Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14: Przyjaźń


„Nie sposób odwołać przykrych słów, choćby się ich potem żałowało.” – Kubuś Puchatek, Walt Disney

Kolejnego dnia, gdy zadzwonił budzik ledwo otworzyłam oczy. Po naszej wieczornej rozmowie z Karolem nie zmrużyłam oka, kręciłam się jedynie z boku na bok, rozmyślając. Przytuliłam się do niego, mówiąc mu, że powinien już wstać. Zamruczał przyjemnie i przyciągnął mnie bliżej do siebie. Uśmiechnęłam się do siebie.

— Hej, musimy już wstawać — zaprotestowałam żartując i odepchnęłam się od niego lekko.

— A co mi zrobisz na śniadanie? — Pocałował mnie w czoło i jeszcze mocniej się we mnie wtulił.

— A może, co ty mi zrobisz na śniadanie? — zapytałam bojowo.

Zaśmiał się gardłowo i podrapał mnie po policzku swoim długim zarostem.

— Jesteś idealną żoną i na pewno zrobisz mi dzisiaj idealne śniadanie.

Wywróciłam oczami. Idealna żona. Czasem naprawdę nie miałam siły, żeby się z nim spierać. Wyplątałam się z jego uścisku i ruszyłam do kuchni, by móc wstawić wodę na herbatę. Przeciągnęłam się jeszcze w progu i ruszyłam do ataku. Przygotowywanie śniadania pozwoliło mi na odgonienie natrętnych myśli, krążących wokół Karola i dziecka. Nadal nie mogłam uwierzyć, że zaproponował zaprzestanie starań. Miałam nadzieję, że to tylko chwilowe zwątpienia, a za miesiąc spróbujemy ponownie. A może inseminacja się uda i szybko zapomnimy o całej sprawie?

Nawet nie zauważyłam, gdy czule mnie objął i pocałował w policzek.

— Super pachnie — szepnął mi do ucha.

Przesunął dłonie po mojej tali i usiadł do stołu. Wyciągnął telefon i zaczął przeglądać portale społecznościowe.

— No nie wierzę! — wybuchnęłam od razu, aż podskoczył w miejscu.
Spojrzał się na mnie zdezorientowany, nie rozumiejąc mojej reakcji.

— Telefon przy śniadaniu? Jaka była umowa? — przypomniałam mu, a on zaśmiał się cicho i posłusznie schował smartfona do kieszeni.

Złożył ręce na klatce piersiowej i zadowolony odchylił się na krześle. Przez chwilę przyglądał mi się w skupieniu, a potem głośno się zaśmiał, poprawiając swoje rozczochrane włosy.

— Ślicznie wyglądasz jak się gniewasz.
Zmarszczyłam nos, zaciskając mocniej zęby, udając obrażoną.

— Nie gniewam się — zachrypiałam, ale nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.

Reszta poranka upłynęła nam na miłej pogawędce, w której żadne z nas nie zamierzało podejmować nocnego tematu.

~*~

— Co tutaj robisz? — zapytałam od razu, gdy przed pobliską piekarnią zobaczyłam Bartka.

Trzymał ręce w kieszeni kurtki i lekko drżał od październikowego chłodu. Co chwilę poprawiał włosy, które targane przez wiatr wywijały się we wszystkich kierunkach. Gdy mnie zobaczył, chrząknął cicho i lekko się uśmiechnął.

— Czy zawsze już będziesz mnie tak witać? Tak jak wtedy w bibliotece. — Podszedł bliżej, ale nieznacznie się odsunęłam. — Chciałem porozmawiać.
Spuścił wzrok i przygryzł nerwowo policzek. Gdzie się podział pewny siebie Bartek? Wykonał niezorganizowany ruch rękoma, szeleszcząc kurtką i strasząc tym przechodzącą obok staruszkę z psem.

— O czym? — zapytałam, by dać sobie więcej czasu na odpowiedź.

Nie wiedziałam co myślał, w końcu ostatni raz jak się widzieliśmy wybiegłam w popłochu z jego mieszkania. Na samo wspomnienie tego wydarzenia, lustrujących mnie piwnych oczu i tego napięcia między nami, poczułam ukłucie w podbrzuszu.

— Chciałbym cię przeprosić. Nie powinienem cię całować.

— Nie całowaliśmy się — syknęłam, podchodząc do niego bliżej i rozglądając na boki.

Jeszcze tego mi było trzeba, żeby usłyszeli wszystko sąsiedzi i roznieśli plotki po całym miasteczku. Gdyby Karol się dowiedział, miałabym większą awanturę niż ostatnio. Jeszcze gorzej jakby dowiedziała się o wszystkim Staszakowa. Matka Bartka na pewno po raz kolejny próbowałaby wrzucić mnie w jego ramiona, nawet kosztem mojego małżeństwa.

— Dobrze, dobrze. — Podniósł ręce do góry w obronnym geście. — To ja chciałem cię pocałować, ale uwierz mi, że bardzo cię za to przepraszam. Po prostu bardzo mi się podobasz. — Niespodziewanie złapał za moją dłoń, którą szybko wyrwałam, sycząc dziko na niego.

— Co ty robisz? Chcesz, żeby całe miasto zaraz plotkowało, że mamy romans?
Westchnął ciężko, przecierając oczy rękoma.

— Jeny, Hania. Po prostu bardzo mi się podobasz, chciałbym z tobą chodzić na randki i trzymać cię za rękę.

— Ja mam męża — zawarczałam przez zaciśnięte zęby, podnosząc rękę do góry i pokazując mu obrączkę.

— Wiem, wiem, dlatego to jest takie trudne dla mnie — szepnął cicho. — Po prostu… zapomnijmy o tej próbie pocałunku i znowu się przyjaźnijmy.

Poczułam nagłe ukłucie w sercu, jakby kilka sztyletów przebiło je na wylot. Przyjaźń. To zaskakujące jak to krótkie słowo na mnie zadziałało. Złapałam się za klatkę piersiową, marszcząc brwi. Przecież nie powinnam tak reagować, w końcu nigdy nie sądziłam, ba, nie miałam prawa nawet myśleć, że między nami wytworzy się coś więcej niż przyjaźń. Czułam się zagubiona w swoich uczuciach.

— Zgoda, ale ani słowa Karolowi. — Podniosłam ostrzegawczo palec w górę i w niego wycelowałam.

Pokiwał głową i uśmiechnął się łobuzersko.

— Dziękuję. Mogę ci towarzyszyć w zakupach?

Ruszyliśmy do piekarni, a potem do oddalonego sklepu zoologicznego, gdzie miałam kupić pokarm dla rybek. Rozmawialiśmy o pogodzie i różnych głupotach, byleby tylko zająć czas i dłużej nie wałkować tematu naszej przyjaźni. Rozmowa z nim była dla mnie tak naturalna i lekka, jakbyśmy znowu byli w liceum. Nawet nie zauważyłam, kiedy załatwiliśmy wszystkie sprawy i kierowaliśmy się już w kierunku mojego domu.

— To tutaj mieszka ten chłopak Kasi — powiedział nagle, wskazując na jeden z bloków. — Mam nadzieję, że w końcu pójdzie po rozum do głowy i się przyzna.
Zmarszczyłam brwi, przywołując w myślach postać zmartwionego Czarka.

— Naprawdę myślisz, że byłby w stanie coś jej zrobić?

Wzruszył ramionami i obejrzał się, bo właśnie dochodziliśmy do przejścia dla pieszych.

— Wiesz, widział ją ostatni. Mówi, że się wtedy pokłócili, ale nie chce powiedzieć o co. Zresztą, który dorosły facet interesuje się dwunastolatką?

— Czy oni to robili? — zająknęłam się, czując jak zbiera mi się na wymioty.

— Mówi, że nie, ale tego nie możemy udowodnić.

Westchnęłam głośno, posyłając zmartwione spojrzenie w stronę bloku Czarka. Nadal nie mogłam uwierzyć, że mógłby coś zrobić Kasi. Wyglądał tak niewinnie. Skąd miałam mieć jednak pewność, skoro wcale go nie znałam? Może na zewnątrz wyglądał jak zagubiony nastolatek, ale w wolnym czasie znęcał się nad swoją dziewczyną i zmuszał ją do niestosownych rzeczy. Na samą myśl ogarnęły mnie dreszcze, a żołądek znów niebezpiecznie się zakręcił.

— Mam nadzieję, że nic jej nie jest. Mam wyrzuty sumienia, że nie odkryłam tego szybciej. — Skupiłam wzrok na dymie powoli ulatującym z mojego domu, byleby tylko się nie rozpłakać.

— I tak nic by to nie dało. Niektóre rzeczy po prostu muszą się wydarzyć i nie jesteśmy w stanie im zapobiec. — Zatrzymał się, a ja zrobiłam tak samo. — To mój samochód. Powinienem się zbierać.

Z całych sił powstrzymałam się, żeby nie prosić go, by został. Zostawienie go na środku ulicy było dla mnie tak samo bolesne, jak słowo przyjaźń, którego użył wcześniej. Wiedziałam, że zachowywałam się irracjonalnie, ale nie byłam w stanie temu zapobiec. Rozum dobitnie podpowiadał mi, że czeka na mnie Karol, mój mąż, a serce dziko wyrywało się do kolejnych rozmów z Bartkiem.

— Dziękuję za pomoc — szepnęłam, czując nieprzyjemną gulę w gardle. — Do zobaczenia.

Szybko odwróciłam się na pięcie, by nie mógł zobaczyć mojego grymasu. Karciłam się w myślach za swoje zachowanie. Byłam dorosłą kobietą, która zachowywała się jak rozkapryszona nastolatka. Warknęłam pod nosem i weszłam do domu, trzaskając drzwiami.

— Hej! A co to za zły humor? — Karol podszedł do mnie i odebrał ode mnie torby z zakupami, przelotnie całując mnie w usta. — Kto cię tak zdenerwował?

— Ja sama.

Zaśmiał się cicho, myśląc, że żartuję i rozpakował zakupy. Rozebrałam się szybko i ruszyłam do łazienki, czując ogromną potrzebę wyczyszczenia z siebie poczucia winy. Ciepłe strumienie wody pozwoliły mi się odprężyć i zrelaksować napięte mięśnie. Kochałam Karola, tego byłam pewna. Chciałam mieć z nim dziecko. Tego też byłam pewna. Dlaczego w takim razie na myśl o Bartku mój brzuch dziko wirował, a serce ściskało się mocniej? Jak mawiało stare powiedzenie: stara miłość nie rdzewiała. Nie chciałam, by tak to właśnie wyglądało.

Westchnęłam głośno, przykładając ręce do twarzy. Czułam się jak na rozwidleniu dróg, gdzie każda decyzja będzie decydować o mojej przyszłości. To, czy podejmę właściwą ścieżkę miałam się jednak dowiedzieć dopiero później, zapewne o wiele za późno bym mogła coś jeszcze zmienić.

Moje rozmyślania przerwało natarczywe pukanie. Dopiero teraz uzmysłowiłam sobie, że Karol mnie nawołuje, a jego głos przedziera się przez szum wody.

— Hania! Jeżeli zaraz się nie odezwiesz to wyważam drzwi! — ostrzegł i jeszcze raz zapukał.

Pospiesznie zamknęłam wodę i złapałam wiszący na wieszaku ręcznik, którym się szczelnie opatuliłam.

— Nic mi nie jest! Zamyśliłam się — wychrypiałam i odchrząknęłam, bo od unoszącej się w powietrzu gęstej pary całkiem zachrypłam.

Karol szepnął coś o byciu nieodpowiedzialnym i jeszcze raz zapukał.

— Dzwoniła Anka, wyprawiają imprezę dla małego.

Jęknęłam cicho na myśl o rodzinnym spotkaniu. Nienawidziłam ich. Pozorna uprzejmość i słodkie komentarze opływały fałszem i kłamstwem. W gruncie rzeczy nie wiedziałam po co rodzice zapraszali te wszystkie ciotki, jeżeli po ich wyjściu ciągle na nie narzekali.

— Haniu, wypada ich zaprosić — mawiali mi zawsze, zwłaszcza przed moim ślubem. — W końcu to nasza rodzina.

— Z rodziną to dobrze tylko na zdjęciu. I to w środku, żeby nie mogli cię wyciąć — odpowiadałam, choć i tak ulegałam ich namowom.

Wiele razy tego żałowałam, gdy słyszałam złośliwe uwagi na nasz temat. Kiedyś jedna z ciotek wręczyła mi przeterminowana czekoladę, śmiejąc się, że przynajmniej nie przytyję. Zajadała się potem ciastami, których okruszki gubiły się w jej trzech podbródkach i fałdach obwisłej skóry.

— Super, już się nie mogę doczekać — odpowiedziałam Karolowi i zabrałam się do rozczesywania swoich rudych włosów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro