Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

  Rozejrzałam się dookoła, wyłapując po chwili kontakt wzrokowy z Williamem. Stał w grupie dziewczyn, którym tłumaczyła coś moja trenerka, a ja stałam wśród chłopaków. Denerwuję się, okropnie się denerwuję i nie potrafię zapanować nad uściskiem w brzuchu. Na dodatek słońce świeci na całe boisko, zagotuje się tutaj na śmierć. Stałam ramię w ramię z Zackiem, który rozciągał swoje kończyny, słuchając przy tym trenera. Moje myśli za to cały czas błądziły wokół Williama i mojej osoby, która teraz prowadzi rozgrzewkę. Skrzywiłam się, gdy wszystkie dziewczyny w idealnym rozkroku schylały się do ziemi, dotykając palcami trawy, a Will..? Kurwa mać, co to jest, co on wyprawia?! 

— Olivers! 

Potrząsnęłam głową, widząc na dodatek szybką reakcję Williama, który spojrzał uważnie w naszą stronę. Odwróciłam wzrok w stronę trenera, który spoglądał na mnie zbulwersowany.

— Yyy, t-tak? — odchrząknęłam pod koniec, krzyżując dłonie pod klatkę piersiową.

— Co przed chwilą powiedziałem? — zapytał.

— Trzy okrążenia wokół boiska. — wyszeptał niezauważalnie Zack.

— Trzy okrążenia wokół boiska. 

— Masz szczęście, ale przestań być taki rozkojarzony jak cipa, w środę mamy mecz, skup się! 

— T-Tak jest... 

— Ruszać się, ruszać się! — krzyknął, poganiając nas gestem ręki — I bez oszukiwania, bo na wszystkich patrzę! 

Wywróciłam oczami, zaczynając truchtem kierować się przed siebie, a przy moim boku towarzyszył Zack, co jeszcze bardziej spowodowało mój stres. Wzrokiem przeleciałam ponownie po Williamie, który siedząc na ziemi i z trudem próbował dosięgnąć stopy, przy tym mając rozkrok... Boże, co za wstyd, co on wyprawia...

— Widziałem, jak na nią się gapiłeś. — odezwał się Lutcher.

Zarumieniłam się przez słowa, które wypowiedział. Ja tylko spojrzałam kilka razy na siebie, na Williama i tyle, co on sobie wyobraża? 

— I co z tego? — burknęłam.

— Nic, największy hipokryto na ziemi. — rzucił, a ja zmarszczyłam brwi — Ja cię nie rozumiem, naprawdę...

— N-Nie rozumiem o co ci chodzi... — wymamrotałam.

— Słuchaj, rozmawialiśmy o tym, a ty co? Tylko się gapisz jak debil. — burknął zirytowany — Ach, i lubisz ją drażnić z Ashley. Takim postępowaniem na pewno...

— Hej, Will. 

Drgnęłam całym ciałem i odwróciłam się, widząc siebie. Spojrzałam przelotnie na Zacka, który tylko pokręcił głową i odszedł. Dlaczego akurat teraz musiał przeszkodzić? Dlaczego akurat teraz, gdy mogłam się czegoś dowiedzieć? I dlaczego Will niby lubi mnie drażnić z Ashley? 

— Co ty chcesz? — rzuciłam zdenerwowana.

— Powiedział ci coś? — zapytał.

— Nie.

Widziałam, jak odetchnął z ulgą, na co zmarszczyłam brwi. Czy on coś ukrywa? 

— Wasza trenerka kazała nam z wami się rozgrzewać w parach. — powiedział, spoglądając na mnie uważnie.

— Czy ty masz coś do ukrycia, Will? Dlaczego tak bardzo boisz się, gdy rozmawiam z Zackiem? — zapytałam, zaczynając się rozciągać.

— C-Co? — jakby spanikował — Nie! Po prostu mam niektóre tematy z nim, o których nie powinnaś wiedzieć. Ja nie wpieprzam się w twoje tajemnice z Rachel, dlatego ty nie wpieprzaj się w moje.

— Dobra, dobra... — odwróciłam wzrok — Ale drażnić z Ashley mnie nie musisz. Wiem, że mnie nie lubi i nie musisz tego wykorzystywać. Też jej nie lubię.

— Co? — zdziwił się i spojrzał na mnie, otwierając szeroko oczy — Powiedział ci coś o mnie i Ashley? 

— Może tak, może nie. — mruknęłam zadziornie.

— Jane, kurwa mać, nie żartuj sobie. — warknął — I nie słuchaj go, gada głupoty.

— Mhm... — burknęłam. 

— Unikaj rozmów z nim, okej? — powiedział już luźniejszym tonem — Po prostu niektóre rzeczy muszą pozostać między mną a nim. 

— Rozumiem, ale jeżeli mnie obgadujesz z Zackiem i wykorzystujesz Ashley po to, aby mnie wkurzyć... to przestań.

— N-Nie obgaduję cię i nie wykorzystuję Ashley! — zaprzeczył, a ja w tej chwili nie miałam pojęcia czy to rumieńce na twarzy, czy czerwieni się przez wysiłek fizyczny. 

— To dlaczego on tak twierdzi? — zapytałam, prostując się.

— On pieprzy głupoty, mówiłem, że masz go nie słuchać. — burknął — Słuchaj, ja... 

— Co? 

— Dziwnie się czuję i nie wiem czy to przez cukrzyce, czy przez co. — spojrzał na mnie. 

— Hej, przecież przed wyjściem zmierzyłam ci cukier, w torbie masz sok, a pompa insulinowa chodzi dobrze, co się dzieję? — stanęłam przed nim, chwytając się za ramiona i uważnie spojrzałam w swoje oczy. 

— Nie wiem, to chyba przez słońce, zapomnijmy o tym... — wymamrotał, powracając do rozciągania się.

— Will, nie chcę, żebyś w moim ciele tak się przemęczał. — martwiłam się. Naprawdę nie chcę, żeby czuł tego okropnego stanu. 

— Wszystko jest dobrze, Jane. — uśmiechnął się. 

— Ale mów mi, jeżeli się źle poczujesz, okej? 

— Okej.

— Okej.

— Chłopaki, robicie deski! — usłyszałam krzyk trenera.

— O nie... — wyszeptałam — W-Will, ja nie chcę tego robić... — spojrzałam litościwie w swoje oczy.

— A partnerki na plecach! — dodał.

— Nie... — jęknęłam bezsilnie — Ja dziesięciu sekund nie wytrzymam! 

— Dasz radę, przecież to proste. Nie pamiętasz, jak z tobą to robiłem?

— No, ale to ty a ja to ja! Jestem kobietą, nie facetem! 

— No... — prychnął — Aktualnie teraz jesteś facetem. 

— Nie będę tego robić! — burknęłam.

— Olivers, wszyscy na ciebie czekamy! — krzyknął trener, spoglądając w naszą stronę.

Rozejrzałam się dookoła, dostrzegając dobrane w pary osoby. Dziewczyny siedziały na plecach chłopaków, którzy znajdowali się w pozycji na deskę. To najgorsze co może być, nienawidzę tego i zawsze się dziwiłam, że Will może wytrzymać bez problemu pięć minut ze mną na górze. Jeśli chodzi o gimnastykę, to nie mam z tym problemu, ale jeśli chodzi o ciężki wysiłek fizyczny jak ten, to mam i to bardzo duży. 

— Ruszaj się i nie rób ze mnie cipy, kurwa mać, Jane. — warknął.

— J-Już... — jęknęłam cichutko.

Zsunęłam się na ziemie, prostując całe ciało. Ciężar nóg oparłam jedynie o palce u stóp, a tułów o przedramiona. Jęknęłam, gdy poczułam zasiadający na plecy swój własny ciężar.

— Wytrzymasz, spokojnie... — wyszeptał, kładąc dłonie na moich, to znaczy jego plecach, a mnie przeszedł dziwny dreszcz — Oddychaj głęboko.

— J-Ja nie wytrzymam dłużej niż... W-Will... — jęknęłam, zaczynając drżeć.

— Hej, przecież nie minęło dwadzieścia sekund! Jane, dasz radę, spokojnie. 

— Dlaczego wy musicie to robić... — wymamrotałam, spuszczając głowę w dół. Widzę, jak pot ze mnie zaczyna cieknąć.

— Ty masz problemy z tym, a ja miałem problemy, żeby zrobić większy rozkrok, to dopiero wstyd, Jane. — zaśmiał się, na co także wybuchłam śmiechem.

— J-Ja już nie wytrzymam... — jęknęłam.

— Wytrzymaj. — wyszeptał.

— Jezu, jakim ja jestem grubasem... — sapnęłam pod koniec, słysząc głośny śmiech ze swoich ust.

— Jesteś jedyną dziewczyną, którą znam z tak idealnym cia... 

— Co mówiłeś? — wciągnęłam większą dawkę do płuc, poprawiając się w pozycji.

— Nie, nic. 

— Boże, muszę schudnąć... — burknęłam — Will, ja już odpadam... 

— Jeszcze trochę, Jane. Spójrz na innych, odpadli niektórzy. — powiedział weselej.

— I ja też... — rzuciłam, opadając na klatkę piersiową.

— I tak się spisałaś. — uśmiechnął się — Jestem z ciebie dumny.

— Dzięki... — z trudem wstałam na wyprostowane nogi, przetrzepując z ubrań ziemię.

— Pamiętaj, żebyś unikała piłki... Trener będzie kazał ci wybierać, więc wybierz na pewno Zacka i Patricka. 

— A ty najlepiej stój z boku i tłumacz się, że brzuch cię boli.

— Okej.

— Okej.

— Olivers, do mnie!

— Henderson! 

Skierowałam się przed siebie, ostatni raz spoglądając na Williama. Wzięłam głęboki wdech i stanęłam między chłopakami, krzyżując dłonie pod klatkę piersiową. Bardzo się stresuję i nie wyobrażam sobie tej gry. Kilka razy grałam w piłkę nożną z Will'em, który starał się mnie uczyć, ale bez żadnych skutków. Mam dwie lewe nogi do niej. Jedynie gdzie potrafię grać, to w Fifie. 

— Will, Jack, wybieracie. — rzucił trener — W środę jest mecz, dlatego traktujcie ten trening na poważnie i bez żadnego obijania mi się! 

— Wybieram pierwsza.

— Pierwsza? — skrzywił się Jack, który przypatrzył mi się dziwnie — Rozumiem, że blisko ci do kobiety, ale nie spodziewałem się, że już zmieniłeś płeć. — zaśmiał się.

Zmarszczyłam brwi. Dlaczego on tak mu dogryza? Ja lubię Jack'a, podoba mi się, ale... dlaczego on tak odzywa się do Will'a? Wiem, że między nimi nie jest najlepiej, ale nie zwracałam na to jakoś uwagi. Jednak nie pozwolę i nie lubię, gdy ktokolwiek tak się do niego odzywa.

— Pierwszy... — poprawiłam się — Zack. — wskazałam na blondyna.

— Stary, nie poznaję cię... — wyszeptał Lutcher, stojąc za moimi plecami — Odpadałeś na desce, mając Jane na plecach, stary, mając Jane na plecach... — powiedział takim tonem, jakby coś sugerował — Teraz, zamiast odgryźć Jack'owi, ty... ty zachowujesz się zupełnie inaczej, co ty odpierdalasz? 

— Jakoś... nie jestem dziś sobą. — odparłam, wybierając Patricka.

— Właśnie widzę. — prychnął.

— Dobra, słuchajcie! — krzyknął trener, gdy wybieranie dobiegło końca — Trzy bramki, zmiana połów. Pamiętajcie, że macie traktować ten trening jak prawdziwy mecz, ale między sobą. Nie zwracajcie jednak na to uwagi. — powiedział, trzymając w ręku piłkę i kierował się w stronę środka boiska, by postawić ją w odpowiednim miejscu — Jack, William, chodźcie tutaj — zawołał.

Wzięłam głęboki wdech i stanęłam przed brunetem, który spoglądał na mnie beznamiętnie, jakby... wrogo. Dlaczego oni siebie tak nie lubią? Trener coś tłumaczył, ale nagły szum wszystko mi zakłócał, nie słyszałam niczego. Odwróciłam głowę w stronę cheerleaderek, skąd dostrzegłam Williama. Patrzył prosto na mnie, uważnie obserwował, stojąc z boku, jak mu kazałam. Przełknęłam ślinę i powróciłam wzrokiem na piłkę.

— Gotowi? — powiedział trener, przykładając gwizdek do ust. 

Do moich uszu dotarł hałaśliwy pisk. Ja jak i Jack gwałtownie wycelowaliśmy w piłkę, jednak to ja ślepo w nią trafiłam i odbiłam przed siebie. Adrenalina wzrosła w moim, a raczej Williama ciele i jak najszybciej przekierowałam się na bok, aby nie uczestniczyć w niczym. Spojrzałam na Will'a, który jedynie się uśmiechnął i uniósł kciuka w górę.

— Will, co ty wyprawiasz?! — krzyknął Zack — Ruszaj się!

Zacisnęłam usta w wąską linie oraz pięści, chyba z nerwów i stresu.

— J-Ja... Boli mnie noga! — krzyknęłam.

— Co za kretyn... — burknął.

Udawałam, że coś robię. Biegłam albo w tę stronę, albo w tamte. Niby po piłkę, to jednak się wycofywałam. W pewnym momencie piłka trafiła pod moje nogi. Spanikowałam, nawet przestraszona spojrzałam w stronę Williama, szukając jakiegokolwiek ratunku, ale z jego strony nic nie uzyskałam. Patrzył na mnie poważniejszym wzrokiem, nie wykonując żadnych ruchów. Wzięłam głęboki wdech i odbiłam piłkę, zaczynając biec przed siebie. Jak w Fifie. Prosty mechanizm oraz taktyka, ale w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Dać zagrać amatorskiej dziewczynie, gdzie wśród niej są profesjonaliści, pięknie...

Nagle poczułam ból w nodze, a po sekundzie znalazłam się na ziemi, upadając na nią z jękiem. Coś masakrycznego rozrywało mi okolice piszczela i stopy, to było bolesne, okropne. Zwijałam się z bólu, ja wyłam na środku boiska, trzymając się żałośnie za nogę. Powstrzymywałam z całej siły łzy, aby nie robić z Wiliama ofermy, jednak czułam, jak powieki stają się wilgotne. Pomrugałam kilka razy i przekręciłam się na plecy, otwierając oczy. Nade mną stał Jack, który obojętnie patrzył na mnie, na Will'a, jakby z pogardą i wrogością. Co jest, do kurwy nędzy? 

— Olivers, wszystko w porządku?! — krzyknął trener, kierując się w naszą stronę.

Spojrzałam na swoją osobę, która przygląda nam się z szeroko otwartymi oczami, jakby przerażeniem. W moim ciele, a raczej Williama, pojawiło się dziwne uczucie. To znaczy, nie raz je przeżywałam przy nim, przy takich sytuacjach, dlatego ono zawsze będzie dla mnie dziwne. Nigdy nie lubiłam, kiedy ktoś tak traktował Williama. To ja jestem od tego, aby go wyzywać, bić i męczyć, to ja jestem od tego. Wiem, jaki jest Will i wiem, jaka jest jego duma. On nigdy nie odchodzi bez słowa, a ja nigdy nie odpuszczam osobom, które sprawiają mu krzywdę. Nieważne, kto to jest, czy mi się podoba, czy to ktoś mi bliski. Will... Tylko ja tego kretyna mogę tak traktować i nikt więcej.

Wzięłam głęboki wdech, czując grzejącą się krew w ciele. Z trudem i wielkim, odczuwalnym bólem, uniosłam się na wyprostowane nogi, stając na przeciwko Jack'a. Z cwaniackim uśmieszkiem, który tak mi się podoba, stał przede mną, patrząc prosto zielonymi tęczówkami w moje, to znaczy Will'a oczy. Zacisnęłam rękę w pięść, czując doskonale każdy, napinający się mięsień.

— Will... — zdążyłam usłyszeć Zacka.

Zamachnęłam się i z całej siły przywaliłam w policzek brunetowi. Przeklął coś pod nosem i złapał się za obolałe miejsce, upadając gwałtownie na ziemie, a ja syknęłam cicho i pomachałam dłonią, czując w niej pulsację. Rozejrzałam się dookoła jak gdyby nigdy nic, patrząc prosto na swoją osobę. Z szokiem na mnie patrzył, nie dowierzał, jak większość tutaj, jednak to on był najbardziej zdziwiony. Trener coś w moją stronę krzyknął, nawet Zack, ale nie słuchałam. Spojrzałam na Jack'a, nie czując żadnych wyrzutów sumienia.

— Will, naprawdę? — prychnął brunet, wstając na wyprostowane nogi. Dopiero, gdy zauważyłam krew cieknącą z jego nosa, poczułam wyrzuty sumienia. Nie powinnam...

Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo poczułam ból w okolicach brzucha, a później policzka. Upadłam z głośnym jękiem, czując coś strasznego, co pierwszy raz w życiu odczuwam. Zwijam się na ziemi, łapczywie biorąc powietrze do płuc. Nie mogę, nie mogę w ogóle oddychać, to było coś okropnego. Wszystko szumiało w uszach, nic nie słyszę, ale słyszałam czyjąś sprzeczkę, coś szybkiego i niewyraźnego. Pierwszy raz czuję taki ból, nigdy go nie czułam, chyba nigdy nie zostałam tak uderzona przez kogokolwiek. 

— Hej, hej, hej, spójrz na mnie, proszę... 

Mój wzrok był niewyraźny, ale patrzyłam przed siebie. Widziałam czyjąś postać, pod głową miałam coś miękkiego i coś ciepłego obejmowało mój policzek, było to przyjemne... kojące. Pomrugałam kilka razy, wyostrzając obraz.

— Coś ty zrobiła... — wyszeptał tonem, jakby był rozbawiony, jednocześnie zmartwiony i zatroskany.

Spojrzałam prosto w moje brązowe tęczówki, które za to patrzą w swoje błękitne. Oddychałam głęboko i nierównomiernie, nie mogąc zebrać siły i energii do wykonania ruchu. Po chwili zamarłam, przerażenie także widniało na mojej twarzy. Ponownie mój obraz stał się ciemniejszy, wszystko było ciemniejsze z każdą sekundą. Nerwowo rozejrzałam się dookoła, panikując i bojąc się tego. 

— W-Will... — wyszeptałam — M-My...

Wciągnęłam więcej powietrza do płuc, otwierając oczy. Nasza pozycja się nie zmieniła, jednak zmienił się... obraz. Byłam sobą, to byłam ja, wróciłam do siebie, o mój boże, wróciłam do swojego ciała z powrotem. Patrzę prosto na Williama, rozchylając delikatnie wargi. Leżał pode mną, mając głowę na moich udach. Ciężko oddychał, mrugał kilka razy i patrzył prosto w moje oczy. Moje serce bije jak oszalałe, nie mogę w to uwierzyć, że wróciłam do swojego ciała.

— Will, my... wróciliśmy. — wyszeptałam, uśmiechając się. Kojąco głaskałam jego głowę.

Lubiłam to robić.

— Jane, jesteś taka lekkomyślna... — uniósł kąciki ust, przyglądając się mi.

— Tylko ja mogę cię wyzywać i bić... — przejechałam opuszkami palców po jego skroni. 

— Nie rób tak nigdy więcej, proszę.

Mruknęłam i przytaknęłam na znak odpowiedzi. Patrzeliśmy prosto w swoje oczy, a ja kojąco gładziłam jego głowę oraz skroń. Po chwili moje serce i tętno przyspieszyło, gdy męska dłoń uniosła się i przejechała po moim policzku. Wciągnęłam więcej powietrza do płuc, czując jego ciepły dotyk na skórze, który spowodował w moim ciele dziwne uczucie. Delikatnie kciukiem gładził mój policzek i w pewnym momencie poczułam dziwny uścisk w podbrzuszu, gdy zahaczył o moją dolną wargę.

— Co tu się wyprawia, co?! 

Zostałam gwałtownie złapana za ramię i szarpnięta w górę przez ich trenera. Spojrzałam przestraszona na Williama, który uważnie przyjrzał się wszystkiemu i wstał na wyprostowane nogi, poprawiając ubrania. Trener stanął między nim a Jack'iem i zdenerwowany zmierzył obojga, a ja jak większość ludzi, w tym cheerleaderki, obserwowałam ich.

— Olivers, Vega, co wy wyprawiacie?! — krzyknął — Przed meczem takie akcje, przed meczem?! Mózg wam już do reszty wypaliło? Możecie wasze kłótnie wyjaśnić gdzie indziej, ale wchodząc tutaj na boisko macie być jak bracia, rozumiecie?! 

Ani Will, ani Jack nie odpowiedzieli. Spotkałam się ze spojrzeniem zielonookiego, który beznamiętnie przyglądał się mi. Jest mi głupio, czuję wstyd, to przeze mnie tak naprawdę, a wszystko pójdzie na Williama. Trener coś jeszcze powiedział i uprzedził, że jeszcze podobna sytuacja, to oboje pożegnają się na jakiś czas z drużyną. Zrobiło mi się jeszcze bardziej głupio. Spojrzałam przepraszająco na Will'a, który tylko uśmiechnął się i stanął przed piłką, chcąc ją kopnąć. Powróciłam z dziewczynami do ćwiczeń, nie mogąc przestać o tym myśleć, a najbardziej nie mogąc przestać czuć jego kojącego dotyku na moim policzku.

~~

  Ściągnęłam z siebie bluzkę, pozostając już w staniku i wcześniej założonych jeansach. W szatni zostałam sama, wszystkie dziewczyny już poszły, bo zatrzymała mnie trenerka, wspominając o meczu. Cieszę się, że wróciłam do swojego ciała, ale coś mi i tak nie gra, obawiam się, że znowu możemy powrócić. Dlaczego od tak wróciliśmy do siebie? Przecież ani się nie całowaliśmy, ani nie powtórzyliśmy pocałunku przed północą, więc skąd, skąd ta zmiana? Jest podobnie jak wtedy w toalecie, tylko że teraz utrzymanie się w swoich ciałach jest znacznie dłuższe. Wypuściłam powietrze z ust, przekładając koszulkę na drugą stronę, jednak w połowie gwałtownie ją przyciągnęłam do swojego ciała, chcąc zakryć każdy jego milimetr, gdy usłyszałam otwieranie się drzwi.

— Spokojnie, to ja. 

Odwróciłam głowę, napotykając Williama, który oparł się o framugę. Przyglądał się mi, nie mówiąc nic, a ja bez żadnej uwagi pozwalałam mu na to. Poczułam, jak na moich policzkach wkrada się rumieniec, a oddech staje się głębszy i szybszy. To wszystko wina jego obecności i wzroku, jakim mnie lustruje. To wszystko wina Williama i tego, jak nagle zaczął na mnie patrzeć.

— Już wychodzę. — odezwałam się, zakładając koszulkę.

— Nie musisz się spieszyć. — odparł, obserwując mnie w ciągu dalszym.

— Przepraszam. 

— Za co? — zapytał zdziwiony.

— Przeze mnie możesz mieć problemy... Nie chciałam ci ich sprawić...

— Nie sprawiasz mi problemów, Jane. 

— Prawie to zrobiłam. — wymamrotałam i zapięłam torbę, przerzucając ją przez ramię — Przepraszam.

— Rzadko słyszę słowo przepraszam z twoich ust, dlatego ci wybaczam. — uśmiechnął się i otworzył drzwi, wypuszczając mnie pierwszą.

— Jeszcze grałam jak najgorsza cipa... Boże, co za wstyd. — burknęłam.

— Kiedyś cię nauczę. — potargał mi włosy na czubku głowy.

Skierowaliśmy się prosto do jego samochodu. Odetchnęłam z ulgą i wreszcie poczułam się na swoim miejscu, gdy to on był za kierownicą, a nie ja. Zaciągnęłam się świeżym zapachem pomieszanym z nutą cytryny, który był bardzo przyjemny i zapięłam pasy, oglądając się w lusterku. William ruszył prosto w stronę naszej okolicy, włączając muzykę w radiu. Naprawdę nie mogę w to uwierzyć, że od tak wróciliśmy do swoich ciał. Teraz nurtuje mnie pytanie, na które chciałabym bardzo znać odpowiedzieć, chociaż wiem, że jest to niemożliwe. Czy William obgaduje mnie z Zackiem? Jak tak, to o czym oni rozmawiają? I dlaczego Will lubi mnie drażnić... z Ashley? Co miał wtedy na myśli Lutcher? Dlaczego tak bardzo William chce, abym ignorowała Zacka? 

— Will..? — mruknęłam.

— No? 

— Iii... J-Jak było... gdy wszedłeś do szatni..? — zapytałam, odwracając głowę w stronę szyby, by uniknąć jego spojrzenia.

Usłyszałam prychnięcie z rozbawienia, na co zmarszczyłam delikatnie brwi i spaliłam się rumieńcem. Mogłam nie pytać. Jak każdy facet pewnie miał myśli na temat każdej z dziewczyn, na którą by nie spojrzał. Czuję dziwne uczucie, gdy pomyślę o tym, że on naprawdę... patrzył na inne dziewczyny i myślał coś o nich, a zwłaszcza, że wśród nich była Ashley.

Patrz tylko na mnie.

Boże, co ja wygaduje? 

— No, nie spodziewałem się tego. — odezwał się w ciągu dalszym rozbawiony — To raj dla każdego faceta. — powiedział, a ja poczułam dziwne ukłucie — A ty? Jakie to było uczucie? 

— Fajne, powtórzyłabym to. — rzuciłam ozięble, zagryzając wewnętrzną część policzka — Zack ma bardzo fajny sześciopak. Nie spodziewałam się też po Jack'u takiego ciała.

— To fajnie. — burknął — Ja w sumie byłem zdziwiony, że Ashley ma taki tyłek.

— To super. Napatrzeć się nie dało, gdy byłam w tej szatni z chłopakami. Od Jack'a nie odrywałam wzroku, było bardzo trudno, ale jak już to zrobiłam, to by spojrzeć na Zack'a.

— Wiesz, jakie tu trudne nie podniecać się, mając tyle seksownych dziewczyn wokół? Ashley cycki widziałem wszędzie! —  rzucił zafascynowany, a moje ciało z każdą chwilą się rozgrzewało i czułam złość, czułam... zżerającą mnie zazdrość.

— T-Tak?! — prawie jęknęłam, spoglądając na niego — T-To super! I co, i nacieszyłeś się tym widokiem?! I myślisz, że któraś z naszej klasy poleciałaby na ciebie?! 

— Wszystkie. — mruknął, spoglądając błękitnymi oczami prosto w mojego.

— Nienawidzę cię! — krzyknęłam.

Nienawidzę go. Dlaczego on musi mi sprawiać takie uczucie? Dlaczego ono się zrodziło po tym, jak za pierwszym razem się przemieniliśmy? Od dwóch miesięcy to samo, ciągle to samo i nie może ze mnie to wyjść. Na każdym kroku, gdy widzę go z kimś innym, zżera mnie okropna zazdrość, czuję to. Na każdym kroku, gdy jest blisko mnie albo dotyka, przeszywa mnie przyjemne uczucie, które chciałabym doświadczać cały czas. On mi to sprawia, William mi to sprawia, a nie chcę. 

— Też cię nienawidzę, Jane.

— Och, ależ mnie to zabolało... — złapałam się za serce, udając sarkastycznie przejętą.

— Jak dobrze, że zdążyłem zrobić twoje nagie zdjęcia. — rzucił złośliwie, uśmiechając się łobuzersko.

Spojrzałam na niego, otwierając szeroko oczy. Nie... nie zrobił tego, nie mógłby, on nie jest taki. Patrzę na niego z szokiem, czerwieniejąc się i nie mogąc nic z siebie wydusić. On na pewno nie zrobił mi zdjęcia.

— Żartujesz, tak? — wydusiłam z siebie — Will, jaja sobie robisz ze mnie? 

— Dwie kopie zapasowe, jedna już wysłana...

— Jak mogłeś mi to zrobić?! — przerwałam mu, uderzając mocno w ramię — Ja nigdy bym ci tego nie zrobiła! Dlaczego?!

— Coś musi znaleźć się w fap folderze.

— To mogłeś zrobić zdjęcie Ashley albo komuś innemu! Ta dziwka na pewno wysłała ci erotyczne fotki! 

— Po co miałaby wysyłać, skoro ją pieprzę? — zaśmiał się.

Zesztywniałam w miejscu, doznając bolesnego uczucia, które przeszyło moje całe ciało. W gardle powstał supeł, przez którego nie potrafiłam się odezwać, nic z siebie wykrztusić, a na opuszkach palców poczułam, jak wbija się coś ostrego. Patrzę niedowierzająco na niego, nie mogę nic powiedzieć, nie potrafię, nagle odjęło mi mowę. Ból... ten ból jest najboleśniejszy, on nie przestaje na moment mnie uciskać. Nie odezwałam się, nie chciałam, czułam się... zraniona i zdradzona. Odwróciłam się w stronę okna, spoglądając na znaną mi już okolicę. Pomrugałam kilka razy, czując przypływające łzy.

Dlaczego? 

~~

    Oparłam czoło o szklaną ściankę kabiny, pozwalając gorącej wodzie ze mnie spłynąć. Odkąd wróciłam do domu, nie potrafiłam przestać myśleć o tym, co stało się w samochodzie. Nie chcę wierzyć w to, że zrobił mi zdjęcia, on taki nie jest, ale bardziej dotknęły mnie słowa związane z Ashley. Ja... Ja jej nienawidzę. 

Nienawidzę jej.

Kiedy widzę ich razem, mnie naprawdę szlak trafia, krew zalewa, to mnie rani. Mimo że on nie spędza z nią za wiele czasu, mało się widują, w ogóle mało rozmawiają, to widzę, jak ona na niego patrzy, jak on jej się podoba... Nie potrafię przestań nie być zazdrosna, od zawsze nie potrafiłam, gdy widziałam go w obecności jakiejś dziewczyny. Dlaczego, do kurwy nędzy, on sprawia mi to uczucie? Nie chcę go odczuwać... 

Pozwoliłam łzom spłynąć ze mnie jak woda. Zaczynam płakać, bezsilnie szlocham z jego powodu. Tylko i wyłącznie płaczę z powodu Williama, to chore, to dziwne i popieprzone. Ból przeszywa moje ciało, uderzając prosto w serce, które ściska i kuje. Nie potrafię ustać na nogach, siły zaczynają mnie opuszczać, czuję się tak źle... Dlaczego on musi mi to robić? Dlaczego ja muszę to czuć, skoro nie chcę? 

Pociągam żałośnie nosem i przymykam oczy, oddychając spokojnie. Łzy dalej zlatują ze mnie, ale nie zwracam na to uwagi, mam to już gdzieś. Po kilku minutach, gdy unormowałam wszystko, przetarłam twarz mokrymi dłońmi i sięgnęłam do kranu, chcąc zakręcić wodę. Dość długo zajęło mi szukanie tego, jednak po wykonaniu czynności, odwróciłam się w stronę wyjścia z kabiny i gdy otworzyłam oczy, coś mną wstrząsnęło, zszokowało, zamurowało. Serce zaczęło przyspieszać z paniki i przerażenia, które nagle wstąpiło we mnie. Rozejrzałam się dookoła, wiedząc już gdzie jestem i kim jestem. Spojrzałam w dół, zalewając się ogromnym rumieńcem.

Jestem Williamem.

~~.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro