Rozdział 6
Usłyszawszy, głośny dźwięk z mojego telefonu, niechętnie wstałam i sprawdziłam godzinę. Zeszłam z łóżka i zaczęłam je ścielić. Jak skończyłam, poszłam do Max'a z zamiarem wybudzenia go z krainy czekolady i jednorożców. Wchodząc do jego pokoju, poczułam zapach jego perfum. Zaciągnęłam się, uśmiechając się mimowolnie. Na jego 16 urodziny podarowałam mu ten piękny perfum. Tak mu się spodobał, że używa go do dziś. Wchodząc w głąb jego komnaty, minęłam komodę, na której znajdowały się różne ramki z naszymi zdjęciami. Zatrzymałam się jeszcze na chwilę, żeby powspominać lecz przypomniało mi się, że musimy się zbierać na uczelnie. Pospiesznie podeszłam do granatowych zasłon i je odsłoniłam wpuszczając promienie słoneczne do pokoju. Był biały, więc zrobiło się bardzo jasno. Zadowolona ze swojego czynu podeszłam do łóżka niebiesko włosego i na niego wskoczyłam krzycząc:
- Wstawaj!
- Co się dzieje?! - Zapytał mnie przestraszony i zdezorientowany.
Jednak jak zobaczył mnie to się uśmiechnął i zaczął mnie łaskotać. Starałam mu uciec, co mi się udało. Pobiegłam do mojego pokoju jak najszybciej było to możliwe i zamknęłam drzwi na klucz. Odetchnęłam z ulgą, jak usłyszałam szum wody z pokoju naprzeciwko.
Podeszłam do mojej szafy i zaczęłam się zastanawiać co by tu ubrać. Wybrałam, w końcu, czarne kabaretki, dżinsowe, poszarpane boyfriendy z dziurami i czarną dużą męską koszule. Skoro drzwi mam zamknięte na klucz to postanowiłam, że przebiorę się w pokoju. Ubrałam się szybko, więc poczłapałam do łazienki z zamiarem ogarnięcia tego czegoś co zwie się moimi włosami i przy okazji też twarzą. Postanowiłam, że włosy zepnę w dwa bardzo luźne kucyki, które będą mi opadać na plecy, a co do twarzy to postanowiłam na pomalowanie rzęs i użycie korektora na niedoskonałości. Gdy skończyłam, weszłam do pokoju, zabierając czarną torbę plus telefon i inne potrzebne rzeczy. Użyłam jeszcze perfumu, dezodorantu i pobiegłam na dół zjeść jakieś szybkie śniadanie.
Wchodząc do kuchni zauważyłam już gotowego Max'a, robiącego nam jajecznicę. Podeszłam do zlewu biorąc czajnik i zaczęłam lać wodę na herbatę. Jak nalała się odpowiednia ilość, postawiłam czajnik na kuchence. Włączając gaz, zostawiłam naczynie z wodą, zabierając się za wyciągnięcie dwóch kubków z białej szafki i przy okazji wzięcia też herbaty. Postawiłam dwa duże kubki z naszym wspólnym nadrukiem na blacie i do swojego kubka dałam zieloną herbatę z wiśnią, a do drugiego zwykłą czarną.
- Daj mi też zieloną - Usłyszałam głos mojego przyjaciela.
- Ale ty jej nie lubisz - Odpowiedziałam zdziwiona.
- A może teraz ją polubię? - powiedział pewnie lecz po chwili dodał - wiesz co jednak zostaw tą czarną.
Zaczęłam się śmiać z jego niezdecydowania, a ten klepnął mnie w ramię i zaczął nam nakładać śniadanie. Gdy skończył nakładać to w idealnym momencie czajnik zaczął gwizdać, co oznaczało, że woda jest już gotowa. Podeszłam ochoczo do kuchenki i wyłączyłam gaz pod nią piszczącym naczyniem, więc powoli się uciszało aż do momentu, kiedy zapadła cisza. Podeszłam z wrzątkiem do kubków i nalałam po równo, żeby nie było, i odstawiłam ponownie na kuchenkę. Wzięłam oby dwa ciepłe naczynia i usiadłam koła Max'a.
- Dzięki. Twoja mama się odzywała? - Zapytał mnie.
- Nie. Pew... - Moją wypowiedź przerwał mój telefon - Sorry to właśnie ona.
Odebrałam i się przywitałam z rodzicielką.
- Hej córcia jak tam się macie? - Zapytała, a ja dałam na głośno mówiący i zaczęłam jeść śniadanie.
- Dzień dobry ciociu - Przywitał się Max. Znamy się tak długo i przebywał u nas też długo, że zaczął mówić na moją mamę ciocia.
- Cześć Max'iu. Jak tam wam się żyje? Niczego wam nie brakuje? Jak szkoła? Wysypiacie się? - Zaczęła zalewać go pytaniami, a ja się zaśmiałam i wzięłam łyka mojej herbatki.
- Nie tak szybko mamo. Jest ranek i Max nie myśli tak szybko. - Zaśmiałam się i zaczęłam kończyć moją porcję jajecznicy.
- No dobrze ja się o was po prostu martwię. - Odpowiedziała kobieta.
- Wszystko jest okej ciociu. A teraz wybacz musimy się zbierać do liceum. Zadzwonimy wieczorem. - Odpowiedział Max biorąc swój i mój talerz.
- No dobrze. To miłej nauki. Paa - Pożegnała się i się rozłączyła.
Dopiłam szybko już letnią herbatę , dałam ją do zmywarki i poszłam umyć zęby. Jak skończyłam usłyszałam, że Max wyjeżdża z garażu, więc pobiegłam szybko do naszego przedpokoju założyłam czarne trampki i wyszłam, zamykając oczywiście dom. Max już czekał na mnie przed naszym płotem, więc szybko do niego pobiegłam i wsiadłam. Po chwili dojechaliśmy na parking. Było dziwnie pusto, ale za to plus, bo nie ma kłopotu z wybraniem miejsca na samochód. Niebiesko oki zaparkował w cieniu. Wyszliśmy z pojazdu i poszliśmy na pierwszą lekcje jaka jest historia. Jestem trochę podekscytowana, bo nadal nie wierzę, że będę chodzić do Wood. Weszliśmy do szkoły i podeszliśmy pod salę, gdzie mieliśmy mieć pierwszą lekcje.
Po chwili zaczęli pojawiać się inni ludzie, w tym Lisa. Miała na sobie długą czarną luźną sukienkę i lekko za dużą dziurawą kurtkę dżinsową. Niby zwykły strój, ale wyglądała w tym bosko. Dziewczyna podeszłą do nas i się przywitała. Po jakimś czasie przyszedł nauczyciel i zaprosił nas do sali.
Nasza trójka usiadła z tyłu i zaczęliśmy słuchać, co niekiedy też notować. Nauczyciel opowiadał o starożytnej Grecji i o budowlach jakie tam istniały. Bardzo mnie to ciekawiło, więc słuchałam uważnie. Nawet nie wiedziałam, że czas tak szybko minął, gdy usłyszałam dzwonek oznaczający koniec lekcji. Wyszliśmy z sali i poszliśmy gdzieś.
- Jakie macie plany na dzisiaj? - Zapytała nas Lisa.
- Nic szczególnego. - Odpowiedziałam biorąc łyk ciepłej kawy.
- Ja też. Może wpadnę do was i sobie coś zobaczymy? Co wy na to? - Popatrzyła na nas pytająco.
- Okej. - Zgodził się Max.
Jeszcze chwilę pogadaliśmy, a potem weszliśmy do kolejnej sali. Usiedliśmy w ławkach i zobaczyłam, że chłopaki mają lekcje z nami. Po chwili przyszedł nauczyciel i zaczął prowadzić lekcję geografii.
Opowiadał o Azji, a ja siedziałam i go słuchałam w przeciwieństwie do Max'a, co sobie smacznie spał. Lekcja mięła strasznie szybko. Chciałabym jeszcze posłuchać.
Wyszliśmy i zaczęliśmy się kierować do innego budynku, bo mieliśmy akurat tak dziwnie złożony plan. Mieliśmy mieć matematykę, ale nikt nie ogarniał gdzie.
- Ludzie wiecie, gdzie mamy matematykę? - Zapytałam.
- Wiem, bo macie go ze mną, więc was zaprowadzę. - Znikąd obok nas pojawił się Alan.
Max się z nim przywitał po "męsku", Lisę pocałował w policzek, a mnie przytulił. Trochę zdziwiona jego ruchem, nieśmiało odwzajemniłam przytulasa. Pachniał przepięknie. Tak miło. Nie wiem czemu, ale czułam się jakoś tak bezpiecznie w jego ramionach. Oderwaliśmy się od siebie, ponieważ Max odchrząknął znacząco i powstała niezręczna cisza, z której wybawiła nas Lisa.
- To co zaprowadzisz nas? - Zapytała się z uśmiechem.
- Yyy co? A tak już. Chodźcie. - Odpowiedział zmieszany Loczek.
Poszliśmy za nim i się okazało, że wykład był na drugim końcu uczelni. Świetnie. Po jakimś 10 minutowym spacerku, w końcu dotarliśmy do budynku, ale nie do sali. Jak usłyszałam, że będzie się trzeba wspinać na 3 piętro, myślałam, że normalnie umrę. Jestem za młoda, żeby umrzeć. Kiedy w końcu pokonałam te schody, dumna z siebie poszłam za moimi przyjaciółmi. Weszliśmy do sali i usiedliśmy tradycyjnie z tyłu. Po chwili przyszła nauczycielka i zaczęła coś mówić.
- Dziękuje za dzisiaj. - Odpowiedziała i coś tam robiła na biurku.
Ja wyszłam z wielkim zdziwieniem na twarzy. Co to było. To nie jest normalne. Do czego jest mi potrzebna matematyka?! Mam przecież kalkulator.
- Ej Mercedes co masz taką minę? - Zapytał mnie Alan wychodząc z sali.
- Nie rozumiem tego totalnie. - Odpowiedziałam załamana.
- No to laska powodzenia, bo jeśli nie zaliczysz tego przedmiotu to będziesz miała problem. - Zaśmiał się lekko Max, a ja się już totalnie załamałam.
Dobra dam radę. Dla taty. Potem mieliśmy jeszcze kilka lekcji, ale nie umiałam się skupić, ponieważ cały czas myślałam o matematyce. Gdy skończyliśmy ostatnią lekcję poszłam z Max'em w stronę samochodu. Wsiedliśmy do niego i pojechaliśmy do naszego, kochanego bunkra.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro