03
Bakugō Katsuki nie należał do osób cierpliwych. I było mu z tym dobrze. Nie szukał powodów, nie próbował się usprawiedliwiać. Zwyczajnie taki miał charakter. I tyle.
Był też odrobinę nerwowy, może również nieco zapatrzony w swoją osobę. Łatwo tracił panowanie i nie każdy człowiek na Ziemi darzył go sympatią.
Wiedział to wszystko doskonale, ale równie doskonale zdawał sobie sprawę także i z faktu, że nie obchodzi go to w najmniejszym stopniu. Co go interesowało zdanie innych? Tak, miał wady. Nawet jeżeli był lepszy niż inni, nie zaliczał się jeszcze do ideałów. Trudno. Nigdy nie miał z tym problemu, bo i tak był przecież wyjątkowy... chyba że na horyzoncie pojawiał się ten kretyn z głupią fryzurą.
Chłopak, który mimo wyraźnie okazywanej niechęci blondyna, starał się tak usilnie stać jego przyjacielem. I, cholera by to, udało mu się.
Oczywiście, Katsuki nigdy nie powiedziałby tego na głos. Ba! Nigdy nie przyznałby tego nawet przed samym sobą, w myślach.
A to, że byli teraz w tej głupiej kawiarni tylko we dwóch, w dniu wolnym, nic nie znaczyło.
Absolutnie nic.
— Ej, Bakugō, to co zamawiamy? — Kirishima oderwał wzrok od menu i przeniósł go na przyjaciela, nieco pochylając się w jego kierunku.
— A skąd ja mam wiedzieć? — fuknął ten w odpowiedzi, odwracając głowę w bok.
Jego wzrok spoczął na tej podejrzanej blondynie, siedzącej przy znajdującym się niedaleko stoliku. Wydawało mu się, czy ona właśnie spuściła wzrok na telefon, wcześniej wlepiając go w niego? Albo jeszcze gorzej – w Eijirō?
Poczuł jak świerzbią go palce. Gdyby tak--
— Hm, ciasto rewolucji brzmi dobrze. Co myślisz, Bakugō? — Drugi z nastolatków, dalej wpatrując się w kartę deserów, zwrócił jego uwagę, ratując nieznajomą.
Wzruszył ramionami.
— Jak tam sobie chcesz, mam to gdzieś.
— Oj, no weź, bro! Przyszliśmy tu odpocząć i spędzić miło czas, wyluzuj trochę.
Co prawda, Kacchan został do Elfik zaciągnięty na siłę, pod pretekstem długu Kirishimy, jaki ten miał wobec jasnowłosego za pomoc w nauce, jednakże w ogólnym rozrachunku, chłopak rzeczywiście miał rację. Byli w tym miejscu żeby złapać oddech; po tygodniach ciężkiej pracy w szkole, zasługiwali przecież na chwilę przerwy.
Tak, nadeszła pora by przestać się przejmować. Na moment.
Z niechętną rezygnacją wziął do ręki menu i przewertował szybkim spojrzeniem pozycje widniejące na pierwszej stronie. Już miał przerzucić kartkę, gdy zatrzymał się na daniu zwanym królem eksplozji.
Zmarszczył brwi. Zaraz, zaraz...
— Są już panowie gotowi do złożenia zamówienia? — Świergot kelnera po raz kolejny urwał myśli Katsukiego, na co chłopak sapnął zdenerwowany. Czy naprawdę nikt tu mu nie da dokończyć?!
— Nie wiem jak się ma sytuacja z Bakugō, ale ja poproszę... hm, smocze serce! Brzmi męsko!
A co z tym twoim głupim ciastem rewolucji?
Blondyn powstrzymał się przed pytaniem. W końcu w ogóle obchodziła go odwiedź. Wcale, a wcale.
Poczuł na sobie dwa wyczekujące spojrzenia i wzruszył w odpowiedzi na niezadane pytanie ramionami.
— Cokolwiek, może być to samo.
Naprawdę miał to gdzieś, zwłaszcza, że i tak nazwy nic nie mowiły o samym jedzeniu. W końcu jaki smak miałyby mieć... dajmy na to, lody Marceliny? Bez sensu.
Tymczasem obsługujący ich szatyn kiwnął głową i po krótkim ukłonie, ruszył w kierunku kasy i zaplecza.
Zapanowała cisza.
— Raaaju, ale się cieszę, że mamy ten kupon! — Kiri uśmiechnął się szeroko, patrząc na niego ze skrzącą radością w oczach.
Katsuki usłyszał pisk gdzieś z boku.
— Co nie, Bakugō? — wciąż się szczerzył, cholera. Czemu wyglądał przy tym tak pięknie?
Chłopak był zmuszony odwrócić wzrok, co za dużo to niezdrowo. Nikt nie potrafił patrzeć w słońce zbyt długo.
— Bakugō?
Zetknął kątem oka. Czerwonowłosy wydawał się... smutny. Kacchan natychmiast wymierzył sobie mentalnego kopniaka, po czym skarcił się za to w myślach. Co on najlepszego wyprawiał? Od kiedy to zaczął aż tak przejmować się cudzym samopoczuciem?!
Wściekły na siebie, wbił spojrzenie w stół. Głupi Kirishima. Dlaczego musiał się tak uśmiechać i mieszać mu w głowie? Głupi, głupi, głupi.
— Nieważne — warknął — Zamknij się, zabiję cię.
Ejirō odetchnął z wyraźną ulgą.
— A już się bałem, że coś jest nie tak.
________________
elo mordy, zobaczcie co znalazłam w rozdziałach nieopublikowanych.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro