Sześć!
( OSTRZEŻENIE:
Ten rozdział zawiera wzmianki o homofobicznych oszczerstwach, nękanie, Henry'ego Bowersa. Jeżeli cokolwiek z wymienionych działa na Ciebie źle, lub wywołuje u Ciebie dyskomfort, nie czytaj. Twoje zdrowie jest ważniejsze od książki. )
SZEŚĆ
Gdy skończyli sprzątać, Levi odetchnęła z ulgą. Poszła za Stanem, biorąc głęboki oddech gdy doszli do schodów przeciwpożarowych.
—Świeże powietrze. W końcu—Levi jęknęła teatralnie. Wciąż czuła metaliczny zapach krwi pomieszany z ostrym zapachem detergentów. Zwróciła się do Stana, chwytając go za przedramię i ciągnąc go za sobą po schodach.
—Lev, zwolnij. Zaraz się wywalę—zaśmiał się Uris, ciągnąc do tyłu, by zapobiec działaniom dziewczyny.
—Po prostu...Nie chcę tu zostawać ani chwili dłużej. Uwielbiam Bev, to moja przyjaciółka, ale po prostu z tym domem jest coś nie tak, wiesz?—Zadygotała, przełykając ślinę i marszcząc nos.
—Tak—pokiwał głową, marszcząc brwi w geście zrozumienia, zanim na chwilę oddalił się od dziewczyny by wyrzucić czarny worek ze śmieciami do konteneru. Gdy wrócił, Levi podniosła rower razem z Benem i Eddie'm. Dało się usłyszeć stłumione głosy Billa, Hannah i Bev schodzących po schodach.
—W końcu!—Krzyknął Richie, gdy zobaczył przyjaciół idących w jego stronę, robiąc wokół nich kółka na rowerze-stałem tu wieki!
—Wcale nie, Richard. Zamknij się—Hannah wywróciła oczyma, gdy podeszła bliżej, podnosząc rower z chodnika i czekając by Bev zrobiła to samo, by zacząć iść razem z grupą.
—Uwielbiam stać na straży!—Kontynuował Richie, powodując, że Levi westchnęła poirytowana, idąc obok Stana, który wywrócił delikatnie oczyma—było tam siedzieć dłużej, młotki.
—Richie, jeśli jeszcze raz zrobisz kółko, zrzucę Cię z tego pieprzonego roweru—wycedziła przez zęby Johnston, gdy Richie przejechał obok niej.
—Zamknij się, Richie! Po prostu się zamknij!—Krzyknął Eddie, posyłając chłopakowi w okularach mordercze spojrzenie.
—Kopiecie leżącego? Rozumiem—odpyskował Levi i Eddie'mu, okrążając ich ponownie, jak mniemała Levi-setny raz;skończyła liczyć po piątym—nie ja czyściłem łazienkę z myślą, że ta umywalka to wagina mamy Eddie'go na Halloween.
—Obrzydliwe, Rich-powiedziała zdegustowana Hannah, uderzając chłopaka w tył głowy, gdy tylko obok niej przejechał.
—Ona sobie tego nie wymyśliła-odezwał się Bill, przez co grupa zatrzymała się, a Richie w końcu przestał robić swoje szalone okrążenia. Patrzyli się na siebie, z wyrazami twarzy przepełnionymi strachem i zmartwieniem—t-t-też coś widziałem.
—Krew?—Spytał Stan przyjaciela, ze zmarszczonymi brwiami.
—Nie krew. Widziałem G-G-Georgie'go—powiedział, przez co Levi spięła się. Przynajmniej teraz wiedziała, że ona i Hannah nie oszalały. A może po prostu bali się, będąc na skraju emocji i doświadczali folie à deux. Ale nawet jeśli, dlaczego każdy widział co innego, jeśli posiadanie folie à deux znaczyło, że wszystkim przytrafiałoby się to samo.
—Wydawał się taki prawdziwy...Ale tylko się wydawał. To nie był on, to był...—Mówił Bill, zaraz po tym było mu przerwane przez Eddie'go.
—Klaun—dokończył najniższy z chłopców, patrząc na przyjaciół z rozdartym spojrzeniem—też go widziałem.
—Ja też—wcięła Hannah, biorąc głęboki wdech, gdy wszystkie spojrzenia wylądowały na niej—w sensie, słyszałam, ale widziałam krew na ścianie.
Levi przełknęła ślinę. Znowu krążyło jej w głowie tysiące myśli, gdy przypomniała sobie wydarzenie, mające miejsce tego samego dnia, co wydarzenie Hannah w jej salonie. Czasami nadal czuła gnijące dłonie Carol wokół jej szyi.
—Tylko prawiczki widzą takie rzeczy?—Richie przerwał napiętą ciszę, która zapanowała między nastolatkami, jego głos brzmiał donośnie, a on sam przeszywał wzrokiem każdą znużoną twarz—dlatego ja nie widzę tego gówna?
—Jasne, Tozier. Tak jakby ktoś chciał się z tobą pieprzyć—zażartowała Levi, powracając do swojego hucznego, optymistycznego podejścia, które mogło konkurować nawet z podejściem Richie'go.
—Dla twojej wiadomości, laski ustawiają się w kolejkach, żeby zgarnąć trochę mnie—odpowiedział, drwiąc.
—Po co się ustawiają w kolejkach? Po to coś, co nazywasz swoją fujarą, Tozier?—Wcięła Hannah, kręcąc głową, gdy spojrzała na chłopaka w okularach.
—Jak śmiesz obrażać moją fujarę, Solo!—Richie westchnął teatralnie, przyciskając dłoń do klatki piersiowej i udając ból.
—Dobrze mówi, debilu. Gdybyś kiedykolwiek był z dziewczyną i wyciągnął tą swoją fujarę, pewnie powiedziałaby coś w stylu ''gdzie to jest?''—Levi wywróciła oczyma, przybijając piątkę z Hannah, zanim spostrzegła ciemnoniebieski samochód—czy to nie czasem...?
—O cholera, to samochód Belcha Hugginsa—wypalił Eddie, ściskając kierownicę, nie spuszczając wzroku z samochodu, na wypadek gdyby sługusy Henry'ego wyskoczyły z niego prosto na nich.
—Czy to nie rower tego dzieciaka, co uczy się w domu?—Zwróciła uwagę Bev, gdy próbowała lepiej dojrzeć roweru.
—Tak, to rower Mike'a—potwierdził Eddie, przygryzając od środka policzek.
Spojrzenie Levi wędrowało między samochodem, a rowerem, serce biło jej szybko.
—Musimy pomóc—mówiąc to, zeskoczyła z roweru, podbiegła w stronę tego należącego do Mike'a, przekroczyła go i poszła w głąb ścieżki. Słysząc dźwięki rzucanych na ziemię rowerów i kroków za nią, adrenalina jej podskoczyła. Gdy się zbliżyła, usłyszała znajomy głos, krzyczący różne rzeczy w stronę Henry'ego i jego goryli.
—Wypuść go, ty skurwysynu! Jesteś głuchy, czy czekasz, żeby ktoś cię sprał, dupku?—Krzyknął znajomy głos, Levi zwolniła i ujrzała tył głowy z brązową czupryną. Chrząknęła, gdy dziewczyna nadal atakowała wyzwiskami Henry'ego, który pchał głowę Mike'a w stertę czegoś, co przypominało surowe mięso—odetnę ci kutasa i wepchnę do gardła, Bowers, doczekasz się! Jebany szmaciarzu!
—Chwila, chwila, Brown?—Levi spytała, gdy dziewczyna odwróciła się i chwyciła kamień. Grace Brown spojrzała na nią zaskoczona, ściskając mocniej kamień z delikatnym uśmiechem.
—Johnston, cześć—przywitała się, znów zwracając się do Henry'ego i jego gangu, stając bliżej strumyku wraz z Levi—odrąbię ci głowę, kutafonie!
—Grace—Levi spojrzała w bok—nie wiedziałam, że masz tego tyle w sobie.
Grace zaśmiała się głośno, po czym uniosła pięść, a zza nich wyleciał kamień, który uderzył Henry'ego centralnie w czoło, pozwalając Mike'owi przeczołgać się przez strumyk z pomocą Grace.
Levi odwróciła się by ujrzeć Beverly z dumnym, zszokowanym wyrazem twarzy.
—Niezły rzut—skomplementował Stan, gdy przechodził obok niej, dołączając do Levi na kamienistym brzegu, gdy ta brała kamień od Grace.
—Dzięki—odpowiedziała Beverly jednym tchem.
—Za bardzo się staracie, frajerzy—odezwał się Henry, gdy się otrząsnął, z wstrętnym uśmiechem na twarzy, gdy patrzył na grupę, gotową do walki, z kamieniami w pięściach—ona was puknie. Wystarczy ładnie poprosić...Tak, jak ja to zrobiłem.
Gdy wypowiedział te słowa, oboje Ben i Hannah krzyknęli wściekle, którzy wskoczyli na trawiastą ścieżkę.
—Zabiję Cię, Bowers! Naprawdę Cię zabiję!—Krzyknęła Hannah na starszego chłopaka, unosząc pięść i rzucając kamieniem, który wyminął go o milimetr. Ben zrobił to samo.
—Wojna na kamienie!—Ogłosił Richie, zaraz potem został trafiony kamieniem w czoło.
Levi rzucała kamień za kamieniem, każdy rzut miał swój powód. Jeden, za to, gdy Henry narysował penisa na jej plecaku. Jeden, za to gdy nazwał Hannah dziwką i pedałką. Jeden, za to, gdy nabijał się z niej po śmierci jej siostry i mówił, że on to zrobił. Gdy goryle Henry'ego gramoliły się do ucieczki, a chłopak leżał na ziemi, Johnston oddychała ciężko, zbyt zatracona w swoich myślach, by zdać sobie sprawę, że krzyczała w stronę Henry'ego wiele oszczerstw, zdzierając gardło.
Słyszała jakby zamglony głos Hannah, próbujący przywrócić ją do rzeczywistości.
—Levi!—Stan gwałtownie potrząsnął nią, sprawiając, że potrząsnęła głową, biorąc głęboki wdech—wszystko dobrze?
—Tak, tak, wszystko dobrze—odpowiedziała, ostatni raz patrząc na pokonaną sylwetkę Bowersa, plując w jego kierunku, zanim Stan ją wyprowadził.
Kątem oka, zauważyła, że Grace wyrównuje krok z nią i Stanem.
—Masz niezły rzut, Johnston—skomplementowała Grace dziewczynę, która posłała jej uśmiech i wywróciła oczyma, gdy ta spojrzała sugestywnie na nią i Stana.
—Ty też, Brown. Poza tym, niezły zasób słówek. Nie spodziewałabym się po pupilku nauczyciela—droczyła się z nią, robiąc przy tym zajączki z palców.
—Zamknij się-Brown szturchnęła ją łokciem, wywracając oczyma, gdy usłyszała stłumiony krzyk Toziera, brzmiący jak "idź obciągnąć ojcu"—Bowers to jebany wybryk natury. Bóg wie, jak przeżył tak długo, cholera.
Wraz z tymi słowami wypowiedzianymi przez Grace, Levi zauważyła, że Mike posyła jej znajome spojrzenie; spojrzenie pełne podziwu i kompletnej fascynacji. To było to samo spojrzenie, które posyłała czasem Stanowi.
Wyszli razem z lasu, Mike podniósł swój rower z ziemi, inni, oprócz Grace zrobili to samo.
—Hej, chcesz do nas dołączyć?—Zaproponowała Levi brązowowłosej, unosząc brwi—możesz jechać z Mike'iem, na pewno nie będzie mu to przeszkadzać.
—Zamknij się—Grace ponownie wywróciła oczyma—właściwie...Cholera—powiedziała, patrząc na nadgarstek—zaraz się spóźnię do pracy, ale na pewno się jeszcze spotkamy. Pa, Johnston. Pa, Mike—pomachała chłopakowi, zanim odwróciła się i pobiegła wzdłuż ulicy.
—Jest bardzo miła—zaczęła Levi, z niewielkim uśmiechem na twarzy, odwracając się do Mike'a—znam ją ze szkoły i jest mega fajna, koleś. Startuj do niej.
—Że co?—Bronił się Mike, czując rumieniec oblewający jego policzki—nie wiem, o czym mówisz.
—Jasne, że nie, kolego—skinęła głową nieprzekonana, podnosząc rower.
Mike wywrócił oczyma, patrząc na resztę grupy, gdy zaczęli iść.
—Dzięki za pomoc, ale teraz uweźmie się na was.
—Kto? Bowers?—Spytał Eddie z nutką rozbawienia.
—Nie no, on zawsze nas tępi—Hannah wzruszyła ramionami, jakby to była najbardziej codzienna rzecz na świecie.
—Pf, nie pamiętam dnia, żebym nie musiała patrzeć na ryj tego palanta—mruknęła Levi zniesmaczona, kręcąc głową, zanim wróciła do swojej przyciszonej rozmowy ze Stanem.
—Sądzę, że z t-t-tym możemy się w-w-wszyscy zgodzić—odezwał się Bill, patrząc ponownie na Mike'a.
—Ta, witaj w klubie frajerów-dodał Richie.
Siemka! Ostatnie trzy rozdziały tłumaczyło mi się lepiej niż te pierwsze, więc mam nadzieję, że będzie tak dalej. A, dodałam dziś trzeci rozdział na "Hey Oleff!", więc gdybyście zajrzeli, byłoby mi niezmiernie miło, bo insaneuriss chyba poleca XD
Widzimy się w środę/czwartek tutaj, i chyba w piątek na "Hey Oleff!".
Dzięki, cześć!
Adzioch
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro