Witamy w Hogwarcie
- Wszystko gotowe do drogi?
Maddie stanęła obok kapitana statku. Wysoki i chudy Norweg przeniósł swój wzrok na młodą kobietę.
- Oczywiście Panno Heir. Na pokładzie przygotowane są pokoje dla wszystkich uczniów, po trzy osoby na kajutę. Do tego dwie większe kajuty zarezerwowane są dla Pani i dyrektora Karkarow'a.
Wyjaśnił prostując szybko swoją srebrzystą, krótką brodę. - Pani kajuta znajduje się na samym końcu, a Pana Karkarow'a na początku, aby łatwiej było mieć kontrolę nad uczniami.
Tłumaczył, pokazując w stronę potężnego okrętu, wykonanego solidnie z ciemnego drewna. Na wietrze już powiewały gotowe do wyruszenia w drogę gigantyczne, białe żagle z wizerunkiem dwugłowego orła.
Jasnowłosa uniosła kącik ust. - Cudnie. Dziękuję Panie Larsen. Proszę przypomnieć mi jeszcze, dlaczego nie możemy się tam teleportować?
Czarodziej poprawił swój mundur, zaczynają iść w stronę wejścia.
- Ponieważ musicie mieć gdzie spać. Zamek Hogwart mimo obszernych rozmiarów, nie jest w stanie zapewnić nam miejsca noclegowego.
Mad słuchając uważnie kapitana, odetchnęła morską bryzą i popatrzyła w niebo.
Pogoda mimo swojego zimnego tonu, była dobra do podróży. Naturalnie, nawet gdyby nadciągały wiatry i burzę to nic nie zmienia. Okręt bowiem utrzymuje się na wodzie tylko przez dwie pierwsze minuty. Reszta podróży odbywa się pod powierzchnią wody.
- W takim razie proszę się przygotować. Za piętnaście minut powinniśmy wyruszyć, jeśli chcemy zdążyć na wyznaczony czas.
Kai Larsen zasalutował i oboje się rozstali.
Heir musiała teraz wyprowadzić uczniów ze szkoły. Liczba kandydatów w przeciągu ostatniego miesiąca, zmieniała się nieustannie. Wciąż ktoś rezygnował i ktoś się zgłaszał. Uczniowie wiedzieli, że ten konkurs to poważna sprawa.
Ostatecznie chętnych osób zostało osiemnaście, w tym siedem uczennic.
Każdy kandydat był zdolny i zdeterminowany by wygrać.
Wkrótce dziewczyna znalazła się przy kamiennym wejściu do szkoły. Na jej twarzy uformował się wyraz zdziwienia.
Uczniowie, ubrani w piękne mundury w kolorze ciemnego szkarłatu czekali na wyjście gotowi i zwarci.
Złote elementy pięknie zamykały całą kompozycję strojów i dodawały ducha bojowego.
Maddie nie mogła się napatrzeć i już przebierała niecierpliwie nogami na reakcje innych, gdy zobaczą te piękne stroje.
W końcu pierwsze wrażenie jest najważniejsze, więc szkoła Durmstrang powinna pokazać się jak z najlepszej strony. Przyniesie to same korzyści, szczególnie dla reputacji, o którą wicedyrektorka dba jak tylko może.
- Już gotowi? - zapytała patrząc na nich nieufnie. Uczniowie w wesołych nastrojach potwierdzili swoją dyspozycyjność i wszyscy ruszyli w stronę Galeonu.
Magiczny trap wysunął się tworząc wejście na statek, który był kołysany na wodzie przez wiatry, nieopodal skalistej drogi prowadzącej do szkoły.
Obecni ruszyli jedno za drugim przechodząc po trapie, wysoko nad wodą.
Na końcu przejścia stał kapitan Kai, który przekazywał przybyłym numery ich kabin.
- Widzę, że zapomnieliście o najważniejszym. - fuknął Igor, maszerując szybkim tempem do dziewczyny, dopiero co opuściwszy mury zamku.
Brwi Maddie poszybowały wysoko.
Gdy wszyscy wraz z nią, ubrani byli w barwy czerwieni, złota oraz czerni On, dyrektor szkoły, ubrał długą szatę w kolorze srebrzystego śniegu z ogromniastym futrem.
- Chcieliście popłynąć beze mnie? - prychnął dramatycznie i pogładził swoją brodę.
- Oczywiście że nie. - odparła zamyślona.
- Już czas.
Czarne botki na obcasie, rytmicznie uderzały o pokład. Maddie oparła się o barierkę wdychając rześkie powietrze.
Po chwili dołączyli do niej Karkarow i kapitan.
- Znajdujemy się w dobrym miejscu. Pora rzucić zaklęcie. - oznajmił Larsen dobywając różdżkę. Pozostała dwójka powtórzyła gest.
Troje czarodziejów stanęło na dziobie okrętu wznosząc obie ręce w górę.
- Tueri aqua, Tueri aqua, Tueri aqua...
Równo powtarzali zaklęcie jeszcze wiele razy.
Nie przestawali dopóki wielka, prawie przezroczysta kopuła nie otoczyła całego statku.
Gdy zaklęcie zostało rzucone, osłona stała się niewidoczna.
Obecnie statek był zabezpieczony w stu procentach. Podczas zanurzenia ni kropla nie będzie w stanie przedostać się przez magiczną powłokę, chroniącą część od pokładu aż do czubka ostatniego masztu.
- Teraz jesteśmy gotowi do zanurzenia.
Heir odwróciła się podziwiając ostatni raz jasne niebo i cofając się bliżej masztów. Statek zwolnił a Kai wysunął się na sam koniec dziobu Galeona.
Czarownica usłyszała pospiesznie kroki, obok niej i Karkarow'a pojawili się uczniowie.
Wszyscy w ciszy, nie przeszkadzając mężczyźnie obserwowali, jak wykonuje kilka szybkich ruchów różdżką.
Zaraz dało słyszeć się niepokojąco głośny skrzyp statku.
- Proszę wszystkich, chwyćcie się masztu lub barierek, trochę za trzęsie. - Karkarow ostrzegł, trzymając się już kurczowo drewnianej podpory.
Na te słowa, pozostali przylegli do barierki i w napięciu obserwowali proces.
Statek zamarł, po czym ruszył szybko w dół. Uczucie, które towarzyszyło młodej kobiecie było niedopisania. Cały świat zawirował, adrenalina wzrosła jak na szalonej kolejce górskiej. Uczucie euforii wypełniło jej ciało i musiała walczyć, żeby na jej ustach nie pojawił się prawdziwy, dziecinny uśmiech radości.
Kilka dziewczyn chichotało radośnie, podczas gdy statek był coraz niżej.
W końcu ląd, niebo i światło całkowicie zniknęło.
Otoczeni ciemnością jak w szczelnej butelce, wszyscy zamilkli słuchając dźwięków z samego serca morza.
Finalnie okręt wyrównał poziom i ruszył w przód. Lampiony przymocowane do pokładu zajaśniały, przywracając wszystkim częściowo zdolność widzenia.
Grupa z uśmiechem rozglądała się w około, podziwiając morskie odmęty.
Kapitan Larsen zszedł z dziobu i ruszył do niewielkiego steru. Szybko ustawił kurs, następnie uśmiechnął się do reszty.
- I jak podobało się?
- Tak.
- To było coś! - odpowiadali uczniowie, rozchodząc się po pokładzie.
- Yhy... - mruknął pobladły Igor. - Będę w swojej komnacie, y kajucie.
Heir parsknęła.
- Pójdę ich przypilnować. - powiedziała, lecz tak na prawdę była to tylko wymówka. Czarownica chciała po prostu pooglądać podwodny świat. Nie wiedzieć czemu, wydało się jej to wstydliwe, że tak ekscytuje ją pierwsza podróż statkiem.
- Oczywiście. - puścił jej oko, jakby znając jej ukryte zamiary.
Gdy po godzinie obserwacji, wszyscy zebrali się przy Maddie, wicedyrektora zaczęła mówić.
- Proszę powiedzcie mi teraz. Gdybyście chcieli przeżyć pod wodą... jakiego zaklęcia byście użyli?
- Może... zaklęcia Bąblogłowy?
- Bardzo dobrze, Diego. Jest to jeden ze sposobów. Jakiś inny?
- Transmutacja.
Heir uradowała się widząc, że na ustach Wiktora Krum maluje się uśmiech. Widać morska aura ma dobry wpływ na jego samopoczucie.
- Dobrze. Jest to o wiele trudniejsza metoda, ale zarazem skuteczniejsza od poprzedniej.
Czarownica pomyślała chwilę.
- A gdyby było całkowicie ciemno i zimno? Jakbyście poradzili sobie w takich warunkach.
- Na pewno zaklęcie Lumos, ale ono nie da ciepła. - odparła Wero.
- Ignisla.
Jedna z uczennic, bez ostrzeżenia machnęła różdżką.
Obecni ruszyli o krok do tyłu od formującej się przed czarownicą, kulą ognia.
Maddie widząc, że Irina ma kontrolę nad tworzącą się, ognistą bańką, nie ingerowała a jedynie obserwowała.
- ...Tak, bardzo dobrze. Kula jest w stanie dać więcej światła niż zwykle Lumos, dodatkowo wytwarza dużo ciepła. Czujecie?
Uczniowie, mimo że nie stali specjalnie blisko, byli w stanie wyczuć, że temperatura rośnie.
- Jest to dobre rozwiązanie, ale dla zaawansowanych czarodziejów. Zaklęcie jest bowiem czarno magiczne i łatwo można stracić nad nim kontrolę. - mówiła i podeszła do Iriny. Machnęła w jej stronę ręka i dziewczyna przekazała zaklęcie wicedyrektor.
Młoda kobieta samymi dłońmi panowała nad kulą ognia. W końcu wyciągnęła różdżkę i przeszła się kilka kroków do przodu. Uczniowie obserwowali, jak kula podąża za profesor Heir.
- Wystarczy chwila nie uwagi...
Tu udała, że się potyka. Kula w sekundę przestała mieć regularny kształt i ogień buchnął na bok, w stronę jej postaci.
- ...I możecie zrobić krzywdę sobie lub innym.
Dokończyła. Nim ogień zaczął trawić jej ubranie, znów zapanowała nad zaklęciem, używając samych rąk.
Płomień kręcił się, aż w końcu zniknął.
Za plecami dziewczyny rozległy się wolne oklaski.
- Coraz lepiej idzie ci magia bezróżdżkowa. - przemówił zdziwiony Igor. Włosy miał w nieładzie jakby co dopiero wstał z łóżka.
- Czyżbyś we mnie nie wierzył? - uśmiechnęła się krzywo i wyprostowała.
- Jesteśmy już prawie na miejscu. - oznajmił, ignorując pytanie dziewczyny.
- Przygotujcie się do wyjścia. Hogwart jak wiecie jest szkołą, w której używany jest język angielski. Gdyby ktoś z was miał problemy z porozumiewaniem się, może prosić o pomoc mnie lub wicedyrektor. - powiedział patrząc głównie na Wiktora, co Heir skomentowała westchnięciem.
Nagle bez ostrzeżenia statek zaczął płynąć w górę. Na szczęście tym razem pokład nie trząsł się jak przy zejściu pod wodę i dało się na nim utrzymać.
Karkarow przywarł do dziewczyny wystraszony.
- Larsen!!! - wykrzyknął wściekły. - Co to za samowolka?!
Uczniowie próbowali powstrzymać śmiech, ale słabo im to wychodziło.
Dziewczyna zrezygnowana poddała się, nie mając ochoty na szarpaninę z dyrektorem przy wszystkich uczniach.
Niespodziewanie, mocne światło uderzyło czarodziejów w twarz.
W Hogwarcie przywitał ich zimny, bezchmurny wieczór. Tak jak było postanowione, pojawili się równo na godzinę osiemnastą.
Zmrok już powoli zapadał.
Gdy tylko cały statek wynurzył się z wody, zaklęcie ochronne zostało zdjęte przez kapitana. Chłodny podmuch wiatru orzeźwił Maddie. Cały niepokój, który jej towarzyszył zniknął bez śladu.
Płynęli rozległym jeziorem, które otaczało budowle. Potężny zamek, mający prawdopodobnie około ośmiu poziomów, zapierał dech w piersiach.
Gdy byli bliżej dało zauważyć się nauczycieli, oraz cztery rzędy uczniów.
Ci w pierwszym rzędzie mieli czarno zielone szaty, w drugim niebiesko czarne, w trzecim czerwono czarne i w ostatnim żółto czarne.
Maddie dostrzegła również, że obok stoi ogromny jak dom, niebieski powóz - prawdopodobnie należący do delegacji z Beauxbatons. Zaprzężony był w kilka par Abraksanów, czyli wielkich, złotych koni wyposażonych w skrzydła.
Widząc jaki zachwyt budzi okręt w uczniach Hogwartu, Heir uniosła dumnie głowę. Wszyscy na pokładzie byli już ustawieni i gotowi do zejścia na ląd.
Kai zręcznie zarzucił kotwice. Hałas magicznego trapu uderzającego o ziemię przeciął ciszę.
Z okrętu zaczęli wychodzić uczniowie, wszyscy wypieli się dumnie i wojskowym krokiem ustawili się w rzędzie.
Ich matowe płaszcze z futrem dodawały powagi i dostojności.
Na samym końcu, pod czujnym okiem uczniów Brytyjskiej Szkoły, na ląd zszedł Karakarow a za nim Maddie.
W momencie kontaktu z bezpiecznym gruntem, Karkarow odzyskał kolory i zawołał radośnie.
- Dumbledore! Jak się masz stary przyjacielu?
Maddie z dystansem obserwowała zbliżającego się czarodzieja. Wyglądało na to, że ma on już swoje lata. Mimo to jego ruchy były płynne i eleganckie. Długa fioletowo złota szata ciągnęła się za nim. Na nosie spoczywały okulary a na głowie tiara, tego samego koloru co wspomniany strój.
Dyrektor ze srebrnymi włosami i długą brodą, podszedł do Igora i objął jego dłonie, jak u starego znajomego.
- Jeśli ten czarodziej przyjaźni się z Karkarow'em, na pewno trzeba będzie mieć go na oku. - pomyślała. W tym samym momencie zimne, niebieskie tęczówki starca przeniosły się na jej postać.
- Chyba nie mieliśmy nigdy przyjemności się poznać. - zaczął patrząc jej w oczy.
- To moja adiutantka, Maddie Heir... Pamiętasz Harfanga ? - zapytał szybko, a drugi mężczyzna skinął głową z szacunkiem. - To jego wychowanka.
Na twarzy Albusa zagrało kilka emocji. Jakby już słyszał o tragedii, która spotkała dziewczynę, ale przemilczał ten temat.
- Albus Dumbledore, dyrektor Hogwartu. - uśmiechnął się, wyciągając do niej dłoń.
- Maddie Heir, wicedyrektor Durmstrangu. - odparła chłodno i tylko na chwilę dotknęła jego dłoni.
- Stary, dobry Hogwart! - wykrzyknął Igor. - O! Wiktor tu jesteś, chodźmy do środa strasznie tu zimno. Chyba nie masz nic przeciwko Albusie?
Wspomniany machnął przyjaźnie ręką, pokazując im wejście. Maddie dała znak uczniom i wspólnie ruszyli do szkoły.
Młoda kobieta wciąż czuła mocne spojrzenie na jej osobie. Nauczyciele szkoły wraz z uczniami, obserwowali dokładnie każdy jej krok.
- Zapowiada się ciekawie. - pomyślała, gdy tylko przekroczyła próg zamku.
Dumbledore zaprowadził ich do wielkiej sali, która miała takie samo zastosowanie jak ta w Durmstrangu. Odbywały się tam uczty, apele i różne wydarzenia okolicznościowe.
Sala Hogwartu była większa niż ta, którą znają uczniowie Durmstrangu. Całość była w ciepłych odcieniach. Czarownica znów zwróciła uwagę na to, iż istnieje podział na cztery stoły. Nad nimi wisiały ogromne jedwabne sztandary (czerwony ze złotym lwem, niebieski z brązowym orłem, żółty z czarnym borsukiem i zielony ze srebrnym wężem). Uczniowie, których kolory szat dopasowane były do sztandarów nad ich głowami, siedzieli już wygodnie.
Nagle przed dziewczyną pojawiła się bardzo wysoka kobieta. Na jej palcach migotały różnokolorowe pierścienie. Kontrastowały one z szatą z ciemnego futra, w którą była odziana.
Heir musiała podnieść głowę w górę, aby dostrzec zaciekawiony wyraz twarzy.
Maddie wyciągnęła rękę w jej stronę.
- Dzień Dobry. Maddie Heir, wicedyrektor Durmstarngu.
- Olimpia Maxime, dyrektorka Beauxbatons. Dzień Dobri.
Uczniowie akademii francuskiej, usiedli przy uczniach Hogwartu pod symbolem kruka. Mieli na sobie błękitne, jedwabne szaty, które podkreślały delikatność ich urody.
O dziwo ich miny nie były zbyt przyjazne. Całą piętnastkę francuskich twarzy ozdabiał grymas niezadowolenia i wrogości.
Lekkie zamieszanie ogarnęło wszystkich i bez możliwości powiedzenia kolejne zdania, Olimpia została przejęta przez Albusa.
- Tam jest najwięcej miejsca, obok ostatniego stołu. - Przemówiła w końcu, odrywając wzrok od nowych twarzy.
Jej podopieczni posłusznie ruszyli w stronę sztandaru ze srebrnym wężem.
Idący z przodu grupy, Wiktor Krum łowił najwięcej zaciekawionych spojrzeń, szczególnie od damskiej części.
- Profesorze Karkarow, Profesor Heir, proszę siadajcie. - dyrektor Hogwartu wskazał uprzejmie na długi stół, przy którym nauczyciele zajmowali miejsca.
Heir chciała usiąść obok Madame Maxime, lecz wtedy jakiś, równy rozmiarów Olimpii mężczyzna, rzucił się w stronę siedzenia.
Maddie nie mówiąc już nic, usiadła z drugiej strony. Wielu tutejszych nauczycieli podchodziło by się przywitać.
W pamięć zapadła jej najbardziej profesor Minerwa i jej surowa twarz, która kiwnęła jej z szacunkiem, oraz bardzo niski profesor Flitwick, który prawdopodobnie miał jakieś goblińskie korzenie.
Gdy zdawało się, że całe zamieszanie zaczyna ucichać, do sali wszedł czarnowłosy czarodziej. Był blady, ubrany w czarną szatę, która wlokła się za nim.
Maddie przyjrzała się mu lepiej.
Biła od niego jakaś hipnotyczna aura tajemniczości.
Nagle drzwi znów uderzyły, wpuszczając do środka sławnego aurora.
Alastor Moody, czarodziej mocno doświadczony w walce ze złem. Nogę i oko miał sztuczne, całe ciało naznaczone licznymi bliznami. Był najsurowszym z aurorów i brał swój zawód bardzo poważnie. Ostatnimi czasy krążyły jednak pogłoski, iż popadł w paranoje.
Maddie ignorując Alastora, dyskretnie szukała wzrokiem mężczyzny w czarnej szacie.
- Panienko, miejsce uczniów delegacji Beauxbatons, jest przy tamtym stole. - kąśliwy, niski głos rozległ się kilka centymetrów za nią.
Heir odwróciła się wolno. Jej oczy spotkały się z czarnymi tęczówkami tajemniczego mężczyzny.
Patrzyli na siebie jakiś czas, aż Maddie uniosła kącik ust.
- Bardzo dziękuję za ten komplement. - przemówiła przesłodzonym tonem.
Czarodziej szybko analizując sytuację, spojrzał na nią skwaszony.
Już otwierał usta, lecz przerwano im.
- Oh Severusie! Nie mogłem wyczekać spotkania z tobą. - Karkarow wyrósł jak z podziemi i rzucił się w stronę czarnowłosego.
Heir skrzywiła się lekko. Ze znajomymi Karkarowa trzeba uważać.
Mężczyźni wymienili kilka zdań. Finalnie zwrócili się w stronę jasnowłosej.
- To Severus Snape, Hogwartski mistrz eliksirów. - przedstawił Igor.
Młoda kobieta niezauważalnie rozchyliła wargi. Była pewna, że nikt tego nie zauważy, ale wzrok Severusa już powędrował na jej usta. Mężczyzna zadowolony, czekał na dalszy ciąg wydarzeń.
- Severusie, to moja adiutantka. Maddie Heir, wicedyrektor Durmstrangu.
Po twarzy Snape'a przebiegło zdziwienie.
Teraz to Maddie uśmiechała się w jego stronę z zadowoleniem.
- ...Witamy w Hogwarcie. - powiedział po chwili i wystawił do niej chudą dłoń.
Po uścisku, wszyscy już zasiedli i Dumbledore mógł w końcu przemówić.
Igor zajął szybko miejsce po lewej stronie Maddie. Obok niego usiadł Snape, a raczej został zmuszony do zajęcia miejsca.
Widać było, że mężczyzna chciał odejść, ale Igor pociągnął go za rękaw.
- Witam wszystkich serdecznie, a szczególnie was, drodzy goście! Ufam, że Hogwart stanie się dla Was domem zastępczym.
Zapraszam do jedzenia i picia, Turniej ogłosimy oficjalnie po zakończeniu uczty.
Starzec jeszcze raz posłał wszystkim uśmiech i odszedł do stołu.
Wolne miejsce po prawicy dziewczyny zostało nagle zajęte przez ciemnoskórą profesor, której imienia nie zapamiętała.
Maddie z obojętnością łowiła zebrane na niej spojrzenia. Z każdego stołu znalazło się po killa par oczu, które skierowane były na nią.
Całkiem spodobała się jej ta sława i od czasu do czasu, poprawiała elegancko swoje jasne włosy.
Uczta trwała dalej.
Z upływającymi minutami, Maddie czuła się coraz gorzej. Eliksir łagodzące jej przemiany został na statku, dlatego starała się uspokoić ile może, by czasem nie przemienić się teraz w węża.
Oprócz tego, wszystkie jej myśli wirowały wokół Snape'a.
W końcu był on mistrzem eliksirów, co jeśli będzie mógł jej pomóc?
- Mam nadzieję, że moi uczniowie nie sprawiają pani zakłopotania.
Głos Albusa dotarł do dziewczyny, jakby w zwolnionym tempie. Starzec chodził koło stołu, nadzorujący czy wszyscy mają się dobrze.
- Oczywiście, że nie. - odparła, nierozumiejąca co dokładnie ma na myśli mężczyzna.
- Wszyscy tutaj wiedzą kim kto jest, a pani postać wciąż owiana jest tajemnicą. - mruknął do niej.
- Rzadko opuszczam szkołę, poza tym nie dbam o sławę. - chrząknęła, delikatnie zakłopotana.
- Oczywiście. Nie chciałem urazić! Proszę wybaczyć brak taktu, ale czy otrzymała pani ostatnio jakieś informacje od Harfanga? - przybliżył się, ściszając głos.
- Już od dwunastu lat nie daje znaku życia. - powiedziała bez emocji.
Dumbledore chwilę milczał, następnie spojrzał na nią smutno.
- Bardzo mi przykro. - odparł. - Proszę spróbować soku, to nasz tradycyjny.
Czarodziej szybko zmienił temat i ruszył dalej.
Maddie niepewne spojrzała na złoty puchar. Delikatnie uniosła go i powąchała.
- ...ugh dynia. A myślałem, że nie ma nic gorszego od porzeczki. - pomyślała smętnie i odłożyła napój.
Wkrótce po tym spojrzała w stronę stołu, gdzie obok uczniów Hogwartckich, zasiedli jej podopieczni.
Widać było, że całkiem dobrze się czują. Na ich twarzach gościły zadowolone miny, gdy rozmawiali o czymś z uczniami w szatach z zielonymi podszyciami.
Z uwagi na ciepło jakie panowało w szkole, uczniowie Durmstrangu już dawno pozbyli się swoich futer, pokazując piękne czerwono krwiste mundury.
Młoda kobieta przyjrzała się lepiej rozmówcy Wiktora Kruma. Bardzo jasna, blond czupryna wyróżniała go od reszty.
Nagle jakby czując jej wzrok na sobie, Hogwartcki czarodziej przeniósł na nią wzrok.
Jego stalowe tęczówki badały jej postać.
Heir zdziwiła się, gdy chłopiec uśmiechnął się do niej promienie. W odpowiedzi tylko lekko uniosła kącik ust, by nie okazać nieuprzejmości i wróciła do obserwowania imitacji gwiazd i nocnego nieba, które lśniły na sklepieniu sali.
Już kolejny raz tego wieczora, drzwi sali otworzyły się, ukazując kolejną parę przybyłych.
- A o to nasi wspaniali organizatorzy! Ludo Bagman i Barty Crouch! Witamy panów serdecznie. - Dumbledore zajął się gośćmi, uczta zbliżała się do zakończenia.
Szef Departamentu Magicznych Gier i Sportów miał w sobie tyle energii, że spokojnie nadrabiał za siebie i Crouch'a.
Maddie przemknęło przez myśl, że Ludo wygląda jak wielkie dziecko w stroju swojej ulubionej drużyny.
Za to Bartemiusz z ministerstwa przypadł jej bardziej do gustu. Kulturalnie podszedł do niej i przywitał się. Mówił on spokojnie, nie chaotycznie jak Bagman i widać było, że to poważny człowiek oraz potężny czarodziej.
Po krótkim powitaniu gości, Albus znów zajął miejsce na mównicy.
W powietrzu dało się wyczuć gęstniejącą atmosferę oczekiwania i niecierpliwość.
- Już niebawem nastąpi rozpoczęcie Turnieju, lecz nim przyniesiemy szkatułę chciałbym rzec kilka słów.
W tym właśnie momencie Heir wyłączyła się z otoczenia. Słowa docierały do niej z jakimś dziwnym echem. Zdołała tylko zapamiętać, że oprócz Karkarow'a, do sędziów należeć będzie Olimpia Maxime, Ludo Bagman i Bartemiusz Crouch.
- Wszystko dobrze? - coś dotknęło ramienia dziewczyny.
Maddie po chwili zrozumiała, że to profesor, która siedziała obok niej.
Posłała jej uspokajający uśmiech.
- Dziękuję. Wszystko dobrze, to po prostu zmiana klimatu. - odparła szybko.
W sali zapadła głucha cisza. Heir obejrzała się. Starszy mężczyzna z łysawą głową, wszedł do sali taszcząc wielką szkatułę.
Dumbledore podszedł do przedmiotu i stuknął trzy razy różdżką w wieko.
- ...Czara ognia, wybierze trzech reprezentantów. Po jednym z każdej szkoły.
Oczy wszystkich skupiły się na pozornie zwykłej, drewnianej czarze. Zapewne nie wzbudziła by zainteresowania, gdy by nie tańczące w niej ogniki koloru błękitnego, które zahipnotyzowały wszystkich obecnych.
- Zasady już znacie - piszecie swoje imię, nazwisko oraz nazwę szkoły i wrzucacie do środka. Czara będzie ustawiona w tym miejscu przez kolejne dwa dni, by każdy kto zechce jeszcze wrzucić swoją kandydaturę mógł to zrobić. Pamiętajcie! Gdy czara wyłoni kandydatów, nie ma już odwrotu.
Powiedział to bardzo dramatycznie i poważnie. Po sekundzie jego ton zmienił się diametralnie, na miły i wesoły.
- No myślę, że już najwyższy czas kończyć. Życzę wszystkim dobrej nocy!
Maddie pragnąc jak najszybciej zażyć eliksir, ukłoniła się z wdzięcznością do obecnych i ruszyła zebrać uczniów.
Cała delegacja Durmstrangu powstała równo widząc, że wicedyrektor zbliża się w ich stronę.
Maddie szybko ogarnęła ich wzrokiem.
Uczniowie Hogwartu, którzy dzielili stół z jej grupą, ku zdziwieniu obecnych również powstali.
- Serdecznie witamy Panią, oraz waszą delegację w szkole Hogwart. To dla nas wielki zaszczyt.
Chłopiec o bardzo jasnych blond włosach, który wcześniej uśmiechał się do niej z szacunkiem opuścił głowę. Gest ten powtórzyli pozostali uczniowie z wężem na szacie.
- Nazywam się Draco Malfoy. - wyciągnął do niej rękę.
Dziewczyna spojrzała zdziwiona na chłopca.
Miał on może około czternastu lat. Już miała go zignorować, ale zobaczyła w nim jakiś dziwny obraz siebie z dzieciństwa.
Ona również była bardzo pewna siebie, ambitna i zawsze o krok do przodu.
Na jej usta wpełzł delikatny uśmieszek.
- Maddie Heir. - powiedziała w końcu, ściskając jego dłoń.
- Już gotowi? To Idziemy. - Karkarow nieoczekiwanie znalazł się za plecami czarownicy. - Wiktorze wszystko w porządku? Może chciałbyś skosztować wina korzennego? - zapytał czule.
Krum zachmurzył się i pokiwała przecząco głową.
- My z chęcią byśmy spróbowali. - odezwał się Polikow, który wyszedł na przód grupy.
Lewa brew Karkarow'a uniosła się w górę.
- Tobie nic nie proponowałem Polikow. - zbliżył się do niego i dotknął jego piersi palcem wskazującym. - Splamiłeś mundur jedzeniem. - syknął. - Wstyd.
Pozostali uczniowie Durmstrangu zachichotali na ten komentarz.
Heir całkiem mocno szturchnęła Igora.
- Nie traćmy już czasu. - mruknęła i wszyscy ruszyli do wyjścia.
Maddie szła równo z dyrektorem, emanując nową energią. Nie mogła się już doczekać miłej kąpieli.
W drzwiach prawie zderzyli się z trójką uczniów. Dziewczyna z burzą brązowych włosów na głowie, szturchnęła szybko rudego chłopca. Jeszcze jeden wątły chłopiec, tym razem o czarnych włosach i okularach stał z nimi.
Kruczowłosy cofnął się, kulturalnie przepuszczając Maddie i Igora w przejściu.
- Dziękuję. - Karkarow spojrzał na chłopca i nagle skamieniał.
Heir zobaczyła, że patrzy na bliznę w kształcie błyskawicy i wszystko stało się jasne.
- Tak, tak to Harry Potter.
Zza rogu wyłonił się stary auror.
Karkarow pobladł jeszcze bardziej niż przy rejsie okrętem.
- To ty! - wyjąkał Igor.
- Tak to ja. - odparł.
- Alastorze. - kiwnęła mu Heir, ale ten nic nie odpowiedział. Jedynie wpatrzył się w nią mocniej.
- Tarasujecie wejście. - warknął, zasłaniając sobą Potter'a.
Maddie spojrzała przez ramię. Rzeczywiście za nimi stało wiele osób, które z ciekawością próbowały dojrzeć, co spowodowało "korek".
Dziewczyna złowiła również wzrok Severus'a, który w gotowości przyglądał się sytuacji.
- Jesteście głusi czy jak? - znów wyrwał Moody. Jego magiczne oko, powędrowało gdzieś do tyłu, ukazując jasne białko.
Karkarow zmarszczył groźnie czoło, ale nic nie odpowiedział. Dał szybko znak ręką i delegacja Durmstrangu finalnie opuściła sale.
Maddie wpadła jak tornado do swojej kajuty. Otworzyła księgę do zielarstwa, która była tak na prawdę skrytką dla jej eliksiru.
Oddech ulgi wydostał się z jej ust, gdy palący płyn rozlał się przyjemnje po przełyku.
Teraz mogła udać się na upragnioną kąpiel.
Siedząc w ciepłej wodzie, przymknęła powieki.
- Pomylił mnie z młodziutką Francuzką... - szepnęła, uśmiechając się nieświadomie.
Mogłaby siedzieć tak dłużej, gdyby nie jakiś huk, dobiegający z głównego przejścia, który zmusił ją do zakończenia kąpieli.
Zrobiła szybki obchód, ale nie znalazła źródła hałasu.
Gotowa do snu położyła się.
Jedna jeszcze myśl nie dawała jej zasnąć. Mianowicie, dlaczego Karkarow zareagował tak na Moody'ego? To jasne, że Igor był kiedyś śmierciożercą, ale ciekawiło ją co zaszło między tymi czarodziejami. Interesujące było też to, dlaczego stary auror potraktował ją tak sucho.
Może mało się znali, ale jednak spędzili na pracy ze sobą te kilka godzin, podczas jej szkolenia.
- A może ja też mam paranoje i doszukuję się problemu tam, gdzie go nie ma?... - pomyślała niepewnie.
Mimo wszystko chciało jej się wstać i zapytać Karkarow'a o jego reakcje, ale jej powieki same zaczęły się zamykać. Nie walcząc dłużej ze zmęczeniem, zasnęła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro