Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Trzy!

TRZY

Następnego ranka, Levi wstała z wielką gulą w gardle, pamiętając jaką obietnicę złożyły z Hannah nowym kolegom. Po cholerę się zgadzała? Teraz musiała wystąpić półnago przed chłopakami tuż przed okresem dojrzewania, którzy po prostu nie będą mogli oderwać od niej wzroku.

Szybko odwróciło się w prawo, jej spojrzenie wylądowało na materacu na podłodze, na którym leżała Hannah zwinięta w kokon z pościeli, oddychając dość słyszalnie przez nos. Johnston wystawiła prawą nogę z jej ciepłego łóżka i szturchnęła nią przyjaciółkę.

-Hannah-szepnęła szorstko, wywracając oczyma gdy dziewczyna jedynie jęknęła przez sen-Hannah.

-Mhm-podniosła delikatnie głowę z ramienia, na którym spoczywała,oczy miała wciąż przymknięte-co?

-Wstawaj-odpowiedziała, siadając na łóżku i przecierając oczy, po czym zazgrzytała zębami gdy Hannah wydała z siebie cichy odgłos niezadowolenia, z powrotem spuszczając głowę i zamykając oczy-Hannah, mówię poważnie!

-Dobra, dobra-Hannah zerwała się i zmarszczyła brwi, gdy Levi zaczęła ją bić swoją poduszką-po chuj budzisz mnie o-przerwała, by spojrzeć na cyfrowy zegarek przyjaciółki-dziewiątej?

Ponownie wzdychając, Levi wstała z łóżka i podeszła do przyjaciółki, która protestowała, dopóki nie została uciszona.

-Dziś kamieniołomy, głupku.

-Kamieniołomy? Jakie ka-A! Kamieniołomy!-Otworzyła oczy szerzej ,momentalnie wstała i otworzyła delikatnie usta, przypominając sobie, na co zgodziły się dzień wcześniej-w to właśnie wpakowują nas twoja niewyparzona gęba i impulsywność, Levi Johnston!

-Przepraszam, okej?! Po prostu...On patrzył na mnie, ja na niego, potem Bill spytał i musiałam się zgodzić. A teraz będziemy półnagie przed bandą chłopaków, którzy zaczynają dojrzewać, a nasze hormony ostatnio dają o sobie znać. Ale dzięki Bogu, Beverly też będzie!-Zaczerwieniła się, gdy dotarło do niej, co właściwie powiedziała-o, cholera!

-Czy ty właśnie powiedziałaś "on patrzył na mnie, ja na niego", czy oszalałam?-Hannah uniosła brwi i uśmiech wpełzł na jej twarz, gdy ujrzała, że jej przyjaciółka była aktualnie czerwona jak pomidor. Doskonale wiedziała, kim był "on" i już planowała, że będzie o nim nawijała przyjaciółce przez cały dzień.

-Definitywnie oszalałaś. Biedactwo. Wiedziałam, że to będzie miało miejsce, ale nie spodziewałam się tego tak wcześnie-Levi położyła dłoń na czole Hannah i potrząsnęła rozpaczliwie głową.

-Jasna cholera, powiedziałaś! Istnieje chłopak, który sprawia, że serce naszej twardzielki Levi bije szybciej i wiem kim on jest!-Wyjaśniła Jameston śpiewnym głosem i zrobiła unik przed figlarnym uderzeniem Levi-Jego imię zaczyna się na "S" i kończy na "N"!

-Wystarczy!-Johnston przyłożyła dłoń do ust przyjaciółki, która zachichotała i poruszyła brwiami-prawie go nie znam! Poza tym, kto to mówi, Hannah z plastyki?

Hannah spięła się, płonąc rumieńcem. Niewiele myśląc, polizała dłoń Levi, tkwiącej przy jej ustach, śmiejąc się głośno, gdy ta cofnęła się wydając odgłos pełen odrazy.

-Jezu, Han! Ty zwierzaku!-Levi uderzyła dziewczynę delikatnie w ramię wywracając oczyma, po wytarciu dłoni o koszulkę pidżamy.

Hannah wzruszyła tylko ramionami, zeskakując ze swojego prowizorycznego łóżka i udając się w stronę plecaku, we wnętrzu którego miała ubrania.

-Dalej, już prawię dziesiąta, szykujmy się.

-Okej, mamo-Levi zaśmiała się, podczas gdy Hannah uderzyła swoim biodrem o jej.

--

Gdy tylko skręciły rowerami z głównej drogi w polną dróżkę, która prowadziła do lasu i kamieniołomów, mogły już powoli usłyszeć śmiechy, wesołe głosy i chlapanie wody, co wprawiło ich serca w szybsze bicie, a one same zaczęły się mimowolnie uśmiechać.

-Kto ostatni ten zgniłe jajo!-Zawołała Levi, gdy zaczęła pedałować szybciej-żryj moje prochy, pijawko!

-Nikt już tak nie mówi!-Krzyknęła Hannah, gdy razem z Johnston zwalniały, by po chwili zejść z rowerów i zacząć się rozbierać.

-Ja mówię-uśmiechnęła się delikatnie, wrzucając koszulkę na stertę ubrań, zanim w towarzystwie Hannah podeszły do brzegu klifu-hej, frajerzy!

Wszystkie siedem dzieciaków spojrzało jednocześnie w górę, by ujrzeć dwie dziewczyny w bieliźnie. Wzrok Stanley'a, z nieznanych dla niego powodów był po prostu przykuty do Levi. Czuł, jak płonie rumieńcem, mrugając szybko.

-Wchodzę!-Krzyknęła Levi, wzięła rozbieg i z powrotem pojawiła się na widoku, jej włosy powiewały za nią, gdy podkuliła kolana pod głowę, wydając z siebie pisk pomieszany ze śmiechem, zanim wylądowała we wodzie.

Gdy jej głowa wyłoniła się z wody, Stan odwrócił się przeczesując mokrą burzę loków, chrząkając i mając nadzieje, że rumieniec szybko zniknie, albo Johnston pomyśli, że słońce go spaliło.

-Stanley, stary-krzyknęła Levi, podpływając do niego, obejmując go ramieniem-jak się masz w tak wspaniałym dniu?

-D-dobrze, dzięki-wybełkotał chłopak, odwracając wzrok.

Pokiwała głową, otworzyła usta, by powiedzieć coś jeszcze, ale przerwało jej chlapnięcie wody w jej stronę.

-Richie! Już nie żyjesz!-Levi wskazała na chłopaka w okularach, który śmiał się głośno.

-Zapasy!-Krzyknął Richie, zatrzymując Bena, który akurat przepływał koło niego i wdrapując mu się na ramiona.

-Zgniećmy tych idiotów, Stan!-Levi zwróciła twarz do chłopaka, który zniżył się lekko, by ta mogła wejść na jego ramiona. Trzymał ją za łokcie, gdy delikatnie przeczesała palcami jego włosy, zaraz po usadowieniu się-zejdziesz na sam dół, Tozier!

-Ta, twojej starej-fuknął Richie, zanim Levi popchnęła go do tyłu.

Richie chwycił Levi za ramiona i w ramach rewanżu odepchnął ją. Pchnięcia i odepchnięcia trwały koło minuty lub dwóch, w połączeniu ze śmiechami i skandowaniem innych; dopóki Levi obdarzyła Richiego finalnym pchnięciem,a ten spadł z ramion Bena i wylądował we wodzie z głośnym chlapnięciem.

-A masz!-Levi przybiła sama sobie żółwika, zanim zsunęła się z ramion Stana. Objęła go ramionami, a na jej twarzy zagościł uśmiech od ucha do ucha-dobry z nas zespół, Stan.

-Tak, rzeczywiście-wymamrotał, a ta oderwała się od niego i podpłynęła do Hannah, która właśnie unosiła Eddiego. Na jego ustach uformował się uśmiech, po czym popłynął za nią, z jego sercem bijącym szybciej.

Po chwili, zapasy i chlapanie nie były już tak emocjonujące, więc zdecydowali się wyjść z chłodnej wody, Ben wyjął swoje radio, a reszta usadowiła się na kamieniach.

-Poopalam się chwilę, dołączycie?-Spytała Bev pozostałe dwie dziewczyny, rozkładając ręcznik i patrząc na nie z uniesioną brwią.

-Uch, tak, jasne-odpowiedziała Levi, biorąc od Billa ręcznik, który jej podał i kładąc go obok ręcznika Beverly.

-Ja po prostu posiedzę-Hannah wzruszyła ramionami i usiadła obok chłopców.

-Jak chcesz-Levi przyjęła wygodniejszą pozycję, nasunęła okulary przeciwsłoneczne na nos, słuchając w skupieniu muzyki dobiegającej z radia.

Obie dziewczyny były nieświadome sześciu par oczu spoczywających na nich. Usta Stana były delikatnie rozchylone, a oczy szeroko otwarte, gdy wpatrywał się w Levi; jak spokojnie wyglądała, podczas gdy jej palce wystukiwały w rytm melodii grającej piosenki. Popołudniowe słońce oświetlało jej włosy, nadając im niesamowity połysk. Czuł, jakby śnił-i może to robił. Przecież to raczej niemożliwe, że można być tak pięknym, prawda?

Przestał śnić, gdy Beverly zwróciła głowę ku im, cała szóstka odwróciła się, jakby robili coś innego. Chichocząc, rudowłosa szturchnęła Levi, która zwróciła oczy w tą stronę, co Beverly i zsunęła okulary na czubek nosa, uśmiechając się. Wstała i pokazała Stanowi, żeby się przesunął, co uczynił, pozwalając jej usiąść koło niego.

-Wiadomość do Bena: latem nie ma szkoły!-Krzyknął Richie, przeszukując plecak chłopaka, wyciągając segregator i pocztówkę Derry, chrząkając, gdy ją ujrzał-kto ci to wysłał?

-Nikt-Ben pochwycił pocztówkę od Richiego.

Wywracając oczyma, Richie niespecjalnie zwrócił uwagę na dziwne zachowanie kolegi, otwierając segregator.

-Projekt na historię?

-Um, kiedy przyjechałem do Derry, nie miałem żadnych kolegów, więc spędzałem większość czasu w bibliotece-wyjaśnił Ben, szarpiąc za serce Levi-ludzie tutaj giną lub przepadają sześć razy częściej niż średnio w kraju. A to tylko dorośli... Z dziećmi jest gorzej. Dużo, dużo gorzej.

Grupa słuchała go w skupieniu, Levi miała gęsią skórkę na ramionach i odruchowo chwyciła Stana za przedramię.

-Mam tego więcej w domu, jeśli chcecie zobaczyć-powiedział Ben, gdy inni przekazywali sobie jego segregator.

-Chodźmy-Hannah rozejrzała się, zanim wstała i ruszyła w stronę rowerów w towarzystwie reszty.


Lol, nie przyzwyczajajcie się do takiego cukru i szczęścia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro