💔
Wiem, że erwin jest to troszkę out of character (albo, dokładniej, nie sądzę, że *teraz* by tak postąpił), ale trudno, pasuje mi lol
Pisane zanim czesio napisał to co napisał.
Pierwszy raz pisałom coś w "takim stylu", mam nadzieję, że nie wyszło sztucznie czy kiczowato <3
Duża inspiracja/interpretacja/alternatywna kontynuacja??? (nie wiem jak to opisać...) "Toast" od blue_veni , który bardzo serdecznie polecam <3
Edited by Veressia_ <3
Enjoy!
~~~~
Czuł pistolet przy głowie. Zimny metal wręcz wwiercał się w jego czaszkę, choć przystawiony był całkiem delikatnie. Tydzień temu uznałby, że jest pewnie nienaładowany. Teraz, wcale nie był przekonany. W końcu, jak mógł przewidzieć swój los, który spoczywał w rękach tego człowieka?
Ostatnie tygodnie były pełne sprzecznych informacji. Śmierć córki, inne morderstwa, alkohol, klucz i rozprawa wywołały niesamowicie ambiwalentne uczucia. Nie potrafił określić co czuje, gdyż z każdą nową informacją jego podejście zmieniało się o sto osiemdziesiąt stopni.
Erwin zdołał uciec z kary śmierci, wytworzył dla siebie nowe imię i wstąpił do policji. Był nieprzewidywalny, raz robiąc coś niespodziewanie dobrze, by kolejnego dnia być o krok od zawiasu. Każde przewinienie wybaczał mu pocałunkiem, dotykiem, czułym słowem. W końcu, pomimo kolejnych obietnic i błagalnych spojrzeń, przebrała się miarka i został przez niego zwolniony.
Gregory nie przewidział, że w przeciągu dwunastu godzin od ostatniego pełnego pocałunku i westchnienia rozkoszy, mężczyzna będzie negocjował z policjantami, trzymając go na muszce jako zakładnika.
To nie tak, że spodziewał się, że Erwin zostanie w policji. To musiało się skończyć, prędzej czy później. Może liczył że ciut dłużej będą wspólnie służyć, ale nie mógł tego ciągnąć, gdy Erwin popełnił tyle błędów pod jego nieobecność. Zwolnił go i zamierzał dać mu srogą reprymendę.
Nie potrafił. Zawsze mu ulegał, zawsze miękł pod tym intensywnym spojrzeniem pełnym ognia. Dwa bursztyny wyróżniające się na tle morza bladej skóry, podkreślone czerwienią. Czy był to makijaż, czy zmęczenie, czy krew, stawało się nieistotne, gdy błyszczące tęczówki wlepiały w niego swój przenikliwy wzrok. Wodząc opuszkami po alabastrowym płótnie, nigdy nie potrafił odwrócić spojrzenia od oczu oprawcy. Złote punkciki, niczym drogocenne obrazy, zawsze wybijały się w swej czerwonej, zdobionej ramce. Wpadł w sidła uzależniającego wzroku.
Dlategoż zamiast wymierzyć sprawiedliwość w głębszy sposób, niż nieuniknione zwolnienie, jedynie przycisnął wargi do tych jego. Najpierw lekko, okazując zawód i żal, by z każdą chwilą być coraz bardziej natarczywym i namiętnym, niemo wyrzucając z siebie tęsknotę i gorący żar, który otulał ich od dwóch i pół lat.
Możliwość na karierę w policji się skończyła, ale ich znajomość wcale nie musiała. Tak przynajmniej sądził, dopóki nie zdał sobie sprawy na parkingu Eclipse, jak bardzo zapiekło to Erwina. Na zgubną chwilę zapomniał, że dla tego mężczyzny nie istniały żadne schematy, których by się słuchał.
Zemsta Knucklesa naszła go z zaskoczenia. Najwidoczniej fakt, że jego kara była doprawdy łagodna, umknęła uwadze Erwina. Gregory powinien pamiętać, że małe pokrzyżowanie planów, to nadal pokrzyżowanie planów. W ten oto sposób skończył z lufą przy skroni, licząc, że funkcjonariuszom będzie wystarczająco zależeć na jego marnym żywocie, by wywalczyć go ze szponów przestępcy.
Nie było szans, że nadal był szefem LSPD. Nie, gdy Erwin głośno oznajmił zgromadzonym, że Gregory Montanha ukrywał w mieszkaniu przestępcę, nie zwolnił go gdy dowiedział się o jego tożsamości, oraz pomógł zatuszować morderstwo. Zanim pogrążył się w coraz to mroczniejszych myślach, Gregory zanotował twarze policjantów.
Jethro Gibbs z wymalowanym zawodem. Melissa Ivy z nietypowym dla niej bezruchem. Evan Peck z wyjętym notatnikiem. Lilly Harper szepczącej z oniemiałym O'Kellym. Bazyl Kwiekus z rozchylonymi w szoku ustami. Rażący brak Mii Clark.
Tommy Nelson, szeryf, który przypadkiem stał się negocjatorem akcji LSPD, patrzący z współczuciem, zdziwieniem, oraz wyrozumiałością. Wyrozumiałością, na którą Gregory nie zasługiwał.
Nigdy nie powinien zaufać Erwinowi. Myśl ta krajała jego serce. Serce, które zostało rozbite i sklejone wiele razy przez zręczne, zgrabne ręce doświadczonego rzemieślnika o bursztynowych oczach. Chude palce głaskały i gładziły, by uśpić czujność i po chwili wbić pomalowane na czarno paznokcie, rozrywając delikatną skórę.
Gregory nie uczył się na poprzednich błędach. Gregory powtarzał je bez przerwy, licząc że tym razem coś się zmieni. Sam był sobie winien, gdy dał kolejną szansę człowiekowi, który wyrządził mu tyle krzywd. Postanowił mu pomóc, zapominając, że słowo "wdzięczność" nie istniało w słowniku należącym do Erwina Knucklesa.
Zapomniał, że scenariusze pisane przez tego człowieka potrafiły się zmienić z komedii romantycznych w Szekspirowskie tragedie w przeciągu jednego akapitu. Zapomniał, zapomniał, zapomniał.
Oczywistym było, że gdy odetnie Erwina od korzyści jako policjant, poniesie za to konsekwencje. Wyrzucenie jego sekretów na światło dzienne, zrównanie jego dumy i honoru z ziemią, pozbawienie go pozycji szefa, o którą walczył tyle bezsennych dni i nocy, tyle długich i żmudnych lat, było niczym, do porównania z największą karą. Zdeptanie i rozerwanie mu serca, z gwałtownością równą sępów żerujących nad padliną. Kolejny raz, choć teraz już nieodwracalnie.
Zdradził go. Jego dobroć została odpłacona zdradą sekretów, zaufania i odrzuceniem jego miłości. Napad się udał, lecz gdy sejf został wypróżniony, bank pozostał porzucony i zapomniany. Kolejny sukces na koncie Erwina Knucklesa, kolejny skarbiec ziejący pustką. Kłódka opadła, klucz stał się bezużyteczny i zagubiony.
Negocjacje dobiegły końca. Klęcząc na ziemi, obdarty z godności, dumy i miłości, Gregory ledwo zarejestrował zbiegającą pijawkę jego serca i szereg wyjących radiowozów policyjnych. Pozostał sam, pusty i złamany, jedynie z wyraźnie rozdartym wewnętrznie Nelsonem.
Tommy podszedł do Montanhy, trzymając kajdanki w ręku. Nie miał wyboru, musiał dokonać sprawiedliwości, którą Gregory świadomie naruszył na rzecz niestabilnego serca przestępcy. Lecz nawet w takiej chwili, zechciał okazać mu wsparcie. Ukucnął obok milczącego byłego szefa sąsiadującej jednostki i bratersko objął go ramieniem. Westchnął współczująco.
— W co ty się wpakowałeś, Grzesiu...
Gregory pozwolił perlistym łzom wsiąknąć w mundur Tommiego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro