Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Czternaście!

CZTERNAŚCIE

Pierwszym, co zrobiła Levi było wbiegnięcie po schodach, nie martwiąc się, jak głośno stawiała kroki. Jedynym, co liczyło się w tamtym momencie było dostanie się do Hannah. Praktycznie wpadła do pokoju, klękając obok Han na materacu i potrząsając nią, by się obudziła. Odetchnęła z ulgą, gdy jej przyjaciółka obudziła się, od razu obejmując ją i zaczynając łkać w jej ramię.

—Hej, hej, coś nie tak? Coś się stało?—Spytała Hannah zachrypniętym głosem, przeczesując ostrożnie włosy Levi i patrząc na nią ze zmartwieniem i zdezorientowaniem jednocześnie—no weź, Lev. Przerażasz mnie.

—M-Myślałam, że Cię tu nie z-znajdę—czknęła Levi, ściskając mocniej dziewczynę—b-był tu, widziałam... Klauna... A potem... Potem po prostu z-zniknął i-i balon! Pojawił się balon i myślałam, że To Cię porwało, a ja nie mogę Cię s-stracić! Nie mogę Cię kurwa stracić!

Hannah najpierw spięła się, a potem rozluźniła pod wpływem dotyku Levi. Jameson schowała twarz w zagłębieniu szyi przyjaciółki, uspokajając ją szeptem z nadzieją, że ta przestanie łkać.

—Cii, jestem obok. Nigdzie się nie wybieram, okej? Nigdy, przenigdy—Han oderwała się od Levi, ujmując jej twarz i ocierając jej łzy. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy ta skinęła głową w zrozumieniu—dopóki jesteśmy razem, ten klaun nawet nas nie tknie.

—Zajebałabym go, gdyby spróbował—charknęła Levi, po chwili chichocząc cicho. Wytarła swoje lepkie policzki dłonią, przełykając ślinę i kręcąc głową.

—Ta, wysłałybyśmy go skądkolwiek, skąd się wyczołgał—dodała Hannah, mierzwiąc włosy Levi i wywracając oczyma figlarnie, gdy ta delikatnie ją odepchnęła—wracajmy do snu.

Levi skinęła głową i uścisnęła Hannah ostatni raz, zanim z powrotem wdrapała się na łóżko, tym razem odwracając się plecami do ściany.

—Branoc, Han.

—Branoc, Lev.

Johnston usiłowała zamknąć oczy, próbując zapomnieć o czerwonym balonie i złośliwym uśmiechu Tego. Próbowała zapomnieć o uczuciach, które towarzyszyły jej w Neibolt, próbowała zapomnieć o tym, jak jej serce przestało bić na chwilę, gdy czytała wiadomość na balonie i myślała, że straciła wszystko.

Udało jej się w końcu skupić na oddechu i po chwili wyczerpanie dało się we znaki.

Nie wiedziała, jak długo spała, ale gdy promyki letniego słońca oświetliły pokój, poprzez otwarcie okna, zmusiła się do otwarcia swoich napuchniętych oczu. Przetarła oczy, po czym podniosła się i zauważyła Hannah opierającą się o jej łóżko z egzemplarzem "Tajemniczego ogrodu" w rękach.

—Cóż za poranek—powiedziała Levi, po czym ziewnęła, przeciągając się i posłała przyjaciółce leniwy, delikatny uśmiech.

—Bardziej popołudnie, Śpiąca Królewno—Hannah zamknęła książkę i odłożyła ją, dźgając Levi figlarnie w brzuch.

—Wyglądasz jak gówno, Han—odezwała się Levi dosadnie, mierząc dziewczynę wzrokiem i kiwając głową w jej stronę—spałaś w nocy?

—Um, nie—odpowiedziała zmieszana Jameson, wzruszając delikatnie ramionami.

—Han—westchnęła Levi, patrząc na przyjaciółkę—musisz spać.

—Wiem, wiem... Po prostu... Po tym co powiedziałaś mi w nocy, ja... Co jeśli To powróci i nie damy rady się obronić? Co wtedy?

Levi spuściła wzrok na podłogę i ześliznęła się z łóżka, dołączając do Hannah na materacu i obejmując ją ramieniem z rozdartym wyrazem twarzy.

—Co?—Hannah zauważyła jej minę, odwracając się—co jest?

—B-Balon—wypaliła, zaciskając powieki i biorąc głęboki wdech—na balonie było coś napisane.

Hannah wstrzymała oddech, marszcząc brwi i próbując poskładać wszystko w spójną całość.

—Co takiego?

—"Przyjdź po nią, jeśli masz odwagę"... M-Myślałam, że chodzi o Ciebie, ale-—dźwięk dzwoniącego telefonu przerwał jej, przez co złączyła usta w cienką linię i sięgnęła po słuchawkę—Halo?

—Hej? Levi?—Z słuchawki dobiegł głos Billa, co zaskoczyło Lev, zanim wyczuła nutkę bólu i zmartwienia w jego głosie.

—Tak, hej, Bill—odpowiedziała, stukając palcami o kolano, gdy chłopak zaczął nagle wywód, bez słyszalnego zająknięcia, gdyż mówił zbyt szybko—Bill! Bill, chwila, zwolnij, nic nie rozumiem!

—K-Klaun! T-To ją porwało!—Wydusił Denbrough drżącym głosem.

Serce Johnston zatrzymało się i przestała na chwilę oddychać. Ścisnęła prawą dłonią słuchawkę mocniej, wbijając paznokcie w drugą. Była tylko jedna "ona" w Klubie Frajerów, oprócz niej i Hannah, więc wiedziała, o kim mówił Bill, ale nie chciała w to wierzyć. To nie mogła być prawda.

—Kogo, Bill? K-Kogo?—Spytała cicho, poluzowując uścisk na słuchawce.

—Bev. To porwało Bev.

Potem czas jakby zwolnił; telefon wyśliznął się jej z dłoni, widziała jak Hannah rusza ustami, łapiąc słuchawkę i przysuwając ją do ucha. Posmutniała, słysząc wieści. Levi odwróciła głowę, by spojrzeć na Hannah i nagle tempo wróciło do normalnego, gdy ta krzyknęła przeraźliwie i podnosząc się z materaca, wypaliła z pokoju.

—Hannah! Hannah, zaczekaj!—Krzyknęła Levi, ruszając za przyjaciółką i zamykając ją w szczelnym uścisku, zanim chwyciła rower.

Hannah szamotała się, próbując się wyrwać. Krzyczała, drapała ramiona Lev i próbowała ją odepchnąć, ale za każdym razem, ta ściskała ją mocniej, próbując ją uciszyć. Po paru próbach uwolnienia, Hannah upadła na kolana, a Levi razem z nią.

—Cii, znajdziemy ją, Han—szepnęła Levi, chowając głowę przyjaciółki w zagłębieniu swojej szyi i gładząc jej włosy—znajdziemy ją, obiecuję. 


Zostały cztery rozdziały, jak skończę tłumaczenie to może jakieś kolejne własne ff, co wy na to? 

Adzioch

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro