⚣ 2 ⚣
Następnego dnia byłem, bardzo wyspany, co się często nie zdarza. Westchnąłem i przeciągnąłem się w łóżku, aby spojrzeć na zegarek, który wskazywał godzinę siódmą pięć więc miałem jeszcze sporo czasu.
Wstałem, z łóżka podchodząc, do szafy gdzie wybrałem na dzisiaj białe rurki, biały T-shirt i na to czarną rozsuwaną bluzę.
Skierowałem swoje kroki w łazienki, by umyć twarz i zęby. Nałożyłem delikatny make-up składający się z kremu BB, korektora i eyelinerem.
Gotowy szybko zeszłem na dół gdzie siedział mój tata. Jest to znany biznesmen, jest dość niski, ale nie mały, ma pełne usta, drobny nos i małe oczy. Ma czterdzieści lat oraz czerwony lekko wyblakły kolor włosów, tata zawsze jest miły i kochany w stosunku do mnie.
-Cześć tato, co na śniadanie? - Usiadłem na krześle i spojrzałem, jak odwraca, się do mnie z uśmiechem.
-Cześć synku. Jajecznica jest dzisiaj. - Powiedział, podchodząc, do kuchenki od razu nasypując mi i sobie na talerz.
Zaczęliśmy jeść w ciszy, która żadnemu nie przeszkadzała. Ciekawe co dzisiaj ciekawego mnie czeka w szkole, może znów po wkurwiam Parka.
-Nie będzie Ci przeszkadzać to, że dzisiaj wyjdę na randkę z Sandarą? - Odłożył mój i swój talerz do zlewu.
-Oczywiście, że nie tato. Może, wyjść przecież chcę, żebyś sobie kogoś znalazł, bo jesteś fajnym mężczyznął. - Powiedziałem, na co on potargał, moje włosy, na co zaśmiałem się.
-Dobra. Pakuj, się zawiozę, cię do szkoły. - Pobiegłem, do pokoju zabierając, swój czarny plecak, szybko schodząc, na dół gdzie czekał, na mniej już ubrany w czarny garnitur tato.
Wyszliśmy, z domu wsiadając, do srebrnego Peugeota 3008 GT. Zapiąłem pasy i po chwili ruszyliśmy do mojej szkoły.
Jazda trwała jedynie dziesięć minut, na miejscu, zanim wyszedłem, z auta na pożegnanie pocałowałem, ojca w policzek i wyszedłem z auta.
Jeszcze dobrze nie weszłem do szkoła a moi przyjaciele byli, koło mnie uśmiechając, się, na co sapnąłem.
-Podobno naszej wychowawczyni nie ma do końca roku. - Powiedział, Luhana rozglądając, się na wszystkie strony jakby czegoś szukał.
-Przecież to jest niemożliwe, ona jest zawsze i wszędzie. - Mruknąłem, idąc, do swojej klasy gdzie mieliśmy mieć godzinę wychowawczą. Pożegnaliśmy się z Xiuminem, kiedy mieliśmy się rozdzielić.
-A jednak możliwe cała szkoła już o tym gada. Zresztą co mnie to, dobrze, że jej nie ma, spokój będzie. - Mruknął, pisząc, z kimś. Na pewno z Sehunem.
Chciałem coś powiedzieć, ale dzwonek zadzwonił i po kilku minutach wszedł, do naszej klasy Biolog, na co lekko, się zdziwiłem.
-Witam wszystkich. Od dzisiaj będę waszym wychowawcą do końca roku lub nawet do następnego. - Uśmiechnął się do nas, na co wywróciłem oczami. Ciekawe czy jego twarz nie boli od uśmiechania się.
-Co się stało z panią Manoban? - Jonghyuna spytał, się poprawiając, swoje czarne okulary.
-Nieplanowana ciąża tyle mogę wam powiedzieć. Ale nic się nie stało, obiecuję wam, że będę dobrym wychowawcą. Macie czas wolny róbcie, co chcecie, ale ma, być cisza rozumiemy, się? - Cała klasa pokiwała, głowami od razu, zajmując się swoimi czynnościami.
-Luhan, nudzi mi się. - Jęknąłem. Kładąc, głowę na stół. Zamknąłem oczy, bo nagle zachciało mi się spać. To dziwne, bo zazwyczaj tryska energią.
-Jestem zajęty, piszę z Sehunem. - Westchnął, rozmarzony, na co tylko sapnąłem, pod nosem. Wyciągnąłem zeszyt i długopis rysują jakieś szlaczki i kółka dla zabicia czasu.
Tak oto minęła mi cała lekcja wychowawczą, następne były nudniejsze i w końcu nadeszła przerwa na lunch.
Razem z Xiao, Kim oraz zasraną pandą szliśmy do stolika, przy którym zazwyczaj siedzimy razem.
Podeszliśmy, do kolejki biorąc, że sobą tacki na jedzenie. Chyba zjem dzisiaj truskawki, jabłko i kanapkę z szynką.
Kiedy wziąłem swoje jedzenie i usiadłem, do stolika. Wszyscy się na mnie patrzyli.
-Coś mam na twarzy?
-Dobrze się czujesz? - Spytał Luhan, na co zmarszczyłem brwi i ugryzłem, truskawkę rozkoszując, się słodkim smakiem.
-Co ci znów odbija, kurwa. - Oblizałem, usta jedząc, koleją truskawkę.
-Bo wież, zazwyczaj nie lubiłeś truskawek. Kiedy je ci dawaliśmy, ty udawałeś, odruchy wymiotne a teraz sobie normalnie jesz. - Podniósł, brew do góry, na co wzruszyłem, ramionami. Po prostu chciałem zjeść truskawki.
-No i co w tym złego, że jem truskawki? Mam na nie ochotę więc jem! - Warknąłem, na niego, na co Tao zaczął, się śmiać. - Z czego się śmiejesz pieprzona pando.
-Dowiesz się za niedługo suczko.- Wepchał, do ust kawałek kurczaka, na co pokazałem, mu język.
Co im się kurwa nie podoba, że jem truskawki. To, że teraz nabrałem, na nie ochoty nie znaczy, że jestem chory.
Westchnąłem, jedząc, ostatnią kanapkę z szynką. Były strasznie dobre, bo zazwyczaj są ohydne i śmierdzą.
Kiedy wszyscy zjedliśmy, zaczęliśmy, kierować się do kasy na matematykę. Ktoś oczywiście zagrodził mi drogę, na co warknąłem.
-Czego chcesz chuju? - Spojrzałem, na niego jedząc, kanapkę Luhana, który dał mi przed chwilą.
-Gówna, przez ciebie mam złamany nos. - Warknął, na co wzruszyłem, ramionami.
-I co w związku z tym?
-Zapłacisz mi za to. - Syknął, na co wywróciłem oczami i z foli aluminiowej zrobiłem kulkę, by zaraz rzucić w niego.
-Po moim trupie. A wiedz, że to szybko nie nadejd...
Park z całej siły uderzył mną w szafkę, na co jęknąłem. Szmaciarz chce, wojny będzie, ją miał.
Ugryzłem go w rękę, a kiedy był zajęty czy nie przygryzłem, mu skóry kopnąłem, go w piszczel, na co jęknął z bólu.
Od razu wokół nas zgromadziło się dużo osób i kibicowania mi lub temu osłowi. Wstał szybko i chciał przewalić mi z pięści, ale ja go wyprzedziłem, aby z całej siły uderzyć, go z pięści w brzuch aż się wygiął.
-Co do kurwy tu się dzieje! - Krzyknął nasz dyrektor pan Kim Seokjin. Był w miarę dobrym dyrektorem, ale strasznie dużo przeklina i chodzą pogłoski, że przychodzi pijany do pracy.
-Nic. - Powiedziałem i uśmiechnąłme się do niego, na co on zmierzył mnie wzrokiem i Parka który, był lekko zgarbiony.
-Do mojego gabinetu w tej chwili, a pozostali na lekcje, JUŻ! - Szliśmy do pokoju przeznaczonego dla dyrka, po drodze szeptem siebie wzywając od sukinsynów po dziwki.
Usiedliśmy na krzesłach na wprost biurka, za którym siedział pan Kim z kamienną twarzą.
-Jezu ile jeszcze będę was tu gościć co? Mam dosyć waszych bójek, kłótnie i innych pierdół. Nie możecie dać sobie spokój!
-To wszystko on zaczął, bo gdyby nie wysłał, tego ohydnego soku pomarańczowego to byśmy żyli, w zgodzie. - Zacząłem się bronić, bo nie chce zostać z tą uszatą pizdą po lekcjach.
-Ach tak teraz to moja wina. Bo jakbyś ty na moją ukochaną koszulę nie wylałem, tego zjebanego jogurtu, to byłoby spokojni. Więc to jest twoja wina. - Syknął, na co dałem, mu pstryczka w nos, na co jęknął z bólu, bo miał na nim plaster i usztywniacz.
-KONIEC! Wzywam, do cholery waszych rodziców niech wiedzą co ich synowie wyprawiają, w szkole. - warknął i przycisnął guzik na czarnym telefonie.
-Panie Taehyung, czy mógłbyś zadzwonić do rodziców Byuna i Parka, aby natychmiast się zjawili w szkole.
-Jasne już dzwonie, bez odbioru hehe. - Zaśmiał się na co dyrektor przetarł, oczy z bezradności.
Poprawiłem się na fotelu i zacząłem szukać czegoś w plecaku, by po chwili znaleźć batonik.
-Panie dyrektorze można jeść? - On tylko pokiwałem głową i zaczął coś pisać w notesie. A ja delektowałem się moją przekąską.
-Będziesz gruby.
-Wolę być gruby niż głupi jak but. - On tylko pokazał, mi język, na co powtórzyłem, tę czynność zajadając, się batonikiem.
Po kilku długich minutach do pokoju wszedł zdyszany mój tata i mama Chanyeola. Tata na pewno zwolnił, się specjalnie z firmy, a ta tapeciara to nie wiem.
-Dzień dobry jesteśmy, Byun Jimin co się stało, że pan mnie wez...
-Witam. Jestem, Park Chaerin. Co mój syn zrobił, że zaszczyciłam tu swoją obecnością? - Patrzyła, się swoimi pustymi oczami na dyrektora, na co on jedynie przełknął, ślinę.
Widzę, że trafiła się niezła żmija z matki Parka co się zresztą dziwić jaki syn taka matka.
-Witam. Wasi synowie pobili się z niewiadomych przyczyn, a to nie jest pierwszy raz, tego typu sytuację zdarzały się już dużo razu.
-A-ale jak mój syn się w ogóle nie skarży, że ktoś my przeszkadza w szkole. - Mój ojciec stanął w mojej obronie. Kocham cię tatusiu.
-Mój również. To na pewno przez pana syna mój ma złamany nos oraz dlatego zostałam tu wezwana. - Syknęła, na co ja westchnąłem. Japierdole ona jest, gorsza niż moja już była, wychowawczyni.
-Wypraszam sobie, mój syn nie byłby do tego zdolny. Nich pani na niego spojrzy, przecież on wygląda, niewinnie nie to, co pański syn!
-Spokojnie po prostu niech państwo porozmawia spokojnie z dziećmi w domu i żeby już tak dużo nie rozrabiali. - Powiedział Kim i usiadł na skurzanym fotelu.
-Dziękuję za powiadomienie i obiecuję, że nigdy się to już nie powtórzy. - Skłonił się mój tata i kiwnąłem lekko głową do mnie.
-Mam nadzieję to tyle, życzę miłego dnia i dowodzenia.
Wszyscy wyszliśmy z gabinetu dyrektora, ja poszedłem trochę dalej z tatą od tej lafiryndy i Chanyeola.
-Co ty znów zrobił?
-Ale tato to nie ja. Szedłem, sobie spokojnie korytarzem a on mnie popchał, z całej siły na szafki więc zaczęłam się bronić. - Jęknąłem bezradnie, na co wywrócił oczami.
-Nie mam teraz czasu. Porozmawiamy, w domu jak tylko wrócę, z pracy, możesz spodziewać się szlaban kochany. - Syknął i szybko ruszył w kierunku wyjścia a za nim kilka kroków dalej len wstrętne babsztyl.
-Czyżby nasz Baekki dostanie szlaban? Żałosny jesteś dobrze, że moja mama taka nie jest jak twój ojciec. - Zaśmiał się szyderczo, na co popatrzyłem, się na niego z irytacją.
-Spierdalaj, bynajmniej mój tata nie maluję się jak jakaś dziwką spod latarni. - Syknąłem, na co on zacisnął, szczękę a jego, oczy poczerniały.
-Bynajmniej ja mam mamę nie tak jak ty.
Patrzyłem, się jak triumfalnie się uśmiecha, ze swojej wypowiedzi. To nie moja wina, że tylko jak się urodziłem, to zostawiła, mnie ojcu a sama pojechała ze swoim kochankiem do Kanady.
-O chuj ci teraz chodzi co? Szukasz sobie zaczepki czy jak.
-Po prostu stwierdzam fakty kotku. Jeszce zobaczysz, zemszczę się za ten nos. - Warknął i poszedł, do swojej klasy a ja do swojej gdzie miałem, matematykę. Jak ja go kurwa nie trawie przez tego chuja dostanę szlaban.
Przepraszam za błędy i zapraszam do komentowania.
Miłej nocy kochani.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro