Rozdział 3. Nazywam się...
Już tydzień chodzę do nowej szkoły. April bardzo mi pomaga. Wczoraj prawie zemdlałam. Jestem wdzięczna April za pomoc. Obecnie siedziałam na dachu domu. Pisałam list do ojca. Pisałam wszystko co o nim myślę. Po skończeniu schowałam list do koperty. W pewnej chwili zaczęłam kaszleć. Wzięłam leki.
-Wszystko w porządku?- Usłyszałam męski głos za sobą. Wystraszyłam się tak, że prawie spadłam z dachu. Na szczęście czyjeś ręce mnie złapały.- Spokojnie trzymam cie.- Odpowiedział ponownie ten sam głos. Spojrzałam na tą osobę. Byłam w szoku, a jednocześnie przerażona widząc ogromnego żółwia z bronią. Zrobiło mi się duszo i kręciło mi się w głowie. Ta osoba mnie posadziła. Po około 4 minutach uspokoiłam się.
-Czego chcesz i kim jesteś?- Spytałam się nie patrząc na niego.
-Nazywam się Leonardo. Dla przyjaciół Leo. Chodzi o to, że od kilku dni obserwuje ciebie. Szczególnie zastanawia mnie to czemu bierzesz leki? Na oko wyglądasz na zdrową.- Powiedział patrząc na mnie.
-Ehh... Jak widać nie mam wyboru.- Powiedziałam wzdychając.- Muszę brać leki bo mam wrodzoną wadę serca.- Powiedziałam przez patrząc na niego.
-Nie możesz przejść operacji?- Spytał się trochę zdziwiony.
-Widać, że nie uczyłeś się biologii.- Powiedziałam patrząc na gwiazdy. Spojrzałam na niego.- Serce jest delikatnym organem. Jeden zły ruch i krwotok po czym zgon. Dlatego lekarze nie chcą ryzykować. Moja mama też.- Dodałam krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Rozumiem ale... Nie chce być wścibski ale jak się nazywasz?- Spytał się Leo.
-Elis.- Odpowiedziałam po krótkim zastanowieniu.
-Miło mi.- Powiedział kiedy usiedliśmy na dachu. Zaczęliśmy rozmawiać. Dowiedziałam się, że ma trzech braci, siostrę oraz ojca.- Ale... Co z twoim tatą?- Zapytał się w pewnym momencie. Kiedy już chciałam odpowiedzieć zamilkłam odwracając głowę. Westchnęłam.
-Mój ojciec siedzi w więzieniu. Mama się z nim rozwiodła dla mojego dobra.- Powiedziałam wstając.- Może kiedyś ci powiem o co dokładnie chodzi. Muszę już wracać do domu.- Powiedziałam idąc do zejścia z dachu.
-Czekaj.- Powiedział Leo łapiąc mój nadgarstek.- Dam ci numer telefonu gdybyś chciała pogadać.- Powiedział podając mi karteczkę z numerem.
-Dzięki. Na pewno kiedyś zadzwonię.- Powiedziała i poszłam do domu. Odłożyłam leki na szafkę. Zjadłam kolację, przepakowałam plecak na jutrzejsze zajęcia po czym poszłam się wykąpać. Po kąpieli poszłam do pokoju. Przeczytałam dwa rozdziały książki ,,Stulecie Winnych" po czym odłożeniu książki na szafkę poszłam spać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro