Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Piętnaście!

PIĘTNAŚCIE

Levi pedałowała za Hannah, w głowie tworzyły jej się najczarniejsze scenariusze związane z jej przyjaciółką; Hannah już i tak dużo przeszła, przez co Levi obawiała się, że tegoroczne lato może zmienić ją na zawsze.

Żadna z nich się nie odzywała, tak samo, jak Frajerzy, którzy dołączyli do nich przy domu Billa. Jechali w męczeńskiej ciszy, za bardzo zatraceni w swoich myślach i za bardzo skupieni na uratowaniu Beverly, żeby cokolwiek z siebie wydusić.

Znaleźli się pod domem na Neibolt szybciej, niż by tego chcieli. Zmroziło ich, gdy patrzyli na podupadający dom przerażonym wzrokiem. Powoli przeszli przez zardzewiałą furtkę na podwórko, po czym Richie wyszedł naprzód, podnosząc szklaną butelkę z ziemi i roztrzaskując ją o balustradę, w celu stworzenia broni dla siebie. Niestety, nie wyszło mu i Levi posłała mu niewzruszone spojrzenie, gdy ten upuścił ją zmieszany.

Ostrożnie weszli po gnijących schodkach i przeszli przez drzwi, jak ostatnio, gdy tam byli. Zatrzymali się, gdy Richie zawołał Stana, wciąż stojącego na ganku z niewyraźnym wyrazem twarzy.

—Stan—zaczął Bill, patrząc na chłopca w lokach—musimy wejść wszyscy. B-B-Beverly miała rację. Jeśli się rozdzielimy, jak ostatnio, klaun zabije nas jednego po drugim... Ale jeśli będziemy się trzymać wszyscy razem, przezwyciężymy go.

Oczy Stana były wypełnione łzami, gdy patrzył na Billa z zawahaniem. Levi widząc to, położyła dłoń na ramieniu Billa i skinęła głową, po czym podeszła do przodu z ręką wyciągniętą do przodu i spojrzeniem dodającym otuchy.

—Stan, spójrz na mnie—powiedziała łagodnie, czując, jak jej serce rozpada się na milion kawałeczków, gdy napotkała jego czerwone od płaczu oczy. Znowu zrobiła jeden krok do przodu, będąc coraz bliżej niego—dobrze, a teraz weź mnie za rękę. Jest okej.

I tak jak tamtego dnia w łazience Beverly, Stan złączył ich dłonie, próbując nie odwrócić wzroku od niej. Unosząc kącik ust, Johnston ścisnęła jego dłoń, idąc do tyłu w głąb domu.

—Właśnie tak, oddychaj. Hej, hej, patrz na mnie, okej? Jestem obok, jest dobrze—wyszeptała, zatrzymując się, gdy zrównali się z grupą—zrobimy to wszyscy razem, tak?

Stan skinął głową i odetchnął ciężko, ściskając jej dłoń w ramach podziękowania.

Po chwili ciszy, Hannah odezwała się, podskakując z determinacją.

—Wykończmy To.

Frajerzy szli za nią, po chwili Bill dogonił ją i w dwójkę prowadzili grupę. Przemknęli przez zakurzony salon, otworzyli na oścież drzwi od piwnicy i ostrożnie zeszli po skrzypiących schodach. Gdy spostrzegli starą studnie, każdemu serce skoczyło do gardła.

—Eddie, masz ćwierćdolarówkę?—Odezwał się Richie, próbując rozluźnić atmosferę.

—Bałbym się tu cokolwiek wrzucić—wymamrotał Eddie, gdy wszyscy schylili się ku studni.

—Beverly?!—Zawołał Ben, świecąc latarką w dół studni bez dna, po której rozległo się echo.

—Jak mamy tam zejść?—Spytał Mike, a wszyscy spojrzeli po sobie.

—Lina! Potrzebujemy liny, żeby zejść!—Zakomunikowała Hannah, pochylając się niepewnie nad studnią.

—Mam!—Mike pospieszył w jej stronę, przywiązując linę do zaczepu studni i ciągnąc ją po chwili, by upewnić się, że dobrze się trzyma. Pokazał Hannah gestem ręki, że ma trzymać mocno linę, po czym zaczął ją powoli spuszczać, dopóki nie dosięgnęła małego wejścia i puściła linę, pozwalając innym frajerom na zrobienie tego samego; po niej wszedł Eddie, następnie Richie, Bill i na końcu Ben.

—Dobra—odetchnęła Levi, ściskając linę z jedną nogą za brzegiem studni. Próbowała zwolnić swoje bicie serca do normalnego tempa, patrząc na Mike'a i Stana, posyłając im wymuszony, krzywy uśmiech—widzimy się na dole.

Z tymi słowami, skinęła głową i Mike zaczął spuszczać ją w dół, po czym Hannah i Bill chwycili ją za stopy i pomogli wejść do dziury, w której siedzieli. Gdy się usadowiła, skłoniła się do przodu i spojrzała w górę, krzyżując spojrzenia ze Stanem i kiwając uspokajająco głową, gdy zaczął się spuszczać po linie.

—Do tyłu—wymamrotała Levi, pomagając Billowi z wciągnięciem Stana do dziury i posyłając blondynowi delikatny uśmiech, gdy usadowili się z tyłu grupy.

Głośny dźwięk sprawił, że odwrócili głowy, po czym zdali sobie sprawę, że doszedł on z góry, a Mike'a nigdzie nie było.

—Mike? Mike!—Wołali wszyscy, Bill poczołgał się z powrotem do przodu i wytknął głowę za dziurę, patrząc na brzeg studni zmartwiony.

—Mike! Bill, wszystko z nim okej?!—Krzyknęła Levi, czując, jak serce podchodzi jej do gardła.

—Bowers—powiedział tylko Bill, nie patrząc na nich. Klub wymienił przerażone spojrzenia i zaczęli krzyczeć imię Mike'a jeszcze głośniej.

—Nie! Nie, nie, nie!—Wykrzyknął Richie, wciskając się obok Denbrough'a, przerażając Levi jeszcze bardziej.

—Co? Co się dzieje, Richie?!—Spytała rozpaczliwie, uzyskując odpowiedź w postaci wciągania liny i widoku Toziera i Billa, próbujących ją bezskutecznie złapać. Na chwilę przestała oddychać, patrząc na Hannah, klęczącą zaraz obok niej, zanim wymieniła spojrzenia ze Stanem

—O Boże, o Boże, o Boże- Mike!—Krzyknęła Hannah, przyciskając się do wilgotnych, wyszczerbionych kamieni, gdy jej oddech przyspieszył.

—Odpierdol się, Bowers! Zostaw go w spokoju!—Wrzasnęła Levi, jej wzrok świdrował pomiędzy innymi Frajerami, którzy rozpaczliwie próbowali dojrzeć, co dzieje się z Hanlonem i Hannah, która niemalże drapała kamienie za nią—ej, nie rób tak! Przestań! Przestań, przestań, przestań!

—To zbyt- Ktoś musi- Ktoś musi pomóc Mike'owi!—Wydusiła Hannah, zaciskając powieki, gdy chrząkanie z bólu Mike'a, groźby Henry'ego i krzyki Frajerów zmieszały się jej w głowie.

—Han, przestań! Nie rób tak! Stan- Stan, pomóż mi, weź ją za rękę!—Levi pokazała chłopakowi gestem ręki, który zbledł na parę sekund z szeroko otwartymi oczyma i pełnymi zmartwienia, gdy obserwował łkającą i krzyczącą histerycznie Jameson—po prostu ją weź, Stanley!

Budząc się z transu, Stan odciągnął rękę Hannah od kamiennej ściany, ściskając oba jej nadgarstki ciasno. Patrzył przestraszony, jak Levi próbuje ją uspokoić; po paru długich minutach Johnston wytarła łzy z twarzy przyjaciółki, skinęła głową w stronę chłopaka i dając mu tym do zrozumienia, że może puścić Han.

Nagle, w studni rozległo się echo głośnych odgłosów trzaskania, przez co spojrzeli na resztę Frajerów.

—Co to było?—Spytała Hannah, nadal drgającym głosem.

—Cholera jasna!—Krzyknął Tozier, patrząc na nich, a potem znowu w górę.

—Nic mi nie jest!—Zawołał Mike, przez co cała grupa odetchnęła z ulgą.

Levi rozluźniła ramiona, w jej żołądku zawiązał się supeł, gdy zdała sobie sprawę, że jeśli to nie Mike spadł do studni, to musiał być Henry. Henry Bowers był martwy. Po latach przepełnionych życzeniami, żeby odszedł lub zniknął i zostawił ich w spokoju, Henry pieprzony Bowers był martwy, więc miała co najmniej bardzo dobry powód, żeby świętować.

—Stan?—Zawołała Levi, odwracając się ku miejscu, gdzie ten siedział, by zdać sobie sprawę, że jest puste—Stan?

—Gdzie jest Stan?—Spytał Eddie resztę, rozglądając się.

Levi poczuła, jak blednie, a serce się jej zapada, rozglądając się jeszcze raz. Jej nogi same nakazały jej biec sprintem, skupiona była na znalezieniu Stana i ignorowała krzyki przyjaciół, proszące, by zwolniła. 


Yo, na dniach Hey Oleff, tak myślę. Nie wiem, czy to mówiłam, ale jak skończę to tłumaczenie to możliwe, że wezmę się za kolejne fanfiction. 

Adzioch

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro