Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Siedemnaście!

( OSTRZEŻENIE:

Opis przemocy, wzmianki o krwi, przekleństwa itp. Jeśli cokolwiek z wymienionych działa na Ciebie źle, nie czytaj. Twoje zdrowie jest ważniejsze od książki. )

SIEDEMNAŚCIE

—Zabij to!—Krzyczeli razem Frajerzy—zabij to, Bill!

—Bill, zrób to!—Wykrzyczała Levi, podczas gdy jej dłonie się trzęsły—zabij to!

Bill gorączkowo wycelował bronią w klauna, który uśmiechnął się jeszcze bardziej, siejąc panikę wśród dzieci.

—Nie jest nabity!—Słowa Mike'a trafiły w próżnię, gdy Bill pociągnął za spust. Krzyki ucichły, gdy śruba zatopiła się w głowie klauna, zostawiając olbrzymią dziurę. Ciało klauna zaczęło się gwałtownie trząść i wyginać w dziwny sposób, dało się usłyszeć dźwięk pękających kości, nagle z jego głowy wystrzelił ciemnoczerwony krwisty strumień.

Ryk klauna pomieszał się z krzykami Frajerów cofających się do tyłu. Levi mocno ścisnęła ramię Stana i odepchnęła go, gdy To ruszyło w ich stronę, upadając na Billa, próbującego obronić się pistoletem Mike'a.

—Bill, uważaj!—Wrzasnął Richie.

—O mój Boże, o mój Boże—mamrotała Levi, szukając wzrokiem czegokolwiek, co nadałoby się na broń przeciw demonicznej istocie, z którą prędzej czy później musiałaby podjąć walkę; jej wzrok wylądował na kawałku płotu, który ogradzał dom. Był na samym dole sterty rupieci, zaczęła ruszać się w jego stronę, po czym jeden z jej przyjaciół odepchnął ją do tyłu.

—Zostaw go!—Beverly zdobyła przewagę nad klaunem, wbijając w jego głowę metalowy pręt, po czym ten spojrzał na nią.

To, co zrobiła Marsh pobudziło do życia resztę Frajerów i po chwili wszyscy otoczyli Klauna, atakując go ze wszystkich stron. Ich wściekłe krzyki zmieszały się z poirytowanym warczeniem klauna. Johnston patrzyła na niego, próbując zbliżyć się jak najbardziej do jego brzucha tak, by jej nie złapał.

Będący za nią Eddie wydał z siebie krzyk, biegnąc w stronę Tego i wskakując mu na plecy, owijając ramiona wokół jego szyi. Klaun uniósł ręce i podrapał te, należące do chłopca, próbując zrzucić go z pleców; Levi przymrużyła oczy, zauważając, że ma szansę. Słyszała, jak wali jej serce, gdy wzięła głęboki oddech i krzyknęła głośno, biegnąc w stronę kreatury, po chwili wbijając w jego brzuch prowizoryczną włócznie, szybko ją wyciągając.

Cofnęła się chwiejnym krokiem, gdy klaun zrzucił Eddie'go ze swoich pleców i nakierował swoje świecące, żółte oczy na nią. Postać powoli zaczęła iść w jej stronę, przez co potknęła się do tyłu i upadła na plecy. Mocny ból przeszył jej kostkę, ale po chwili o tym zapomniała, otwierając oczy szerzej, gdy To otworzyło paszczę, ukazując rzędy ostrych zębów. Natychmiast zacisnęła powieki, czekając, aż nieznośny ból przeszyje jej ciało, ale tak się nie stało.

Zamiast tego, usłyszała dźwięk roztrzaskującej czaszki, a po nim ryk pełen bólu. Otworzyła oczy i ujrzała Hannah trzymającą odłamek metalowej rury w dłoni, jej klatka piersiowa unosiła się w górę i w dół, gdy dyszała.

Czując wzrok Levi na sobie, spojrzała na nią i wyciągnęła dłoń w jej stronę, pomagając jej wstać. Hannah zmarszczyła zatroskana brwi, gdy Levi syknęła z bólu, przenosząc ciężar na prawą stopę. Ta zignorowała to, kręcąc głową i po chwili patrząc z powrotem na klauna, jej wyraz twarzy był mieszaniną determinacji i gniewu, gdy zmusiła się pobiec ponownie w jego stronę.

Johnston wbiła paznokcie w rękę klauna, gdy temu udało się chwycić Urisa.

—Puść go!—Krzyknęła, drapiąc jego dłoń z całej siły, próbując odciągnąć ją od Stana—puść go!

Gdy tylko wypowiedziała te słowa, To puściło Stanleya, rzucając go w powietrze.

Jedyną rzeczą, jaką usłyszała, zanim z nią zrobił to samo było "Stanley!" wykrzyczane przez zmartwionego Eddie'go, po czym Richie krzyknął jej imię, gdy wylądowała obok Urisa. Na jej twarzy zagościł grymas, gdy zadzwoniło jej głośno w głowie.

Otwierając oczy, przekręciła głowę na bok i próbowała złapać oddech, widząc Stana czołgającego się w jej stronę. Wyciągnęła dłoń w jego stronę, powoli siadając. Nie zauważyła, że Bill skoczył na plecy kreatury, dopóki ten nie wrzasnął z bólu.

—Bill!—Krzyknął Richie, przyczołgując się do grupy, gdy klaun zacisnął ramię wokół szyi Denbrough'a.

Frajerzy stanęli w skupieniu, dysząc i próbując złapać oddechy. Bezradnie patrzyli, jak ich lider próbował wyszamotać się z silnego uścisku Tego, patrząc na nich z załzawionymi oczyma.

—Nie—wydusił Bill, kręcąc głową i patrząc na Hannah i Michaela, trzymających odłamki rur w dłoniach.

—Puść go—rozkazała Beverly z drżącym głosem.

—Nie—odezwał się klaun—zatrzymam go. Was też... Tak, pożrę wasze ciała, tak jak pożeram wasz strach... Albo... —uniósł palec, po chwili kładąc go na wilgotnej twarzy Billa i kontynuując—zostawicie nas samych. Wezmę tylko jego, a potem zniknę na długo, a wy zdążycie wydorośleć, wieść szczęśliwe życie, aż dopadnie was starość i cmentarz.

Levi odwróciła wzrok, nawet nie wycierając łez spływających po jej podbródku. Wiele przeszli, zażartowałaby o tym, że ma teraz najlepszą okazję na wygłoszenie najbanalniejszej przemowy i znając Toziera, dołączyłby.

Ale proszę bardzo – stali tutaj, wszystko było prawdą, klaun niemalże dusił jednego z jej najlepszych przyjaciół. I to nie był czas na nabieranie się na głupie żarciki i obiecanki cacanki.

—Odejdźcie—głos Billa wyrwał ją z przemyśleń—to ja was w to wciągnąłem... P-P-Przepraszam.

To też nie czas na zgrywanie bohatera, do cholery, Bill—pomyślała, marszcząc nos jak i brwi.

—P-P-Przepraszam—zakpił klaun, po czym zaśmiał się makabrycznie.

—Uciekajcie!—Rozkazał Denbrough, nakładając odważną maskę dla swoich przyjaciół.

—Nie możemy... —odezwała się Beverly, patrząc na innych Frajerów, którzy stali w milczeniu.

Szczęka Levi trzęsła się, gdy próbowała powstrzymać swoje łkanie, potrząsając głową, by wyrazić zgodę z Bev.

—Nie. Nigdzie nie idziemy...

—P-P-Przepraszam—powtórzył Bill.

Richie, będący z przodu wstał.

—A nie mówiłem? Nie mówiłem, do kurwy...? Nie chcę umierać. To twoja wina...

Johnston spojrzała na chłopaka ze zmarszczonymi brwiami i niedowierzaniem malującym się na twarzy. Kątem oka widziała, jak To przybiera coraz bardziej zwycięski wyraz twarzy z każdym słowem wypowiedzianym przez Richie'go.

—Walnąłeś mnie w twarz—kontynuował, wyliczając na palcach. Zaczął iść, coraz to bardziej zbliżając się do sterty rupieci—zapędziłeś do szamba i do tego domu ćpunów. A teraz... —mówiąc to, wyciągnął kij bejsbolowy ze sterty—muszę zabić tego jebanego klauna.

Rozwścieczony klaun zepchnął Billa na ziemię i wstał, ale teraz już nic nie było w stanie wystraszyć Toziera.

—Witamy w Klubie Frajerów, dupku!—Krzyknął, zanim zamachnął się kijem i uderzył kreaturę w głowę, przez co zatoczyła się do tyłu.

Idąc w ślady Richie'go, reszta Frajerów na nowo podjęła walkę. Jako pierwszy do ataku zabrał się Mike, zamachując się prętem, jakby był to co najmniej miecz; nie wyszło tak jak chciał, gdyż kreatura otworzyła paszczę, z której wyroiła się chmara rąk. Sięgnęła w stronę chłopaka, który musiał bronić się prętem.

—Stan! Łap!—Zawołała Hannah, po chwili rzucając swój własny kawałek metalu chłopakowi. Ściskając mocno pręt, Uris z całej siły zamachnął się na klauna, którzy spojrzał na niego.

Zanim To mogło zrobić cokolwiek, Richie uderzył je od tyłu, przez co przechyliło się w przód. Twarz Tego uformowała się znowu w twarz kobiety, która wcześniej pochylała się nad Stanem, przez co tego zmroziło.

—Ty jebana podróbo Ronalda McDonalda!—Gardło Levi płonęło już od intensywności krzyku. Biorąc swoją prowizoryczną włócznię z ziemi, skoczyła przed Stana i rozległo się kolejne echo gniewnego wrzasku. Twarz klauna zmieniła się w twarz jej siostry, w wyniku wypełniającej Levi złości zanurzyła swoją broń w jego ramieniu, w tym samym czasie, gdy Stan zamachnął się na jego twarz.

Mike znowu górował nad klaunem, ale upadł na plecy, gdy ręce Tego zamieniły się w gigantyczne szczypce, przez co chłopak upuścił broń i poturlał się do tyłu.

Korzystając z okazji, Ben wydarł Stanowi pręt, biegnąc w stronę klauna i wbijając mu go w plecy. Ten ryknął, a z jego klatki piersiowej uniósł się strumień krwi.

Jego głowa obróciła się pod niemożliwym kątem, formując się w czaszkę; z niej wyrosły kończyny na kształt wodorostów, które owinęły się z tyłu głowy Bena i przyciągały go bliżej, jego szamotanie świadczyło o tym, w jak beznadziejnej pozycji się znalazł.

Gotowi pomóc przyjacielowi za wszelką cenę, Levi i Bill sięgnęli po łańcuchy leżące na ziemi i zamachnęli nimi na klauna z dwóch stron, przez co ten upadł na kolana i wypuścił Bena; Richie nawet nie dając kreaturze szansy na podniesienie się, uderzył ją swoim kijem w plecy.

Frajerzy otoczyli klauna, opierającego się na rękach i kolanach i atakowali go bezlitośnie, bijąc go łańcuchami, kijami i kawałkami metalu.

To odwróciło się do Eddie'go, który przez zamieszanie został niechcący popchnięty na ziemię i zaczęło kaszleć, powoli przekształcając się w trędowatego, którego chłopak spotkał w drodze do domu wcześniej tego lata. Bez ostrzeżenia, trędowaty otworzył usta i pokrył Eddie'go czarnymi wymiocinami.

Kaspbrak wstał powoli, napinając pokryte Bóg wie czym ręce i patrząc na nie piorunującym spojrzeniem, po chwili unosząc powoli głowę.

—Zabiję Cię!—Krzyknął Eddie, po czym kopnął To w twarz z całej siły.

Próbując po raz ostatni zregenerować siły, klaun spojrzał w górę z twarzą ojca Beverly. Uśmiechnął się złośliwie, gdy Marsh podeszła w jego kierunku, dzierżąc zakrwawioną rurę i oczyma wypełnionymi gniewem.

—Cześć, Bevvy—odezwał się klaun głosem pana Marsh'a, jakby ze złym zamiarem—nadal jesteś mo-?

To nie miało szansy dokończyć, gdyż Beverly wydała z siebie rozwścieczony krzyk i zanurzyła rurę w jego ustach, szybko cofając się i ściskając dłoń Hannah, gdy wszyscy patrzyli, jak z powrotem zamienia się w klauna; Kreatura wypluła rurę, czołgając się do tyłu i zaczęła się trząść. Frajerzy powoli zaczęli iść w jej kierunku, otaczając ją.

—Dlatego nie zabiłeś Beverly—odezwał się Bill, podchodząc bliżej—b-b-bo się nie bała... My też się nie boimy... Już nie.

Klaun nadal się trząsł, świdrując wzrokiem między dziećmi, które stały nad nim z przymrużonymi oczyma, pozbawione strachu.

—Teraz ty czujesz strach—kontynuował—przed głodem.

Nagle, klaun wywrócił się do tyłu przez studnię za nim, mamrotając w kółko rymowankę Billa.

Bez słowa, Stan podał Billowi metalową rurę, a Levi posłała mu upewniające skinięcie głową, zanim odwrócił się, unosząc rurę ponad ramieniem, gotowy uderzyć. Zanim był w stanie zrobić cokolwiek, To wśliznęło się głębiej do studni, z czaszką odpryskującą jak stara farba.

Frajerzy patrzeli zdezorientowani, jak groźne iskierki powracają do oczu klauna, gdy ten wypowiedział jedno słowo.

—Strach.

I wtedy, Tego już nie było. Dzieciaki stały nad studnią, czekając na znak, że to nie koniec męki. Po chwili ciszy, spojrzeli na siebie.

—Wiem, o czym napiszę wakacyjne wypracowanie—powiedział Richie na jednym wydechu, powodując chichot u Levi i Hannah.

—Dobry pomysł, R2—Jameson leniwie zdzieliła Toziera w ramię, ocierając łzy zostawiające słone ślady na jej ubrudzonych policzkach.

Levi powoli odwróciła się w prawo, krzyżując spojrzenia ze Stanem na parę sekund, po czym owinęła ramiona wokół niego, zamykając go w czułym uścisku i chowając głowę w zagłębieniu jego szyi. Pocierała jego plecy, chcąc go ponad wszystko uspokoić. Ich spokojny moment razem został przerwany zdecydowanie za wcześnie, przez Eddie'go wskazującego do góry.

—Patrzcie... —zawołał—dzieciaki... opadają.

Miał rację. Powoli, ale pewnie zaginione dzieciaki opadały z powietrza w dół.

Odwrócili uwagę od zaginionych, gdy Bill poszedł do przodu i bezgłośnie upadł na kolana z brudnym, żółtym przeciwdeszczowym płaszczykiem w dłoniach. Płaszczykiem Georgie'go. Richie ostrożnie podszedł do niego, po nim Mike, a za nim Hannah, aż w końcu wszyscy Frajerzy klęczeli obok trzęsącego Denbrough'a, obejmując go jak i siebie nawzajem ramionami. 


Kochani, po pierwsze, został nam jeden rozdział. Po drugie, mamy piąte miejsce w rankingu, za co niezmiernie wam dziękuję. Gdyby nie wy, to nie miałoby miejsca. Jeszcze raz, wielkie dzięki <3 

Wiem, wiem, nie było ALL CONTACTS przez bity tydzień, jakoś tak wyszło, że nie miałam na to weny, ale w tym tygodniu będą już normalnie dwa, może nawet trzy rozdziały.

Adzioch

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro