Harmonia |1
Wrzuciłem monetę do maszyny, wcisnąłem odpowiednie przyciski i czekałem, aż kartonik z mlekiem wypadnie. Gdy to się stało - wziąłem go szybko i zasmakowałem napoju. Sięgnąłem po czarny futerał ze skrzypcami, który zawsze mi towarzyszył i zarzuciłem go na ramię, dumnie maszerując do sali, gdzie miała odbyć się próba. Założyłem słuchawki i włączyłem pierwszą lepszą piosenkę, a los chciał, że włączyła się jedna z oper Mozarta - Apollo i Hiacynt KV 38. Każdy akt opowiadał fragment pewnej historii.
W akcie I Oebalus przygotowywał się do złożenia ofiar dla Apolla, a chór wysławiał chwałę bóstwa. Jednak piorun zniszczył ołtarz, a chwilę później pojawił się, rozgniewany na Zefira, sam w swojej okazałości Apollo, chcący audiencji u króla. Hiacynt domyślał się kto ściągnął gniew boga, jednak będąc przyjacielem Zefira, nie chciał zdradzić tajemnicy ojcu.
W akcie II zazdrosny o Apollina Zefir zranił śmiertelnie Hiacynta w czasie trwania igrzysk, dodatkowo obwiniał o to Boga. Król, który wcześniej chciał wydać Melię za Apolla, zmuszony jest teraz do wygnania bóstwa, co stwarza szanse dla Zefira, który szybko prosi o rękę Melii, jednak za swoje niecne czyny zostaje przemieniony w wiatr. Melia nie może uwierzyć usprawiedliwiającemu się Apollinowi.
W ostatnim już akcie Hiacynt przy ostatchnim tchnieniu wyznaje imię zabójcy. Król i jego córka proszą zatem boga o wybaczenie, a ten przyjmuje przeprosiny i bierze Melię za żonę, a samego Hiacynta przemienia w kwiat.
Ten dzień miał być spokojny, jednak z daleka widziałem zbliżającego się Hinatę. To była ostatnia osoba, którą chciałem widzieć. Westchnąłem, chcąc ominąć wzrokiem chłopaka. Wyminęliśmy się bez żadnego przywitania czy chociażby spojrzenia, a ja dalej szedłem do sali muzycznej, gdzie prawdopodobnie czekała reszta muzyków. Wypakowałem z bocznej kieszeni futerału nuty, które dokładnie przejrzałem, rękę układając w kieszeni tak, jakbym trzymał tam instrument. Taki dziwny nawyk, który mam od dawien dawna. W głowie powtarzałem melodię utworu, przypominając ją sobie dokładnie. Robiłem to do czasu, aż nie znalazłem się przed drzwiami sali z numerem 25, bo to był mój cel. Po cichu otworzyłem drzwi, wyjmując słuchawki z uszu. Jeszcze nie zaczęli z powodu braku...wiolonczelisty i mnie.
-Widziałeś może gdzieś Shoyo?-zapytał widocznie podirytowany nauczyciel, w dłoni dzierżąc ogrom kartek.
-Ta, szedł w kierunku sali gimnastycznej-odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Dzisiaj mieliśmy skończyć wcześniej, a jego jak zwykle nie ma!-tak jak myślałem. Gniew wziął górę, a nauczycielowi żyłka prawie pękła. Bez słowa odłożyłem swój instrument na jednym z dwóch wielkich stołów, znajdujących się na końcu sali. Pomieszczenie to było jasne, ponieważ wielkie okna wpuszczały wiele światła do środka, a ściany były w odcieniu bladej żółci. Na nich było od groma plakatów i obrazów, dotyczących największych muzyków wszechczasów. Chciałem otworzyć futerał, lecz w tej samej chwili do pokoju wparował rudowłosy kurdupel. Wystraszyłem się nagłym otworzeniem drzwi, które o mały włos nie uderzyły w ścianę.
-Przepraszam za spóźnienie, proszę pana!-wykrzyczał ten knypek, ściągając na siebie spojrzenia każdej osoby, która była w tym miejscu.
Z tego co zauważyłem, nie tylko ja byłem zażenowany jego zachowaniem.
Spróbowałem go zignorować i zdjąłem kawałek niebieskiego materiału, który chronił moje skrzypce przed zmianą temperatury i wziąłem w dłonie sam instrument. Odłożyłem go na bok i sięgnąłem po smyczek, który nasmarowałem kalafonią. Szybko naszykowałem nuty i postawiłem je na pulpicie, po czym zasiadłem przy reszcie uczniów. Wszyscy czekali, aż Hinata łaskawie przygotuje się do gry. Usiadł przy wiolonczeli gotowy, smyczek opierając na strunie.
Na znak dyrygenta wszyscy zaczęli grać swoje części. To był Requiem d-moll KV 626, msza żałobna. Jeden z największych dzieł sakralnych Mozarta, a jednocześnie niedokończona i ostatnia kompozycja.
Mozart rzadko kiedy pisał utwory, które miały związek z tym, co kompozytora otaczało czy z ciekawą historią powstania. Jednak Wolfgang dostał kiedyś zlecenie - anonimowe. Nie określono z góry koncepcji utworu ani nawet terminu. Podczas komponowania, Amadeusz był ciężko chory, a pracy nigdy nie dokończył.
Twórca toczył bitwę z czasem, myśląc o tym, że pisze Requiem na własną śmierć. O ironio, zmarł niewiele czasu później.
Nie wiadomo ile w tym prawdy, jednak ta historia...napewno jest interesująca i niepodważalnie intrygująca. Grałem swoją część tego dzieła, myśląc właśnie o tej tajemniczej opowieści.* Muszę przyznać, szło nam bardzo dobrze.
****
Graliśmy dwie godziny. Były to przygotowania do koncertu, który miał odbyć się za dwa miesiące. My jednak zaczęliśmy próby o wiele wcześniej, chcąc wypaść jak najlepiej. Każdy był podekscytowany tym wydarzeniem, ćwiczyliśmy długo i ciężko, jednak nasz nauczyciel, zwany Wąsikiem, nadal nie wybrał dwójki, która zaprezentuje nas w kategorii duetu. Może nie powinienem się tym martwić, on raczej wie co robi. A może już kogoś wybrał?
-Kageyama, Hinata!-zawołał naszą dwójkę. Może chciał porozmawiać z nami o naszych spóźnieniach?
Wziąłem łyk mojego mleka i poszedłem do nauczyciela, który już zagadywał Hinatę, który machał rękoma i krzyczał coś niezrozumiałego. Wąsik próbował bo uspokoić gestem ręki, ale to nie pomagało. Stanąłem obok nich, a gdy siwiejący facet mnie zauważył, wziął głęboki wdech i zaczął mówić.
-Jesteście dwójką najlepszych muzyków w tej grupie. Chcę, żebyście to wy zagrali we dwoje na...
-N-Nie ma mowy!-protestowała krewetka, z rumieńcami na twarzy.
-Ale tylko wy zapewnicie nam zwycięstwo!-bronił się siwiec.
Oboje wymieniali się swoimi spostrzeżeniami na temat pomysłu, jednak Shoyo za żadną cenę nie mógł powiedzieć czemu nie chce ze mną grać.
Czy ja tego chciałem? Niespecjalnie.
Co prawda, kurdupel umie grać. Razem moglibyśmy wygrać, a tylko na tym mi zależało w tamtej chwili. Byłem gotowy poświęcić swój wolny czas na tego gnojka, byle było warto.
-Mogę to zrobić- przerwałem im, a reakcja krewetki mnie zdziwiła. Najpierw się uspokoił, po czym również się zgodził. Tak po prostu.
Na twarz nauczyciela wstąpiła ulga.
-Dobrze... Daję wam wolną rękę, zagrajcie to, co wam idzie najlepiej! Stwórzcie cudowny duet!
*- to jest część requiem, którą grają bohaterowie ~
Mam nadzieję, że się wam podobało!! Zapraszam na mojego instagrama - xlilhappy
Do usłyszenia w następnej części 😇
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro