Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Crap 2 czyli jak... pisać bądź nie pisać Voltrona

A WIĘC!
Uwielbiam ten serial... bo to chyba serial... tfu! Animacja.
I miałam taki pomysł.
Może kiedyś jeszcze go dotknę, nie wiem...
A na razie zostawiam to coś tutaj...
Standardowo ostrzegam przed błędami

PEACE 🖖

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

   Nie szło dobrze. Dlaczego zawsze tak zaczynam?? Nie wiem, potrzebna jest dramaturgia. Galra mieli przewagę pod każdym względem. Liczebność, technologia, umiejętności. Lance unikał ciosów żołnierza jak tylko mógł, ale w końcu opadł z sił. Byl tylko nedznym człowiekiem.
   Uderzył plecami o ziemię gdy przeciwnik odepchnął jego atak kopniakiem. Przez chwilę nie mógł nabrać powietrza. Więc taki jest jego koniec? Nie zdążył jeszcze wyrwać wszystkich interesujących dziewczyn kosmosu. No cóż. Spojrzał z dołu na żołnierza i podparl się na lokciach. Dzielilo ich dobrtch kilka metrow. Ten wymierzył w Lance a laser, który zaczął gromadzić energię potrzebna do wystrzalu. Poobijany chłopak mógł jedynie patrzeć w ostatnich sekundach swojego życia co dzieje się dookoła. Shiro leżał oparty o ścianę, nieprzytomny, Keith jako jedyny walczył w swoim lwie, Hunk tez jakoś sobie radził ale z jego kondycją nie na długo zda sie samo unikanie. Zamknął oczy. "Piękna śmierć... nawet nic nie poczuje..."
   Żołnierz Galra już ukadal dłoń na spuście.... lada chwila wszystko się skończy.
- Lancee! - niewyrazny wrzask przebił się do głowy chłopaka.
   Otworzył oczy i usłyszał wystrzal. Odwrócił głowę. Bólu nie było. Nie było. A to dlatego że Pidge dosłownie w ostatniej chwili powstrzymała laser swoją tarczą. Gardło miał spalone na wior i dopiero po chwili jego głos brzmial tak jak zwykle.
- Pi... - odkaszlniecie - Pidge, uciekaj! Zginiesz rozumiesz?
- Nie umre! Nie rozumiem! Rodziny się nie zostawia! - krzyczała walecznie odpierając wiązkę coraz mocniejszego światła. Lance był zbyt słaby żeby wstać na nogi, a wiedział ze musi pomoc. Jednak... nie zdazyl zrobić nic.
   Laser przebił się przez osłonę Pidge raniąc dotkliwie jej rękę oraz brzuch.
- Pidge! NIE! - wrzasnal i mimo zmeczenia rzucil sie na ratunek dziewczynie.
   Keith i Hunk odwrócili się
   Złapał ją w ramiona jak księżniczkę i ostrożnie położył na ziemi. Krótko krzyknęła, co było zdziwieniem dla Lance a ze dziewczynka zachowała swiadomosc. Krew zaczęła zabarwiać jej kombinezon. Ból utrudniał jej oddychanie.
- Pidge, nie... nie nienienienie! Uciskaj ranę! - krzyknał i przylozyl jej zdrową rękę do jej brzucha.
   Wrzasnęła ponownie i pokręciła głową. Łzy zaczęły spływac jej po twarzy mieszając się z krwią. Nagle Lance przypomniał sobie o żołnierzu. Odwrócił zdruzgotany wzrok w jego stronę. Nie wiedział co robić.
    Czerwony lew odttracil jego przeciwnika i mógł zajac się Pidge.  Krwi było na posadzce coraz więcej.
- Posłuchaj, zostań ze mną jasne? Ani mi się waż odplywac! Będzie dobrze - to mówiąc oderwał kawałek materiału z koszulki spod swojego kombinezonu.
   Obwiazal rękę i brzuch dziewczyny znagajac się z jej krzykiem potworna świadomością ze rani najmlodszego członka drużyny.
- Nie zasypiaj! - zareagowal widząc coraz bardziej nieobecny wzrok Pidge.
- T... - To- bo... li - jeknęła tak żałośnie ze chłopakowi do oczu naplynely łzy.
- Wiem ze boli. Shiro! - zawołał kapitana z nadzieją.
   Przekrzykiwal sie z harmiderem dźwięków ostrzy i blasterów. Nagle musiał zrobić unik przed niespodziewanym nożem. Pidge wydała z siebie kolejny bolesny wrzask. Nie mógł tego znieść.
- Lance? Lance, odbiór - rozległ się głos przywódcy.
- Shiro! Pidge jest ranna! Musimy spadać! - krzyczał.
   Mógł sobie tylko wyobrazić jego minę ale zbyt szczęśliwa ona na pewno nie była.
   Shiro, który już pobierał się po upadku, zarządził odwrót. Wszyscy zaczęli uciekać do lwów.
- Pidge słuchaj! To zniweluje trochę ból - pokazał jej strzykawke.
   Przytaknela a Lance wbił igłę w jej ramię. Po parunastu sekundach chłopak poczul jak jej ciało się rozluźnia, ale nie była całkowicie nieprzytomna. Jej oddech się nieco uspokoił, ale nie wiedział czy to przez morfine czy...
- Keith! - zawołał przez komunikator.
   Zbizyl się do Lance a czerwonym lwem.
- Lec do Allury, szybko!
Paladyn przytaknal i zabrał Pidge do środka, a Lance mogl teraz pobiec do swojej maszyny. Ku jego zdziwieniu zielony lew podazyl za czerwonym. Odetchnął z ulgą, że nie musiał wymyślać sposobu na przetransportowanie lwa Pidge. Szybko wsiadł do swojego i jako ostatni uciekł ze statku wojennego Galra.

   Keith przeżył wewnętrzny zawał kiedy zobaczył jakim stanie jest Pidge. Jego na wpol przytomna przyjaciółka spoczywala w jego ramionach a on za cholerę nie wiedział jak ma prowadzić swojego lwa. Nie mógł jej tak poprostu odstawić na ziemię. Czemu? No może dlatego że wolał być pewien czy przypadkiem nie wyzionela ducha. Sprobował pchnac jakos stery stopą. Lekko nimi ruszył a czerwony lew uruchomił się. Jednak... nie była to zasługa Keitha.
   Maszyna uruchomiła się sama. Lew jak zwykle wyczowal intencje Paladyna. Taki bonusik.
- Allura? Ksiazniczko słyszysz mnie? - spróbował nawiązać kontakt z pałacem.
- Ke...- eith-... Keith to ty? - w odpowiedzi uzyskał przerwany głos.
- Tak, Shiro zarządził odwrót. Mają przewagę, a poza tym... z Pidge nie jest najlepiej  - tu spojrzał na towarzyszke.
- Co się stało? - spytała ze zgroza księżniczka.
- Jest poważnie ranna.
- Musicie szybko dostać się na statek. Zajmę się nią.
   Lew przyspieszył. Rany jak on uwielbiał ta maszynę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro