Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Obudziły mnie promienie słońca. Niechętnie wstałam i popatrzyłam na mały zegar na mojej szafeczce nocnej.

-Jest ósma - powiedziałam sama do siebie.

Wygramoliłam się z łóżka, odsłoniłam drzwi na balkon i wyjrzałam, żeby sprawdzić, jaka jest pogoda. Słońce otulało moją twarz tak samo,jak wszystko dookoła. Otworzyłam szklane drzwi i wpuściłam do mojego pokoju trochę świeżego powietrza.

Podeszłam do szafy i wzięłam trochę za dużą, żółtą koszule w białe paski i czarną spódnice. Zahaczyłam jeszcze o szafkę z bielizną, zabrałam to, czego potrzebowałam i podreptałam do łazienki.

Gdy umyłam się i ubrałam, zaczęłam pleść z moich długich czarnych włosów dwa lekkie warkocze. Po uporaniu się z tym trudnym zadaniem, zaczęłam się malować. Zrobiłam tylko kreski na powiekach i podkreśliłam rzęsy tuszem. Gdy ma się heterochronię,to trudno znaleźć odpowiedni cień do powiek, ale nie przejmuję się tym. Nałożyłam na usta jeszcze balsam morelowy i zeszłam na dół, gdzie czekał na mnie mój najlepszy przyjaciel - Max Cordon.

-Hej, Max. Co tam gotujesz ciekawego?

Podeszłam do wysokiego, niebieskowłosego i niebieskookiego chłopaka.Oczywiście jego naturalnym kolorem włosów jest blond, ale jak on to powiedział: "Są nudne". Jednak pasują mu.

-Dobry, Merci - pocałował mnie w głowę. - A robię twoje ulubione placki z jagodami. Jakoś trzeba uczcić ostatni dzień wakacji.

-Hmm. Strasznie szybko mija ten czas. Pamiętam jeszcze gimnazjum. Jak mnie obroniłeś przed tymi idiotami co naśmiewali się z moich oczu- westchnęłam i usiadłam przy wysepce w naszej kuchni.

-Wtedy się zaprzyjaźniliśmy i patrz, mieszkamy razem! Dziwię się,że jeszcze ze mną wytrzymałaś.

Max się zaśmiał i poczochrał mnie po głowie, podając mi placki.

-Ej! Wiesz, jak długo je plotłam?! - krzyknęłam.

Pacnęłam go w ramię, a on jeszcze bardziej zaczął się śmiać.

-Ty idź się lepiej ubierz, a nie paraduj mi tu w samych spodniach dresowych. Co, jakby moja mama nas odwiedziła? Albo jeszcze gorzej -twoja? – oznajmiłam. - Od razu by zaczęły plotkować, że w końcu jesteśmy razem i jak one długo na to czekały.

-No też fakt. To ja zmykam - powiedział i poszedł, a ja zaczęłam konsumować posiłek stworzony przez niego.

Gdy zjadłam, wsadziłam talerz do zmywarki i podreptałam do łazienki umyć zęby. Wychodząc z niej po skończonej czynności, zobaczyłam Maxa siedzącego na ciemnozielonej, nieco staromodnej kanapie. Mamy normalny domek jednorodzinny. Wchodząc przez białe drzwi jest mały przedpokój połączony z salonem. Salon jest chyba największym z wszystkich pokoi w tym domu. Ściany pomieszczenia, gdzie znajduje się ciemna kanapa, są pomalowane na kolor szary. Przed kanapą został postawiony mały drewniany stolik, a na wprost kanapy i stolika wisi duża plazma.

Naprawo od salonu jest mała, ale przytulna kuchnia z wysepką. Jedna ściana, która oddziela kuchnie od salonu i korytarza jest z cegieł i nie jest pomalowana ani nic. Wiszą na niej przyprawy i bardzo ładnie to wygląda. Przy niej jest wysepka. Wszystkie meble w kuchni są białe, a reszta ścian jest ciemno zielona. Prawie mają podobny kolor do kanapy. Długo zbieraliśmy z Max'em na ten dom i do tego pomogła na moja mama i rodzice mojego przyjaciela.

-Merci, co się tak zawiesiłaś?

-Nadal nie mogę uwierzyć, że uzbieraliśmy na ten piękny domek,ale tak ogólnie to masz jakieś plany na dzisiaj? – zapytałam,potrząsając szybko głową.

-Nie. Myślałem, żeby przejść się na plażę, ale bez mojego samochodzika nigdzie nie idę - zaśmiał się i mnie przytulił.

-Ej! Nie jestem samochodem. Mercedes to bardzo ładne imię i nawet nazwa odmiany róży!

-No już nie wściekaj się tak.

-Max, mam prośbę. Podwieziesz mnie wiesz gdzie? - zapytałam ciszej.

-Jasne, ale potem lecimy na plażę.

Przytulił mnie, poszedł ubrać buty i zniknął w garażu. Westchnęłam,wzięłam znicze, które zawsze mam w szafce przy butach, ubrałam czarne adidasy i wyszłam przed nasz biało-zielony dom. Zielony to ulubiony kolor mojego taty. Zobaczyłam jak Max wyjeżdża czarnym BMW, więc zamknęłam dom na klucz i poszłam ze zniczami do samochodu. Mój przyjaciel włączył radio i pojechaliśmy przed siebie. Po jakichś dziesięciu minutach dojechaliśmy na miejsce.

-Już jesteśmy - powiedział Max.

Wyszłam z samochodu i poszłam w bardzo dobrze znane mi miejsce. Mijając nagrobki przeszedł mnie lekki dreszcz. Jak zawsze, gdy idę tą drogą. Po pięciominutowym marszu zauważyłam cel mojej podróży.Wyciągnęłam dwa zielone znicze, zapaliłam je i postawiłam koło starych. Wzięłam jeszcze te stare do siatki, żeby potem je wyrzucić.

-Cześć tato. Mam nadzieje, że u ciebie wszystko dobrze i że babcia nie dała ci jeszcze w kość - lekko się zaśmiałam. - U mnie jest wszystko gra. Tak jak ci Max obiecał, opiekuje się mną i nawet zamieszkaliśmy w pięknym biało-zielonym domku. Na pewno by ci się spodobał. U mamy wszystko dobrze. Ja i Max się nią opiekujemy. Ona nawet będzie w tym roku wydawać książkę, więc później przyjdę ci poczytać. Wiesz, dostałam się do szkoły tam, gdzie marzyłam się dostać i gdzie babcia się uczyła - głos mi się załamał i poczułam ciepłą ciecz na moim policzku. - Mam nadzieję, że jesteś ze mnie dumny. Brakuje mi ciebie. Naszych wspólnych poszukiwań i-i...

Nie dokończyłam, bo się rozpłakałam na dobre. Po chwili poczułam jak ktoś mnie przytula. Po zapachu perfumu poczułam, że to Max.

-Czy on musiał, akurat wtedy jechać samochodem? To moja wina. Gdybym go nie poprosiła o te głupie książki to byłby tu ze mną - szepnęłam, dalej płacząc.

-Mercedes, to nie twoja wina. To przez tego pijanego faceta, który siedzi w pace za to, co zrobił - próbował mnie pocieszyć Max.

-Może gdybym pojechała z nim i...

-I co? Mogłabyś zginąć razem z nim, a wtedy ja, twoja mama i moi rodzice by się kompletnie załamali. Jesteś dla mnie jak mała siostrzyczka, a dla moich rodziców jak córka, którą zawsze chcieli mieć, więc proszę cię, nie mów tak.

Popatrzyłam na niego, a on się lekko uśmiechnął i pocałował mnie w głowę.

-Chodź, wracajmy. Dzień dobry i do widzenia. Przyjdę jeszcze pana odwiedzić bez tej beksy - powiedział do nagrobka Max, wziął worek ze starymi zniczami, objął mnie ramieniem i zaczęliśmy powoli wracać do samochodu.

-Cieszę, że cię mam i dziękuję, że poszedłeś razem ze mną do szkoły mody - powiedziałam cicho.

-Obiecałem twojemu tacie w gimnazjum, że będę się tobą opiekował i nie będę cię spuszczał z oka, bo inaczej przyjdzie i będzie mnie nawiedzał.

Lekko się zaśmiałam na słowa przyjaciela. Wyszliśmy z cmentarza i poszliśmy do samochodu.

-To co? Do domu? Pooglądamy sobie Tuce i Bertie na Netflixie, a potem na plażę? - zaproponował w czasie jazdy mój najlepszy przyjaciel.

-Okej - lekko się uśmiechnęłam i uspokoiłam.

-Z uśmiechem od razu ci ładniej.

Wróciliśmy do domu i poszłam się przebrać w coś luźnego, czyli materiałowe,czarne, krótkie spodenki i ciemno zielona bluzka Maxa. Włosy zostawiłam tak, jak były i zeszłam na dół. Przyjaciel włączył mój ukochany serial i przygotował popcorn.

-Jesteś kochany – powiedziałam, siadając na kanapie.

Przykryłam się dużym, szarym kocem, który Max mi kiedyś uszył. Gdy wszystko było już gotowe, wziął popcorn, usiadł obok i objął mnie ramieniem. Niektórzy by powiedzieli, że jesteśmy razem, ale nie mogłabym być z nim. Moje byłe związki okazały się totalną klapą, więc postanowiłam skupić się na mojej przyszłej karierze. Na zostaniu podróżniczką! Chcę podróżować do różnych miejsc i opisywać to w książkach. 

-Ej, Mercedes, wstawaj - usłyszałam przygłuszony głos Maxa.

Po chwili otworzyłam oczy i zdezorientowana omiotłam pokój spojrzeniem.

-Co się stało?

-Zasnęłaś w trakcie oglądania i zrzuciłaś popcorn! Musisz mi to jakoś wynagrodzić. W końcu za tobą posprzątałem - Max zrobił obrażoną minę.

-No dobra. Co chcesz?

-Wiesz, Merci... jest czternasta, więc masz piętnaście minut , żeby się ogarnąć, bo zabieram się na plażę!

Krzyknął i pobiegł do swojego pokoju. Pewnie się przebrać i spakować.Wstałam niechętnie i poczłapałam do siebie. Wchodząc od razu poczułam świeże powietrze. Przypomniało mi się, że rano otworzyłam drzwi na balkon. Podeszłam do mojej szafy i wyciągnęłam żółty, dwuczęściowy strój. Założyłam go i popatrzyłam do lustra, czy pasuje.

-Nie chce nic mówić, ale piętnaście minut już minęło - Max wszedł do mojego pokoju i się na mnie popatrzył.

-Nadal nie mogę uwierzyć, że zrobiłaś sobie wianki róż na biodrach, ale w stroju wyglądasz w nich zajebiście. Może kogoś dzisiaj poderwiesz na te dziary - zaczął się śmiać, a ja wzięłam ręcznik i w niego rzuciłam.

-Nie nauczyłeś się pukać?! A jakbym była naga?! - krzyczałam,bijąc go ręcznikiem.

-I tak nie ma na co rzucić okiem – powiedział, wychodząc szybko z pokoju.

-Przede mną nie uciekniesz!

Wzięłam w pośpiechu torbę, ręcznik, portfel, telefon i jakąś bluzkę Maxa, bo nie wyjdę tak ubrana. Zbiegłam szybko na dół, założyłam klapki, wyszłam i zamknęłam dom. Pobiegłam do samochodu, gdzie czekał na mnie ten idiota.

-Jest na czym zawiesić oko, tylko ty się nie znasz! A teraz wio na plażę!

Powiedziałam zapinając pasy i włączyłam radio. W czasie drogi Max mnie zapytał, czy zabrałam wodę i coś do jedzenia.

-O kurde. Nie.

-No to jedziemy jeszcze do sklepu. - Skręcił w prawo.

Po krótkiej chwili byliśmy już przed sklepem.

-Dobra, plan jest taki. Ja idę po picie, a ty po jedzenie - oznajmił niebieskowłosy, gdy wychodziliśmy z samochodu.

Wchodząc do sklepu, od razu się rozdzieliliśmy. Oczywiście prawie każdy człowiek, którego mijałam, patrzył się na mnie przez brak jednolitego koloru moich tęczówek. Nie zwracając na to uwagi,poszłam szukać żelków. Gdy znalazłam moje ulubione, to akurat musiały być na najwyższej półce, a z moim metr sześćdziesiąt będę wyglądać komicznie, skacząc do ukochanych słodyczy. Już chciałam zrezygnować, ale przecież nie mogę się poddać, bo Max będzie mi to wypominać, więc stanęłam na palcach i wyciągnęłam ręce najwyżej jak tylko mogłam, żeby tylko nie skakać. Byłam już bardzo blisko dotknięcia wymarzonego opakowania, ale przeszkodziły mi w tym czyjeś ręce zabierając mi moje ulubione żelki. Do tego było to ostatnie opakowanie!

-Ej! - krzyknęłam do osoby, która chciała najwyraźniej dzisiaj zginąć. Tą osobą okazał się byś wysoki brunet, który miał loczki i piękne, niebieskie oczy.

-Co? - zapytał z wyższością i zarazem z ciekawością.

Podeszłam do niego i spojrzałam do góry, bo był ode mnie wyższy co najmniej o trzydzieści centymetrów.

-To są moje żelki. Pierwsza je zobaczyłam i już bym je prawie miała, gdyby nie ty!

Popatrzyłam w jego oczy, a on zrobił to samo. W momencie, w którym zobaczył,że mam heterochronię, dało się zauważyć, że patrzył na mnie...zaciekawiony? zaintrygowany? Ale po chwili przerodził się w obojętny wzrok.

-No i co z tego? Kto pierwszy, ten lepszy. A tak poza tym zajebiste tatuaże. Wiesz mi to nie przeszkadza jak jakiejś dziewczynie widać połowę tyłka, ale niestety nie wszyscy są mną - powiedział odchodząc.

Na jego słowa poczułam ciepło na policzkach i przypominało mi się,że jestem w czarnej bluzce Maxa. Wzięłam szybko pierwsze lepsze żelki, chipsy i poszłam szybko szukać mojego przyjaciela.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro