Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14


W lewej ręce kurczowo ściskałam kluczyki, które dostałam, a w drugiej jak szalona miętosiłam torbę. Wiedziałam, że to, co robię, jest czystą głupotą i dostanę za to po dupie. Bo jaka normalna dziewczyna odwoziłaby do domu pijanego nieznajomego, który gdy był trzeźwy, próbował ją oszukać? Żadna. Więc zgodnie możemy stwierdzić, że ja do normalnych z pewnością się nie zaliczam. Eryk zaprowadził go do samochodu i z niemałym trudem upchał go na miejscu pasażera. Zapiął go pasem, a chłopak w międzyczasie ciągle coś opowiadał.

- Kiedy spytałaś mnie o pomoc, nie sądziłem, że chodzi ci o użeranie się z jakimś pijakiem – Eryk spojrzał na mnie ze złością, krzyżując ręce na piersiach. - Kto to w ogóle jest? To twój jakiś znajomy, czy coś?

- Można tak powiedzieć – uśmiechnęłam się przepraszająco. - Dziękuję ci za pomoc, za wszystko ci dziękuję – spojrzałam na niego. - Jestem twoją dłużniczką, wiesz?

- Wiem – zaśmiał się. - Zmykaj już do domu – puścił do mnie oko, po czym zniknął w lokalu.

Wsiadłam do samochodu i od razu położyłam dłonie na kierownicy. Przejechałam po niej, jakbym chciała poczuć ten pojazd. Spojrzałam na chłopaka, który uważnie wpatrywał się we mnie jednym okiem.

- Gdzie mieszkasz? - Zapytałam, chociaż nawet nie liczyłam na odpowiedź.

Mężczyzna wyciągnął się na fotelu jak małe dziecko, pokazując na swoją kieszeń. Pewnie tam ma portfel i dokumenty, westchnęłam z rozpaczą, bo naprawdę nie chciałam obłapiać obcego faceta, który dodatkowo jest pijany. Wsadziłam rękę do kieszeni i udało mi się wyciągnąć z niej to, co chciałam. Oczywiście musiałam zahaczyć ręką o jego krok, przez co z ust chłopaka wyrwał się słaby jęk. Szybko odwróciłam wzrok i otworzyłam dokumenty. Na szczęście chłopak mieszkał niedaleko, ale z drugiej strony jak ja dotrę do domu? Spojrzałam w lusterko, nie wiedząc, co ja właściwie robię. Powinnam czekać na przystanku na autobus, a nie bawić się w taksówkarza. Rzuciłam wzrokiem na dokumenty, by zobaczyć, jak on w ogóle się nazywa. Christoffer Schistad. Jest w wieku Roberta, chociaż wcale na tyle nie wygląda. Pokręciłam głową i włożyłam kluczyk do stacyjki. Odpaliłam silnik i nieco za nerwowo wyjechałam na ulicę.

- Nie zabij nas – usłyszałam chichot chłopaka, na co przewróciłam oczyma.

- Nie marudź – rzuciłam, a on wybuchnął śmiechem.

Po dziesięciu minutach dojechaliśmy na miejsce. Wysiadłam z samochodu i zaczęłam się zastanawiać, jak ja do cholery mam go stamtąd wyciągnąć. Otworzyłam drzwi od strony pasażera i spojrzałam na Christoffera. On leniwie otworzył oczy i się do mnie uśmiechnął.

- Wysiadaj – rzuciłam, a on tylko pokręcił głową. - Mówię poważnie, wysiadaj – westchnęłam.

- Nie czuję nogów – wyjęczał.

- Czego?

- Nogów – poklepał swoje nogi, a ja parsknęłam.

- Nóg idioto – rzuciłam pod nosem. - Trzeba było tyle nie pić, wiesz? - Chwyciłam się za biodro i ciężko westchnęłam. - Musisz ze mną współpracować, jasne?

- Aha – odpowiedział, po czym próbował wydostać się z auta. Trochę mnie to zaskoczyło, bo byłam święcie przekonana, że będę musiała się z nim szarpać, a on kulturalnie i bardzo nieporadnie wydostał się z pojazdu.

Już chciałam chwycić go za ramiona, kiedy z całym impetem wylądował na chodniku.

- Kurwa – wysyczał, po czym wybuchnął śmiechem.

- Co cię boli? - Spojrzałam na niego uważnie.

- Nie powiem – pokręcił głową, a ja w myślach policzyłam do dziesięciu.

- Co cię boli Christoffer?

- Dupa – zaśmiał się, a ja pożałowałam, że zapytałam – i trochę jaja, bo na nich usiadłem – rzucił, a ja poczułam, że robię się czerwona.

- Chodź – pociągnęłam go do góry, ignorując to, że jego głowa wylądowała na moich piersiach. Czułam jego ciepły oddech i nie było to zbyt przyjemne uczucie. - Na którym mieszkasz piętrze? - Zapytałam, gdy w końcu wtoczyliśmy się do windy.

- Wysoko – zamrugał.

- Czyli na którym?

- W połowie – zachichotał.

- Kurwa! - Krzyknęłam, uderzając w panel z przyciskami.

- Na szóstym piętrze – rzucił, uważnie się we mnie wpatrując.

- Nie mogłeś tak od razu – powiedziałam pod nosem, wciskając przycisk z wielką szóstką.

Jechaliśmy w ciszy, która była przyjemna. Czułam na sobie jego wzrok, ale nie wiedzieć czemu, kompletnie mi to nie przeszkadzało. Gdy dojechaliśmy, trochę po siłowałam się z drzwiami, by po chwili znaleźć się w mieszkaniu chłopaka. Uderzył mnie smród papierosów, który sprawił, że zaczęłam kaszleć. Pomogłam mu dojść do pomieszczenia, które najwyraźniej było jego sypialnią, po czym pootwierałam okna w pozostałych pokojach. Wróciłam do Christoffera, który siłował się z koszulą.

- Pomogę ci – westchnęłam i uklękłam przed nim. Powoli rozpinałam guzik po guziku i czułam, że powoli wzrok chłopaka zaczyna mnie parzyć. - Gotowe – rzuciłam, wstając. - To ja już pójdę – powiedziałam, chociaż nie wiedziałam, jak ja do cholery mam dojechać do domu.

- Zostań – powiedział, a ja na niego spojrzałam. - Rano cię rzucę – uśmiechnął się i zaczął rozpinać spodnie.

W salonie widziałam kanapę, na której spokojnie mogłabym się przespać. Spojrzałam na chłopaka i widziałam, że zaraz zaśnie, więc na pewno mi nic nie zrobi.

- Serio? - Zapytałam, próbując odszukać swojej racjonalnej i trzeźwo myślącej strony, która chyba wyjechała na wakacje.

- Aha – rzucił, przykrywając się kołdrą.

Chwilę później w pomieszczeniu słychać było chrapanie, a ja tylko pokręciłam głową. Nie chciałam spać w swoich ubraniach, dlatego podeszłam do szafy chłopaka. Wyciągnęłam z niej szare spodnie z dresu i jakąś koszulkę. Mam nadzieję, że się nie pogniewa. Skierowałam się do salonu, gdzie usiadłam na niewielkim fotelu. Wybrałam numer Celeste i przygryzałam wargę.

- Czego chcesz słodka pindo? - Usłyszałam śmiech przyjaciółki i sama się uśmiechnęłam.

- Musisz coś dla mnie zrobić – westchnęłam, wiedząc, że to, co za chwilę powiem, zabrzmi źle.

- To znaczy?

- Gdyby ktoś pytał – na chwilę przerwałam – Robert, Luna, Eskild, Christina, ktokolwiek – westchnęłam – to tę noc spędziłam u ciebie, okej?

- Co? O czym ty mówisz?

- Musiałam komuś pomóc – pokręciłam głową. - Zostanę u tej osoby na noc i rano, podrzuci mnie do domu. Sęk w tym, że nie mogę powiedzieć, kto to jest – westchnęłam.

- W coś ty się wpakowała, co? Mam po ciebie przyjechać?

- Czym? Rowerem? - Zadrwiłam. - Celeste na serio wszystko jest w porządku, nic mi nie jest i wszystko ci wytłumaczę w pracy. Po prostu – westchnęłam – jakby co, spałam u ciebie, okej?

- Niech ci będzie. Ale jeśli się w coś wpakowałaś, to sama dam ci po dupie, jasne?

- Jasne, kocham cię, wiesz?

- Wiem – zaśmiała się. - Ja ciebie też.

Rozłączyłam się, po czym przez kilka minut wpatrywałam się w telefon. Weszłam w kontakty i gdy odszukałam właściwy, zaczęłam pisać.

Sytuacja kryzysowa, dzisiaj śpię u Celeste. Ze mną wszystko w porządku. Kocham Cię.

Wpatrywałam się w treść wiadomości, po czym zmazałam dwa ostatnie słowa. Zamiast nich napisałam, śpij dobrze, po czym wysłałam wiadomość do Roberta.

_____

Muszę trochę przyspieszyć, bo nie starczy mi tych dwóch miesięcy by się wyrobić, a nienawidzę się nie wyrabiać w czymś, co sobie zaplanowałam.

To ostatni rozdział z perspektywy Evy, na razie wracamy do Chrisa. Ale za niedługo wrócimy do Evy, bo będzie babski wieczór!

I to jest ten moment, kiedy możecie zadawać pytania! Dla przypomnienia: 

- możecie pytać postacie, które już się pojawiły czyli: Evę, Chrisa, Christinę, Roberta, Lunę, Eskilda, Celeste, Catrice, Williama, Noorę, Sanę; 

- nie możecie zadawać pytań Charlotte - znaczy możecie zadać, ale nie uzyskacie od niej odpowiedzi, bo jak już mówiłam, ona nie zmartwychwstanie 

- nie pytajcie o potencjalne spoilery, bo to zignoruję, albo wymyślę takie odpowiedzi, że nic nie będziecie już wiedzieli hahaha 

- pytania możecie zadawać w komentarzach, a ja stworzę chyba osoby "rozdział", który za każdym razem będę aktualizować, bo wiem, że nie będzie się Wam chciało przeglądać komentarzy, by zobaczyć na co już odpowiedziałam, a na co nie. No chyba, że pytań będzie bardzo mało, to wtedy odpowiem na nie w komentarzach. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro