17
Wracając do domu, zahaczyłem o pobliski sklep. Nie wiedziałem, jakie zakupy zrobiła Eva, ale jej jajecznica zrobiła mi ochotę na domowe jedzenie. Może nie jestem mistrzem gotowania, ale kilka dań potrafię zrobić, a przynajmniej kiedyś potrafiłem. Do metalowego wózka włożyłem dwa kartony mleka, opakowanie jajek, jakiś makaron, kilka jogurtów, pokrojoną wędlinę i jakiś ser. Nie mogło obejść się bez słodyczy i alkoholu i tym sposobem, po dziesięciu minutach miałem wypchany cały wózek. Wrzuciłem zakupy do bagażnika i przypomniały mi się słowa Sany. Czy ja na pewno chcę pomóc Evie? Czy chciałem pomóc Charlotte? Nie chciałem. Charlotte po prostu mi się podobała i chciałem ją mieć dla siebie. Jasne, miała chłopaka, ale obydwoje wiedzieliśmy, że jej związek z Thomasem to jeden wielki, nieśmieszny żart, a ja z Iben nawet nie potrafiłem rozmawiać. I się stało. Eva jest zupełnie inna. Jest pewniejsza siebie i zaradniejsza. Charlotte stała się taka, dopiero gdy skończyła szkołę. Chociaż okazywała to wszystko w zupełnie inny sposób. W końcu dojechałem pod swój blok i zaparkowałem samochód. Wyciągnąłem z bagażnika zakupy i dla pewności, kilkukrotnie go obszedłem, by zobaczyć, czy Eva faktycznie go nie zarysowała. Z uśmiechem na twarzy wszedłem do mieszkania, w którym wciąż unosił się zapach śniadania. Rozłożyłem zakupy i podgwizdując pod nosem, skierowałem się do sypialni. Otworzyłem okno i usiadłem na łóżku. Nie miałem co ze sobą zrobić i to mnie przerażało. Zawsze weekendy spędzałem z Williamem, a dzisiaj na to się nie zapowiada. Kusiło mnie, by do niego zadzwonić i zapytać o to, co się z nim do cholery dzieje. I o to, skąd wiedział, że Charlotte mnie zdradzała. Jednak nie mogłem do niego zadzwonić, bo przecież to ja zrobiłem cholerną scenę. Dlatego sięgnąłem po telefon i wybrałem numer Sany. Ku mojemu zdziwieniu odebrała po drugim sygnale.
- Czego znowu chcesz? - Była zła, świetnie. Władowałem się do paszczy wściekłej Sany. Pora, żebym się przeżegnał i poszukał w internecie jakiejś stylowej trumny.
- Pogadać – wzruszyłem ramionami. - Nie bądź na mnie zła Sana.
- Nie jestem zła – westchnęła. - Jestem zawiedziona i to chyba jest gorsze, wiesz?
- Przyjedź do mnie i porozmawiamy na spokojnie. Mam parę pytań – przygryzłem wargę.
- Ty zawsze masz jakieś pytania Chris – mogę się założyć, że pokręciła głową. - Dzisiaj wyjeżdżam z Yousefem.
- O której? - Kompletnie o tym zapomniałem.
- O piętnastej – westchnęła.
- Więc możesz wpaść teraz – zażartowałem, mając nadzieję, że dziewczyna się zgodzi.
- Niech ci będzie – westchnęła, po czym się rozłączyła.
Przez pół godziny oczekiwania na Sanę, nie zrobiłem kompletnie nic. Siedziałem na łóżku i rozkoszowałem się zapachem, który w końcu sprawił, że moje mieszkanie pachnie normalnie. Jak Eva to zrobiła? Dopiero teraz do mnie dotarło, że nie mam jej numeru. Więc jak do cholery mam do niej zadzwonić, by umówić się na przyjacielską pogawędkę? Moje rozmyślania zostały przerwane przez dźwięk dzwonka, przez co zerwałem się z łóżka i otworzyłem swojej przyjaciółce drzwi. Ściągnęła kurtkę i bez słowa skierowała się do salonu.
- Posprzątałeś? - Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, a ja tylko wzruszyłem ramionami. - To o czym chcesz porozmawiać?
- Najpierw o Williamie – lekko się skrzywiłem. - Co on właściwie zrobił?
- Na pewno nie wziął ślubu z Noorą – parsknęła. - Ale ja wiedziałam, że tak będzie, wiesz? - Spojrzała na mnie. - Nie mówiłam tego głośno, ale czułam, że oni się nie pobiorą.
- Skąd to wiedziałaś? - Zmarszczyłem czoło, a ona tylko pokręciła głową.
- Bo się wypalili – westchnęła, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem. - Noora uwielbiała, jak William się o nią starał. Jak ją zdobywał, a po śmierci Charlotte – na chwilę przerwała – nie wiem, William przestał to robić. Odsunęli się od siebie i na pewno nie byli tą samą parą co kiedyś. William więcej czasu spędzał z tobą niż z nią, więc to już o czymś świadczy. Sęk w tym, ze Noora tego nie widziała i twierdzi, że wina leży po twojej stronie. Że to ty sprowadziłeś Williama ponownie na złą stronę – zadrwiła. - I z jednej strony ma rację, bo po co zaprowadziłeś go do klubu ze striptizem Chris?
- Żeby się zabawił – parsknąłem. - Żeby po raz ostatni pooglądał sobie inne kobiety, spędził ze mną męski czas i tyle. Nie zabrałem go tam, by się puścił z dziwką, jeśli o to pytasz – pokręciłem głową. - Sam byłem tym zaskoczony i nieco zniesmaczony.
- Chris Schistad zniesmaczony, gdzie to zapisać – zadrwiła. - Zaraz – uważnie na mnie spojrzała. - Kto tu był?
- Co? - Spojrzałem na nią pytająco.
- Kto tu był? - Wstała, po czym podeszła do wysepki, gdzie jakiś czas temu jadłem z Evą śniadanie. Na wysepce, gdzie stały dwa cholerne talerze i dwa kubki. Brawo, zaraz zacznie się przesłuchanie.
- Znajoma – rzuciłem, drapiąc się po głowie.
- Chyba dobra znajoma, skoro zaprosiłeś ją do siebie – uśmiechnęła się do mnie, a ja tylko przewróciłem oczyma.
- Po prostu znajoma – wzruszyłem ramionami.
- Znam ją?
- Nie – pokręciłem głową. - Zresztą, to nie jest teraz istotne Sana
- To ta z klubu, prawda? - Spojrzała na mnie, a ja powoli zacząłem tracić cierpliwość.
- Tak, ta z klubu – krzyknąłem. - I nie Sana, nie spałem z nią. Była na tyle uprzejma, że przywiozła mnie do domu, bo urżnąłem się w trupa, bo dotarło do mnie, że dziecko, które nosiła Charlotte, nie było moje! - Wykrzyczałem, a Sana wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem.
- Co? - Zapytała, opierając się o blat.
- Charlotte mnie zdradzała – chwyciłem się za głowę, bo znów ogarniała mnie złość, a nie chciałem wybuchnąć przed Saną. - Wiedziałaś o tym? - Spojrzałem na nią, a ona pokręciła głową.
- Przecież wiesz, że po liceum nasz kontakt się urwał Chris. Char od zawsze wolała Noorę i tę swoją przyjaciółkę z Hamar – wzruszyła ramionami. - Ja byłam dobra w szkole, bo miały od kogo spisać zadanie domowe – przewróciła oczyma, ale widziałem, że ją to boli.
- Jaką przyjaciółkę z Hamar? - Spojrzałem na nią, bo nie potrafiłem sobie przypomnieć, o kim ona mówi.
- Jej najlepszą przyjaciółkę, do której jeździła na wakacje i ferie? - Spojrzała na mnie jak na idiotę. - Nie mów, że jej nie poznałeś – zaśmiała się. - Nawet ja ją poznałam, ale nie pamiętam, jak ona się nazywała. Była z Charlotte jak bliźniaczki syjamskie.
- Nigdy o niej nie mówiła – westchnąłem, po czym usiadłem na krześle barowym. - Czuję się tak, jakbym w ogóle jej nie znał Sana – kręcę głową. - Miałem się z nią ożenić, spędzić z nią życie, a dziecko, które nosiła, nawet nie było moje – parsknąłem. - Czuję się jak skończony idiota! Przez nią narobiłem w życiu głupot, a ona mnie pewnie nawet nie kochała – pokręciłem głową.
- Tego nie wiesz Chris.
- Gdyby mnie kochała, to by mnie nie zdradziła – parsknąłem. - A wiesz, co jest najgorsze? Że sam bym do tego nie doszedł, to William mnie na to naprowadził. A potem miałem ten przeklęty sen, który był cholernym wspomnieniem i dodałem dwa do dwóch.
- Myślisz, że William wiedział? - Zadała pytanie, którego nie chciałem usłyszeć.
- Mam nadzieję, że nie. Bo jeśli wiedział i mi nic nie powiedział, to go zabiję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro