakcji.

Zamiast tego zmrużył nieznacznie oczy, zupełnie tak, jak zrobił wczorajszego wieczoru, gdy leżał wsparty o oparcie kanapy oraz studiował leniwie szary sufit swego starego mieszkania, i dopiero wtedy poczuł, jak rzeczywistość powoli wraca pod podeszwy jego butów. Parę zagubionych dusz minęło go w wejściu do korytarza, przepychając się w towarzystwach cichego śmiechu oraz pytając Sehuna, czy nie chciałby iść się z nimi napić. Oderwawszy więc wzrok od niewysokiego chłopaka, Oh spojrzał na niższą od siebie blondynkę, a później - wciąż czując ciepły podmuch spojrzenia Lu - obdarzył ją delikatnym uśmiechem.

I choć był to pierwszy raz w swoim życiu, kiedy widział tę niewielką personę na oczy, sunąca jego żyłami odwaga oraz ta dobitna zazdrość sprawiły, iż nachylił się nad jej uchem oraz mruknął parę przyciszonych słów.

Odmówił.

Ale Luhan nie musiał o tym wiedzieć.

Gdzieś w odmętach swojej podświadomości Oh uciszył pełen moralności głos, jaki krzyczał i tupał nogami, domagając się choć ułamka jego uwagi. Multum pytań, sunących po ciemnych włosach mężczyzny oraz osiadających się na śliskim materiale jego koszuli, wtedy zostało schowane pod pełen złości dywan, i choć Oh świadomie nie chciał dać sobie ani chwili na zastanawianie się, dlaczego robił wszystkie te rzeczy, to w głębi duszy czuł ten nieprzyjemny rodzaj zagubienia. Ten sam, który towarzyszył mu niezmiennie aż od feralnego spotkania w pralni.

Koniec końców, dlaczego przepełniający go aktualnie gniew w ogóle miał prawo w nim istnieć?

Skąd wzięła się zazdrość oraz uraza męskiej dumy, tak realnie dotychczas górującej nad wszelkimi uczuciami, jakich Oh nie chciał czuć?

I dlaczego, do cholery, wszystkie te okruchy były pobudzane do życia przez Lu, a nie przez osobę, która miała do tego pełne oraz wyłączne prawo?

W tamtej chwili Sehun tłumaczył sobie całą tę gamę uczuć jednym, dobitnym stwierdzeniem: Luhan do niego nie napisał. Nie zadzwonił. Nie dał znaku życia. A przecież powinien. To jemu Oh zostawił w tamten wieczór swój numer, dla niego okłamał Jongina, oddalił się od Sooyoung i dla niego codziennie obserwował niewielki lokal, szukając wśród bladego światła ciemnych kosmyków jego włosów. Dlaczego więc dopiero teraz zdawał się go zauważać? Świdrować wzrokiem aż do momentu, w jakim zdawało się to praktycznie boleć, a sam Sehun nie mógł powstrzymać prymitywnych gestów w stronę innych osób, mających na celu jedną niesamowicie ważną rzecz: aby teraz to Luhan poczuł się w ten sam sposób.

Wtedy Oh nie dostrzegał abstrakcji sytuacji, w jakiej się znalazł.

Nie kwestionował swych odczuć względem osoby, którą widział zaledwie trzeci raz na oczy, a z jaką wymienił dopiero parę marnych słów. Wtedy myślał umysłem schowanego pod powłoką szerokich ramion poety, przypisującym Lu miano niewielkiej obsesji, której przecież nie znał w ogóle, a jednak pisał o niej od zawsze.

Wtedy to Luhan był zamkniętą w pudełku ćmą.

A Sehun odnajdywał w tym niewielkim fakcie przedziwny rodzaj głuchej satysfakcji.

Zwilżywszy więc wargi koniuszkiem języka, Sehun dopił pozostawiony w butelce trunek i w chwili, w której niedbale miał odłożyć przedmiot na stojący niedaleko stolik, to Luhan wykonał spokojny ruch. Oderwał spojrzenie od oczu Sehuna, powiedział coś do towarzyszącego mu mężczyzny, na co ten skinął głową w towarzystwie bladego uśmiechu, a później skierował się w stronę samego Oh. Dotychczasowa odwaga umknęła pod szybsze bicie serca mężczyzny, aczkolwiek ta jedna reakcja nie spotkała się z żadnym odwetem ze strony Luhana.

Niższy mężczyzna zwyczajnie przemierzył nieduże pomieszczenie, a następnie minął Sehuna w wąskim przejściu i spokojnym krokiem skierował się w stronę baru.

Nie spojrzał na niego nawet na ułamek sekundy.

Sehun natomiast obrócił głowę o parę celi w bok, kątem oka szybując za pozostawionymi przez niższego perfumami oraz nieświadomie biorąc jeden o wiele zbyt głęboki oddech. Siarczysty zapach pomknął zmysłami starszego z mężczyzn, aby już w następnej chwili sprawić, że sam Oh przymknął oczy w leniwej manierze, a później odepchnął się od stabilnej faktury ściany.

Ostatnie, co słyszał nadzwyczaj normalnie, była śpiewana w niedużym kąciku karaoke piosenka, jaka z podmuchem alkoholowego upojenia pomknęła za osobą Sehuna, idącą wzdłuż tego samego wąskiego korytarza, co Luhan. Wbrew swojej woli odniósł wrażenie, że dla Lu całość wcześniejszych gestów nie była nacechowana taką potrzebą, co dla Sehuna, co spowodowało wyjątkowo widoczną oznakę niezadowolenia, malującą się wśród męskich rysów twarzy. Pomyślał nawet, że chłopak nie odczuł przyspieszonego bicia serca, nie zanotował pełnego ciężkości kontaktu wzrokowego oraz wstrzymał płytkiego oddechu w momencie, w którym mijał Oh. I gdy tak myślał o reakcjach Luhana, o jego pełnym spokoju uśmiechu oraz braku zainteresowania osobą bruneta, Sehun zwolnił kroku aż do momentu, w którym zmusił długie nogi do zatrzymania się w miejscu. Wtedy też zagryzł lekko dolną wargę, wsunął dłonie do kieszeni spodni i wbił spojrzenie w wymalowany na końcu korytarza bar.

Dopiero po upływie paru dłuższych chwil zobaczył tak upragnioną do zanotowania sylwetkę oraz dwie butelki doskonale znanych sobie piw, jakie obejmowały niewielkie dłonie.

I choć Luhan wcale nie musiał podchodzić tak blisko Sehuna, aby finalnie zatrzymać się po drugiej stronie niedużego korytarza i obrócić plecami do stojącej za nim ściany, to jednak to zrobił. Oh więc powtórzył jego ruchy, dzięki czemu raz jeszcze wpatrywali się w siebie nawzajem, stojąc naprzeciwko siebie oraz - zdaniem Sehuna - chłonąc już znacznie mniejszą przestrzeń, która wciąż pozostawała między ich sylwetkami.

– Luhan, prawda? – Po raz kolejny Sehun odniósł wrażenie, że to nie on się odezwał, a raczej ktoś wbrew jego woli zasiadł za jego gardłem oraz pociągnął za struny głosowe. Ton jego wypowiedzi diametralnie różnił się chociażby od tego, którego używał w towarzystwie jakiejkolwiek innej osoby; słodko przyciszony, nieco głębszy oraz pewniejszy od tego, jakim uraczył Lu wśród szumu wiekowych pralek. - Z pralni?

– Sehun – odpowiedział mężczyzna, darząc swojego towarzysza leniwym uśmiechem. – Z dwumasztowca.

Dopiero wtedy Oh zauważył bezlitośnie towarzyszące mu napięcie mięśni, jakie zelżało jednak pod wpływem cichego śmiechu. Wypełniająca korytarz ciemność przecięta była jedynie słabym światłem, pochodzącym z neonowego oświetlenia baru, oraz tym znajdującym swój początek w pokoju karaoke, acz nawet pomimo to Sehun dojrzał delikatne iskierki, tańczące wśród brązu tęczówek Luhana, oraz spokojny uśmiech, którym został obdarzony. Kurwa, ten uśmiech.

– Nie spodziewałem się tutaj cię zobaczyć. Jongin cię zaprosił?

– Tak, tak – potwierdził skinieniem głowy Lu. – Domyślam się, że ciebie też?

– Jongin to mój dobry przyjaciel. – Szczere wyjaśnienie zatańczyło na nikłej przestrzeni, dzielącej dwóch mężczyzn, kiedy niższy z nich uniósł lekko brwi ku górze. Następnie skomentował to cichym "och", zupełnie jakby ta informacja była dla niego zaskakująca, aczkolwiek zanim zdążył o to zapytać, Sehun zwilżył językiem blade usta. – Ale aż do wczoraj nic o karaoke nie wiedziałem.

– Zupełnie jak ja. Fakt faktem, poznałem Jongina dopiero parę dni temu, kiedy poprosił mnie o numer w klubie, ale Yixing mówi, że kiedyś o nim słyszał. Wspólni znajomi, czy coś w ten deseń.

Tym razem to Sehun uniósł brwi w niemym zapytaniu, jednak w głębi duszy postanowił nie drążyć tematu nowego nieznajomego. Dopisał jedynie ów nowe imię do osoby mężczyzny, jaki uprzednio rozmawiał z Lu w pełnym rozśpiewanych osób pomieszczeniu, a później wskazał lekkim skinieniem głowy na trzymane przez chłopaka piwa. Han wystosował wyjątkowo ciepły uśmiech.

Yeah, jest tutaj ze mną – odparł, jakby czytając w myślach swego towarzysza. – Ale nie sądzę, aby się dobrze bawił. Już chyba pięć razy zapytał mnie, kiedy będziemy wracać – dodał jeszcze, wzbogaciwszy swą wypowiedź o cichą salwę śmiech.

Oh zaledwie uniósł kąciki ust ku górze.

– A ty? – zapytał po krótkim ułamku chwili, obserwując, jak Lu uwalnia jedną z rąk spod ciężaru piwa, dzięki czemu teraz obie butelki znajdowały się w mocnym uścisku palców jednej dłoni. – Jak się bawisz?

– Jeszcze nie bawię się w ogóle. Nie tak dawno przyjechaliśmy i, szczerze, nie zdążyłem wypić na tyle, by bawić się jakkolwiek w porządku na karaoke.

– Nie przepadasz za karaoke?

– Ani trochę. Ale Jongin nalegał – wyjaśnił, wysuwając z tylnej kieszeni dopasowanych spodni telefon. Alkohol zachybotał się niebezpiecznie wśród szczupłych palców chłopaka, kiedy ten odblokował na chwilę ekran oraz spojrzał na wyświetloną nań godzinę.

– Cóż, na pewno potrafi być uparty.

Luhan pozwolił sobie na szczery śmiech, jaki zadomowił się pomiędzy myślami Sehuna, a później odstawił telefon na swoje wcześniejsze miejsce. Oh odniósł wrażenie, że Lu wcale nie sprawdził aktualnej pory poprzez nieme zaciekawienie, a raczej zdawał się czegoś wyczekiwać.

– Ciebie też do tego zmusił? – zapytał po chwili niższy z mężczyzn, a biegające pośród czerni jego tęczówek piksele teraz ustąpiły miejsca przygaszonym neonom. Wtedy też Luhan wrócił spojrzeniem na twarz Oh.

– Nie musiał. – Szczera odpowiedź wypłynęła spomiędzy ust bruneta, gdy on sam schował dłonie do kieszeni spodni. Poczuł nikłe łaskotanie śliskiego materiału koszuli, kiedy ten zbił się z ciepłem jego skóry i sprawił, że Sehun na chwilę zapomniał o fakcie bycia na jakiejkolwiek imprezie. Wydawał się za to szybować nad ich głowami, pozostawiwszy nań swoją sylwetkę. Czuł się lekko, po prostu. Jak obłok. – Od jakiegoś czasu potrzebowałem się wyrwać.

– Brzmisz teraz jak ja – Luhan zaśmiał się cicho, aby w towarzystwie szerokiego uśmiechu przymusić swojego towarzysza do chwilowego wstrzymania oddechu. – Z tym wyjątkiem, że ciężko jest mi się wyrwać samemu.

– Co masz na myśli?

Lu po prostu się uśmiechnął, a później złapał dolną wargę pomiędzy rzędy równych zębów. Jakimś sposobem ten jeden gest wyrył się Sehunowi w pamięci w tak drastycznych szczegółach, że lekki rodzaj strachu na krótki moment przykrył tak usilnie utrzymywany do tej pory spokój. Jego towarzysz jednak nie rozwinął rozpoczętego przez samego siebie tematu. Zwyczajnie uniósł jedną z trzymanych butelek ku górze, uprzednio przekładając ją do wolnej ręki, oraz odepchnął się plecami od nagrzanej swym jestestwem ściany.

– Powinienem już wracać. Yixing zapewne zastanawia się, gdzie zniknąłem. Choć, tak między nami, mam wrażenie, że bardziej niepokoi się o swoje piwo, niż o mnie. – I to mówiąc, uśmiechnął się raz jeszcze, a później skierował się w stronę kącika karaoke.

Dotychczas spokojne myśli Sehuna w jednej chwili obudziły się ze stoickiego snu, zupełnie jak stado niewielkich ciem, które tak adorował, a później posunęły jego żyłami i mięśniami, pobudzając je pełną uczucia adrenaliną. Niewiele myśląc, Oh również odepchnął się od ściany i wystosował niegłośne "Luhan?", sprawiając, iż tamten zatrzymał się w pół kroku. Następnie odwrócił się przodem do Sehuna, a gdy ich oczy ponownie spotkały się w pełnym wyczekiwania kontakcie wzrokowym, wyższy z nich zacisnął na krótką chwilę usta w cienką kreskę.

– Gdybyś kiedyś raz jeszcze odczuł potrzebę wyrwania się, to wiesz, gdzie mnie znaleźć.

Lu zmarszczył czoło pod niemym zapytaniem.

– Och. Na dwumasztowcu? – odparł, aczkolwiek minęła kolejna długa minuta, zanim delikatne rysy twarzy rozświetlił uśmiech. W głębi duszy Oh usłyszał ciche zapewnienie odpowiedzi na zadane przez siebie pytanie, czując w koniuszkach palców, że wcale nie musiał przypominać Luhanowi o swoim numerze telefonu. Z jakiegoś powodu czuł tę pewność całym sobą.

Skinął więc jedynie głową w akcie potwierdzenia, co by finalnie pozwolić towarzyszącemu mu wciąż mężczyźnie zaśmiać się pod nosem, unieść jedną z butelek w formie toastu i zniknąć w ramionach wyśpiewywanych piosenek, których Oh tak nienawidził.

*

Reszta nocy minęła w taki sam sposób, w jaki Sehun przewidział, że będzie mijać: raz po raz wlewał w siebie łyki gorzkiego piwa, wtórując przy tym Jonginowi oraz każdej jednej duszy, jakiej nie znał, a jaka lgnęła do jego osoby w wyjątkowo słodkiej manierze. Nie robił jednak tego Luhan.

Luhan czasami spoglądał na Oh, innymi razy nie patrzył na niego w ogóle. Przez większość czasu po prostu egzystował w towarzystwie opatrzonego rażącym słowem "Yixing" mężczyzny, jaki - ku niezadowoleniu Sehuna - zdawał się chłonąć osobę Lu oraz ją przygaszać. Zupełnie jakby łapał go między dłonie, a później chował w niewielkim pudełeczku, nie dając szansy na rozwinięcie.

I choć wtedy Sehun nie dostrzegał równoległości sytuacji, której był świadkiem oraz tej, o jakiej marzył, to czuł, że coś ulegało powolnej przemianie w uścisku Gogo Yubari. Nie był jednak pewien, czy wspomniana zmiana dotyczyła jego samego, czy może tej niewielkiej sylwetki, schowanej pod czernią gęstych włosów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro