2
na samym początku malutka prośba. W pewnym momencie tego rozdziału włączcie sobie ten filmik, który jest na górze w mediach. Z tym, że spróbujcie sobie wyobrazić to, co opisałam. Chodzi mi o "klimat", strój i osobę, która to tańczy. Przekopałam chyba cały internet i nie znalazłam nic, co chociaż trochę byłoby zadowalające i pasujące do mojej wizji, więc muszę się zdać na Waszą wyobraźnię.
Zaparkowałem przed kamienicą, która wyglądała na zabytkową. Cholernie zdziwiło mnie to, jak szyld klubu idealnie wpisywał się w ten klimat. Wysiedliśmy z auta i pospiesznie stanęliśmy pod drzwiami, gdzie o dziwo nie było ochroniarza. Weszliśmy w ciszy do pomieszczenia i od razu do moich nozdrzy uderzyła mieszanka zapachów, która sprawiła, że się rozluźniłem. Do moich uszu docierała stłumiona muzyka, a przed sobą zobaczyłem kobietę w średnim wieku. Siedziała za wielką ladą, paląc papierosa. Spojrzałem na nią, a ona odwzajemniła ten gest.
- Nazwisko? - Zapytała, a ja zobaczyłem, że do skórzanej marynarki przypiętą ma tabliczkę z imieniem. Catrice. Ciekawe, czy faktycznie się tak nazywa, czy to może jakiś pseudonim.
- Magnusson – odchrząknąłem, a William gwałtownie się do mnie odwrócił.
- Czy ty jesteś poważny? - Spojrzał na mnie ze złością. - Na moje nazwisko? I może jeszcze zapłaciłeś moją kartą?
- Zgadza się – wybuchnąłem śmiechem.
- Noora mnie zabije ty idioto.
- O niczym się nie dowie – puściłem do niego oko, a kobieta powiedziała, że możemy już wejść do środka.
Musiałem zarezerwować to na nazwisko Williama, bo wiedziałem, że Boss może mieć wgląd do listy klientów. Nie mogłem pozwolić na to, by zobaczył tam moje nazwisko, bo wszystko by chuj strzelił. Dlatego wykorzystałem Williama i jego kartę, dla niego ta suma to pryszcz, nawet nie zauważy braku kilku stów, a ja w spokoju będę mógł działać. Szliśmy korytarzem, którego ściany obłożone były czymś pikowanym. Jak wielkie, czerwone poduszki, które sprawiały, że miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. Moje stopy zatapiały się w miękkim dywanie i chociaż nie chciałem, musiałem przyznać, że to miejsce ma niesamowity klimat. Muzyka stawała się coraz głośniejsza, co oznaczało, że byliśmy bliżej celu. Spojrzałem na Williama, który tylko nerwowo przygryzał wargę.
- Co się z tobą dzieje, co? - Zatrzymałem się, bo nastrój kumpla wyprowadzał mnie z równowagi.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł – rzucił, nawet na mnie nie patrząc.
- Przecież ci mówiłem, że nie musisz tu nic robić – zaśmiałem się.
- Nie wiem, czy ślub to dobry pomysł – westchnął, a ja spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
- Co? O czym ty w ogóle mówisz? Jesteście z Noorą od liceum? - Pokręciłem głową.
- No właśnie Chris. Już jesteśmy jak małżeństwo, chociaż nim nie jesteśmy i to mnie męczy. Noora mnie męczy – dodał ciszej. - Zrobiła się taka nieznośna, taka irytująca, że czasami mam ochotę udusić ją na spaniu. Niejednokrotnie chciałem się spakować i wyjechać nie wiadomo gdzie. - Pokręcił głową. - Najpierw myślałem, że to wszystko jest spowodowane tęsknotą za Charlotte – westchnął. - Ale ten stan nie mijał. Nawet ty zdążyłeś się już pozbierać, a ona wciąż zachowuje się jak nieczuła suka. I nienawidzę tego, wiesz? Nienawidzę tego, kim ona się stała. Nienawidzę tego, że mimo wszystko wciąż ją kocham. Ale starą Noorę, a nie tę. Rozumiesz? Chciałbym ożenić się ze stara Noorą, a nie tą, która jest teraz.
- Powiedziałeś to jej? - Spojrzałem na niego uważnie.
- A myślisz, że dlaczego ze mną nie sypia? - Parska. - Karze mnie za to, że powiedziałem prawdę.
- Obydwoje jesteście popieprzeni – pokręciłem głową. - Stary – spojrzałem na niego. - Tak czy siak, to twój ostatni dzień wolności. Bo nawet jeśli nie ożenisz się jutro z Noorą, to będziesz miał przejebane do końca twoich dni, więc po prostu dobrze się baw, okej? - Parsknąłem, a on poszedł w moje ślady.
W końcu dotarliśmy na miejsce i poczułem się, jakbym dostał czymś w głowę. Pomieszczenie wyglądało podobnie jak korytarz, chodzi mi o kolory i o ściany, ale było cholernie wielkie. Było kilkanaście gigantycznych skórzanych sof, a wokół rur, poustawiane były fotele. Powoli moje oczy przystosowały się do światła, które panowało w lokalu i dopiero teraz zauważyłem, ile tu ludzi. I nie chodzi mi tylko o napalonych facetów, a o personel. Było kilkanaście rur, przy których wywijały się jakieś kobiety, a między fotelami kursowały kelnerki, których jedynym strojem był koronkowy stanik i stringi. Przełknąłem ślinę, bo chociaż nie chciałem dzisiaj tutaj nikogo zaliczyć, dotarło do mnie, że będzie to cholernie trudne. William pociągnął mnie w kierunku dwóch wolnych foteli, na które opadliśmy. Wzięliśmy dwa kieliszki szampana i z uśmieszkiem na twarzy włożyłem dziewczynie banknot za pasek stringów. Puściła do mnie oko, po czym odeszła, zalotnie kołysząc biodrami. Rozsiadłem się wygodnie, na moment zapominając, po co tutaj przyszedłem. Spojrzałem na Williama, który wyglądał jak małe dziecko w sklepie zabawkami i wiedziałem, że już po nim. Jest moim najlepszym przyjacielem i powinienem pilnować, by nie robił głupot, ale co jeśli to nie są głupoty? Sam kilka minut wcześniej powiedział mi, że jest nieszczęśliwy i niepewny. Zawsze byliśmy szczerzy, czasami aż do bólu, przez co potrafiliśmy ze sobą nie rozmawiać kilka miesięcy. Jak na przykład wtedy, gdy powiedział mi wprost, że nie znosi Charlotte i powinienem się z nią rozstać. Pokręciłem głową, bo co jak co, ale nie chcę myśleć o swojej zmarłej narzeczonej w cholernym burdelu. Nagle w pomieszczeniu zrobiło się ciemno i ktoś wyłączył muzykę. Zamrugałem oczyma, bo nie wiedziałem, co do cholery się dzieje. Instynktownie skierowałem rękę do kieszeni, gdzie miałem pistolet, kiedy nagle pomieszczenie rozświetliło się jasnym światłem i rozległa się muzyka. Na podeście, który znajdował się nieco dalej od nas, pojawiła się dziewczyna. Jej długie włosy, opadały kaskadą na plecy, jednocześnie zasłaniając jej twarz. Miała na sobie białą halkę, która mnie rozbawiła, bo dziewczyna wyglądała tak, jakby dopiero wstała z łóżka. Położyła się obok rury i muzyka stała się głośniejsza. Zmarszczyłem nos, bo co jak co, ale ta piosenka pasowała tutaj tak, jak dziwka do kościoła. Gdy w pomieszczeniu rozległ się głos wykonawcy, dziewczyna zaczęła prężyć się jak kotka. Jej ruchy były dopracowane i ku mojemu zdziwieniu, nie były wulgarne. Powoli i z pełną gracją wstała i zaczęła okręcać się wokół rury. Gdy przyszedł refren, zaczęła robić takie ruchy, że poczułem, że robi mi się ciaśniej w spodniach. A przecież była ubrana. Była jedyną dziewczyną, która była kompletnie ubrana, a działa na mnie bardziej, niż te wręcz gołe. Przy drugiej zwrotce zgrabnie zrzuciła z siebie halkę, zostając w białej, koronkowej bieliźnie. Chciałem przyjrzeć się jej twarzy, ale jej włosy mi to uniemożliwiały.
- Kiedy się rozbierze? - Usłyszałem Williama, ale kompletnie go zignorowałem. Byłem jak w transie.
Piosenka dobiegła końca, a zgromadzeni ludzie zaczęli klaskać. Dziewczyna kucnęła i pozbierała z podestu pieniądze, które zostały jej rzucone, po czym zeskoczyła i skierowała się do garderoby. Uważnie skanowałem jej ciało, kiedy zauważyłem, że ktoś chwyta ją za rękę. Zmarszczyłem czoło, bo nie wyglądało to na coś przyjemnego.
- Klękaj i ssij mojego kutasa – usłyszałem głos faceta, który przyciągał do siebie dziewczynę.
- Puść mnie – jej głos był słaby, co sprawiło, że wstałem.
- Klękaj dziwko! Zmarnowałem na ciebie tyle kasy, a ty nawet nie pokazałaś pieprzonej dupy. Co z ciebie za kurwa, co? Myślisz, że masz do czynienia z niewidomymi, że możesz nasz robić w chuja?
- Ja tylko tańczę! - Próbowała się wyrwać, ale nic to nie dawało.
- Zamknij się! Zaraz sprawię, że będziesz miała pełne usta i odechce ci się pierdolenia głupot. A potem, gdy w końcu spuszczę się na twoją kurewską twarz, przerżnę twoją dupę tak, że nie siądziesz przez miesiąc, rozumiesz? Zabieraj się do roboty! - Pociągnął ją tak, że wylądowała na kolanach, głową uderzając o jego krocze.
- Chyba coś powiedziała, nie? - Powiedziałem, ciągnąc ją w górę.
- A ty to kurwa kto? - Mężczyzna spojrzał na mnie z uśmieszkiem. - Byłem pierwszy. Możesz ją rżnąć po mnie.
- Ja tu tylko tańczę – powtórzyła, a w jej głosie usłyszałem złość. - Rozumiesz? Tańczę skurwielu – rzuciła, po czym podniosła do góry nogę, która z całej siły wylądowała na kroczu kolesia, z którego ust wyrwało się przekleństwo.
- Eva! Co to ma być do kurwy! - Usłyszałem głos, który sprawił, że przeszły mnie ciarki. Nie mogłem pozwolić na to, by mnie zobaczył, dlatego szybko odszedłem od dziewczyny. Kucnąłem za jednym z podestów, uważnie przyglądając się sytuacji.
Nic się nie zmienił. Wpatrywał się w dziewczynę ze złością, jednak na jego twarzy malowała się troska. Cholernie mnie to zaskoczyło, bo ostatnią sceną, którą mam przed oczami jest ta, w której z zimną krwią zabija kobietę w ciąży.
- Zrobił ci coś? - Zapytał, próbując się uspokoić.
- Nie. Jakiś facet mi pomógł – powiedziała, po czym zaczęła się rozglądać, jakby chciała mnie znaleźć.
- Dobrze, to najważniejsze. Następnym razem postaraj się jednak nie obijać naszych klientów, jasne? - Spojrzał na nią. - Chłopaki się już nim zajmą. A teraz uciekaj do garderoby. Jakby były jakieś problemy, to zgłaszaj je do Catrice albo Roberta, rozumiesz? Ja wyjeżdżam i jeśli dobrze pójdzie, to wrócę za miesiąc.
Za jaki kurwa miesiąc. Poczułem, jak zaciskam pięści.
- Uważaj na siebie Eva, dobrze? I bądź grzeczna – zaśmiał się.
- Dobrze szefie – powiedziała, po czym się do niego przytuliła.
Mężczyzna odszedł, a dziewczyna weszła do swojej garderoby. Wyprostowałem się i próbowałem zrozumieć, co właściwie przed chwilą miało tutaj miejsce. I kim dla tego skurwiela, była ta dziewczyna, bo nie uwierzę, że z taką troską traktuje wszystkie swoje pracownice. Odwróciłem się, by wrócić na swoje miejsce, kiedy zobaczyłem, że na kolanach Williama wije się jakaś tancerka, czy cholera wie kto. Pokręciłem głową i bez słowa skierowałem się do baru.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro