Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10

Powoli wyszliśmy z domu, koło dróżki, którą szliśmy rosły różne drzewa i krzaki. Wszyscy ludzie którzy nas mijali delikatnie się uśmiechali... z współczuciem? Ja natomiast uśmiechałem się i nawet do nich machałem. Obserwowałem wszystko i wszystkich czułem się jak w śnie. Jak tu pięknie! To zupełnie nie wygląda jak mój świat!

-uspokój się bo jeszcze się podniecisz-warknął mi przyjaźnie do ucha.

-Katsu co to!-krzyknąłem pokazując na stworka. Kilkoro ludzi się na nas spojrzało

-kot-mruknął

-jaki fajny! Hej kot jestem Kirishima- wychyliłem się i wyciągnąłem rękę w stronę kota

-nie radzę...-mruknął 

-au!-krzyknąłem, gdy stworzenie mnie podrapało głośno sycząc. Na mojej ręce była mała rana. Pokazałem ją Katsu

-z tobą gorzej niż z bachorem-złapał mnie za nadgarstek i zawiną moją ranę w chusteczkę

-dlaczego mnie nie polubił?-zapytałem, gdy ruszyliśmy dalej

-też bym cię zaatakował jeśli byś podłożył pod mój nos jebaną rękę-warknął, a ja wychyliłem się i położyłem mu na twarzy rękę cicho śmiejąc się. Nie spodziewałem się, że chłopak ją poliże. Na mojej twarzy pojawił się rumieniec. Już po chwili on mnie ugryzł, a ja zabrałem rękę gdy usłyszałem szepty ludzi.

-ch-chciałem się tylko z nim przywitać-mruknąłem smętnie ciągle z rumieńcem na twarzy 

-może pomylił cię ze śniadaniem-prychnął śmiechem, a znikąd nagle usłyszałem duży szum. Większą liczbę ludzi i więcej budynków

-to jest miasto....?-dziwiłem się trochę-gdzie wieżowce, gdzie kolorowe sklepy duży tłum...powozy, takie kolorowe znaki?-to zupełnie nie przypominało mojego miasta pod wodą

-nie wiem jak tam u ciebie jest...ale to nie jest duże miasto...tylko miasteczko-westchnął-małe sklepy...małe bloki...a po chuj ci tłum i tak ludzie się gapią-warknął idąc dalej.

-co to?-pokazałem na coś

-...pies-mruknął, a ja oglądałem to...go?

-a to co?-pokazałem na coś innego

-też pies

-a tamto?

-rower

-a teraz?

-człowiek na rowerze z psem w koszyku-westchnął chyba lekko zirytowany. Nagle zatrzymaliśmy się przy jakimś sklepie. Chłopak wziął czerwony koszyk i podał mi go. Chodził po alejkach pchając mój wózek, co jakiś czas wrzucał coś do koszyka. Wjechaliśmy do alejki ze słodyczami.

-wow czekolada dwunogów kup mi!-pisnąłem pokazując na produkt i próbując go dosięgnąć

-ciszej sardynko-warknął waląc mnie po głowie. Zrobiłem smutną minkę na co ten westchnął schylił się i pocałował mnie lekko w usta. Lekko nie wiedząc czemu policzki zaczęły mnie piec....przecież tyle się razy całowaliśmy...poczułem wzrok innych ludzi...

-katsu!....nie przy ludziach-zakryłem twarz rękoma, a on tylko wziął do ręki czekoladę

-sam cukier..-mruknął mając w dupie ludzi-świństwo...jak zdechniesz to na pewno nie będę wrzucać twojego ciała do mojego kibla...byś popłyną do mojej rybki-warknął wrzucając słodycz do koszyka-podrzucę cię tedy sąsiadowi- wrzucił kilka rzeczy jeszcze do koszyka i poszliśmy do kasy.

-baku...-mruknąłem, gdy zawiesił siatkę na rączkę wózka

-hm?

-co to jest róża?-spojrzałem na niego odwracając głowę

-taki kwiat-mruknął

-jak wygląda?-zapytałem będąc ciekawy

-jak kwiat...zielona łodyga kolorowe płatki kolce...-mruknął-a po co ci to wiedzieć?-spojrzał mi w oczy

-...nooo bo...mój przyjaciel ...ciągle coś tam mówił o poza morskich roślinach...w bibliotece była jedna książka! Lecz zdjęcie o róży zostało wyrywane...-mruknąłem, a on przełknął głośniej ślinę

-a wiadomo...kto wyrwał ten kawałek strony?-poszedł dalej 

-podobno oprócz mojego przyjaciela to wypożyczył ją tylko jeden tryton...a dokładnie to...

-.....książe..Ba..

-co?- pisnąłem odwracając się do niego

-ale co co?!

-co powiedziałeś? Nie usłyszałem przez te hałasy-mruknąłem zgodnie z prawdą

-powiedziałem, że możemy już wracać musze tylko zanieść takiemu dziadom jedną rzecz-mruknął idąc gdzieś

-a..no dobrze

///


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro