Rozdział 12
— Masz okres.
— Nie... — otworzył szerzej oczy, patrząc prosto w moje jak przerażony — Nie, nie mów... — pod koniec jęknął.
— Masz okres, wstawaj. — wyprostowałam się, krzyżując ręce pod klatkę piersiową. Nie mogłam przy tym ukryć mojego rozbawienia — Wreszcie może zrozumiesz mnie i inne kobiety. — dodałam.
— Nie, kurwa mać, nie, nie, nie! — był przerażony.
Zaśmiałam się głośno, opierając ręce o biurko. Powinnam mu współczuć, a się śmieję jak opętana, szydzę z niego, drwię i nabijam się, że cierpi, że William cierpi, to mnie bawi i ani trochę mu nie współczuję, a powinnam.
— Pójdziesz do szkoły? — zapytałam rozbawiona, patrząc na niego z góry, jak zwijał się na moim łóżku.
— Zwariowałaś do reszty... Z tym bólem? — syknął pod koniec — Nie ma mowy, nigdzie się nie ruszam, kurwa mać...
— Zostanę z tobą. — usiadłam na krześle, nie spuszczając z niego oczu — Ale mógłbyś chociaż założyć podpaskę, czy chcesz mi zalać krwią materac? — zapytałam.
— Co? — jęknął niewinnie, patrząc na mnie — Ja nie dam rady się ruszyć, kurwa mać, dlaczego to tak boli? Kuje mnie w brzuchu, wszędzie, cipka mnie boli, kurwa mać, to okropnie boli, Jane, zrób coś... — owinął szczelniej ręce wokół brzucha.
Zaśmiałam się głośno. Dlaczego musi być taki uroczy w moim ciele?
— Czuję, ja to dosłownie czuję, jak coś ze mnie spływa, rozumiesz to? — spojrzał na mnie poważniejszym wzrokiem — Ty też tak masz? — zapytał.
— Co miesiąc, debilu. — burknęłam, patrząc na niego jak na idiotę.
— Ach... No tak. — odpowiedział, pod koniec ponownie jęcząc cichutko.
— Wstaniesz? — zapytałam.
— P-Po co? — jęknął.
— No nie wiem, chociażby po podpaskę? — wywróciłam oczami — Nie brudź mi materaca moją własną krwią!
— Wypierze się. — odpowiedział jak mała dziewczynka, przykrywając się kołdrą — Pomóż mi. Cokolwiek. Pomóż mi, Jane, ja potrzebuję pomocy. — wymamrotał.
— To wstań, debilu! — wstałam z krzesła.
— Nie dam rady...
— Wstawaj albo ścisnę cię za cycka, a uwierz mi... Boli jeszcze bardziej podczas okresu.
— Nie zrobisz tego. — spojrzał na mnie wystraszony.
— Chcesz się przekonać? — zrobiłam krok w jego stronę.
— N-Nie, zostaw mnie... — poruszył się nerwowo na łóżku — Jane, zrób coś, kurwa mać, ja umieram, ja naprawdę umieram. — syknął.
Wybuchłam śmiechem. Jest taki śmieszny, dlaczego on w moim własnym ciele mnie tak śmieszy? Wygląda tak niewinnie, tak słodko i tak śmiesznie się ogląda jego reakcję na okres, jego cały ból i to, co właśnie w tej chwili przeżywa.
— Wstawaj i weź najpierw prysznic, okej? — powiedziałam, podchodząc do szafy, aby wyjąć luźniejsze ubrania.
— Nie dam rady, Jane... — wymamrotał — Ja się nigdzie nie ruszam.
— Wstawaj, kurwa mać, albo zmuszę cię, abyś tampona włożył.
— Co?! Nie, nigdy! — krzyknął.
— To wstawaj i idź pod ten prysznic! — także uniosłam swój ton, denerwując się już.
Pomimo tego, że znajduje się w moim ciele, dalej zachowuje się jak mężczyzna. Jak mężczyzna podczas choroby. Skakać wokół niego trzeba jak przy małym dziecku i z byle czego robi śmiertelną chorobę, przy tym nie potrafiąc wstać z łóżka. To tylko okres!
— Pomóż mi, proszę... — jęknął cichutko, ledwo co odkrywając kołdrę na bok.
Wywróciłam oczami i po odłożeniu ubrań na biurko, podeszłam przed łóżko i chwyciłam siebie za rękę, jeszcze z wielką irytacją patrząc na to, jak niezdarnie się podnosi z łóżka oraz po chwili pakuje mi się na ręce.
— Hej, co ty robisz?! — zdziwiłam się.
— N-No co..? — zapytał niewinnie, zawieszając ręce na mojej, a raczej swojej szyi — Nie dam rady iść sam...
— Will, naprawdę? — prychnęłam, pozwalać mu się wspiąć. Objęłam go wokół i spojrzałam z kpiną w swoje własne, brązowe oczy, które nie wykazują niczego, a tylko niewinność i ból.
— Boli. — rzucił, przybierając smutniejszego wyrazu twarzy.
— Jezu, z tobą gorzej niż z dzieckiem! — skierowałam się do toalety — To tylko okres, Will.
— To śmierć! To katorga! To najgorsze co może być! — krzyknął zły — Dlaczego to boli?! Dlaczego brzuch tak boli?! Całe ciało boli!
— Widzisz, tak już jest, ale nie często pojawiają mi się takie bóle. Rzadko je mam i... — zaśmiałam się — Jakie to przykre, że musisz je za mnie znosić w tej chwili... — powiedziałam rozbawiona.
— Odwdzięczę ci się za to, zobaczysz!
— Tak, tak, tak... — wymamrotałam pod nosem, odstawiając go delikatnie na kafelki — Ściągaj ubrania. — rzuciłam, podchodząc do wanny.
Odkręciłam kran i włożyłam rękę pod cieknącą wodę, sprawdzając jej temperaturę. Wanna po kilku sekundach napełniała się ciepłą cieczą, do której wlałam rumiankowego płynu. Odwróciłam się z powrotem do tyłu i otworzyłam szerzej oczy, czując wzrost temperatury w ciele. Stał przed lustrem nagi od pasa w górę, oglądając przy tym moje piersi. Dotykał je, patrzył się z ciekawością, naciskał kciukami na sutki, to ujmował i ściskał. O mój boże.
— Will... — odezwałam się ostrzegawczym, cichym tonem.
— Fajne. — odparł, jak gdyby nigdy nic — Naprawdę fajne.
— Co ty, kurwa mać, robisz..? Możesz przestać dotykać moje piersi..? — syknęłam, zaciskając dłonie w pięści.
— Są fajne, ale czuję, jak mnie bolą. — wzruszył ramionami, opuszczając dłonie wzdłuż ciała — Naprawdę masz zajebiste cycki, Jane. — odwrócił głowę w moją stronę, spoglądając prosto w oczy.
Nie odpowiedziałam, a zagryzłam wewnętrzną część policzka, marszcząc delikatnie brwi. Czuję, jak wkradają się rumieńce na policzki, na jego policzki. William bez problemu zaczął mnie rozbierać, wkładając całą garderobę do kosza na ubrania. Czułam się skrępowana, bardzo skrępowana, gdy... był nagi przy mnie, w moim ciele, widział mnie, na dodatek mam okres. To... to dziwne i bardzo krępujące. Ponownie zagryzłam policzek, gdy wszedł do wanny, podgwizdując pod nosem melodię. Usłyszałam, jak zaciąga się zapachem rumiankowego płynu i przybliża pianę do klatki piersiowej, bawiąc się nią jak małe dziecko. Pokręciłam głową i prychnęłam pod nosem, gdy widok samej siebie był dla mnie uroczy, a zwłaszcza myśl, że to William siedzi w moim ciele.
— Zaraz przyjdę. — poinformowałam, wychodząc z toalety po usłyszeniu cichego mruknięcia.
Wzięłam głęboki wdech, zatrzymując się tuż po zamknięciu drzwi. Oddycham głośno, nie wiedząc, co się właściwie ze mną dzieję. Nagle w moim ciele, a raczej Williama, wstąpiło dziwne uczucie, dziwne uczucie ekscytacji oraz podniecenia, czuję się dziwnie, jednak przyjemnie. Oddech przyspieszył, robi mi się jeszcze bardziej cieplej. Nerwowo spoglądam w dól, uważnie patrząc na kroczę. Nie, nie podnieciłam się, na pewno nie, ale jeśli tak, to dlaczego niby? Samą sobą? Na pewno nie, to niemożliwe, przecież nie podniecam się na widok swojego nagiego ciała, tylko faceci tak mają, gdy zobaczą dziewczynę, a ja facetem nie jestem, ja jestem tylko w ciele faceta.
Kurwa mać.
Czy ja właśnie się podniecam, to znaczy ciało William się podnieca..? Czy organizm Williama się podnieca przeze mnie..? Tak działam na niego? Tak działam na Williama? Podniecam go? O mój boże, o mój boże, o, kurwa, mój boże.
Czuję dziwny wzrost temperatury, zaczynam się pocić i bawełniany materiał koszuli zaczyna mi przeszkadzać. Ściągam z siebie koszulę, odwieszając ją na oparcie krzesła i podchodzę do lustra, skanując całe jego ciało po raz kolejny. Zawieszam wzrok na kroczu, widząc wypukłość. Biorę głęboki wdech i kręcę głową, chcąc zapomnieć o tym, że podniecam Williama, że jego ciało tak na moje reaguje. Penis w bokserkach zaczyna mnie drażnić, zaczyna dziwnie się prężyć i pulsować, kurwa mać, ja się podniecam.
Biorę głęboki wdech i otwieram komodę z bielizną, wyciągając czystą dla niego, to znaczy siebie. Ponownie zaciągam się powietrzem, czując stres, denerwuję się, bardzo się denerwuję i krępuję, cholera jasna. To takie dziwne, że przeżywa okres w moim ciele, takie upokarzające, a tak bardzo się cieszyłam, że wreszcie w jakimś stopniu mnie zrozumie. Przejeżdżam ręką po czarnych włosach, czując przyjemną ich miękkość i wchodzę do toalety, spoglądając prosto na swoją osobę.
Poczułam dziwne uczucie w sercu, coś miłego i przyjemnego się rozlało, gdy spojrzałam na Williama, który dmuchnął w pianę na dłoniach. Wyglądał uroczo, przy tym bawił się uroczo. Jak małe dziecko, jak dzieciątko, którym mogłabym się zajmować cały czas. Wyglądał tak uroczo. Uśmiechnęłam się i położyłam bieliznę na resztę przygotowanych ubraniach, zasiadając po tym na toalecie. Spojrzałam w brązowe oczy, które także wyrównały ze mną wzrok, zawstydzając się tym samym. Widzę, jak się zawstydził, przyciągnął nawet kolana do klatki piersiowej i owinął wokół nich rączki, rumieniąc się.
— No co? — zapytał niewinnie.
— Nie, nic. — odparłam, unosząc kąciki ust — Jak się czujesz? — zapytałam.
— Źle, brzuch mnie boli. — powiedział — Strasznie, strasznie mnie boli. Zrób coś, cokolwiek, proszę cię naprawdę, Jane, o cokolwiek.
— Na ten ból nie ma leku, nie wiem co ci zrobić. — odpowiedziałam rozbawiona — Mogę jedynie dać ci lek, żeby złagodzić ból brzucha i herbatę zaparzyć, może przejdzie. — dodałam.
— I zrób mi coś do jedzenia.
Wybuchłam śmiechem.
— No co? — burknął jak obrażony — Głodny jestem!
— Jesteś taki uroczy. — uśmiechnęłam się.
Nie odpowiedział, a wymamrotał coś pod nosem i odwrócił głowę, przybierając jeszcze bardziej zawstydzonej postawy. Uśmiechnęłam się ponownie, wstając na wyprostowane nogi. Podeszłam do półki, gdzie trzymam opakowania podpasek i wyjęłam jedną, odwracając się z powrotem w jego stronę.
— Wiesz, jak ją założyć? — zapytałam.
— Co ja kobieta, że wiem, jak zakładać to cholerstwo? Nie wiem! — zmarszczył brwi.
— Jak wyjdziesz, to się ubierz. Idę przygotować ci coś do jedzenia. — powiedziałam, zakładając przy okazji podpaskę na bieliznę.
— To wygląda jak pampers. — zaśmiał się.
— Trochę. — także się zaśmiałam.
— Dobra, idźże mi zrób żarcie! Głodny jestem!
— Phi, jeszcze czego! — prychnęłam — Nie będę skakać wokół ciebie, bo się źle czujesz.
— Proszę, Jane.
— Dobra. — burknęłam, kierując się do wyjścia.
— A najlepiej to coś słodkiego, dziękuję!
Phi, jeszcze czego. On to ma dobrze, dostaje wszystko pod nos, ale gdy ja chcę coś, to nie, zrób sobie sama, jesteś już duża, bla, bla, bla. Ileż bym dała, aby to wokół mnie tak skakano podczas miesiączki. Dlaczego muszę mu ulegać? Przez tę słodkość w nim, a raczej mnie? Boże, to naprawdę popieprzone, że widzę siebie w takim świetle.
Po zejściu do kuchni zaparzyłam dla niego rumianek, szukając przy okazji tabletki na ból brzucha. Książę zażyczył sobie także czegoś słodkiego, dlatego z wielką niechęcią wzięłam składniki do zrobienia pancakesów, a trzy to idealna porcja oraz czas robienia ich. Dziesięć minut mieszania wszystkich składników i pięć minut smażenia, później polanie wszystkiego syropem klonowym i posypanie cukrem pudrem. Po dwudziestu minutach znalazłam się z powrotem u siebie w pokoju, z trudem otwierając drzwi, mając zajęte dwie ręce przez jego zachcianki.
— No nareszcie, długo musiałem czekać? — burknął, leżąc na moim łóżku.
— Will, ty się ciesz, że ci to zrobiłam! — warknęłam, odstawiając talerz i kubek na blat biurka — Masz i napij się wody. — wręczyłam mu tabletkę.
— Dziękuję, kochanie. — mruknął, władając białą substancję do ust — Boże, jedzenie! Byłem taki głodny, dziękuję! — ucieszył się jak dziecko.
Pomrugałam kilka razy, gdy wstał i zasiadł do biurka, zajadając się od razu pancakesami. Bacznie go obserwuję i nie dowierzam, nigdy nie posiadałam takiego apetytu podczas okresu, skąd on go ma? Zasiadłam niepewnie na łóżku, nie spuszczając z niego wzroku. Jadł, jadł i jadł, popijając przy tym herbatę. Jak dziecko, normalnie jak dziecko, o które trzeba się troszczyć i dbać. Po chwili nasz wzrok się spotyka i zaśmiałam się, gdy miał pełną buzię i zrobił naburmuszony wyraz twarzy. Wyglądałam tak uroczo.
— No co? — burknął — Głodny byłem.
— Trudno nie zauważyć. — prychnęłam.
— Czuję się, jakbym miał pieluszkę. — poruszał dolną partią ciała.
Ponownie się zaśmiałam, opadając plecami na mój materac. O cholera, zapomniałam o nim. Trzeba zmienić pościel.
— Poczekaj chwilę, muszę zmienić pościel.
— Nie musisz, zrobiłem to. — rzucił, odsuwając od siebie pusty talerz.
Spojrzałam na niego, unosząc brwi w górę ze zdziwienia. O boże, i jeszcze musiał być świadkiem tego, jak plamię własne łóżko własną krwią. Pięknie, kurwa mać, pięknie, co za wstyd.
— Skąd wiedziałeś, gdzie trzyma moja mama prześcieradła?
— Wiesz, osiemnaście lat spędzam w większości w twoim towarzystwie, w twoim domu i od dłuższego czasu tu nawet śpię. — uśmiechnął się — Wiem bardzo dużo.
— Och, okej. — wzruszyłam ramionami,
— No i okej. — powiedział.
— Okej.
— Okej.
— No okej, okej?
— No dobra, okej.
— Nigdy nam to się nie znudzi, co? — uśmiechnęłam się.
— Chyba. — uniósł kąciki ust, zasiadając na łóżku. — Jane?
— Hmm? — spojrzałam na niego przelotnie.
— Brzuch mnie boli, dlaczego ta tabletka nie działa? — położył się.
— Przed chwilą ją wziąłeś, poczekaj.
— Ja pierdole, zaraz mnie krew zaleje...
— No... w sumie, już cię zalewa. — zaśmiałam się.
— Zamknij się! — burknął, wchodząc pod kołdrę — Obejrzymy jakiś film? Może jakiś romantyczny? — zapytał sympatycznie.
— Kurwa, Will, ty masz gorsze skoki nastrojów niż ja, naprawdę... — prychnęłam — I nie, nie obejrzymy filmu, a zwłaszcza romantycznego.
— Dlaczego?! — krzyknął oburzony — Nudzi mi się, brzuch mnie boli, jestem dalej głodny i chcę coś porobić, a nie mogę! Dlaczego ten pieprzony okres to jak więzienie?
— Dlaczego mnie o to pytasz? Nie wiem. — spojrzałam na niego, opierając plecy o ścianę — Może wreszcie pomyślimy o tym, jak przestać zamieniać się ciałami?
— To myśl, ja nie mam czasu i pieniędzy na to. — burknął — Chcę pograć w piłkę, a nie mogę, bo co? Bo mam okres. Chcę wyjść, ale nie mogę, bo co? Bo boli mnie brzuch przez okres. Chcę cały czas wpierdalać, bo co? Bo ten głupi okres ma jakąś pieprzoną funkcję, że cały czas myślisz o jedzeniu. To chore, Jane, że przeżywasz to co miesiąc. Macie przejebane w życiu po całości.
— Może trochę. — odparłam rozbawiona — Wy też macie. Niedawno walczyłam z ere... — zatrzymałam się, zalewając się wielkim rumieńcem.
— Wiem, co chciałaś powiedzieć! — wskazał na mnie — Stoi ci! — uśmiechnął się — Stoi ci nadal? Pokaż!
— C-Co?! Nie! — zmarszczyłam brwi.
— To mój kutas, pokaż!
— I co z tego, teraz mój! — odsunęłam się kawałek.
— To cycki są moje, okej? — zapytał, uśmiechając się.
— Okej. — rzuciłam, po chwili otrząsając się — T-To znaczy nie! — spojrzałam na niego stanowczo — Nie!
— Dlaczego ci stanął? Musiał być powód.
— Nie wiem... Tak jakoś. — wymamrotałam skrępowana.
— Jane? — mruknął spokojniejszym tonem.
— Hmm?
— Głodny jestem, zrobisz mi coś do jedzenia?
William
Spojrzałem na siebie, dostrzegając tylko i wyłącznie irytację. Dlaczego ona się irytuje? To zwykłe pytanie, bo jestem głodny, cholernie głodny. Boli mnie brzuch, czuję bardzo dokładnie, jak ociekam tą krwią, jak ona spływa ze mnie, to znaczy z niej. Na dodatek czuję się jak w pieluszce. Jestem głodny, chcę jeść, a najlepiej coś słodkiego. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, ale wpadam w jakieś pieprzone humorki, które nigdy w życiu nie posiadałem. To chore, to popierdolone, okres jest popierdolony.
Ból w brzuchu jest nieznośny, ściska i wykręca mnie w podbrzuszu, boli cała dolna partia, to okropne. Jane mi nie odpowiedziała, więc naburmuszony położyłem się, układając głowę na poduszki i wbijając swój wzrok w jej sufit. Przykrywam się szczelniej kołdrą, choć za oknem jest bardzo ciepło, to jest mi przyjemnie. Chociaż to mi pomaga zwalczyć ten ból, cokolwiek, musi to być przyjemne, muszę czuć, że jest mi przyjemnie. Bolą mnie cycki, czuję to dobrze, jak bolą mnie po bokach, gdy tak leżę na plecach. Kurwa mać, jaki to jest ból.
— Dlaczego nie zrobisz mi tego jedzenia? — zapytałem po dłuższej chwili ciszy.
— Kurwa mać, Will! Przestań, bo wyjdę i zostawię cię samego do końca dnia! — krzyknęła zła.
— Nie-e, nie zrobisz tego. — uśmiechnąłem się.
— Chcesz się przekonać? — wstała wkurzona, spoglądając na mnie — Zaczynasz mnie denerwować. To tylko głupi okres, nie traktuj tego jak choroby!
— Jane? — zapytałem, biorąc głębszy wdech i odwracając głowę w jej stronę, by spotkać się z moim własnym błękitnym wzrokiem.
— Co tym razem? — rzuciła zirytowana.
— Źle się czuję.
— Ojej, jak mi przykro! — westchnęła sarkastycznie przejęta — I co mam zrobić? Co książę sobie życzy?
— Insuliny.
Stanęła w miejscu, mrugając kilka razy. Ból brzucha nie zniknął, na dodatek jej cukrzyca pogarsza cały stan. Z każdą chwilą czuję się źle, gorzej, mam ochotę zemdleć. Po kilku sekundach naszego poważniejszego kontaktu wzrokowego na siebie, bez słowa podeszła do nocnej szafki i rozsunęła szufladę, skąd szybko zaczęła wyjmować z drżącymi dłońmi opakowania leków. Moje oczy zdążyły zlustrować, jak wyjmuje trzy rzeczy: glukometr, strzykawkę oraz płynną ciecz w małej fiolce, zapewne insulinę. Bez słowa chwyciła mnie za palec wskazujący i przyłożyła do igły urządzenia, naciągając sprzęt. Syknąłem, gdy poczułem lekkie ukłucie.
Przyłożyła listek do małej kropli krwi, która widnieje na moim palcu i przystawiła do glukometru, patrząc na wynik. Zauważyłem, że zagryza wewnętrzną część policzka – denerwuje się. Coś ze mną się dzieję? Czy ja umieram? Czy ja właśnie umieram? Kurwa mać, czy ja umieram?
— Jane? Co się dzieję? — zapytałem przestraszony.
— Nic, spokojnie. Zapomnieliśmy tylko o dawcę i tyle. — odpowiedziała opanowanym tonem.
Przełknąłem ślinę, naprawdę się przerażając. Chwyciła za kołdrę, odsłaniając mnie i chwyciła za koszulkę, naciągając ją w górę. Spojrzałem na jej brzuch, gdzie widnieje pompa i patrzyłem, obserwowałem uważnie, jak wstrzykuje substancje. Pod koniec uśmiechnęła się i pomasowała mnie, a raczej siebie po brzuchu, gdzie mnie przeszedł dreszcz. Miliony iskierek poczułem w całym ciele, nie mogąc zrozumieć dlaczego. To przez swój własny dotyk?
— Dzielny pacjent. — powiedziała spokojnym tonem, odkładając na miejsce przedmioty.
—Zrób to jeszcze raz.
Odwróciła zdezorientowana wzrok na mnie, rozchylając delikatnie wargi. Nie mam pojęcia czemu to powiedziałem, ale chcę tego. Zachciałem tego, jej organizm się tego domagał. Było to kojące i przyjemne. Było to łagodne i miłe. Było najlepsze.
— Możesz zrobić to jeszcze raz? — zapytałem, bardzo mocno się stresując.
— A-Ale co?
Nie odpowiedziałem. Poczułem, jak pieprzony rumieniec wkrada się na moje, jej policzki. Oblizałem dolną wargę i wypuściłem powietrze z ust, niepewnie chwytając moją własną rękę. Popatrzyła na moje ruchy, gdy unoszę ją prosto na jej brzuch. Położyłem płasko męską dłoń na jej płaskim brzuchu, pozostawiając ją tam, tak po prostu, czując przy tym miliony mrowień, które zalały mnie w dziwną przyjemność, odsyłając ból w niepamięć.
— Ch-Chcesz... żebym cię pomasowała? — zapytała niepewnie, kładąc się obok mnie na łóżku.
— Możesz. — odpowiedziałem, odwracając od niej wzrok.
Zapadła cisza między nami. Zaczęła kreślić niepewnie koła na skórze, robiąc to w jak najdelikatniejszy sposób. Moja własna dłoń sprawiała mi uczucie, które jest dla mnie niewyobrażalne, ono jest przyjemne. Czy ja naprawdę to doznaję? Przecież to niemożliwe, abym odczuwał taką przyjemność przez własny dotyk, to niemożliwe. To Jane musi odczuwać, nie ja. To Jane ciało, nie moje, na mnie by tak nie zareagowało.
Kurwa mać.
Czy to właśnie tak reaguje na mnie Jane? Czy to jej potrafię sprawić? To jej sprawiam? Tak ona na mnie reaguje? O mój boże.
Oblizuję dolną wargę i przymykam oczy, pozwalając ciału się zrelaksować, zapomnieć o bólu, zapomnieć o stresie. Zalewa mnie błoga przyjemność i miłe uczucie, jest ono takie fajne, aż chcę więcej, więcej i więcej. Opieram głowę o własne ramię, mając cały czas zamknięte oczy, ja tu chyba zasnę, zasnę we własnych ramionach pod wpływem własnego dotyku. Cały czas zatacza kręgi na brzuchu, one są takie łagodne i kojące.
Nagle czuję ciężkość, czuję dziwną ciężkość na ciele. Marszczę brwi, gdy mam wrażenie, że zaraz zemdleję. Dotyk zaprzestał ruchom i odczułem, jak nerwowo Jane się porusza, co mnie zaniepokoiło.
— W-Will...
Otworzyłem oczy, biorąc głębszy wdech. Rozejrzałem się dookoła, widząc obraz ze swojej własnej perspektywy. Wróciłem do swojego ciała, wróciłem do siebie, wróciłem, wróciłem, wróciłem, mając u boku Jane. Moje serce szaleńczo zaczęło obijać się o klatkę piersiową, gdy spojrzałem na brzuch, na którym znajduje się moja ręka. Temperatura ciała wzrosła wraz z oddechem, cholera jasna, jesteśmy siebie tak blisko, dotykam jej ciała, jej płaskiego brzucha, kurwa mać, ja to robię, a ona ma przymknięte oczy i opiera swoją głowę o moje ramię. Przełykam ślinę i zabieram rękę, jednak ogarnia mnie szok, gdy jej malutka i delikatna rączka niepewnie chwyciła moją.
— Nie przestawaj. — wyszeptała.
Ponownie przełykam ślinę, gdy fala gorąca zalała moje ciało, a dziwne uczucie przyjemnych skrętów pojawiło się w brzuchu. Zlustrowałem ją całą, kładąc niepewnie rękę na rozgrzanym brzuchu, widząc, jak jeszcze nabiera więcej powietrza do płuc. Zatoczyłem delikatnie kręgi na jej ciele, obserwując dokładnie piękną twarz Jane. Zasypia przy mnie, oddycha spokojnie, jednak głęboko. Masuję jej brzuch, dotykam jej ciała, kurwa mać. Przysuwa się do mnie jeszcze bliżej, opierając głowę o ramię i rozchylając delikatnie swoje naturalnie czerwone usta, które mnie w tej chwili zaczęły kusić. Oblizałem dolną wargę i uniosłem rękę z brzucha do wysokości jej twarzy, przeczesując delikatnie opadający kosmyk za ucho. Mruknęła coś po cichutku, jednak nie przestałem. Pogłaskałem jej skroń, jej policzek, patrząc uważnie na jej piękną twarz. Ona jest taka piękna.
Powstrzymałem się od tego, by się nie nachylić i obdarować ją pocałunkiem. Naprawdę się powstrzymałem. Położyłem z powrotem rękę na jej brzuchu, kojąco i łagodnie go masując. Oparłem głowę o jej, przymykając oczy. Sam zaczynam zasypiać. Uczucie, które we mnie wstępuje jest zupełnie inne niż zawsze. Jest przyjemne, jest miłe, jest fajne, chcę go doświadczać dzień w dzień, a doświadczam go tylko przy niej, przy Jane. Każdego dnia chcę widzieć ją taką; przy mnie i uśmiechniętą, żeby po prostu była. Polubiłem to, zawsze lubiłem. Gdy ją widzę nagle wszystko znika dookoła, naprawdę. To właśnie czuję, gdy jestem przy Jane. Gdy jest przy mnie, czuję się o wiele lepiej, czuję się szczęśliwszy, to wszystko przy Jane.
Zakochałem się w Jane.
~~.
Kocham Williama
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro