Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10

Pukanie do drzwi wyrwało mnie z drzemki. Szybko wstałam, poprawiłam włosy i wyjrzałam przez wizjer. Wzięłam głęboki oddech i otwarłam drzwi.

— Dzień dobry, mogę w czymś pomóc? — spytałam grzecznie, starając się stwarzać pokojowe wrażenie, mimo że pan Smith wcale tak nie wyglądał.

— Czy może pani w czymś pomóc? — powtórzył. — Mamy dosyć! Następnym razem wzywamy policję.

— Policję? Nie rozumiem. — Tym razem naprawdę nie widziałam, o co chodzi. Państwo Smith czasami do mnie schodzili, kiedy moje co gorsze epizody budziły ich malutką córeczkę.

— Jasmine znowu się wczoraj obudziła — powiedziała łagodnie pani Smith. Ona zawsze była tą spokojniejszą. Zawsze się dziwiłam, że ta empatyczna kobieta została prawniczką i broniła w sądzie prawdziwych potworów.

— Raczej pani ją obudziła! — rzucił do mnie mężczyzna. — Pani zabawy seksualne...

— George. Wystarczy — przerwała mu pani Smith, kładąc mu rękę na ramieniu. Po chwili spojrzała na mnie. — Prosiłabym, aby powstrzymała się pani, przynajmniej w weekendy. Ja...

— Przynajmniej w weekendy? — wybuchnął pan Smith. — Ona robi nam z bloku burdel!

— Słyszeli państwo wczoraj hałasy z mojego mieszkania? — spytałam.

— Tak. Nie pamięta pani? — spytał kpiąco pan Smith. — Czy byłaś tak naćpana, że zapomniałaś?

— George! — Pani Smith trzepnęła go w ramię. — Domniemanie niewinności! Nie sugeruj.

— O której dokładnie? — spytałam, modląc się, by słyszeli tylko mój epizod.

— Skąd mam wiedzieć? Nie patrzałem na cholerny zegarek!

— Mamy elektryczną nianię, która powiadamia mnie, gdy Jasmine się obudzi — powiedziała pani Smith, wyciągając telefon. — Wczoraj budziła się trzy razy.

— Bardzo mi przykro — powiedziałam, wiedząc, że w ten sposób ją sobie zjednam. — Kiedy dokładnie do było?

— Najpierw od dwudziestej drugiej dwadzieścia pięć do około dwudziestej trzeciej — powiedziała. To był epizod, który słyszał William. — Potem obudziła nas trochę przed północą i krzyki słychać było prawie pół godziny.

— To brzmiało jakby panią ktoś zarzynał. — Wzdrygnął się z obrzydzeniem pan Smith.

To było jeszcze przed wyjściem do apteki i byłam w stanie przyjąć, że miałam dwa epizody.

— A ten trzeci raz?

— Trochę po pierwszej, przez jakieś dziesięć minut — powiedziała pani Smith. — Potem było już cicho.

— Ostrzegam panią, że to ostatni raz, kiedy przymykam na to oko — powiedział pan Smith, usiłując brzmieć złowrogo. — Następnym razem wezwiemy policję.

Pokiwałam niemrawo głową i zamknęłam drzwi. Oparłam się o nie i chwyciłam się za brzuch. Nagle zrobiło mi się niedobrze.

Dziesięć minut. Wystarczająco dużo na cokolwiek.

O nie.

***

— Szczerze? Nie spodziewałem się, że spotkamy się ponownie.

Prychnęłam i napiłam się kawy.

— Szczerze? Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek się spotkamy.

— Więc, co cię do mnie sprowadza? — Alan usiadł za biurkiem.

— Sprawa tamtej pierogarni — wyjaśniłam. — Potrzebuję więcej szczegółów.

— Tego się nie spodziewałem — przyznał. — Myślałem, że przyszłaś tu w związku z Hannah Donfort. Albo tamtym hakerem.

Westchnęłam.

— Wszystkie te sprawy w pewnym momencie się łączą — powiedziałam. — Ale to nie jest teraz istotne. Pomożesz mi?

Zamyślił się.

— Zróbmy tak. Ja pomogę tobie, ty pomożesz mi. Bo na razie mam wrażenie, że tylko ty bierzesz korzyści z naszej znajomości.

— Co miałabym zrobić?

— Chcę, abyś uzupełniła swoje zeznanie w sprawie Hannah Donfort.

Zdębiałam.

— Sprawa Hannah jest zamknięta od roku. Nie możesz jej otworzyć, jeżeli...

— Nie mam nowych tropów? Tak się składa, że mam. Więc jak będzie? — spytał.

— W porządku — zgodziłam się, jednocześnie usiłując wymyślić, co takiego mógł odkryć Alan.

— Pozwolę ci zacząć. — Odchylił się na krześle. — Co chcesz wiedzieć?

— Kto był właścicielem pierogarni? — spytałam. — Mam na myśli, kto używał jej jako miejsca do egzekucji?

— Podejrzewaliśmy mafię — odparł.

— Rosyjską?

— Tak — zdziwił się. — Skąd wiedziałaś?

Wzruszyłam ramionami.

— Intuicja — rzuciłam.

— Tak czy siak — wrócił do tematu. — Najprawdopodobniej mieli już na koncie przemyt, skrytobójstwa i wiele innych rzeczy. Ta pierogarnia była, tak jak powiedziałaś, tylko miejscem do egzekucji.

— Jakiej trucizny używali?

— Na początku stosowali cyjanek. I to były te trzy morderstwa, które udało się udowodnić — powiedział mrukliwie. — Potem jednak zmienili truciznę.

— Na jaką?

— Polon — odparł. — Jest praktycznie niewykrywalny i nigdy byśmy tego nie odkryli, gdyby ktoś ich nie wsypał.

Mój haker.

— Mając te zeznania, udało nam się doprowadzić do zamknięcia pierogarni i aresztowania właścicieli oraz kilku kucharzy i kelnerów. Odsiadują swoje wyroki w więzieniu.

— Ta osoba... zeznawała tutaj? — dopytałam.

— Nie. O zeznaniu poinformowali nas federalni.

— Federalni? — zdziwiłam się.

— Tak. Od początku kręcili coś w tej sprawie. Ścigali tego kolesia, który finalnie doprowadził do zamknięcia pierogarni przez kilka lat.

— Dlaczego federalni mieliby interesować się tą sprawą?

— Bierzmy pod uwagę, że sprawa mafii była ich. Dla mnie ich zainteresowanie jest dowodem powiązania między pierogarnią i rosyjską mafią.

— Ale jednak nadal czegoś tu brakuje... — mruknęłam.

— Cóż, to już twoje zmartwienie — powiedział Alan. — Teraz moja kolej — dodał, wyciągając dyktafon.

— Super. Pytaj. — Kiwnęłam głową.

Alan standardowo rozpoczął przesłuchanie od podania daty i godziny oraz naszych danych.

— W porządku. Ella, co dokładnie udało ci się odkryć na temat Amy Bell Lewis podczas śledztwa w sprawie Hannah Donfort?

Nie pokazałam po sobie zdziwienia.

— Amy brała udział w wypadku dziesięć lat temu i razem z Richy'm i Hannah pochowała Jennifer — powiedziałam. — Chodziła na zajęcia malarskie z Cleo. Popełniła samobójstwo, nie mogąc znieść poczucia winy. Częściowo przyczynił się do tego Richy, prześladując ją jako Człowiek bez Twarzy — kontynuowałam. — To chyba tyle.

— Jesteś pewna?

— Dotarliśmy do notatek z twojej wizyty w jej mieszkaniu — uzupełniłam. — Ale nie ma tam niczego, czego byś nie wiedział.

Wyraz zdziwienia na twarzy Alana był bezcenny. Nachyliłam się do dyktafonu.

— Alan robi zdziwioną minę i wygląda okrutnie głupio. — Spojrzałam na niego karcąco. — Alan, twoje urządzenie cię nie widzi, musisz do niego mówić.

Mężczyzna potrząsnął głową i na powrót stał się poważny.

— W takim razie wiesz o sejfie w jej mieszkaniu — powiedział, ignorując mój wcześniejszy komentarz.

— Tak. Z tego, co wiem, był on nienaruszony.

— Nienaruszony, ale nie pusty — zaznaczył. — W sejfie Amy miała kilka fałszywych tożsamości. Kilka z nich miały już na swoim koncie wyroki, których nigdy nie odbyły, bo znikały z radaru.

Zdębiałam.

— Co?

— Każda z tych fałszywych tożsamości była powiązana z mafią.

Kompletnie zabrakło mi słów.

— Ella robi głupią minę — powiedział Alan z triumfującym uśmiechem na twarzy. — Ella, dyktafon cię nie słyszy.

Otrząsnęłam się.

— Amy pracowała dla mafii?

— Najwyraźniej — powiedział. — W sejfie były też tożsamości ze zdjęciem Jennifer Hanson.

— Jennifer też pracowała dla mafii?

Pokiwał głową.

— Gdy Hannah i Amy wracały na festiwal, telefon Amy był zamontowany w uchwycie przyczepionym do szyby. — Alan wyciągnął swoją komórkę. — Udało nam się dotrzeć do obrazu z przedniej kamery. — Nachylił się do dyktafonu. — Prezentuję świadkowi dowód numer 5834-6940-47.

Alan odtworzył film i przesunął do właściwego momentu. Na ekranie zobaczyłam Hannah siedzącą za kierownicą i kawałek głowy Amy. Nie potrafiłam określić, czy jechały w stronę festiwalu, czy już z powrotem. Nagle Amy pochyliła się do przodu i chyba psiknęła, po czym z... krzykiem? wychyliła się w bok i popchnęła Hannah. Ta gwałtownie skręciła kierownicę. Samochód jakby w coś uderzył.

Alan zabrał telefon.

— Na telefonie Jennifer znaleźliśmy wiadomości, które sugerowały, że Amy obiecała odebrać ją z festiwalu właśnie na tamtej drodze.

— Ten wypadek był ustawiony... — wyszeptałam. — Ale dlaczego Amy miałaby chcieć pozbyć się Jennifer?

— Miałem nadzieję, że będziesz to wiedzieć — odparł szczerze.

— Nie wiedziałam o istnieniu mafii — przypomniałam mu. — Chcesz wiedzieć coś jeszcze?

Pokręcił głową.

— Zakończam przesłuchanie o godzinie siedemnastej szesnaście — powiedział i wyłączył dyktafon.

— Do zobaczenia, Alan. — Wstałam i narzuciłam kurtkę.

— Powodzenia. Jakąkolwiek sprawę teraz prowadzisz.

— Dzięki — rzuciłam i wyszłam. Stanęłam przed posterunkiem i wzięłam głęboki oddech.

Nie było już szans, by nikt nie wiedział o moim przyjeździe do Duskwood. Miasteczko na pewno huczało już od plotek.

Przestało mnie to jednak tak bardzo obchodzić, odkąd znajdowałam się pod wpływem endorfin wyzwalanych przez myśl pod tytułem Przeżył.

Ruszyłam ulicą, rozglądając się za sklepem spożywczym. Nagle nabrałam ochoty na Oreo.

***

— To co robimy teraz?

Wychyliłam się i wdusiłam przycisk STOP na poręczy.

— Możemy porozmawiać z kimś z FBI — rzuciłam. — Nie wiem, na ile to możliwe, ale przydałoby się.

— Mogę spróbować coś załatwić — zadeklarował William.

— Super — odparłam i wstałam. Autobus się zatrzymał, a ja wysiadłam. — Chcę też porozmawiać z Jonathanem.

— Z Jonathanem? Po co?

— Powiedzmy, że prywatnie. Wydaje mi się, że już nie jestem obca. — Przeszłam przez ulicę.

— Nie jesteś, ale...

— Więc poproszę jego numer. — Zaczęłam wdrapywać się po schodach prowadzących do teatru.

— O co chodzi? Mogę go o to poprosić.

— Potrzebuję nagrań z monitoringu — powiedziałam, poprawiając torbę na ramieniu. — Z dwóch lokacji.

— Okej, podaj adresy.

— Nie. Chcę porozmawiać z Jonathanem — postawiłam warunek. — Umów spotkanie czy coś. Mogę poczekać.

— Ella...

— Paa!

Rozłączyłam się i weszłam do teatru. Dziesięć minut później byłam już na sali. Najpierw ćwiczyliśmy moją rolę w Dziadku do Orzechów, bo występ był już za dwa dni, a potem powrócił temat stypendium.

— Szczerze, to mam już pomysł — zaczęłam. — Nazwijmy to ideą.

— Zamieniam się w słuch. — Mark usiadł pod ścianą i przeczesał czarne włosy palcami.

— Ale będę potrzebować partnera. — Spojrzałam na niego prosząco.

— Ella... znaczy się Linda, nie tańczę już od dwóch lat. Mogę ci znaleźć kogoś innego.

— Ale chcę zatańczyć z tobą — poprosiłam. — Tylko ty zrozumiesz ideę.

Przez dłuższą chwilę się nie odzywał.

— Okej. Ale tylko dlatego, że cię lubię. — Pogroził mi żartobliwie palcem, a ja się zaśmiałam.

— Dzięki! — Usiadłam obok niego. — Ale jest kilka rzeczy, których będziesz potrzebował.

— Czyli? — podniósł brew.

Podniosłam dłoń w rękawiczce i na palcach wyliczyłam cztery potrzebne rzeczy.

— To... nie jest typowy strój baletowy — powiedział Mark niepewnie.

— Ale dasz radę w tym zatańczyć, prawda?

— Tak, oczywiście. To nie powinno być problemem — odparł. — A ty?

— Ja będę ubrana na biało — powiedziałam. — Klasyczna biała paczka i trykot.

Pokiwał głową.

— I rękawiczki — dodał.

— Tak... mniej więcej — powiedziałam.

— Więc, jaka dokładnie jest idea?

Następne dziesięć minut opisywałam mu swój pomysł. Mark zaaprobował go i następnym razem mieliśmy zająć się ułożeniem układu.

Wyszłam z teatru zadowolona i nie straciłam humoru, gdy zadzwonił mój telefon.

— Halo?

— Umówiłem nas z Jonathanem — powiedział William. — Pojutrze, w Lili.

— Tej kawiarni na rynku? — upewniłam się.

— Dokładnie.

— Super!

— A za dwa dni o piętnastej musimy być w Katowicach.

— Katowicach? Po co? — zdziwiłam się.

— Agent specjalny Simon Fraser przyjedzie do Polski, by z nami porozmawiać.
***
I to tyle na dzisiaj. Widzimy się z drugą połową jutro.

Do zobaczenia!
~trickyl0ve

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro