Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Osiemnaście!

( OSTRZEŻENIE:

Ten rozdziała zawiera wzmianki o krwi. Jeśli działa to na Ciebie źle, nie czytaj. Twoje zdrowie jest ważniejsze od książki. )

OSIEMNAŚCIE

WRZESIEŃ

Minęło trochę ponad miesiąc. Trochę ponad miesiąc, od kiedy ryzykowali swoje życia i walczyli przeciw demonicznej istocie, odpowiedzialnej za wszystkie makabryczne zdarzenia tego lata; trochę ponad miesiąc od kiedy małe miasteczko na nowo stało się cichym, odludnym miejscem, jakim było wcześniej.

Klub Frajerów spędził trochę miesiąc na próbach przywrócenia swoich żyć do normalności.

Wczesnojesienny wiatr przywiał nową fryzurę Levi, której krótkie kosmyki zagarniała odruchowo za ucho, słuchając w skupieniu Bev opowiadającej o swoich przeżyciach.

—Nie pamiętam za wiele—rudowłosa wzruszyła ramionami—tylko urywki... W-Widziałam nas...

Słysząc to, na ich twarzach zagościło zdezorientowanie, gdy próbowali wyciągnąć coś z tego, co powiedziała Beverly.

—Byliśmy w wieku naszych rodziców—kontynuowała, tak samo zdezorientowana i zagubiona jak oni—I... Byliśmy w kanałach, tak mi się wydaje...

—I?—Spytała Hannah, siedząca obok Marsh, zwracając twarz ku niej.

—Nic więcej nie pamiętam—Beverly pokręciła głową, garbiąc się.

Wśród Frajerów zapanowała cisza, każdy z nich pogrążył się we własnych przemyśleniach.

Levi rzuciła szybkie spojrzenie w kierunku Stana, serce pękło jej na milion kawałeczków, gdy zauważyła jego wyraz twarzy- pełen bólu i cierpienia. Powoli, jak w domu Bena w środku lipca, przybliżyła swoją dłoń do jego i splatając ich małe palce, gdy znalazły się wystarczająco blisko.

Zaskoczony Stan uniósł głowę z szeroko otwartymi oczyma, które powoli wylądowały na Johnston, jego spojrzenie złagodniało, gdy zauważył jej dyskretny, pocieszający uśmiech; wszystkie myśli o klaunie, kobiecie z obrazu i ich otarciu się o śmierć wyparowały, gdy ich małe palce splotły się, niby mały gest, ale jednak przywracający go do rzeczywistości i dający znać, że ona była obok.

—Przysięgnijcie—głos Billa wyciągnął dwójkę z ich małego, własnego i bezpiecznego raju.

Wszyscy Frajerzy zwrócili swoje twarze ku Denbrough'owi i zmarszczyli brwi, widząc wyszczerbiony kawałek zielonego szkła w jego dłoni.

—Przysięgnijcie, że jeśli To powróci, my też powrócimy—przemówił Bill, tonem pełnym determinacji, patrząc na przyjaciół.

Grupa wymieniła spojrzenia pełne zawahania, zanim Levi wstała z mieszanką strachu, zawahania, ale mimo wszystko determinacji na twarzy.

—Przysięgam—serce waliło jej za żebrami i wypełniła się dumą, gdy po kolei wszyscy Frajerzy stanęli w okręgu wokół Billa, który bez gadania delikatnie chwycił dłoń i naciął ją po wewnętrznej stronie; po chwili przechodząc kolejno do Hannah, Richie'go i Eddie'go.

Levi zacisnęła zęby i połknęła syk, który niemal się uwolnił, gdy Bill przeciął jej dłoń; położyła ją na ramieniu Stana, gdy Bill podszedł do niego i zbliżyła się, by coś mu szepnąć.

—Nie będzie bolało, obiecuję—Johnston skinęła uspokajająco głową, ściskając ramię chłopca, gdy krew zaczęła sączyć się z jego dłoni, z powrotem zwracając jego uwagę na siebie—hej, spójrz na mnie. Nie myśl o tym.

Gryząc wnętrze policzka, Stan skinął głową, krzyżując spojrzenia z nią i próbując przywrócić swój oddech do normalnego tempa; jej spojrzenie nadal nie słabło- łagodne, ciepłe i uspokajające. Po prostu zapewniające go, że wszytko będzie okej, że nie ma już powodu do strachu.

—Widzisz? Już po wszystkim—jej łagodne słowa zostały niemalże nie zarejestrowane przez Urisa, który wytrząsnął się z transu i spojrzał niepewnie na dłoń, co okazało się wielkim błędem. Czerwona ciecz, spływała po jego nadgarstku i kapała na trawę—ej, nie. Nie rób tak, Staniel. Spójrz na mnie.

Levi swoją niezranioną dłonią dotknęła jego policzka, zwracając jego spojrzenie z powrotem ku niej; posłała mu delikatny, ale promienny uśmiech, czując, jak "dobra" dłoń Mike'a sięga po jej zakrwawioną. Uniosła brew, patrząc na Stana, jakby prosząc o zgodę na chwycenie jego zranionej dłoni.

Z sercem bijącym o wiele szybciej i zwężonym przełykiem, Uris delikatnie skinął głową, czując, jak jej delikatna i jego zakrwawiona dłoń łączą się. Po chwili zawahania, chwycił też dłoń Billa po jego prawej, przypieczętowując przysięgę krwi.

Wśród Klubu Frajerów zapanowała cisza, wszyscy z nich stali ze złączonymi, zakrwawionymi dłońmi.

—Cóż—Eddie przerwał ciszę, po czym zapikał jego zegarek, informujący o godzinie—będę się zbierał. Do zobaczenia.

Przez grupę rozbrzmiał chórek "do zobaczenia", gdy puścili swoje dłonie, a Eddie przytulił Richie'go, po czym odszedł.

Niedługo potem, Richie poszedł w ślady Eddie'go, ale nie bez uprzedniego zapewnienia Hannah, że zabierze ją na "gorącą randkę", by zobaczyć ostatni seans Gwiezdnych Wojen, przez co ta zaśmiała się i uderzyła go w ramię.

Mike i Ben zrobili to samo, nie odchodząc jednak bez mocnego uścisku i "uważajcie na siebie, przychlasty" od Levi, która machała im na odchodne.

Chwilę potem, na łące stali już tylko Hannah, Bev, Bill, Levi i Stan.

—Nienawidzę was—wypalił Stan z poważnym wyrazem twarzy. Jego przyjaciele spojrzeli na niego, szczerząc się; chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej, widząc ich, zanim odwrócił się plecami i zaczął iść w stronę domu.

Levi odbijała niecierpliwie nogą, patrząc, jak ten oddala się z milionem myśli na sekundę. Hannah, znajdująca się naprzeciwko niej rzuciła jej ten znajomy uśmieszek i skinęła głową, dodając jej otuchy.

—Leć—i tylko tyle wystarczyło, by Levi się zdecydowała.

—Zaraz wracam—mruknęła Levi do trójki jej przyjaciół, zanim ruszyła się z walącym sercem—STANLEY! CZEKAJ!

Uris zatrzymał się raptownie, odwracając się zdzwiony gdy Johnston wpadła na niego, niemalże przewracając ich obu.

—Ło! Wszystko dobrze? Coś się stało?—Spytał Stan, skanując w skupieniu ciało dziewczyny w poszukiwaniu jakichkolwiek ran; zauważył tylko wykonane przez Billa wcześniej nacięcie na dłoni.

Cofając się, Levi trzymała jeden palec w powietrzu, dając do zrozumienia Stanowi, by poczekał, aż złapie oddech- co uczynił z delikatnym, rozbawionym uśmiechem. Gdy oddech Johnston powrócił do normalnego tempa, spojrzała na Stana po raz pierwszy tego lata zdając sobie sprawę, jak kręcone był jego włosy i jaką to miały niespotykaną, złotą barwę, zamiast blondu. Jego oczy miały najcieplejszy odcień brązu, jaki kiedykolwiek widziała, zawsze taką ciepłość na sercu i rozbawienie, gdy skierowanie były na nią; jakby w końcu była w domu.

—Ty... Ty o mnie nie zapomnisz, co nie?—Wymamrotała, niemalże przeklinając się na głos; to było głupie pytanie.

Stan zmarszczył brwi i pokręcił głową.

—Ja? Zapomnieć o Tobie? Nigdy.

—Dobrze—uśmiechnęła się promiennie—nadal jesteśmy umówieni na tę randkę? Słyszałam, że za miesiąc wychodzi film "Batman". Myślę, że będzie dobry.

—Jasne—chłopak skinął głową z kołatającym sercem. Nieważne, jak kiepsko to brzmiało, ale chciał stanąć na dachu najwyższego budynku w Derry i wykrzyczeć całemu światu, że ma randkę z najbardziej niesamowitą dziewczyną w tym gównianym miasteczku. To wydawało się snem i może nim było; szalonym, dziwacznym i zapierającym dech w piersiach snem—no więc, do zobaczenia.

—Ta... Do zoba—dziewczyna wytchnęła powietrze, zdając sobie sprawę, jak blisko stała z chłopakiem w lokach.

Przełknęła ślinę, gdy Stan zbliżył się i szybko musnął jej policzek, niebezpiecznie blisko jej kącika ust, po chwili cofając się i machając jej z zawadiackim uśmieszkiem. Oczy miała szeroko otwarte, policzki zaróżowione, usta otwarte szeroko, gdy jej mózg próbował ogarnąć, co się właśnie stało.

Kilka sekund później, Johnston wkroczyła do akcji, wołając za Stanem.

—Hej, Uris!—Chwyciła jego przedramię, przez co się odwrócił—nie trafiłeś.

—Co- —Stan nie miał szansy dokończyć zdania, gdyż Levi stanęła na palcach i delikatnie chwyciła jego twarz, łącząc ich usta w szybkim, nieśmiałym pocałunku.

Oderwała się i na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech, gdy zauważyła jasnoróżowy rumieniec bijący z policzków chłopaka.

—Tak lepiej—puściła mu oczko, znowu czując motylki w brzuchu, gdy zauważyła głupkowaty, oszołomiony uśmiech na ustach Stana—na razie, Staniel.

—Tak, jasne, totalnie—wybąkał Uris, rumieniąc się po koniuszki uszu, gdy potknął się o własne stopy idąc do tyłu, nie chcąc jeszcze spuszczać wzroku z Johnston.

—Ostrożnie, Stanny—zaśmiała się Levi, machając, gdy odchodził, co parę kroków odwracając się i posyłając jej czarujący uśmiech.

Gdy zniknął jej z pola widzenia, Levi odwróciła się by powrócić do reszty swoich przyjaciół, zatrzymując się w połowie, zamykając oczy, odchylając głowę do tyłu i pozwalając sobie na chichot. W tym momencie czuła, jak rozkosz wypełnia ją całą.

Nie mogła się doczekać, by opowiedzieć o tym Hannah.

I po raz pierwszy w życiu, nie mogła się doczekać, by obejrzeć głupi film o superbohaterach. 


Oh Boi, popłaczę się, zaraz opublikuję podziękowania.

Adzioch

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro