~Dzieci~
- Co robimy?- zapytała Adel.
- Wy jedźcie dalej. Ja lecę pomóc Levi'emu- oznajmiła po czym zniknęła.
- Chodź- oznajmiła do Kai'a blondynka.
- Myślisz że dadzą sobie radę?- zaniepokoił się chłopak.
- Nie nasza sprawa- stwierdziła Tokomitsu- chodź już.
Chłopak skinął głową po czym ostatni raz spojrzał w stronę wojowników. Miał nadzieje że nic im się nie stanie i że dołączą do nich później.
Obydwoje oddalili się już o jakiś kilometr od miejsca gdzie rozdzielili się ze swoimi towarzyszami. Kei dalej martwił się o towarzyszy, za to Adela chciała tylko ocalić własną skórę.
Po chwili przed nimi pojawił się jeden tytan. Jako że dziewczyna jeszcze niezbyt umiała urzywać sprzętu, to Kei musiał się pozbyć trzymetwca.
Nie minęły sekundy a chłopak już znajdował się przy bestii. Został złapany. Gdy już miał zostać zjedzony Tokomitsu rzuciła mu się na ratunek. Po chwili bestia leżała już na ziemi.
Kei i Adel jechali dalej i po chwili dojechali już do murów. Czekali na górze aż wróci pozostała dwujka.
Minęło jakieś pół godziny. Po tym czasie Adel zaczęła się niepokoić. Jej towarzysze powinni wrócić już dawno a ich wciąż nie było. Kei już dawno wrócił by pilnować żeby nikt nie dowiedział się o ich nielegalnej wyprawie.
Zmartwienia dziewczyny doprowadziły do tego że już po chwili jechała przez pola w stronę gdzie ostatnio widziała towarzyszy. Przez ten cały czas zdążyła polubić Hanji a jeśli chodzi o Levi'ego, no cóż. Jego chciała ocalić tylko przy okazji.
~•●♡●•~
Minęło trochę czasu i blondynka znajdowała się już w miejscu w którym miała nadzieję spotkać swoich towarzyszy. Po chwili zobaczyła na drzewie dwie osoby. Tak. To byli oni.
Siedzieli na drzewie z dwójką jakichś dzieciaków. Byli to chłopak i dziewczyna. Obydwoje byli ubrani jak Adela w poprzednim świecie.
- Zaczyna się- pomyślała Tokomitsu po czym podbiegła do drzewa.
Jako że sprzętu dalej zbytnio używać nie umiała, a nie chciała walnąć w żadną z gałęzi zaczęła wspinać się na drzewo. A konkretniej to próbowała, ponieważ niezbyt jej to wychodziło. Po chwili Levi spojrzał w jej stronę i roześmiał się na ten widok. We włosy miała zaplątane liście a ubrania były lekko poszarpane przez gałęzie.
Dziewczyna liczyła na pomoc ze strony chłopaka ale się przeliczyła. Odwrócił się i dalej przyglądał się rozmawiającej z dziećmi Zoe.
~•●♡●•~
Po jakichś piętnastu minutach była już na górze. Na Jej widok Hanji zrobiła zdziwioną minę a Levi tylko prychnął widocznie niezadowolony że dziewczynie udało się dostać na górę. Zdecydowanie wolał aby zjedli ją tytani.
- Co ty tu robisz?- zapytała brązowowłosa.
- Przyszłam sprawdzić czy żyjecie- odpowiedziała dziewczyna.
Na jej słowa Hanji się doszczętnie załamała.
- Jak będziesz się tak o nas martwić to sama zginiesz- stwierdziła okularnica.
- Co to za dzieci?- zmieniła temat nastolatka.
- Cóż sama chciałabym wiedzieć- stwierdziła Zoe- ale nie chcą nic powiedzieć.
Na te słowa Adel przykucnęła przed wystraszonymi dziećmi.
- Dlaczego nie chcecie nic powiedzieć?- zapytała dziewczyna.
- Mama zabrania nam rozmawiać z obcymi- powiedziała dziewczynka.
- Chcemy wam pomóc wrócić do domu, ale musicie się do nas odezwać- wytłumaczyła Tokomitsu.
- Nie- powiedziała szybko dziewczyna, która najwyraźniej była bardziej odważna od brata.
- Dobra nie ma sensu teraz z nimi rozmawiać- stwierdziła Hanji- zabieramy dzieciaki ze sobą.
Na te słowa Ackerman wziął jedno z dzieci a okularnica drugie. Dzieci nie były z tego faktu zadowolone, ale były zbyt przerażone żeby stawiać opór.
Tak z wielkim trudem zwiadowcy wrócili do bazy. Hanji w głowie miała już obmyślone co powiedzieć Erwinowi by nie zorientował się że znaleźli dzieci za murami.
Chciała powiedzieć mu że znalazła je płaczące w pobliskim lesie i zorientowała się że nie są stąd. Miała nadzieję że uwierzy on w tą wersję wydarzeń, ale jej zdaniem nie było to zbytnio naciągane. W końcu znalazła ich w lesie, ale w takim trochę dalekim.
Teraz cała piątka- Adel, Levi, Hanji i dzieci- stali pod gabinetem Smitha. Zoe powoli zapukała. W odpowiedzi nie usłyszała nic. Było to niepodobne do generała więc powoli nacisnęła na klamkę, ale drzwi były zamknięte.
- Dobra- stwierdziła- to teraz idziemy go szukać.
W ten oto sposób chodzili po bazie jakieś piętnaście minut w całkowitym milczeniu. Po tym czasie zobaczyli Erwina którego zagadywał nie kto inny jak Kai.
- Hanji? Czyli ty jednak nie pojechałaś z Levim i Adel do miasta w poszukiwaniu nowej miotły dla kapitana?- zdziwił się blondyn.
- Co? nie... znaczy pojechałam, ale już wróciłam- uśmiechnęła się okularnica.
- Tak szybko? Levi zazwyczaj nowe miotły kupuje z kilka godzin dłużej- przypomniał sobie.
- Ale on znalazł taką fajną to ją kupiliśmy i już jesteśmy- zaśmiała się Zoe.
- Aha- odpowiedział zdziwiony- a co to za dzieciaki.
Hanji przedstawiła mu cała wymyśloną na prędce historię i czekała na jego reakcję. Ten na szczęście uwierzył w tę wersję wydarzeń.
- Więc mamy problem- odparł Smith- one nie mogą tutaj zostać.
- Ale Erwin, spójrz na te słodziaki- próbowała go przekonać Zoe- co one same zrobią?
- Hanji to jest wojsko, nie przedszkole- przypomniał jej załamany.
- Więc mamy je wyrzucić?!- zdenerwowała się.
- Hanji. Ja wiem że ty chcesz żeby one zostały, ale już raz zabrałaś jakieś dzieci z ulicy i pamiętasz jak to się skończyło- odpowiedział.
W tym momencie dziewczyna przypomniała sobie jak kilka lat temu zabrała z ulicy czwórkę biednych dzieci, ale zamiast się nimi zajmować podrzucała je komu popadnie.
- Ale tym razem będzie inaczej- błagała go.
- No dobra. Zgoda- ugiął się- ale jak się dowiem że znowu je podrzucasz innym to będziesz musiała znaleźć im inny dom.
- Masz to jak w banku- uśmiechnęła się brązowowłosa.
- Ale to że je będziesz podrzucać, czy że się nimi zajmiesz?- zapytał.
- Nie żartuj sobie ze mnie. Oczywiście że to pierwsze- zaśmiała się, po czym szybko się poprawiła- znaczy to drugie.
~•●♡●•~
- Dzieciaki zostańcie tutaj- powiedziała Zoe, na co te tylko na nią spojrzały.
Dziewczyna zamknęła drzwi i poszła razem z Adel na stołówkę.
- Nie uważasz że powinnaś im opowiedzieć co tu się dzieje?- poradziła nastolatka.
- A po co?- zdziwiła się Hanji.
- Nie ważne- załamała się blondynka- rób co chcesz, ale nie uważam by zamykanie zdezorientowanych dzieci na klucz było dobrym pomysłem.
- Dlaczego?- dopytywała brązowowłosa.
- Erwin miał rację- powiedziała dziewczyna- tobie pod opiekę nie można nikogo powierzyć.
- Ej!- zdenerwowała się wyższa z dziewczyn.
- Taka prawda- zakończyła blondynka, po czym obydwie weszły na stołówkę.
-----------------------------------------------------------
W końcu skończyłam ten rozdział i wiem że spóźniony ale no cóż...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro