Czternaście!
CZTERNAŚCIE
Pierwszym, co zrobiła Levi było wbiegnięcie po schodach, nie martwiąc się, jak głośno stawiała kroki. Jedynym, co liczyło się w tamtym momencie było dostanie się do Hannah. Praktycznie wpadła do pokoju, klękając obok Han na materacu i potrząsając nią, by się obudziła. Odetchnęła z ulgą, gdy jej przyjaciółka obudziła się, od razu obejmując ją i zaczynając łkać w jej ramię.
—Hej, hej, coś nie tak? Coś się stało?—Spytała Hannah zachrypniętym głosem, przeczesując ostrożnie włosy Levi i patrząc na nią ze zmartwieniem i zdezorientowaniem jednocześnie—no weź, Lev. Przerażasz mnie.
—M-Myślałam, że Cię tu nie z-znajdę—czknęła Levi, ściskając mocniej dziewczynę—b-był tu, widziałam... Klauna... A potem... Potem po prostu z-zniknął i-i balon! Pojawił się balon i myślałam, że To Cię porwało, a ja nie mogę Cię s-stracić! Nie mogę Cię kurwa stracić!
Hannah najpierw spięła się, a potem rozluźniła pod wpływem dotyku Levi. Jameson schowała twarz w zagłębieniu szyi przyjaciółki, uspokajając ją szeptem z nadzieją, że ta przestanie łkać.
—Cii, jestem obok. Nigdzie się nie wybieram, okej? Nigdy, przenigdy—Han oderwała się od Levi, ujmując jej twarz i ocierając jej łzy. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy ta skinęła głową w zrozumieniu—dopóki jesteśmy razem, ten klaun nawet nas nie tknie.
—Zajebałabym go, gdyby spróbował—charknęła Levi, po chwili chichocząc cicho. Wytarła swoje lepkie policzki dłonią, przełykając ślinę i kręcąc głową.
—Ta, wysłałybyśmy go skądkolwiek, skąd się wyczołgał—dodała Hannah, mierzwiąc włosy Levi i wywracając oczyma figlarnie, gdy ta delikatnie ją odepchnęła—wracajmy do snu.
Levi skinęła głową i uścisnęła Hannah ostatni raz, zanim z powrotem wdrapała się na łóżko, tym razem odwracając się plecami do ściany.
—Branoc, Han.
—Branoc, Lev.
Johnston usiłowała zamknąć oczy, próbując zapomnieć o czerwonym balonie i złośliwym uśmiechu Tego. Próbowała zapomnieć o uczuciach, które towarzyszyły jej w Neibolt, próbowała zapomnieć o tym, jak jej serce przestało bić na chwilę, gdy czytała wiadomość na balonie i myślała, że straciła wszystko.
Udało jej się w końcu skupić na oddechu i po chwili wyczerpanie dało się we znaki.
—
Nie wiedziała, jak długo spała, ale gdy promyki letniego słońca oświetliły pokój, poprzez otwarcie okna, zmusiła się do otwarcia swoich napuchniętych oczu. Przetarła oczy, po czym podniosła się i zauważyła Hannah opierającą się o jej łóżko z egzemplarzem "Tajemniczego ogrodu" w rękach.
—Cóż za poranek—powiedziała Levi, po czym ziewnęła, przeciągając się i posłała przyjaciółce leniwy, delikatny uśmiech.
—Bardziej popołudnie, Śpiąca Królewno—Hannah zamknęła książkę i odłożyła ją, dźgając Levi figlarnie w brzuch.
—Wyglądasz jak gówno, Han—odezwała się Levi dosadnie, mierząc dziewczynę wzrokiem i kiwając głową w jej stronę—spałaś w nocy?
—Um, nie—odpowiedziała zmieszana Jameson, wzruszając delikatnie ramionami.
—Han—westchnęła Levi, patrząc na przyjaciółkę—musisz spać.
—Wiem, wiem... Po prostu... Po tym co powiedziałaś mi w nocy, ja... Co jeśli To powróci i nie damy rady się obronić? Co wtedy?
Levi spuściła wzrok na podłogę i ześliznęła się z łóżka, dołączając do Hannah na materacu i obejmując ją ramieniem z rozdartym wyrazem twarzy.
—Co?—Hannah zauważyła jej minę, odwracając się—co jest?
—B-Balon—wypaliła, zaciskając powieki i biorąc głęboki wdech—na balonie było coś napisane.
Hannah wstrzymała oddech, marszcząc brwi i próbując poskładać wszystko w spójną całość.
—Co takiego?
—"Przyjdź po nią, jeśli masz odwagę"... M-Myślałam, że chodzi o Ciebie, ale-—dźwięk dzwoniącego telefonu przerwał jej, przez co złączyła usta w cienką linię i sięgnęła po słuchawkę—Halo?
—Hej? Levi?—Z słuchawki dobiegł głos Billa, co zaskoczyło Lev, zanim wyczuła nutkę bólu i zmartwienia w jego głosie.
—Tak, hej, Bill—odpowiedziała, stukając palcami o kolano, gdy chłopak zaczął nagle wywód, bez słyszalnego zająknięcia, gdyż mówił zbyt szybko—Bill! Bill, chwila, zwolnij, nic nie rozumiem!
—K-Klaun! T-To ją porwało!—Wydusił Denbrough drżącym głosem.
Serce Johnston zatrzymało się i przestała na chwilę oddychać. Ścisnęła prawą dłonią słuchawkę mocniej, wbijając paznokcie w drugą. Była tylko jedna "ona" w Klubie Frajerów, oprócz niej i Hannah, więc wiedziała, o kim mówił Bill, ale nie chciała w to wierzyć. To nie mogła być prawda.
—Kogo, Bill? K-Kogo?—Spytała cicho, poluzowując uścisk na słuchawce.
—Bev. To porwało Bev.
Potem czas jakby zwolnił; telefon wyśliznął się jej z dłoni, widziała jak Hannah rusza ustami, łapiąc słuchawkę i przysuwając ją do ucha. Posmutniała, słysząc wieści. Levi odwróciła głowę, by spojrzeć na Hannah i nagle tempo wróciło do normalnego, gdy ta krzyknęła przeraźliwie i podnosząc się z materaca, wypaliła z pokoju.
—Hannah! Hannah, zaczekaj!—Krzyknęła Levi, ruszając za przyjaciółką i zamykając ją w szczelnym uścisku, zanim chwyciła rower.
Hannah szamotała się, próbując się wyrwać. Krzyczała, drapała ramiona Lev i próbowała ją odepchnąć, ale za każdym razem, ta ściskała ją mocniej, próbując ją uciszyć. Po paru próbach uwolnienia, Hannah upadła na kolana, a Levi razem z nią.
—Cii, znajdziemy ją, Han—szepnęła Levi, chowając głowę przyjaciółki w zagłębieniu swojej szyi i gładząc jej włosy—znajdziemy ją, obiecuję.
Zostały cztery rozdziały, jak skończę tłumaczenie to może jakieś kolejne własne ff, co wy na to?
Adzioch
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro