21
Pozycja, którą przybraliśmy na sofie, była dla mnie wyjątkowo niekomfortowa i szalenie niewygodna. Gdy opierałem się o poduszkę, Celeste usiadła między moimi nogami, opierając głowę o moją klatkę piersiową. Na początku to było przyjemne. Objąłem ją rękoma w pasie, a ona co jakiś czas odchylała głowę, by skraść mi pocałunek. Nie lubiłem czegoś takiego, przesadnych uczuć i zbytniej cielesności. Nawet z Charlotte nie potrafiłem tego przeskoczyć. Krótkie czułości, jakimi raczą się zakochani? Proszę bardzo. Seks? Zdecydowanie tak, ale wicie miłosnego gniazdka i marnowanie czasu na jakieś przytulanie, to kompletnie nie moja bajka. Owszem, na początku zawsze jest fajnie, ale potem, gdy przechodzi ta fascynacja, która miesza nam wszystkim w głowach i wracamy do codzienności, dociera do nas, że nie możemy całego dnia spędzać w łóżku, bądź na obściskiwaniu się na kanapie. O to najczęściej kłóciłem się z Charlotte, która czasami zachowywała się jak małe dziecko. Chciała, bym był przy niej dwadzieścia cztery godziny na dobę, jakby nie rozumiała, że muszę pracować. Albo, że po prostu nie mam ochoty na wieczne czułości. Czasami ją odtrącałem, chociaż nie chciałem tego przed sobą przyznać. Bo przecież ją kochałem. Pragnąłem jej i zrobiłbym dla niej wszystko, ale nawet to nie sprawiało, że porzuciłbym pewne cząstki swojej osobowości. Dlatego, gdy Charlotte zaczęła ode mnie wymagać więcej i coraz to chętniej wydawać nasze pieniądze, dodatkowe etaty były mi na rękę. Bo wiedziałem, że jak wrócę do domu, po piętnastu godzinach pracy, Charlotte nie będzie wymagała ode mnie, nie wiadomo jakich czułości. Bo to ja chciałem sterować naszym życiem. I wiem, że to czyni ze mnie dupka, ale nawet ja nie potrafiłem całkowicie zrezygnować ze swojego dawnego życia. To ja dyktowałem warunki i albo komuś to pasowało, albo i nie. Nie potrafiłem zrozumieć, jak William potrafił to zrobić. Jak mógł dosłownie wyrzec się siebie i stworzyć taki związek, który opierał się na równości. Nie raz pytałem go, jak to jest, że potrafi cały dzień spędzić z Noorą na kanapie, albo w łóżku i po prostu cieszyć się sobą. Pamiętam, że powiedział mi wtedy, że gdy się kogoś kocha, to to jest naturalne. Oburzyłem się, bo przecież kochałem Charlotte, a William mi odpowiedział, że najwyraźniej niewystarczająco. Że to nie jest to, co on ma z Noorą. Nie muszę chyba opisywać, jak strasznie się wtedy wkurwiłem. Bo nikt nie miał prawa kwestionować moich uczuć, zwłaszcza względem Charlotte. Celeste nerwowo się poruszyła, a ja zapragnąłem, by już sobie poszła. Nie wiem, co mnie w ogóle podkusiło, żeby nawiązać z nią jakąś relację. Słowa Evy o dziewczynie, najwyraźniej mnie poruszyły i na moment zgłupiałem. Sęk w tym, że się nie zrozumieliśmy. Ja szukałem kogoś, z kim od czasu do czasu mógłbym uprawiać seks. A ona najwyraźniej chce związku, którego z pewnością jej nie dam. Bo jeśli mam być szczery, kompletnie nie wyobrażam nas sobie razem. Bo jak mógłbym być z Celeste, skoro przez większość czasu myślę o Evie? Jakim chujem jestem, że spędzam czas z dziewczyną, a czekam na to, by inna zapukała do moich drzwi? By chociaż napisała albo zadzwoniła? Cokolwiek. Potrzebowałem porządnego opierdolu, bo to, co się ze mną działo, przechodziło wszelkie granice. Ale kto miałby mnie postawić na nogi? Sana myślami jest przy swoim ślubie, William załatwia jakieś interesy w Barcelonie, więc zostałem sam. Na początku potrafiłem rozmawiać z Celeste i w sumie, to dalej tak jest, ale wiem, że nie potrafiłbym, a co najważniejsze, nie mógłbym z nią porozmawiać o Evie i tym wszystkim, co się dzieje. Zmarszczyłem czoło, bo dopiero teraz coś do mnie dotarło. Wiedziałem, co odciągnie moje myśli od Evy. Zemsta.
- Podpisałaś nową umowę? - Zapytałem, a dziewczyna delikatnie ode mnie odskoczyła.
- Co? - Odwróciła głowę i wpatrywała się we mnie z niezrozumieniem.
- Powiedziałaś, że podpisałaś nową umowę? - Powtórzyłem pytanie, licząc, że jej odpowiedź mnie usatysfakcjonuje.
- Aha – uśmiechnęła się. - Peter na początku kręcił nosem, bo wiedział, że jak reszta dziewczyn się o tym dowie, to znowu będą robiły sceny, ale Eva mnie poparła i przyparłyśmy go do ściany – zachichotała, a ja poczułem, że bezwiednie zaciskam pięści.
Skoro Peter podpisał umowę, to znaczy, że już był w klubie i pewnie znowu wyjechał. I niby, kiedy mam dorwać tego skurwiela, skoro ciągle się mijamy.
- Dlaczego pytasz? - Zmarszczyła czoło.
- Bez powodu – cmoknąłem ją w policzek, by nie przyszło jej do głowy zadawanie pytań. - Jeszcze jedno – westchnąłem – kim jest ta kobieta, która siedzi przy wejściu?
- Catrice? - Zapytała, a ja skinąłem głową.
- Prawa ręka Petera – zaśmiała się. - W sumie to ona bardziej przejmuje się tym klubem i nim steruje – wzruszyła ramionami.
- Wygląda na burdelmamę – parsknąłem, a Celeste tylko przewróciła oczyma.
- Catrice jest świetną kobietą – odparła – traktuje mnie i Evę jak własne córki, których nigdy się nie doczekała.
- Wydaje mi się, że ty i Eva jesteście inaczej traktowane – zaśmiałem się, ale chciałem, żeby poruszyła ten temat, bo szalenie mnie zaintrygował.
- Wydaje ci się – ciało Celeste zesztywniało, po czym dziewczyna się ode mnie odsunęła. Sięgnęła po telefon i zmarszczyła czoło. - To dziwne – powiedziała, a ja nie wiedziałem, o co jej chodzi.
- Co? - Zapytałem, chociaż bardziej mnie interesuje, czemu nie chce rozmawiać o specjalnym traktowaniu ich przez szefa.
- Jestem spóźniona – skrzywiła się – a Eva nie napisała ani nie zadzwoniła – zmarszczyła czoło.
- Może zapomniała o waszym małym babskim wieczorze? - Rzuciłem i pewna część mnie chciała, by to była prawa, bo na serio chciałbym, żeby Celeste została na noc. Wybiłbym jej przytulanie z głowy, zajebistym seksem.
- Nie – pokręciła głową. - Eva nie zapomina o takich rzeczach. - Powiedziała, po czym wstała i przyłożyła telefon do ucha. Zaczęła chodzić po moim salonie, a ja uważnie się jej przyglądałem. Wyraz jej twarzy się zmienił. Nerwowo przygryzała wargę i cicho powtarzała, by Eva odebrała. - Coś jest nie tak – rzuciła, spoglądając na mnie.
- Dlaczego tak uważasz? - Zapytałem, ale dziewczyna kompletnie zignorowała moje pytanie. Zamiast mi odpowiedzieć, wybrała jakiś numer i znowu przyłożyła urządzenie do ucha. Po minucie się rozłączyła i skierowała do kuchni. - Dokąd idziesz? - Zapytałem, bo kompletnie nie rozumiałem, co się tutaj do jasnej cholery dzieje.
- Jadę do Evy – rzuciła, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem. - Możesz mnie podrzucić? - Spojrzała na mnie, ale widziałem, że myślami była już gdzie indziej. Jej zachowanie uraziło moją męską dumę, bo przepraszam bardzo, ale właściwie za kogo ona się uważała? I za kogo uważała mnie? Za prywatną, darmową taksówkę? No chyba nie.
- Piłem – powiedziałem, chociaż to było zaledwie kilka łyków wina, które do tej pory już pewnie zdołały zniknąć z mojego organizmu. Dziewczyna spojrzała się na mnie z grymasem, ale nic nie powiedziała. Pokręciła głową, po czym bez słowa wyszła z mojego mieszkania, przy okazji trzaskając drzwiami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro